Juliette Moore
Nowy Rok to czas świętowania niemal we wszystkich domach na świecie. Nie każdy obchodzi go w tym samym czasie, ale to bez znaczenia. Mówi się, że rok, który dopiero się rozpoczyna przynosi nowe nadzieje, ale i również nowe obawy. Takie nastroje panowały również w rodzinie Moore’ów, która postanowiła przenieść się kilka miesięcy temu z Francji do rodzimej Anglii. Najstarsza córka, Juliette, ukończyła bowiem Akademię Beauxbatons z najwyższymi stopniami. Jej rodzice jednak odczuwali niedosyt w jej edukacji i postanowili przenieść ją na ostatni rok nauki do odbudowanego po wojnie Hogwartu. Jednak rozprawa ojca, dotycząca przynależności do grupy zwanej śmierciożercami, pokrzyżowała ich plany, więc dziewczyna miała przybyć do angielskiej szkoły na ostatnie pół roku, na początku stycznia.
Nic tak nie smuci jak widok płaczącej dziewczyny. Może jedynie widok płaczącej tak pięknej dziewczyny jak Julie. Siedziała skulona na fotelu i łkała cicho. Patrzyła przez panoramiczne okno na oświetlone w nocy centrum City of London. Nowoczesny wygląd apartamentu, w którym mieszkała, miał jednocześnie mocne ślizgońskie akcenty. Zielona atłasowa narzuta, na niskim futurystycznym łóżku lśniła w świetle, padającym z najróżniejszych w świecie lamp.
- Kochanie – usłyszała nagle.
Nie podnosła głowy. Wciąż siedziała skulona, twarz jak najszczelniej chowając w kolana. Zaciągnęła mocniej sweter, by ukryć swoje ręce. Chciała uciec od tego świata.
- Kochanie – powtórzyła jej matka, nachylając się nad nią.
- Nie chcę rozmawiać – syknęła.
Matka westchnęła.
- Ja naprawdę starałam się powstrzymać to wszystko. Ale ojciec…
- Co ojciec? – warknęła.
- Ojciec się uparł, mówił, że i tak musisz to zrobić.
- A ty, jako przykładna matka, broniłaś dzielnie swojego dziecka?
- Nie, zachowałam się jak przykładna żona, która nie sprzeciwia się woli męża.
- W którym wy wieku żyjecie?! XVII?!
- Nie, ale nasza rodzina jest tak stara, że…
- Że co? – przerwała niegrzecznie – Że musicie się stosować do zasad, które pasują do tamtych lat? Że musicie mnie zmuszać do małżeństwa? Ja go nie znam! Jak mogę myśleć o tym, żeby być z nim przez resztę życia?!
Jej krzyk przywołał do pokoju ojca. Odsunął matkę od córki tak gwałtownie, że upadła na ziemię. Złapał Juliettę za włosy i przygwoździł do kawałka ściany pomiędzy oknami panoramicznymi i warknął:
- Ty wredna, niewdzięczna suko! Jak możesz sprzeciwiać się woli głowy rodu?!
Wymierzył jej bolesny policzek. Wyjął zza pasa sztylet i docisnął zimną klingę do twarzy dziewczyny.
- Wchodzimy w układy z najbardziej wpływową rodziną czystej krwi w całej Anglii!
- Wchodzicie w układy z byłymi śmierciożercami – syknęła.
Ostrze wpijające się w policzek nie rozbiło na niej żadnego wrażenia. Za często je widziała, by mogła teraz wpadać w panikę. Furia w oczach ojca wzrosła.
- Czarny Pan zawsze był z nami i zawsze będzie – powiedział chłodno, ukazując swoją lewą rękę, gdzie znajdował się wypalony, choć już wyblakły to wciąż widoczny, tatuaż.
- Ponoć przeszedłeś na dobrą stronę, ojcze. Gdyby nie ten fakt, to siedziałbyś w Azkabanie.
- Oficjalnie. Jednakże wiem, że oni, tak samo jak ja, pamiętają o czasach świetności naszego Lorda.
- Jesteś szalony.
- A ty jesteś tylko głupią dziwką, która poślubi Dracona Malfoy’a i da mu się pieprzyć, choćby miałaby być to ostatnia rzecz, którą zrobi w życiu.
W drzwiach pokoju ukazała się śliczna dziewczynka w wieku sześciu lat przebrana w długą pelerynę i przydużą tiarę. W małej rączce ściskała mocno, wystruganą z drzewa cisowego, różdżkę do zabawy. William Moore puścił starszą córkę i uśmiechnął się do młodszej. Zachęcił, by do niego podeszła. Julie wiedziała, że chce ją skrzywdzić dla przykładu, więc za nim sześciolatka zbliżyła się z uśmiechem do ojca, przykryła ją własnym ciałem, rzucając się na kolana i przytulając ją mocno.
- Martha idź do mamy.
- Dobrze Julie.
Marya Moore, matka dziewczynek, podeszła, niemal czołgając się, do córek i chwyciła młodszą za rączkę. Wyprowadziła ją z pokoju. Juliette patrzyła, jak odchodzą. Z melancholii wyrwał jej kolejny policzek ojca.
- Jestem dla ciebie wyjątkowo łaskawy. Powinienem już dawno temu zabić ciebie na oczach matki i Marthy. Twoja siostra jeszcze wyrośnie na ludzi. Ciebie zniszczyła Francja, niewdzięczna szmato.
Jednym ruchem zerwał z niej górę ubrań. Półnaga dziewczyna okryła swoje piersi i zaczęła cicho płakać. Jej ojciec zdjął ciężki, skórzany pas i wymierzył cios. Juliette krzyknęła z bólu. Jeszcze jeden cios. Wrzasnęła. Ostatni bat i dziewczyna niemal straciła przytomność. Ojciec wyszedł z pokoju, zostawiając córkę zapłakaną i na wpół przytomną, z czerwonymi śladami na plecach po ciężkim pasie, którym wymierzył karę za jej własne poglądy.
Draco siedział w gabinecie na fotelu z twarzą ukrytą w dłoniach. Tego właśnie się obawiał. Będzie ją musiał opuścić mimo tego, że ani on, ani ona tego nie chcieli. Poślubi przyjaciółkę Tracey Davis, bo tego wymagało dobro rodu. To wszystko było żałosne. Juliette owszem była miła i ładna, ale chłopak nie znał jej dobrze. Poza tym nie wyobrażał sobie życia bez Hermiony. Usłyszał pukanie do drzwi.
Dziewczyna o kasztanowych włosach weszła do pokoju i położyła mu rękę na ramieniu. Strącił ją momentalnie. Teraz był pewien, że musi zapomnieć.
- Nie rozumiesz? To koniec. Zanim zdążyło się zacząć, już musiało się skończyć. Nic na to nie poradzisz.
Hermiona nie wiedziała, co powiedzieć. Usiadła na biurku Harry’ego i patrzyła zasmuconymi oczami na chłopaka. Będzie musiała o nim zapomnieć. Na początku stwierdziła, że będzie to całkiem łatwe – i tak nigdy go nie kochała. Po chwili jednak jej świadomość przywołała obraz sprzed kilku minut.
- Kiedy ja…
Nie mogła tego powiedzieć. Powinna zastosować się do tego, co podpowiadał jej rozum. Wrócą do starego trybu życia jako znajomi i nikt więcej. Pogładziła naszyjnik, który dostała od Dracona. Zatrzymała się na fiolce. Zawahała się. W końcu szybkim ruchem rozpięła zapięcie i podała naszyjnik chłopakowi.
- Daj to narzeczonej. Na pewno jej się spodoba – powiedziała i obróciła się, szybko wychodząc z pokoju.
Zamknęła za sobą drzwi i oparła się o nie. Po jej policzkach spływały ogromne łzy. Po drugiej stronie drzwi stał chłopak, opierając się dokładnie tak samo jak ona. W prawej ręce trzymał mocno naszyjnik i patrzył na wyryty na fiolce ledwo widoczny napis.
Peron był pełen ludzi. Piękny pociąg czekał i zachęcał swoim wyglądem uczniów do zajmowania miejsc. Wśród nich był Draco Malfoy. Na jego ramieniu spoczywała ręka matki, rozpromienionej od ucha do ucha. Niestety nie można było tego powiedzieć o jej synu. Jego przybita mina zdradzała wszystko, o czym wtedy myślał. Jego ojciec, widząc zachowanie Dracona, wyjął z płaszcza czarne pudełeczko i podał synowi.
- Oficjalnie oświadczysz się pannie Moore w lutym. Jej rodzina nalegała na Walentynki. Od teraz jesteście parą. Koniec z innymi dziewczynami. Pannie Moore należy się szacunek, jako twojej przyszłej żonie.
Chłopak kiwnął głową i schował pudełko z pierścionkiem. Należał do jego świętej pamięci babki. Tej samej babki, która urodziła ciotkę Bellę, jego matkę i Andromedę, której córka Tonks została zamordowana przez Bellatrix Lestrange. Miła rodzinka. Mordujmy się wszyscy nawzajem, bo przecież ród musi być najważniejszy.
- Proszę wsiadać!
Chłopak złapał za kufer i klatkę z sową i bez pożegnania ruszył do pociągu. Idąc do przedziału Ślizgonów, minął Ginny Weasley. Nie powiedziała nic, tylko popatrzyła na niego smutno. On nawet nie podniósł wzroku, przepuścił ją jedynie, by mogła przejść. Draco wrzucił swój kufer i klatkę na półki przy suficie pociągu. Usiadł na wygodnym, obitym zieloną skórą siedzeniu. Patrzył na peron. Po chwili zauważył dziewczynę ze zdjęcia, które przesłała mu matka. Na żywo była jeszcze piękniejsza. Juliette żegnała się właśnie z młodszą siostrą, Marthą, oraz matką. Ojca nie było na peronie. Z zamyślenia wyrwał go Blaise, który razem z Pansy zajęli miejsca naprzeciw niego.
- Witaj Smoku! – powitał go przyjaciel.
- Cześć Diable – mruknął, nie odrywając spojrzenia od blondynki, która znikała właśnie we wnętrzu pociągu.
- Jak minęły ci święta? – zapytał, podnosząc wymownie brew.
- Dobrze.
- A Hermiona?
- Jeszcze lepiej – mruknął – Pocałowałem ją.
Pansy uśmiechnęła się. To samo zrobił Blaise. Draco natomiast nie zmienił swojego wyrazu twarzy.
- Wiedziałam, że coś się w końcu stanie!
- I stało się… - jego ton głosu był niemalże grobowy.
Do trójki przyjaciół zbliżyła się piękna, wysoka blondynka. Była ubrana w długą do kolan, prostą, czarną sukienkę z golfowym wykończeniem dekoltu i czarnym skórzanym pasem. Przyciemniane pończochy dodawały nieco koloru skórze dziewczyny. Na nogach miała natomiast proste czarne szpilki. Poruszała się z gracją. Gdy zatrzymała się przy Ślizgonach, odrzuciła swoje długie włosy do tyłu. Cała trójka wstała.
- Witaj, Draco. Jestem Juliette Moore. Pewnie już wiesz, że… - zaczęła, uwalniając powoli swój piękny głos.
- Wiem – przerwał jej chłopak, po czym zwrócił się do zbitych z tropu przyjaciół – To Julie. Moja przyszła fiancée.
- Ale jak to narzeczona? A Herm… - zaczęła Pansy, lecz Blaise kopnął ją dyskretnie w łydkę.
- Bardzo mi miło – powiedział, ujmując dłoń nowoprzybyłej i składając na niej delikatny pocałunek – Blaise Zabini, przyjaciel Draco.
Pansy natomiast skinęła głową:
- Pansy Parkinson.
- Zechcesz z nami usiąść? – zapytał chłodno Malfoy.
- Oczywiście.
Zajęła miejsce obok przyszłego partnera. Zgodnie z zaleceniami rodziny starała się być blisko niego. Draco ujął jej rękę, by zachować pozory. Wtedy pociąg ruszył. Chłopak po raz ostatni zobaczył rodziców. Na ich twarzach malował się triumfujący uśmiech, gdy zobaczyli syna z Moore. On natomiast był zdziwiony zachowaniem dziewczyny. Nigdy nie spotkał takiej, która zachowywała się, jakby miała lodowe serce. Juliette traktowała go jak równego sobie, lecz umiała okazać należny mu szacunek. W końcu to ona przyłącza się do rodziny Malfoy’ów, nie odwrotnie.
- Czego taka piękność szuka w pochmurnej Anglii? – zapytał w końcu Blaise.
- Po ukończeniu Beauxbatons moi rodzice postanowili, bym wyuczyła się tego, co w naszej Akademii nie było uczone. Chciałabym poznać więcej przydatnych zaklęć. U nas dominowały lekcje tańca, historii i savoir-vivre, ale mieliśmy również eliksiry, transmutację, zaklęcia… Lecz w bardzo okrojonym zakresie. Te ostatnie pół roku ma mnie przygotować do dalszego życia u boku Draco – wyjaśniła i złapała chłopaka za ramię, opierając swoją głowę na jego ramieniu.
- Gdzie chciałabyś trafić? – Pansy nie traktowała Julie jeszcze jak swojej.
- Do Slytherinu, oczywiście. Inne domy nie są warte...
Draco w końcu nie wytrzymał.
- Dziewczyno, do cholery! Nie ma już wojny. Wypowiadaj się tak, jak chcesz, a nie jak wypada w arystokratycznym gronie. Zachowaj sobie te gierki na spotkanie z moimi starymi – warknął.
Juliette wyprostowała się i spuściła głowę.
- Jak sobie życzysz.
Draco zerwał się z miejsca.
- Idę się przejść.
Młody Malfoy musiał przyznać, że gdyby dziewczyna nie zachowała się tak ulegle i miała więcej własnego zdania, mógłby się z nią zaprzyjaźnić. Nie wyobrażał sobie jednak z nią życia do końca swoich dni. Tak widział natomiast Hermio… Nie mógł myśleć o Gryfonce. Nie wiedział, gdzie iść, więc pozostał na korytarzu i patrzył przez okno na zmieniający się krajobraz.
Hermiona siedziała w przedziale z kolanami pod brodą. Nie odezwała się ani słowem od czasu wejścia do pociągu. Ginevra patrzyła na nią z zatroskaną miną, zajmując miejsce naprzeciw.
- Hermiś, nie możesz się zasmucać. Trzeba żyć dalej. To nie jego decyzja.
Po policzku dziewczyny spłynęła łza. Ostatnio była zdolna tylko do tego, do płaczu. Wyzwalał on emocje, które kryła w swoim sercu. O wiele za długo. Pierwszy, nagły ich upust przyszedł wraz pocałunkiem. Wszystko jednak nabrzmiało wraz z listem od Malfoy’ów. Nadmiar emocji zaczął kipieć jak mleko, zbyt długo podgrzewane sytuacją w jej otoczeniu. Uwalniał się z niej wraz ze łzami jak para wodna w gotującej się wodzie.
- On cię kocha.
Wtedy już nie wytrzymała i wybuchnęła głośnym płaczem. Właśnie to ją najbardziej bolało. Świadomość, że ją kocha, a ona kocha jego. Nagle poczuła na sobie czyjeś ramię. Nie była to jej przyjaciółka. Obejmował ją nie kto inny jak Ron.
- Idź – powiedziała tylko.
- Przepraszam cię. Zachowywałem się jak idiota. Zepsułem ci całą szansę.
- To nie ty. To ona ją zepsuła. Julie z Beauxbatons. Jest zabójczo piękna. Przy niej Draco na pewno zapomni o mnie. A ja nie zapomnę o nim…
Ron czuł się nieco niepewnie, gdy opowiadała mu o relacji, łączącej ją ze Ślizgonem, jednakże przytulił ją mocno, a ta wypłakała się w jego czerwony sweter. Po chwili do przedziału wszedł również Harry. Otwierając drzwi, Hermiona kątem oka zobaczyła jak Luna całuje się z Teodorem Nottem. Niemal tak namiętnie jak i ona z Malfoy’em…
- Hermiono, masz ochotę na sok dyniowy? – zapytał nieśmiało Wybraniec, wiedząc, że pocieszanie nie należy do jego najlepszych stron.
- Nie, Harry. Dziękuję.
Wszyscy usiedli obok niej i przypatrywali się jej w milczeniu. Ona natomiast ślepo śledziła zmieniający się szybko krajobraz za oknem.
Nic tak nie smuci jak widok płaczącej dziewczyny. Może jedynie widok płaczącej tak pięknej dziewczyny jak Julie. Siedziała skulona na fotelu i łkała cicho. Patrzyła przez panoramiczne okno na oświetlone w nocy centrum City of London. Nowoczesny wygląd apartamentu, w którym mieszkała, miał jednocześnie mocne ślizgońskie akcenty. Zielona atłasowa narzuta, na niskim futurystycznym łóżku lśniła w świetle, padającym z najróżniejszych w świecie lamp.
- Kochanie – usłyszała nagle.
Nie podnosła głowy. Wciąż siedziała skulona, twarz jak najszczelniej chowając w kolana. Zaciągnęła mocniej sweter, by ukryć swoje ręce. Chciała uciec od tego świata.
- Kochanie – powtórzyła jej matka, nachylając się nad nią.
- Nie chcę rozmawiać – syknęła.
Matka westchnęła.
- Ja naprawdę starałam się powstrzymać to wszystko. Ale ojciec…
- Co ojciec? – warknęła.
- Ojciec się uparł, mówił, że i tak musisz to zrobić.
- A ty, jako przykładna matka, broniłaś dzielnie swojego dziecka?
- Nie, zachowałam się jak przykładna żona, która nie sprzeciwia się woli męża.
- W którym wy wieku żyjecie?! XVII?!
- Nie, ale nasza rodzina jest tak stara, że…
- Że co? – przerwała niegrzecznie – Że musicie się stosować do zasad, które pasują do tamtych lat? Że musicie mnie zmuszać do małżeństwa? Ja go nie znam! Jak mogę myśleć o tym, żeby być z nim przez resztę życia?!
Jej krzyk przywołał do pokoju ojca. Odsunął matkę od córki tak gwałtownie, że upadła na ziemię. Złapał Juliettę za włosy i przygwoździł do kawałka ściany pomiędzy oknami panoramicznymi i warknął:
- Ty wredna, niewdzięczna suko! Jak możesz sprzeciwiać się woli głowy rodu?!
Wymierzył jej bolesny policzek. Wyjął zza pasa sztylet i docisnął zimną klingę do twarzy dziewczyny.
- Wchodzimy w układy z najbardziej wpływową rodziną czystej krwi w całej Anglii!
- Wchodzicie w układy z byłymi śmierciożercami – syknęła.
Ostrze wpijające się w policzek nie rozbiło na niej żadnego wrażenia. Za często je widziała, by mogła teraz wpadać w panikę. Furia w oczach ojca wzrosła.
- Czarny Pan zawsze był z nami i zawsze będzie – powiedział chłodno, ukazując swoją lewą rękę, gdzie znajdował się wypalony, choć już wyblakły to wciąż widoczny, tatuaż.
- Ponoć przeszedłeś na dobrą stronę, ojcze. Gdyby nie ten fakt, to siedziałbyś w Azkabanie.
- Oficjalnie. Jednakże wiem, że oni, tak samo jak ja, pamiętają o czasach świetności naszego Lorda.
- Jesteś szalony.
- A ty jesteś tylko głupią dziwką, która poślubi Dracona Malfoy’a i da mu się pieprzyć, choćby miałaby być to ostatnia rzecz, którą zrobi w życiu.
W drzwiach pokoju ukazała się śliczna dziewczynka w wieku sześciu lat przebrana w długą pelerynę i przydużą tiarę. W małej rączce ściskała mocno, wystruganą z drzewa cisowego, różdżkę do zabawy. William Moore puścił starszą córkę i uśmiechnął się do młodszej. Zachęcił, by do niego podeszła. Julie wiedziała, że chce ją skrzywdzić dla przykładu, więc za nim sześciolatka zbliżyła się z uśmiechem do ojca, przykryła ją własnym ciałem, rzucając się na kolana i przytulając ją mocno.
- Martha idź do mamy.
- Dobrze Julie.
Marya Moore, matka dziewczynek, podeszła, niemal czołgając się, do córek i chwyciła młodszą za rączkę. Wyprowadziła ją z pokoju. Juliette patrzyła, jak odchodzą. Z melancholii wyrwał jej kolejny policzek ojca.
- Jestem dla ciebie wyjątkowo łaskawy. Powinienem już dawno temu zabić ciebie na oczach matki i Marthy. Twoja siostra jeszcze wyrośnie na ludzi. Ciebie zniszczyła Francja, niewdzięczna szmato.
Jednym ruchem zerwał z niej górę ubrań. Półnaga dziewczyna okryła swoje piersi i zaczęła cicho płakać. Jej ojciec zdjął ciężki, skórzany pas i wymierzył cios. Juliette krzyknęła z bólu. Jeszcze jeden cios. Wrzasnęła. Ostatni bat i dziewczyna niemal straciła przytomność. Ojciec wyszedł z pokoju, zostawiając córkę zapłakaną i na wpół przytomną, z czerwonymi śladami na plecach po ciężkim pasie, którym wymierzył karę za jej własne poglądy.
***
Draco siedział w gabinecie na fotelu z twarzą ukrytą w dłoniach. Tego właśnie się obawiał. Będzie ją musiał opuścić mimo tego, że ani on, ani ona tego nie chcieli. Poślubi przyjaciółkę Tracey Davis, bo tego wymagało dobro rodu. To wszystko było żałosne. Juliette owszem była miła i ładna, ale chłopak nie znał jej dobrze. Poza tym nie wyobrażał sobie życia bez Hermiony. Usłyszał pukanie do drzwi.
Dziewczyna o kasztanowych włosach weszła do pokoju i położyła mu rękę na ramieniu. Strącił ją momentalnie. Teraz był pewien, że musi zapomnieć.
- Nie rozumiesz? To koniec. Zanim zdążyło się zacząć, już musiało się skończyć. Nic na to nie poradzisz.
Hermiona nie wiedziała, co powiedzieć. Usiadła na biurku Harry’ego i patrzyła zasmuconymi oczami na chłopaka. Będzie musiała o nim zapomnieć. Na początku stwierdziła, że będzie to całkiem łatwe – i tak nigdy go nie kochała. Po chwili jednak jej świadomość przywołała obraz sprzed kilku minut.
- Kiedy ja…
Nie mogła tego powiedzieć. Powinna zastosować się do tego, co podpowiadał jej rozum. Wrócą do starego trybu życia jako znajomi i nikt więcej. Pogładziła naszyjnik, który dostała od Dracona. Zatrzymała się na fiolce. Zawahała się. W końcu szybkim ruchem rozpięła zapięcie i podała naszyjnik chłopakowi.
- Daj to narzeczonej. Na pewno jej się spodoba – powiedziała i obróciła się, szybko wychodząc z pokoju.
Zamknęła za sobą drzwi i oparła się o nie. Po jej policzkach spływały ogromne łzy. Po drugiej stronie drzwi stał chłopak, opierając się dokładnie tak samo jak ona. W prawej ręce trzymał mocno naszyjnik i patrzył na wyryty na fiolce ledwo widoczny napis.
***
Peron był pełen ludzi. Piękny pociąg czekał i zachęcał swoim wyglądem uczniów do zajmowania miejsc. Wśród nich był Draco Malfoy. Na jego ramieniu spoczywała ręka matki, rozpromienionej od ucha do ucha. Niestety nie można było tego powiedzieć o jej synu. Jego przybita mina zdradzała wszystko, o czym wtedy myślał. Jego ojciec, widząc zachowanie Dracona, wyjął z płaszcza czarne pudełeczko i podał synowi.
- Oficjalnie oświadczysz się pannie Moore w lutym. Jej rodzina nalegała na Walentynki. Od teraz jesteście parą. Koniec z innymi dziewczynami. Pannie Moore należy się szacunek, jako twojej przyszłej żonie.
Chłopak kiwnął głową i schował pudełko z pierścionkiem. Należał do jego świętej pamięci babki. Tej samej babki, która urodziła ciotkę Bellę, jego matkę i Andromedę, której córka Tonks została zamordowana przez Bellatrix Lestrange. Miła rodzinka. Mordujmy się wszyscy nawzajem, bo przecież ród musi być najważniejszy.
- Proszę wsiadać!
Chłopak złapał za kufer i klatkę z sową i bez pożegnania ruszył do pociągu. Idąc do przedziału Ślizgonów, minął Ginny Weasley. Nie powiedziała nic, tylko popatrzyła na niego smutno. On nawet nie podniósł wzroku, przepuścił ją jedynie, by mogła przejść. Draco wrzucił swój kufer i klatkę na półki przy suficie pociągu. Usiadł na wygodnym, obitym zieloną skórą siedzeniu. Patrzył na peron. Po chwili zauważył dziewczynę ze zdjęcia, które przesłała mu matka. Na żywo była jeszcze piękniejsza. Juliette żegnała się właśnie z młodszą siostrą, Marthą, oraz matką. Ojca nie było na peronie. Z zamyślenia wyrwał go Blaise, który razem z Pansy zajęli miejsca naprzeciw niego.
- Witaj Smoku! – powitał go przyjaciel.
- Cześć Diable – mruknął, nie odrywając spojrzenia od blondynki, która znikała właśnie we wnętrzu pociągu.
- Jak minęły ci święta? – zapytał, podnosząc wymownie brew.
- Dobrze.
- A Hermiona?
- Jeszcze lepiej – mruknął – Pocałowałem ją.
Pansy uśmiechnęła się. To samo zrobił Blaise. Draco natomiast nie zmienił swojego wyrazu twarzy.
- Wiedziałam, że coś się w końcu stanie!
- I stało się… - jego ton głosu był niemalże grobowy.
Do trójki przyjaciół zbliżyła się piękna, wysoka blondynka. Była ubrana w długą do kolan, prostą, czarną sukienkę z golfowym wykończeniem dekoltu i czarnym skórzanym pasem. Przyciemniane pończochy dodawały nieco koloru skórze dziewczyny. Na nogach miała natomiast proste czarne szpilki. Poruszała się z gracją. Gdy zatrzymała się przy Ślizgonach, odrzuciła swoje długie włosy do tyłu. Cała trójka wstała.
- Witaj, Draco. Jestem Juliette Moore. Pewnie już wiesz, że… - zaczęła, uwalniając powoli swój piękny głos.
- Wiem – przerwał jej chłopak, po czym zwrócił się do zbitych z tropu przyjaciół – To Julie. Moja przyszła fiancée.
- Ale jak to narzeczona? A Herm… - zaczęła Pansy, lecz Blaise kopnął ją dyskretnie w łydkę.
- Bardzo mi miło – powiedział, ujmując dłoń nowoprzybyłej i składając na niej delikatny pocałunek – Blaise Zabini, przyjaciel Draco.
Pansy natomiast skinęła głową:
- Pansy Parkinson.
- Zechcesz z nami usiąść? – zapytał chłodno Malfoy.
- Oczywiście.
Zajęła miejsce obok przyszłego partnera. Zgodnie z zaleceniami rodziny starała się być blisko niego. Draco ujął jej rękę, by zachować pozory. Wtedy pociąg ruszył. Chłopak po raz ostatni zobaczył rodziców. Na ich twarzach malował się triumfujący uśmiech, gdy zobaczyli syna z Moore. On natomiast był zdziwiony zachowaniem dziewczyny. Nigdy nie spotkał takiej, która zachowywała się, jakby miała lodowe serce. Juliette traktowała go jak równego sobie, lecz umiała okazać należny mu szacunek. W końcu to ona przyłącza się do rodziny Malfoy’ów, nie odwrotnie.
- Czego taka piękność szuka w pochmurnej Anglii? – zapytał w końcu Blaise.
- Po ukończeniu Beauxbatons moi rodzice postanowili, bym wyuczyła się tego, co w naszej Akademii nie było uczone. Chciałabym poznać więcej przydatnych zaklęć. U nas dominowały lekcje tańca, historii i savoir-vivre, ale mieliśmy również eliksiry, transmutację, zaklęcia… Lecz w bardzo okrojonym zakresie. Te ostatnie pół roku ma mnie przygotować do dalszego życia u boku Draco – wyjaśniła i złapała chłopaka za ramię, opierając swoją głowę na jego ramieniu.
- Gdzie chciałabyś trafić? – Pansy nie traktowała Julie jeszcze jak swojej.
- Do Slytherinu, oczywiście. Inne domy nie są warte...
Draco w końcu nie wytrzymał.
- Dziewczyno, do cholery! Nie ma już wojny. Wypowiadaj się tak, jak chcesz, a nie jak wypada w arystokratycznym gronie. Zachowaj sobie te gierki na spotkanie z moimi starymi – warknął.
Juliette wyprostowała się i spuściła głowę.
- Jak sobie życzysz.
Draco zerwał się z miejsca.
- Idę się przejść.
Młody Malfoy musiał przyznać, że gdyby dziewczyna nie zachowała się tak ulegle i miała więcej własnego zdania, mógłby się z nią zaprzyjaźnić. Nie wyobrażał sobie jednak z nią życia do końca swoich dni. Tak widział natomiast Hermio… Nie mógł myśleć o Gryfonce. Nie wiedział, gdzie iść, więc pozostał na korytarzu i patrzył przez okno na zmieniający się krajobraz.
***
Hermiona siedziała w przedziale z kolanami pod brodą. Nie odezwała się ani słowem od czasu wejścia do pociągu. Ginevra patrzyła na nią z zatroskaną miną, zajmując miejsce naprzeciw.
- Hermiś, nie możesz się zasmucać. Trzeba żyć dalej. To nie jego decyzja.
Po policzku dziewczyny spłynęła łza. Ostatnio była zdolna tylko do tego, do płaczu. Wyzwalał on emocje, które kryła w swoim sercu. O wiele za długo. Pierwszy, nagły ich upust przyszedł wraz pocałunkiem. Wszystko jednak nabrzmiało wraz z listem od Malfoy’ów. Nadmiar emocji zaczął kipieć jak mleko, zbyt długo podgrzewane sytuacją w jej otoczeniu. Uwalniał się z niej wraz ze łzami jak para wodna w gotującej się wodzie.
- On cię kocha.
Wtedy już nie wytrzymała i wybuchnęła głośnym płaczem. Właśnie to ją najbardziej bolało. Świadomość, że ją kocha, a ona kocha jego. Nagle poczuła na sobie czyjeś ramię. Nie była to jej przyjaciółka. Obejmował ją nie kto inny jak Ron.
- Idź – powiedziała tylko.
- Przepraszam cię. Zachowywałem się jak idiota. Zepsułem ci całą szansę.
- To nie ty. To ona ją zepsuła. Julie z Beauxbatons. Jest zabójczo piękna. Przy niej Draco na pewno zapomni o mnie. A ja nie zapomnę o nim…
Ron czuł się nieco niepewnie, gdy opowiadała mu o relacji, łączącej ją ze Ślizgonem, jednakże przytulił ją mocno, a ta wypłakała się w jego czerwony sweter. Po chwili do przedziału wszedł również Harry. Otwierając drzwi, Hermiona kątem oka zobaczyła jak Luna całuje się z Teodorem Nottem. Niemal tak namiętnie jak i ona z Malfoy’em…
- Hermiono, masz ochotę na sok dyniowy? – zapytał nieśmiało Wybraniec, wiedząc, że pocieszanie nie należy do jego najlepszych stron.
- Nie, Harry. Dziękuję.
Wszyscy usiedli obok niej i przypatrywali się jej w milczeniu. Ona natomiast ślepo śledziła zmieniający się szybko krajobraz za oknem.
~~~ OGŁOSZENIA PARAFIALNE ~~~
Rozdział nie należy ani do długich ani do krótkich. Myślę, że jest w sam raz. Przedstawiłam w nim głównie inną stronę Julie. Przy okazji chciałabym wytłumaczyć etymologię imion jej rodziny: Julia z Romea i Julii, siostra Martha - opiekunka Julii z tego samego dramatu, William - imię Szekspira, Marya - imię matki Szekspira. Julie będzie obecna już do końca historii. W związku z tym jutro updatuje zakładkę Bohaterowie. Jeżeli chcecie skorzystać z faktu, iż jutro zostaję w domu zapraszam do komentowania. Rozdział pojawi się jutro około godzin obiadowych jeżeli pod tym rozdziałem zostawicie 15 komentarzy do jutra, do południa. Mam nadzieję, że wszystkim się bardzo podoba.
Love,
Expecto
PS Jeżeli macie jakiekolwiek pytania zapraszam na mojego aska (http://ask.fm/CallMeExpecto).
PS Jeżeli macie jakiekolwiek pytania zapraszam na mojego aska (http://ask.fm/CallMeExpecto).
Rozdział jest świetny :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystko szybko, a tu nagle koniec :( Ludzie KOMENTUJCIE, bo już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ♥
http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/
bardzo ci dziękuję za twojego bloga, bo gdy Venik nic nie pisze ja mam co sobie przeczytać przed snem <3 cieszę się, że się podoba.
UsuńTo jest smutne :'( naprawdę musieli skończyć to co się jeszcze nie zaczęło :'( a na dodatek wspolczuje Julii, z całego serca ... I wiesz szczerze Ci powiem ,ze jak przeczytałam imonia rodziny Moore to skojarzylam z Sheakspirem, ale myślałam ze to przez przypadek, a tu okazało się ze nie ;) Mam nadzieje, ze będzie te 15 komentarzy bo tak się zaczytalam w tym rozdzile ze nie wyobrażam obie aby nie przeczytać dalszej części jutro :D Pozdrawiam i zapraszam do mnie na ron-hermiona-draco-dramione.blogspot.com
OdpowiedzUsuńTo nie w porządku że na Draco został wymuszony związek. Oby udało mu się jakoś udaremnić rodzinom ich plan, w którym on i ta blondyna mają zostać małżeństwem. Chociażby nawet mieli razem z Hermioną uciec.
OdpowiedzUsuńwithout-magic.blogspot.com
Wymuszane związki coś okropnego mam nadzieje że Draco i tak będzie z Hermioną a ta Juliett też znajdzie drugą połówkę:) Jej ojciec jest jeszcze gorszy niż Malfoy :/ Życzę dużo weny :)
OdpowiedzUsuńAgfa
Biedny Draco :'( <3
OdpowiedzUsuńPo pierwsze wielkie brawa za etymologie imion. Uwielbiam jeśli imiona bohaterów odzwierciedlają sie w ich działaniach i charakterach. Swoją drogą J.K.Rowling była w tym chyba najlepsza.
OdpowiedzUsuńKto to wiedział, ze potrafisz byc taka brutalna? No proszę. Hm. Nie lubię 'pieknych' bohaterek ale może Julie będzie inna.
Weny życzę.
świetny blog :)
OdpowiedzUsuńO rany, to jest świetne, ale mam zrytą banie. Wyć mi się chce bo za bardzo żyje Neverlandem. Pisz dalej. To robi mi dzień.
OdpowiedzUsuńWedlug mnie Ron zachowal sie jak na przyjaciela przystali. Mimo iz nazwal ja jak nazwal to mimo wszystko okazal sie prawdziwym przyjacielem i pocieszyl ja. Lubie go juz. :)
OdpowiedzUsuńNatomiast nie lubie Julietty. Jest taka sztuczna we wszystkim co robi. Tylko wtedy na poczatku taka nie byla. W sumie to mam nadzieje ze ina nie bedzie z Draconem. On juz nawet nie musi byc z Hermiona byle by tylko nie byl z Julie.
Ma nadzieje ze w kolejnym rozdzuale duzo sue wyjasni wiec do jutra! ;)
Kiedy będzie następny rozdział? Wszystko musi się wyjaśnić!
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Hermiony i Draco. Szkoda jest mi też po części Juliette, bo jej życie na pewno nie należy do najłatwiejszych.
OdpowiedzUsuń-------
clover.
http://hgranger-dmalfoy.blogspot.com/
Boże to jest straszne ;( Ja bym nie wytrzymała i poszła do tego pieprzonego Lucjusza i ojca Julietty ( nie chce sie gorzej wyrazac xd) i walnela ich Avdą :D Tak po przyjacielsku :)
OdpowiedzUsuńLucy Lane-"długim i bardzo bolesnym cruciatusem" i dopiero potem avadą xD
OdpowiedzUsuńNie, nie zabije tej Julie tylko jej ojca i rodziców Malfoy'a
OdpowiedzUsuńStrasznie ciężko było mi czytać fragment z Julie i ojcem. To co jej robił... Potworne :( Zaskoczyłaś mnie tym jak wykreowałaś Julie, spodziewałam się głupiej blondynki, która będzie się wywyższała, a tymczasem mimo, że niszczy związek Hermiony i Draco jakoś nie mogę jej nie lubić.
OdpowiedzUsuń