środa, 16 października 2013

Rozdział 35

Zgody, kłótnie i inne paranoje

Hermiona stała przez moment próbując zrozumieć całą zaistniałą sytuację, ale wyczuła, że najlepiej zrobi, jeżeli nie będzie się wtrącać. Położyła smycz na stoliku w salonie i bez słowa wyminęła zapłakaną Ginny, która ocierała łzy. Weszła po schodach na górę i uchyliła drzwi sypialni, którą zajmowała z Draco. Chłopak siedział na łóżku, tyłem do wejścia.
- Wstałeś już? To dobrze, bo chciałabym wyciągnąć cię na spacer. Jest genialna po…
- Dlaczego mi nie ufasz?
Hermiona potrząsnęła głową zaskoczona. Podeszła do niego i usiadła na łóżku. Położyła rękę na jego ramieniu. Nie strzepnął jej, ale nie zareagował też w żaden inny sposób.
- Co się stało?
Dopiero po tych słowach zwrócił swoje szare oczy w kierunku dziewczyny. Ujrzał na jej twarzy zaniepokojenie, a także troskę. Jednak to nic nie zmieniało. Wciąż czuł się oszukany.
- Myślałem, że mnie kochasz, że ci na mnie zależy.
- Ale zależy mi! – zaczęła się tłumaczyć – Co się stało? Powiedz mi!
- Harry mi nie ufa. Ron też. I ty również. Dlaczego tylko Ginny nie widzi we mnie „tego złego”?
Hermiona wypuściła powoli powietrze z płuc.
- Kłócili się o nas, tak? Ginny powiedziała coś za dużo, zgaduję. Co dokładnie?
- Że boisz się ślubu. I chcesz być ze mną tylko dlatego, że ona cię do tego namówiła. Może to i lepiej, że Potter nie widzi nas razem? Tylko, że problem leży po twojej stronie.
- Jaki problem, Draco?! Gins musiała wpaść w histerię i zaczęła wygadywać niestworzone rzeczy. Zapewniam cię, że…
- Hermiono? – przerwał jej.
- Tak?
- Czy ty naprawdę boisz się tego ślubu?
Wzięła głęboki wdech i zamknęła oczy. Powoli wypuściła powietrze. Nie chciała się denerwować. Wiedziała, że jeżeli pozwoli sobie na okazywanie jakiegokolwiek przejawu złości, ich rozmowa przerodzi się w kłótnię.
- Tak, boję się. Boję się, co powiedzą moi rodzice. Boję się, jak sobie poradzimy. Boję się nagonki w mediach. Boję się Skeeter. Boję się twoich rodziców – tu przerwała na chwilę – Ale do cholery, Draco! Czy ty się nie boisz? Jesteś absolutnie pewien, że wszystko pójdzie po naszej myśli?
- Nie.
- Właśnie.
Nastała cisza. Długa i irytująca. Mimo to żadne z nich nie miało zamiaru przerywania jej. W końcu Hermiona wstała z łóżka i wyszła z pokoju bez słowa, zostawiając narzeczonego z własnymi myślami.

***

Malfoy Manor świeciło pustkami. Jedyna osoba, która była w tym domu, stała przy jednym z ogromnych okien w salonie. Jej jasne włosy opadały kaskadami na ramiona. Bladoniebieskie oczy były utkwione w jednym punkcie. Nerwowo pstrykała długimi paznokciami. Narcyza Malfoy nie mogła zrozumieć, dlaczego jej syn nie dawał znaku życia od zakończenia szkoły. Minęły jedynie trzy dni, to fakt, a ojciec Dracona uważał, że popada w paranoję, ale ona czuła, że coś jest nie tak. Miała wrażenie, że jej syn coś ukrywa. Od trzech dni ta kwestia nie dawała jej spokoju.
- Narcyzo…
Stanowczy, ale łagodny głos wyrwał ją z zadumy. Odwróciła się i spojrzała na twarz swojego męża.
- Lucjuszu, sądzę, że coś jest nie tak. Gdyby zatrzymał się u przyjaciół, dałby nam znać. Ale… Nie odezwał się do teraz. Może coś przed nami ukrywa albo, nie daj Boże, coś mu się stało?
- Narcyzo… Dracon ma dwadzieścia lat. Pozwól mu dorosnąć. Jestem pewien, że zjawi się tu za kilka dni.
Kobieta machnęła ręką w geście rezygnacji i ponownie odwróciła się do okna. Zaczęła nerwowo stukać paznokciami w podbródek. Miała nadzieję, że jej syn szybko się odnajdzie.

***

Od zakończenia roku w Hogwarcie minął tydzień. Ginny i Harry nie mieli zamiaru godzić się od czasu wybuchu kłótni na temat przyszłego ślubu ich przyjaciół. Draco i Hermiona w końcu zamieszkali razem. Mimo radości wywołanej wspólnym gniazdkiem, nie byli w stanie ze sobą rozmawiać dłużej niż pół godziny. Wzajemne towarzystwo zaczęło im przeszkadzać. Pierwszą noc w nowym domu, Draco postanowił spędzić w pokoju gościnnym. Tak samo jak i pięć następnych.
Dopiero w sobotę rano, ósmego dnia po zakończeniu szkoły, Hermiona postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Draco siedział w salonie i jednym okiem oglądał mugolskie wiadomości, a drugim przeglądał numer Proroka Codziennego. Dziewczyna zaparzyła dwie kawy z mocno spienionym mlekiem. Dodała dwie łyżeczki brązowego cukru i zaniosła je do pokoju, w którym siedział jej narzeczony. Podała mu kubek i usiadła obok niego na sofie.
- Dzięki – powiedział, upijając pierwszy łyk.
- Powiedz mi Draco, co jest z nami nie tak?
- To znaczy?
Upiła łyk gorącej kawy.
- Przez cały rok marzyliśmy tylko o tym. Jesteśmy razem w domu. Mieszkamy w dzielnicy obok przyjaciół. Większość osób życzy nam dobrze. Powinniśmy skakać ze szczęścia, cieszyć z takiego stanu rzeczy, ale nam wychodzi tylko kłótnia. Dlaczego? Chodzisz przybity od czasu tego poranka u Harry’ego i Ginny. Myślałam, że wytłumaczyliśmy sobie wszystko.
- To nawet nie o to chodzi, Hermiono – Boże, jak ona nie lubiła, kiedy zwracał się do niej pełnym imieniem – Zrozumiałem wszystko, co mi wtedy powiedziałaś. Zrozumiałem twoje obawy, lęki. Przybity jestem już od znacznie dłuższego czasu. Wiesz właściwie, kiedy zdałem sobie sprawę, w co się pakuję? Już w Lake District. Zyskując ciebie i nowe życie, muszę całkowicie odciąć się od tego starego. Tracę matkę. Nawet nie wiesz, jakie to dla mnie ciężkie przeżycie.
- Ale staram się ciebie zrozumieć. Uwierz mi, chcę dla ciebie jak najlepiej. Jeżeli tylko mogę ci jakoś pomóc, postaram się to zrobić.
Odłożył kawę na stolik telewizyjny. Ona zrobiła to samo.
- Po prostu mnie przytul, Her – powiedział łamiącym się głosem.
- Och, Draco…
Momentalnie wtuliła się w chłopaka. Objął ją ramieniem i mocno zaciskając oczy pocałował ją we włosy. Oboje odetchnęli z ulgą.
- Przepraszam cię.
- Ja ciebie też.
Siedzieli tak wtuleni w siebie może pół godziny, a może więcej… Ważne było to, że w takim momencie jak tamten czas był dla nich bez znaczenia.

***

Lipiec rozpoczął się piękną pogodą i wysokimi temperaturami. Draco i Hermiona zaczęli cieszyć się wspólnym życiem i takimi błahostkami jak wspólne spacery. Czasami napotykali Harry’ego i Tonks albo Ginny. Nigdy razem. Dziewczyna wiedziała, że para nadal nie pogodziła się po sprzeczce, co więcej, zaczęli się kłócić o sprawy związane również z nimi i ich przyszłością. Pewnego wieczoru Hermiona stwierdziła, że warto porozmawiać o tym wszystkim z przyjaciółką. Chciała jej jakoś pomóc, nie mogła znieść widoku jej smutnej twarzy.
- Wychodzę. Wrócę gdzieś za godzinę – poinformowała Draco.
On tylko kiwnął głową i uśmiechnął się do niej na pożegnanie.
Dziewczyna dokładnie znała trasę, którą chodzi Ginny. W końcu, tak jak się spodziewała, zauważyła ją na głównej ulicy. Zanim zdążyła do niej podbiec, Ruda skręciła w stronę cmentarza. Uklękła przy jednym z grobów. Klęczała przy grobie rodziców Harry’ego i wyciągnęła różdżkę. Przy nagrobku pojawiły się świeże, czerwone róże i niewielki znicz. Ginny zaczęła płakać. Przeżegnała się i otarła łzy kapiące po jej policzkach.
- Nigdy tego nie robiłam. Nie… Nie rozmawiałam z umarłymi – mówiła, powstrzymując szloch – Ale w końcu zawsze jest ten pierwszy raz, prawda? – zaśmiała się histerycznie i pociągnęła nosem.
- Chcę się zwrócić głównie do pani, pani Potter. Harry jest naprawdę świetnym chłopakiem… Ba, chłopakiem. Mężczyzną. Byłaby pani dumna z syna. Kochałam go tak długo…
Ponownie przerwała na chwilę. Była bardzo podminowana.
- Dlaczego przestało nam się układać? Harry jest podejrzliwy. Zaczęło się wszystko od kłótni o Draco. Potem poleciało z górki. Dom, dzieci, praca, ślub. Wszystkie te tematy omówiliśmy… A raczej wykrzyczeliśmy sobie w twarz. Ja naprawdę go kocham… Ale nie wiem, czy… Czy to ma jakikolwiek sens.
Rozpłakała się. Jej szloch biegł echem po całym cmentarzu. Minęło kilka minut, zanim się opanowała.
- Nie chcę, żeby pani miała mnie za nieodpowiednią osobę dla Harry’ego. Postaram się, jak mogę. Mam nadzieję, że będziemy razem szczęśliwi. Amen.
Wstała i otrzepała kolana. Kiedy wyszła z terenu cmentarza zauważyła Hermionę. Ta z kolei, nie miała zamiaru udawać, że nic nie słyszała. Wyciągnęła tylko ręce i powiedziała:
- Ginny…
Przyjaciółka wpadła jej w ramiona i zaczęła płakać jeszcze głośniej i obficiej niż wcześniej. Hermiona gładziła ją po włosach, próbując jakoś ją uspokoić. Natomiast Ginny powtarzała tylko, jakby w amoku:
- Niech on tylko przestanie krzyczeć…

***

Pierwszy tydzień lipca przyniósł do Londynu upały i bezchmurne niebo, dając wszystkim sporą dawkę optymizmu, energii i wakacyjnego luzu. W jednym z apartamentów w samym sercu miasta ten optymizm został dostarczony nadprogramowo. Wesoła atmosfera panowała tam już od ostatnich dni czerwca. Mieszkanie Blaise’a i Tracey musiało tętnić życiem przy takich właścicielach.
Para dogadywała się idealnie. Kiedy tylko pojawiała się jakaś sporna kwestia, jedno z nich ustępowało i zgadzało się z opinią drugiego. Nie znaczyło to jednak, że nie mieli własnego zdania. W wielu sprawach mieli odmienne zdanie, które nawzajem respektowali. Czasami dochodziło do kulturalnej wymiany argumentów. Oboje lubili takie dyskusje, bo dzięki nim dowiadywali się o sobie coraz więcej.
Jednak była to tylko pozorna harmonia, bo jedna ze stron ukrywała tajemnicę, która mogła im zaszkodzić. Miała na zawsze zdecydować, czy ich związek przetrwa próbę, czy rozstaną się. Na razie nic nie wskazywało na to, aby ta kwestia została poruszona. Jedna ze stron skrupulatnie zatajała tę sprawę. Jednak sumienie zaczynało ją dręczyć…
Tracey Davis czesała włosy w łazience. Było kilka minut po dziewiątej. Blaise jeszcze leżał w łóżku, ale nie spał. Jego dziewczyna obudziła go, zanim opuściła ciepło kołdry. Chłopak wyglądał przez okno i zachwycał się panoramą Londynu o tej porze dnia. Wieżowce i apartamentowce miały swój urok. Oboje z Tracey uwielbiali takie miasta.
- Blaise? – głos dziewczyny dobiegał z korytarza pomiędzy sypialnią a łazienką.
- Hm?
- Chciałabym z tobą porozmawiać. To ważne.

***

Hermiona, mimo protestów Ginny i Draco, postanowiła porozmawiać z Harrym. Postarała się zrozumieć całkowicie jego sytuację i powiedziała mu też, jak mógłby spróbować dogadać się z narzeczoną. Po dość długiej wymianie zdań, na odchodnym, przeprosił Hermionę za to, że chciał wtrącać się do jej życia. Ona tylko uśmiechnęła się do niego ciepło i powiedziała:
- Nie masz za co przepraszać.
Razem weszli do domku Hermiony. Draco i Ginny siedzieli na sofie i o czymś rozmawiali. Krzywołap drzemał na fotelu lekkim snem, który został zakłócony chwilę później, jak Harry spuścił Tonks ze smyczy. Ogromny wilczarz szczeknął, kot wybudził się i był w tak potężnym szoku, że podrapał psa po psyku. Ten tylko zaskomlał i nagle usiadł z głuchym hukiem, przekrzywiając łeb w geście zdziwienia tym kocim powitaniem.
Dziewczyna zauważyła, że Draco trzyma w ręku jakiś kawałek papieru. Jej rudowłosa przyjaciółka z kolei przyglądała się eleganckiej kopercie. W jej głowie zaświtała odpowiedź. Rodzice Draco napisali do niego.
- W końcu musiało to się stać – stwierdziła Hermiona – Pewnie niedługo się domyślą. A jeżeli nie, dowiedzą się, kiedy otrzymają zaproszenie na ślub.
- Rok trzymać ich w niepewności? Nie… Napiszę do ni… Do matki. Ona zasługuje na to, żeby wiedzieć.
Hermiona pokiwała głową na znak, że rozumie i akceptuje tą decyzję. Draco podszedł do biurka przy oknie. Sięgnął po kartkę i napisał na niej :
„Nic mi nie jest. Nie martwcie się. Wkrótce się z Wami skontaktuję. Draco”.
Wrzucił ją do jednej z kopert, zapieczętował i przywołał Georgię. Przywiązał list do jej nogi i uchylił okno. Sowa wzbiła się w powietrze i skierowała się w kierunku dworu Malfoy’ów. Chłopak już miał zamykać okno, kiedy zauważył na niebie jeszcze jednego ptaka. Ze zdziwieniem rozpoznał, że jest to nowa sowa Blaise’a, którą dostał od matki przed zakończeniem roku. Wpuścił ptaka do domu i odebrał od niego korespondencję.
Hermiona, widząc to, weszła do kuchni i napełniła jedną z miseczek wodą. Podeszła do biurka i napoiła puszczyka. Draco otworzył kopertę i wyjął z niej list.
- Coś ciekawego? – zapytała Her, głaszcząc sowę po głowie.
Chłopak bez słowa ją wyminął i ciężkim westchnięciem opadł na sofę. Ginny momentalnie zainteresowała się treścią tej kartki. Sięgnęła po nią przez całą szerokość stołu i przeleciała po niej wzrokiem. List był krótszy niż się spodziewała, ale wystarczająco dosadny. Otworzyła szerzej oczy ze zdumienia.
- Coś się stało? – zapytał Harry.
- Nawet więcej niż myślisz – powiedziała Ruda – Tracey wyjeżdża do Stanów.

~~~ OGŁOSZENIA PARAFIALNE ~~~

Kocham skrócone lekcje. Wtedy już o 13 jestem w domku i mam dużo czasu. Kocham kończyć o 13.30. Wtedy o 15 jestem w domku i mam dużo czasu. Słowem, kocham jak mam dużo czasu. Rozdział powstawał na przełomie poniedziałku i wtorku. Jestem z niego bardzo zadowolona, bo dużo miesza. I wiecie co? Zmieniłam całkowicie koncepcję zakończenia. Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie <3
Rozdział dedykuję Księżniczce Czystej Krwi (z którą bardzo milusio się gada :3), Mrs. Jofferey (która upierała się, żeby nie czytać we wtorek 3 stron, które napisałam - chciała przeczytać je na blogu) i Sheireen (której robię szablon - RODZI SIĘ W BÓLACH, ALE JEST PIĘKNY!).
Daty publikacji kolejnego Wam nie podam, bowiem teraz zaczyna się prawdziwy zapierdziel. Od przyszłego tygodnia do 30 października właściwie mam baaaardzo dużo nauki, bo konkursy przedmiotowe i inne. Więc tego... Do zobaczenia, mam nadzieję, że jeszcze przed listopadem.

niedziela, 13 października 2013

Rozdział 34

Podsłuchani

Zachód słońca w Hogwarcie był widokiem, który zapamiętuje się na całe życie. Okrągła kula światła topiła się w tafli wody, rozsiewając po niej tysiące lśniących promyczków.
- Nie mogę uwierzyć, że to już koniec.
Ruda spojrzała na Hermionę z lekkim uśmiechem na twarzy. Odgarnęła swoje włosy i założyła je za ucho.
- Szybko zleciało, co? Też nie mogę uwierzyć, że prawdopodobnie jestem tu ostatni raz…
- Jak to? – zapytała zdziwiona.
- Ukończyłam szósty i siódmy rok jednocześnie. McGonagall stwierdziła, że muszę zaliczyć jedynie OWTMy z obecnymi szóstoklasistami za rok. To samo Luna.
- Specjalne względy dyrektorki, nie ma co – zaśmiała się Gryfonka.
Słońce było już w połowie drogi do całkowitego zachodu, a dwie dziewczyny nie miały najmniejszego zamiaru ruszać się z poliestrowego koca, który przyniosły tu specjalnie na tą okazję. Na wiklinowym koszu usiadł motyl zwany rusałką pawikiem. Jego czerwono-brązowe skrzydła w świetle zachodzącego słońca zdawały się być ogniście rude, jak włosy Ginny siedzącej niedaleko. Poruszał kilkakrotnie skrzydłami i odleciał.
- To co teraz?
- Nic. Życie – odpowiedziała Hermiona – Będziemy ponad wszystko unikać rodziców Draco, zamieszkamy w moim domku, a potem się zobaczy. Mamy przed sobą dobre kilkadziesiąt lat, jakby na to nie patrzeć.
- Chyba, że państwo Malfoy postanowią cię zdjąć przy pomocy opłaconego wcześniej asasyna pomykającego na jednorożcu.
Hermiona potrząsnęła głową i spojrzała na przyjaciółkę jak na wariatkę.
- Jednorożcu? Skąd tu nagle jednorożec?
- Ach wiesz… Jakoś mnie wzięło.
- Jesteś nienormalna…
Roześmiały się obydwie, zanim ostatni promyk schował się za taflą jeziora.

***

Szczęk zamków kufra. Miauk rudego kota. Trzask zamykanych drzwi. Ostatni raz przekroczyła próg Pokoju Wspólnego. Ostatni raz szła korytarzami Hogwartu jako uczennica. Ostatni raz przeszła przez plac przed zamkiem.
Co ciekawe, nie pamiętała nic z wzruszającego przemówienia, które wygłosiła profesor McGonagall. Pamiętała tylko, że po kilku chwilach cały ostatni rocznik płakał. Jej umysł zaprzątały wspomnienia. Nagle, przypomniało się jej, jak w pierwszej klasie Ron naśmiewał się z niej po zaklęciach. Jak w trzeciej klasie Syriusz odleciał z tego miejsca na Hardodziobie. Jak w 1998 to tu Harry pokonał Voldemorta.
- Her!
Odwróciła się, a wszystkie wspomnienia odleciały z jej myśli. Miała przed sobą obraz, który będzie towarzyszył jej do końca życia. Szare oczy i jasne, blond włosy. Chłopak uśmiechnął się do niej delikatnie.
- Są jeszcze jakieś powozy? Zaspałbym, gdyby nie Blaise.
- Na pewno. Harry, Ron, Julie i Ginny mieli na nas zaczekać.
- I tak nie zaczekali – zaśmiał się, po czym szybkim krokiem dołączył do dziewczyny.

***

Harry siedział w przedziale w tej samej pozycji od dobrej godziny. Nieobecnym spojrzeniem wlepionym w szybę obserwował zmieniający się krajobraz. Wszyscy myśleli, że przejdzie mu to chwilę po zniknięciu zamku za horyzontem. Ale czas minął, a Harry wciąż się nie odzywał.
- Hogwart był dla niego jak dom – szepnęła Hermiona do zdziwionego zachowaniem kolegi Draco.
Wstała i wyjęła z torby koc, którym okryła Harry’ego. Wtedy po raz pierwszy chłopak oderwał wzrok od szyby i spojrzał na przyjaciółkę ciepło.
- Dziękuję, Hermiono.
Usiadła obok i przytuliła go. Czasami po prostu wystarczał taki prosty gest, by poczuł się lepiej. To oboje cenili w swojej przyjaźni.
- Chciałabym was zaprosić do naszego domku całą ekipą jeszcze przed ślubem Pan. Miło byłoby spędzić kilka dni razem w wakacje.
- Dzięki za zaproszenie Miona, ale… - zaczęła Julietta, ale Ron przerwał jej wpół zdania.
- Julie i ja mamy plany na lipiec. Jedziemy z Nevillem i Luną do Chile, pozwiedzać.
- Pansy i Nott pobierają się dopiero pod koniec sierpnia. Mamy prawie cały miesiąc. Nie panikujcie!
- A tak wracając do Neville’a i Luny – zaczęła Ginny – Będą w kraju do Bożego Narodzenia. Neville zaczyna studia na początku stycznia. Wygląda na to, że nie będzie ich na waszym ślubie, Miona.
- Nie będzie Longbottoma? A to wielka szkoda! – powiedział z udawanym żalem Draco, śmiejąc się cicho.
Hermiona wymierzyła mu cios w żebro. Chłopak jęknął z bólu, a cały przedział zaczął chichotać. Miła atmosfera utrzymała się już do końca podróży.

***

Tym razem uczniowie, a raczej absolwenci, Hogwartu opuścili peron tylko i wyłącznie w swoim towarzystwie. Harry, Ginny, Hermiona i Draco od razu teleportowali się do Doliny Godryka. Pierwszą noc mieli spędzić u przyszłych państwa Potterów. Jak się okazało, Syriusz opuścił dom przed ich przyjazdem. Swój pokój zamienił w pokój gościnny, a pokój, w którym w Sylwestra mieszkała Miona i Ginny lekko przerobił.
- Nie ma to jak w domu – westchnął Harry, kiedy tylko przekroczył próg.
Na dworze było już dość ciemno, więc pozapalali światła. Duża Tonks rozgościła się na kanapie. Mimo tylu miesięcy spędzonych w zamku doskonale rozpoznała miejsce, w którym spędziła pierwsze tygodnie swojego życia u boku Harry’ego.
- Chcecie herbaty? – zapytała Ginny i ruszyła do kuchni.
- Tak, czarną poproszę.
Draco wniósł kufry do pokoju gościnnego, który mieli zająć razem z Hermioną. Wypuścił Krzywołapa z koszyka i uchylił okno, żeby wypuścić Georgię na nocne łowy. Kiedy schodził po schodach, usłyszał ciche głosy dobiegające z kuchni.
- Jak myślisz, co powiedzą twoi rodzice? Przecież mówiłaś im, jaki Draco był w stosunku do ciebie.
- Niby tak, ale wiedzą też, że Harry i Draco się pogodzili. Właściwie to bardziej martwię się o reakcję ojca. Mama raczej zaakceptuje mój wybór.
- Poza tym, to twoje życie. Muszą to zaakceptować.
- O akceptację to ja się boję tylko ze strony jego rodziców. Wiesz, matka jest dla niego bardzo ważna. Jako jedyna chyba okazywała mu jakiekolwiek ludzkie uczucia. Widziałaś zresztą. Bitwa o Hogwart, Voldemort oświadcza, że Harry nie żyje. Przyłączcie się, bo zginiecie. Lucjusz woła Draco, on wciąż stoi w szeregu. Dopiero wołanie matki sprawiło, że przystał do Śmierciożerców ponownie.
- A propos Śmierciożerców, widział już twój prezent?
- Widział, rozpakował, ale jeszcze nie wpadł, co to jest. Potrzymam go jeszcze w niepewności – zachichotała.
W tym momencie Harry wpadł na Draco, wciąż czającego się na schodach, o mały włos nie zrzucając go z nich.
- Tak podsłuchiwać drogie panie? Nie ładnie – zaśmiał się Wybraniec, tak, żeby tylko jego przyjaciel mógł usłyszeć tą uwagę.
- Nawet nie wiesz, ile ciekawych rzeczy można się w ten sposób dowiedzieć. Niestety, czasami działa to też w drugą stronę – westchnął.
- To znaczy?
- Ludzie uwierzą we wszystko, jeżeli będziesz szeptać. Motto Ślizgonów.
- A nie czasem „Weasley jest naszym królem”? – zaśmiał się Harry.
- To nasz hymn.
Nastała chwila ciszy, która została przerwana cichym chrząknięciem.
- Ładnie to tak plotkować na schodach? – zapytała Hermiona i upiła łyk herbaty.
- Tak podsłuchiwać, drogie panie? Nie ładnie – powiedział Ślizgon cytując Wybrańca.
Harry roześmiał się głośno.

***

Cały wieczór minął im na wspominaniu lat w Hogwarcie. Nauczycieli, niesamowitych zdarzeń i całej przygody, której w życiu nie zapomną. Herbata lała się litrami, a z ich ust wylatywał potok słów i gromki śmiech. Kiedy zegar pokazał godzinę pierwszą, postanowili zbierać się do snu. O drugiej w domu było całkowicie ciemno i cicho.
Hermiona spała głęboko, kiedy w głowie Draco przelewało się wiele myśli naraz. Rozmyślał o podsłuchanej rozmowie, o tym jak im dalej się ułoży, czy dadzą sobie radę. Jego głowy nie opuszczała również myśl o odwiedzinach u rodziców Hermiony. Czy faktycznie powinien się bać? A co jeżeli nie zaakceptują ich związku?
Boże drogi, Draco! Chłop jesteś czy baba? Wziął się w garść i pomyślał, że co ma być, to będzie. Druga sprawa była taka, że chyba sam faktycznie nie do końca w to wierzył. Postanowił spróbować jakoś zasnąć. I faktycznie udało się to mu. Na kilka minut przed świtem.

***

Wstał wykończony. Wszedł do łazienki i obmył twarz zimną wodą. Umył zęby i opuścił pokój. Było grubo po dwunastej, więc nie zdziwił go fakt, że Harry i Ginny kłócą się w kuchni… Zaraz, zaraz. Harry i Ginny kłóca się w kuchni? Dlaczego? Nadstawił uszu.
- Ginny, ja naprawdę nie jestem pewien, czy to dobry pomysł.
- Her jest szczęśliwa! Naprawdę chcesz jej to odebrać?
- Chcę jej przemówić do rozsądku.
- Odbierając jej szczęście? Świetny pomysł, na pewno wpadnie ci w ramiona za to, że ją ocaliłeś.
- A co mam robić? Patrzeć, jak potem będzie cierpieć?
- ON JĄ KOCHA, HARRY. K-O-C-H-A! Tak jak ty mnie, a ja ciebie! Czemu to do ciebie nie dociera?!
- Ginny, mimo całego naszego kumplowania z Malfoy’em, ja i Ron nadal nie ufamy mu całkowicie. Był, jest i będzie nieobliczalny. Jednego roku może i ją pokocha, ale potem ją zostawi. Niby dlaczego tak nagle wpadła mu w oko?
- Harry, nie każdy musi kochać od początku swojego życia. A ty, kiedy zwróciłeś na mnie uwagę? Bo wydaje mi się, że jednak nie w wieku 11 lat, kiedy ja się w tobie zadłużyłam.
- On coś jeszcze jej zrobi. Ja to wiem.
- Czasami jesteś takim kretynem – westchnęła – CZY KIEDYKOLWIEK DOPUŚCISZ DO SIEBIE MYŚL, ŻE MOŻESZ SIĘ MYLIĆ, HARRY?! PATRZCIE PAŃSTWO, JESTEM HARRY POTTER I ZAWSZE MAM RACJĘ, BO POKONAŁEM VOLDEMORTA! A WIESZ, CO BYŁO ZE MNĄ? WIESZ ILE RAZY JA PŁAKAŁAM PRÓBUJĄC ZAPOMNIEĆ, KIEDY TY BIEGAŁEŚ SOBIE ZA HORKRUKSAMI?!
Harry zamilkł.
- CZEMU ZAWSZE TO TY JESTEŚ TEN IDEALNY?! CZEMU HERMIONA JEST IDEALNA?! NAWET MÓJ CHOLERNY BRAT JEST IDEALNY! ŻYJĘ W WASZYM CIENIU, POMAGAM WAM, DORADZAM, A WY I TAK UPIERACIE SIĘ JAK SKOŃCZENI IDIOCI PRZY SWOICH DURNYCH POSTANOWIENIACH. NAWET NIE WIESZ, ILE GODZIN TŁUKŁAM HERMIONIE O TYM, ŻE NAJWIĘKSZA SZANSA NA SZCZĘŚLIWE ŻYCIE PRZECHODZI JEJ KOŁO NOSA! Ona nie chciała tego małżeństwa. Bała się go!
W tym momencie w Draco coś pękło. Momentalnie zniknęła ochota na jedzenie i picie czegokolwiek. Gdyby nie fakt, że informacja sprzed sekundy wywarła na nim takie wrażenie prawdopodobnie pobiegłby do pokoju gościnnego, rzucił się na łóżko i zaczął płakać jak małe dziecko. Ale stał. Całkowicie sparaliżowany.
- WTEDY KIEDY WRESZCIE UDAŁO MI SIĘ PRZEKONAĆ JĄ DO TEGO, ŻEBY NIE ZACHOWYWAŁA SIĘ JAK IDIOTKA… Wpadłeś na genialny pomysł, żeby to wszystko rozbić? Super. Świetnie. Nie mam więcej pytań. Ginny Potter… MOŻE TO TEŻ CI SIĘ NIE PODOBA?!
- Popadasz w histerię – zaczął ją uspokajać Harry.
- HISTERIĘ?! A MOŻE TY NIE CHCESZ, ŻEBYM NOSIŁA TWOJE NAZWISKO, CO?! MOŻE NIE JESTEM TEGO GODNA? W KOŃCU TO NIE JA POMYKAŁAM SOBIE PO LASACH I GAJACH ZA CHOLERNĄ CZARNĄ I MEDALIONEM!
Harry złapał dziewczynę za nadgarstki i przytwierdził ją do ściany. Nie chciał zrobić jej krzywdy, chciał, żeby się uspokoiła. A metoda siłowa była jedynym rozwiązaniem.
- Czy ty myślisz, że to było łatwe? Że mieliśmy wszystko podane na tacy? Że wystarczyło podejść do Voldemorta powiedzieć „umieraj” i po sprawie, tak?
Ginny nie odpowiadała, ale jej oczy wciąż były załzawione, a tusz całkowicie rozmazał się w okolicach oczu i stworzył żałosne czarne strużki na jej zaczerwienionych od złości i emocji policzkach.
- Doceniam to, co dla nas robisz, co robiłaś. Hermiona też to docenia. Czasami jednak nie można mieszać się w życie innych. Sami muszą o nim decydować.
- Tylko, że to ty chcesz, żeby Miona zerwała zaręczyny.
- Tak, bo zrobiła to pod twoim wpływem, do cholery! – Harry znowu zaczynał tracić cierpliwość.
- Boże jaki ty jesteś uparty jak osioł! HERMIONA MA PRA…
W tym momencie frontowe drzwi otworzyły się, a przez nie wleciała wesoła Tonks. Chwilę później w pokoju pojawiła się Hermiona.
- Ech, Ginny. Żałuj, że nie poszłaś z nami na spacer. Pogoda jest bo… A co się stało? – dodała, widząc rozmazaną przyjaciółkę.
- Nieważne – odpowiedziała Gins i otarła łzy ręką, rozcierając tusz po jeszcze większym obszarze policzków.

~~~ OGŁOSZENIA PARAFIALNE ~~~

Zabrałam się za pisanie tego rozdziału z totalną pustką w głowie. Skończyłam go pisać po 4 godzinach od jego rozpoczęcia. Wynik jest tragiczny jak na 5 stron i trochę w Wordzie, ale tak bywa. Co do jego jakości... Nie wiem co o nim myśleć. Tak to podsumuję. Do końca głosowania niecałe 18 godzin, a ja wciąż na 1 miejscu i mam 141 głosów co przerosło moje najśmielsze oczekiwania! Dziękuję <3

Rozdział dla wszystkich, którzy czekali.

E.

czwartek, 10 października 2013

Podziękowania, głosowanie oraz "kiedy następny rozdział".

Drogie potworki.

Miało być pięknie i widowiskowo, ale jestem zmęczona. Cały dzień latałam i robiłam zdjęcia w ramach wolontariatu, a teraz zamiast pisać gotuję wody na parówki sojowe z chilli.

Więc... Tego... Dziękuję Wam bardzo serdecznie za to, że w ciągu kilku miesięcy udało nam się wspólnie osiągnąć tak imponujący wynik jakim jest 100 tysięcy wyświetleń. Jesteście naprawdę niesamowici <3 Niedawno również przebiliście granicę 1000 komentarzy (Anonimowy, Losiu niestety Tobie to się nie udało xd) za co również gorąco Wam dziękuję.

Drugim aspektem tej informacyjnej notki jest głosowanie. Ktoś zgłosił mnie do konkursu (tak, bo lubię żebrać xd) na Stowarzyszeniu DHL. Do dzisiejszego poranka sytuacja wyglądała tak: Dramione Story miejsce 1, Her Draco miejsce 2, Dramione Sheireen miejsce 3. Praktycznie szłam łeb w łeb z Icamma co jest dla mnie ogromnym wyróżnieniem, bo uwielbiam jej opowieść. Ścigałam się również z Sheireen. Jesteście genialni. Zaliczacie mnie do 3 najlepszych autorek. Nie spodziewałam się, że kiedyś znajdę się w takiej sytuacji :D Mam do Was jeszcze jedną prośbę - zagłosujecie na mnie jeszcze? http://stowarzyszenie-dhl.blogspot.com/ Bardzo mi na tym zależy, nigdy nie wygrałam podobnego konkursu :D

Ostatnią informacją jest data publikacji kolejnego rozdziału. Cóż waha się ona między piątkiem wieczór, nocą z piątku na sobotę lub też soboty rano. Najbardziej polecam się nastawić na wczesne godziny soboty, czyli kilkanaście/dziesiąt minut po północy.

Jeszcze raz dzięki wielkie! Jesteście kochani <3
E.

Wiecie co za to dla Was mam? Prolog do Drinny napisany przez Cholerę M.! Miłego czytania :)

W ciągu tego roku wydarzyło się tak wiele. Tak wiele się zmieniło. Nic już nie było takie same, jak kiedyś. Nora nie była już tym samym tętniącym życiem miejscem, co kiedyś. Mieszkali już w niej tylko państwo Weasleyowie, Ginny i Ron. Reszta braci wyprowadziła się z domu. Molly i Arthur bardzo zmienili się po śmierci Freda, starali się żyć dalej, ale to wydarzenie miało zbyt wielkie znaczenie dla ich rodziny. Nie potrafili się tak bardzo cieszyć życiem jak kiedyś. Dlatego pierwszy raz od czasu, kiedy poszła do Hogwartu Ginny tak bardzo marzyła, aby opuścić dom. Zawsze lubiła chodzić do szkoły, ale w domu z rodziną także czuła się świetnie. Jednak w tym roku już od dłuższego czasu odliczała dni, które pozostały do rozpoczęcia roku w Hogwarcie.
- Ginny kochanie zejdź na śniadanie – obudził ją głos matki pozornie ciepły, jak dawniej, ale jednak miał w sobie nutę nieznanego wcześniej smutku. Dziewczyna założyła szlafrok na cienką koszulę nocną wsunęła na nogi kapcie i zeszła po schodach do kuchni. Tata i Ron już tam byli. Wszyscy siedzieli przy stole jedząc jajecznicę.
- Dobrze spałaś, kochanie? – Zapytała mama.
- Doskonale – odpowiedziała dziewczyna z uśmiechem.- O piszą coś o Harrym – zauważył ojciec przeglądając proroka codziennego.
- Co? – Zapytały równocześnie matka i córka.
- Ah nic, nic – odpowiedział kiedy tylko zagłębił się w treść artykułu.- „Harry Potter: bohater, czy młodociany łamacz serc” – przeczytała mu przez ramię Ginny. - Naprawdę? Wciąż jeszcze mają wątpliwości. Co? Harry nigdy nie był z Hermioną. Wszyscy wiedzą, że to dziewczyna Rona.
- Doprawdy? – Zapytała matka.
- Nie jesteśmy razem – mruknął.- A co w ogóle u Harryego i Hermiony? – Zapytał Arthur Weasley córkę.
- Hermiona spędziła wakacje ze swoimi rodzicami. Odszukała ich i przywróciła im pamięć, a Harry… Harry jest…
- Coś mało ze sobą pisaliście w wakacje –wtrącił Ron i od razu zrozumiał, że dotknął czułej struny.
- Myślisz, że on ma tyle czasu dla swojej dziewczyny. Nie ma, jest teraz najbardziej popularnym czarodziejem na świecie. To nie jego wina. Kocha mnie również za to, że go rozumiem i wiem, że nie może do mnie ciągle pisać. Z taką sławą nie musiałby w ogóle wracać do Hogwartu, ale robi to dla mnie – wybuchła.
- Skarbie, Ron nie wątpi, że twój Harry cię kocha – przerwała Molly – Wszyscy to doskonale wiemy.
włosy. Kochała Harryego, ale po wojnie stał on się jeszcze bardzie sławny niż kiedyś. Udzielał wywiadów, dostawał tysiące listów, na które nie wiedzieć, czemu odpisywał i miał bardzo mało czasu dla dziewczyny. Dlatego też Ginny tak się cieszyła na ten wspólnie spędzony, chociaż ostatni dla niego rok w Hogwarcie. Wyszła z łazienki i zniosła po schodach swoją walizkę. Przy drzwiach czekali już rodzice i brat. Wszyscy razem udali się do aktualnego mugolskiego samochodu ojca, na których punkcie miał obsesję. Wsiedli i w prawie zupełnym milczeniu spędzili drogę na dworzec. Kiedy dotarli, Ginny szybkim krokiem, zostawiając w tyle rodzinę ruszyła na peron 9 i ¾. Weszła prosto w ścianę pomiędzy peronami 9 i 10, i znalazła się przed Ekspresem do Hogwartu. Na peronie stało mnóstwo czarodziejskich rodzin z mniejszymi lub większymi dziećmi, ale ona wypatrywała tylko jednej osoby. Swojego ukochanego. Harrego Pottera. Nagle ujrzała go stał wraz przyjaciółmi. Ich wspólnymi przyjaciółmi – Hermioną i Nevillem. Kiedy ją zobaczyli rzucili się na powitanie.
- Ginny! – Krzyknęła Hermiona i objęła przyjaciółkę, Neville zrobił to samo. Wtedy jej 
wzrok spotkał się z wzrokiem Harry’ego, ten delikatnie się uśmiechnął i pocałował ją 
w usta.
- Cześć kochana. Stęskniłem się – szepnął – Cześć Ron! – Ucieszył się na widok nadchodzącego przyjaciela i odwrócił uwagę od Ginny. Jak zawsze – pomyślała i rozejrzała się po peronie. Widziała wiele znajomych twarzy, jednak jej uwagę przykuła grupa ślizgonów z siódmego roku, a zwłaszcza pewien doskonale jej znany niebieskooki blondyn.
Siedzieli w pociągu. Cała ich paczka: Harry, Ron, Hermiona, Neville, Luna i Ginny. Niby tacy sami, ale jednak zupełnie inni. Nie byli już tymi samymi dziećmi, które jeździły, co roku do Hogwartu. Przez wojnę musieli dorosnąć. Nie tylko byli dojrzalsi mentalnie, zmienili się również wizualnie, na twarzy Harry’ego pojawił się zarost, Luna urosła kilka centymetrów, Hermiona ścięła włosy tak, że nie przypominały już kupy siana, tylko ułożoną fryzurę, Neville wyprzystojniał, jakkolwiek dziwnie to brzmi, chyba tylko Weasleyowie zbytnio się nie zmienili, ale to w końcu Weasleyowie. 
- Zaczęliście się już przygotować do owutemów? Ostatni rok. To już niedługo – Poprawka. Hermiona wcale się nie zmieniła.
- Dziewczyno zlituj się – mruknął Ron – To dopiero początek roku.
- Nie wiem, jak ty, ale a nie chcę dostać ze wszystkich nędznego.
- To jest nasz ostatni rok w Hogwarcie, trzeba się cieszyć życiem – dodał.
- Będziesz mógł się cieszyć, jak będziesz miał pewność, że dostaniesz jakąś pracę – stanął w obronie Hermiony Neville.
- Bez przesady, owutemy nie decydują o całym naszym życiu – stwierdził Harry.
- O twoim nie, ale jeśli ktoś nie jest tak sławny, to będzie musiał zapracować na to, aby się gdzieś dostać – powiedziała Ginny.
- Sugerujesz, że ja nie musiałem zapracować na to, co osiągnąłem?
- Oczywiście, że nie, ale zapracowałeś na to w inny sposób. Nie zakuwaniem tylko odwagą.
- Ty Ginny, jak już wyjdziesz za Harryego to też będziesz nazywać się Potter i wszędzie cię przyjmą – włączyła się nagle do dyskusji Luna ze swoim jak zawsze marzycielskim głosem.
- Dzięki, ale mam trochę wyższe ambicje.
- Nie zamierzasz za mnie wyjść? – Harry nie wiedział, o co chodzi dziewczynie.
- Jeszcze nie wiem, jakoś mi się jeszcze nie oświadczyłeś.
- Myślałem, że to oczywiste, że się pobierzemy, jak tylko skończymy szkołę.
- Zbyt wiele rzeczy jest dla Ciebie oczywistych Harry – zdenerwowała się Ginny. Harry nie wiedział, co odpowiedzieć.
- To może jednak porozmawiamy o owutemach – zaproponował Ron. Ginny i Harry nie odzywali się już do siebie przez resztę drogi. Dziewczyna tak bardzo cieszyła się na ten wspólnie spędzony czas, a tu przy pierwsze możliwej okazji – kłótnia. Może było to trochę jej wina, ale nie miała zamiaru przepraszać chłopaka. To nie było w jej stylu. Nie chciała być „łatwą” dziewczyną Wybrańca na każde jego zawołanie. Chciała mu pokazać, że też ma swoje zdanie, plany, że nie będzie nią kierował, nawet, jeśli jest sławny. A jeśli się na to nie zgadza może być z którąś swoich uroczych fanek. Nie, do tego Ginny nie dopuści, zbyt mocno go kocha. Mimo tego, że w tej chwili go nienawidzi.
Cała szóstka po dojechaniu do Hogsmeade wsiadła do powozu zaprzęgniętego w testrale. Po wojnie wszyscy już je widzieli. Nagle podezła do nich grupka Ślizgonów: Blaise Zabini, Pansy Parkinson i Draco Malfoy.
- Możemy się przysiąść? – Spytał Zabini.
- Czemu nie? -  Odparł Potter zerkając po przyjaciołach
- Może na przykład, dlatego, że przez całe siedem lat się nienawidziliśmy – stwierdził Blaise, kiedy się dosiedli.
- Czas płynie, ludzie się zmieniają – powiedział Potter.
- Ładnie wyglądasz Granger – skomplementował dziewczynę czarnoskóry ślizgon.
- Ja? Dzięki – zdziwiła się gryfonka.

 Nikt nie był w stanie uwierzyć, że od teraz mają żyć „w przyjaźni” z członkami Slytherinu. Zbytnio przyzwyczaili się do obelg z ich strony. Ginny właśnie zastanawiała się nad tym, jak będzie wyglądać teraz ich życie w Hogwarcie, kiedy jej spojrzenie napotkało spojrzenie milczącego przez całą drogę Dracona. Kiedy to się stało chłopak szybko odwrócił wzrok zimnych oczu, które nie były pełne, jak zazwyczaj pogardy, ale czegoś, co w mniemaniu Rudej przypominało… smutek.

piątek, 4 października 2013

Rozdział 33

Bitwa o muffinkę

Pansy siedziała na swoim łóżku. Pisała w swoim notatniku i gładziła po grzbiecie czarnego kota. Funky zamruczał leniwie. Chwilę później podskoczył z głośnym wrzaskiem i zleciał z łóżka, kiedy drzwi pokoju otworzyły się nagle na oścież.
- Draco? A co ty tu robisz? – zapytała Pansy podnosząc wzrok znad notesu – A co jeżeli zastałbyś Milicentę w bieliźnie?
- Boże, nie strasz mnie – wzdrygnął się chłopak – Potrzebuję twojej pomocy.
- A konkretnie jakiej?
- Lubisz piec, prawda?
- Lubię.
- Byłabyś w stanie wykonać pięćdziesiąt muffinków na jutro? – zapytał i uśmiechnął się szeroko do przyjaciółki.

***

Z samego rana w sobotę wszyscy uczniowie ostatniej klasy odbywali zajęcia z opiekunami poszczególnych domów, które miały ich wtajemniczyć w pierwsze kroki w dorosłym życiu. Gryfonom, jako pierwsza, przypadła dodatkowa transmutacja.
- Hermiona…
Gryfonka zignorowała szept niosący się z ławki za nią. Notowała wtedy skrupulatnie wykład profesor McGonagall i nie chciała niczego przegapić. Zamoczyła pióro w kałamarzu, otarła zbędną kroplę atramentu o jego ścianki i ponownie zaczęła notować.
- Hermiona.
Szept powtórzył się. Tym razem był głośniejszy i poza Hermioną usłyszało go jeszcze kilka osób w obrębie dwóch ławek wokoło. Ponownie zignorowała wołanie.
- HERMIONA, DO CHOLERY!
To już zdecydowanie był krzyk. Rozniósł się po klasie przerywając jednocześnie McGonagall połowę zdania o testach na animaga. Kobieta zmarszczyła brwi i szybko odszukała sprawcę tego zamieszania.
- Panno Moore, rozumiem, że po skończeniu Beauxbatons uważa pani edukację w Hogwarcie za niepotrzebną, prawda? – zapytała chłodno.
- Ja nie… - zaczęła speszona dziewczyna, ale dyrektorka jej przerwała.
- Niech chociaż nie przeszkadza pani w zdobywaniu tej wiedzy innym. Dziękuję bardzo.
Dwie minuty po tej krótkiej wymianie zdań otrzymała liścik. Szybko rozpoznała estetyczne, wyćwiczone w francuskiej szkole, pismo Julietty. Po przeczytaniu jego treści pacnęła się w czoło i dyskretnie odchyliła się do tyłu wraz z krzesłem.
- Serio zrobiłaś aferę na pół klasy, żeby zapytać się o mój ulubiony smak muffinek? – spytała, niemal nie poruszając ustami.
- Tak. Więc jaki?
Gryfonka wywróciła oczami.
- Czekoladowe.
- Dzięki. Draco się pytał. Chciał wiedzieć co ma być na urodzinach.
Na wspomnienie imienia Ślizgona, Hermiona uśmiechnęła się szeroko. Wyobraziła sobie Draco główkującego nad jej ulubionym smakiem babeczek, aż w końcu zrezygnowany zwraca się z pomocą do Julie. To było kochane.
- Panno Granger, powtórzy nam pani ostatni etap egzaminu na otrzymanie licencji animaga?
Te słowa podziałały na nią jak kubeł zimnej wody wylany prosto w twarz. Szybko się otrząsnęła i panicznie zerknęła do notatek.
- Trzeba wykazać, że bez problemu można zmieniać postać zarówno z ludzkiej w zwierzęcą jak i na odwrót. Ważne jest też panowanie nad instynktami, które uaktywniają się pod postacią zwierzęcia.
- Dziękuję. Dziesięć punktów dla Gryffindoru. Następnym razem proszę uważać. To, że udało wam się pokonać Voldemorta nie znaczy, że masz nie uważać na transmutacji.
Kilka osób parsknęło śmiechem.

***

Na dodatkowych zaklęciach omówili wszystkie możliwe stanowiska, które ma do zaoferowania Ministerstwo Magii. Harry i Ron zwrócili szczególną uwagę, kiedy profesor Flitwick omawiał dokładną pracę aurorów. Na eliksirach skupili się na pracy w Świętym Mungu, a na zielarstwie z profesor Sprout dowiedzieli się, że zaraz po skończeniu szkoły kilka wybranych osób otrzyma możliwość wyjechania na dwuletnie studia do Chile. Wśród wybranych znalazł się Neville, który nawet nie starał się ukrywać swojego zadowolenia.
Obiad w Wielkiej Sali był dziwny. Każdy wiedział, że to już koniec, że nieoficjalnie skończyli już szkołę. Mimo to mieszkali w murach tego zamku do końca czerwca i chodzili na lekcje, na których bardziej skupiali się na przyszłości i karierze niż faktycznych tematach lekcji z podręcznika.
Popołudniu Hermiona wpadła do Salonu i rzuciła się na kanapę. Sama nie wiedziała skąd wzięło się jej niewyobrażalne zmęczenie. Po prostu było.
- Co? Aż tak cię wykończyło nic nierobienie? – zaśmiała się Ginny siadając obok przyjaciółki.
- Zabawne. Tak, jestem wykończona. I nie wiem po czym. Chyba muszę się czymś zająć.
- Jestem tego samego zdania! – przytaknęła Ruda – W końcu musisz zacząć się szykować, prawda?
Hermiona jęknęła.
- Już? Człowieku, daj mi odpocząć.
- Sama powiedziałaś, że nie masz po czym. Wstawaj leniu jeden, ojczyzna wzywa!
Wiewiórka złapała przyjaciółkę za rękę i zwlekła ją z sofy prosto pod drzwi jej prywatnego dormitorium. Weszły do środka. Miona już szła w kierunku łóżka, ale młoda Weasley szybko ją powstrzymała.
- Do łazienki i pod prysznic! Umyć główkę, ogolić się, nasmarować mleczkiem do ciała. Następnie w bieliźnie i w szlafroczku do mnie, a ja się za ciebie już wezmę.
Dziewczyna wywróciła oczami i zrezygnowana ruszyła w stronę drugiego pomieszczenia. Ściągnęła mundurek i niedbale rzuciła go na blat obok umywalki. Weszła pod prysznic i przez dobre dziesięć minut pozwalała, by krople wody bez celu spływały jej po ciele. Sięgnęła w końcu po żel i dokładnie się umyła. Na półeczce odnalazła piankę i maszynkę. Po chwili zostały jej tylko włosy. Dokładnie wtarła w nie szampon, a następnie odżywkę i spłukała je pod strumieniem ciepłej wody.
Kiedy wyszła z kabiny ogarnęła ją natychmiastowa fala chłodu. Zaczęła szczękać zębami i na palcach manewrowała, żeby zmoczyć jak najmniej kafelek i przy okazji, jak najmniej, ochłodzić sobie bose stopy. Wytarła się w ręcznik, nałożyła świeżą bieliznę i narzuciła na siebie szlafrok. Szybko umyła zęby. Pozbierała dotychczasowe ubranie i wyszła z łazienki.
- Nadal taka zmęczona?
- Mniej – odpowiedziała zgodnie z prawdą.
Ruda kazała usiąść jej na fotelu. Zabrała się za kręcone włosy Gryfonki. Rozczesała je, szybko wysuszyła. Hermiona sięgała po wsuwki, ale Ginny odtrąciła je szybko.
- Włosy będą nachodzić mi na oczy – wytłumaczyła.
- Czasami trzeba cierpieć, kochanie.
Grzywkę, którą Hermiona zawsze skutecznie ukrywała przy pomocy spinek i wsuwek, ładnie wymodelowała i polakierowała przy pomocy różdżki. Po tym krótkim zabiegu fryzjerskim podparła różdżką brodę i zaczęła rozmyślać. W końcu wpadła na pomysł idealnego makijażu. Połączyła efekt smoky eyes z czerwoną pomadką na ustach. Całość wypadła odważnie, wyraziście i pięknie.
- Ubieraj się. Mamy pół godziny, ślicznotko – oznajmiła w końcu Ruda.

***

Kilka godzin wcześniej w hogwarckiej kuchni Pansy piekła zabójczo pachnące muffinki czekoladowe. Kiedy opuściły piekarnik, a dziewczyna wyjęła je z foremek i przyozdobiła wzorem kwiatowym z białej czekolady, zabrała się do tłumaczenia wszystkiego towarzyszącemu jej Draconowi.
- Więc. Babeczki są identyczne, tak jak prosiłeś. Nie różnią się prawie niczym. Jedynym znakiem, że trzymasz właśnie babeczkę z pierścionkiem dla Hermiony jest znak x z białej czekolady na spodzie. Postawię ją w lewym dolnym rogu tacy.
Blondyn przytaknął.
- Resztę pozostawiam tobie.
- Musimy jeszcze przypilnować, żeby nikt babeczki z tym pierścionkiem nie zeżarł zamiast Hermiony.
- Ustawimy straż. Zanim się pojawi będziemy ich pilnować jak labrador dodatkowej porcji jedzenia.
Draco zaśmiał się.
- No, dobra. Więc jak się pojawi to…
- To bierzesz dwie babeczki, jedną dla siebie i jedną dla niej, idziecie nad jeziorko i macie chwilę dla siebie. Blaise wszystko przygotował.
- Mówiłem już, że jesteście niesamowici?
- Nie. Nie musisz, my sobie to mówimy.
Ślizgon uśmiechnął się.

***

Wszystko było gotowe. Sala była zapełniona. Fatalne Jędze grali swoje utwory od dobrych trzydziestu minut. Kula dyskotekowa wirowała nad głowami zgromadzonych. Piękna, kryształowa fontanna z ponczem przykuwała wzrok. Nawet muffinki stały na swoim miejscu obok przekąsek. Brakowało tylko Hermiony i Rudej.
Babeczki wyglądały tak apetycznie, że straż w postaci Draco, Pansy, Blaise’a, wymieniających się po chwilę, była zabezpieczeniem całkowicie minimalnym. Ludzi chętnych na babeczki nie brakowało. Brakowało tylko Hermiony i Rudej.
- Gdzie one do cholery są?! – Draco powoli zaczynał tracić cierpliwość i lekko się martwić.
- Spokojnie, zaraz przy… - zaczęła uspokajać go Pansy, ale jej zapewnienia nie były konieczne, bo właśnie w tamtej chwili obie dziewczyny pojawiły się w Salonie Ślizgonów.
Wyglądały zjawiskowo. Dracona momentalnie opuścił zły humor. Podszedł do Hermiony i pocałował ją na powitanie. Dziewczyna uśmiechnęła się i przygryzła wargę.
- To dla ciebie – powiedziała podając mu malutką torebkę prezentową.
Chwilę później Gins również wręczyła swój prezent.
- Dzięki wielkie. Zaczynaliśmy się martwić. Co was tak długo zeszło?
- Ginny stwierdziła, że wygląda fatalnie i nie może iść. Ciężko było ją wyciągnąć biorąc pod uwagę fakt, że zabarykadowała się w łazience.
Draco zaśmiał się głośno i popatrzył na Rudą z politowaniem. Chwilę później usłyszeli wrzask Pansy:
- NIE ROZUMIESZ ANGIELSKIEGO?! NIE ŻRYJ TEGO!
Hermiona spojrzała na chłopaka ze zdziwieniem.
- Lukier jeszcze nie stwardniał. Wszystko, by się porozwalało. Możesz poczekać, prawda? – wymyślił na poczekaniu i szybko zmienił temat.
- Na muffinki Pansy? A kto by nie czekał? – powiedziała z uśmiechem.
Ślizgon przeprosił dziewczyny na chwilę i podszedł do przyjaciółki.
- Drzyj się jeszcze głośniej to znowu będę musiał ściemniać o lukrze. Dobrze, że Miona nie zna się na pieczeniu… Leć, zastąpię cię na chwilę.
Pan zniknęła w tłumie. Stał opierając się o stół i rozglądając się po sali. Wszyscy bawili się dobrze. Hermiona tańczyła właśnie z Harrym, a Ginny została porwana do tańca przez Blaise’a. Wszystko toczyło się idealnie. Miał dokładnie pół godziny, żeby zniknąć z Hermioną nad jeziorem i oświadczyć się jej. Chciała prywatnie, niech będzie. Nie da za wygraną i nie da się spławić. Już wyobrażał sobie tę  piękną scenę, kiedy kobieta jego marzeń wpada mu w ramiona i płacząc odpowiada „taki”… Gdy nagle rozległ się huk na cały Pokój Wspólny Ślizgonów.
Okazało się, że Neville nie zauważył, nie wiadomo jakim cudem, ogromnej fontanny z ponczem i wpadł na nią. Fontanna się zawaliła, a poncz rozlał się na podłogę i ochlapał kilkanaście osób wokoło.
- Prze-przepraszam! – Longbottom natychmiast chwycił za różdżkę i zaczął nieudolnie wszystko naprawiać.
Widząc jego żałosne poczynania Draco podbiegł do niego i zaczął przepraszać gości, a następnie składać fontannę z powrotem w całość. Po chwili zniknął w dormitorium, gdzie urządzili sobie zaplecze, by dolać alkoholu do fontanny. Kiedy tak beztrosko szedł sobie przez Salon zauważył coś od czego zrobiło mu się słabo.
Zobaczył coś, a raczej brak czegoś. Wszystkie muffinki, bez wyjątku, zniknęły.
- Lumos Maxima!
Z jego różdżki wypłynął ogromny strumień światła, który rozjaśnił całe pomieszczenie.
- STOP! NIE JEŚĆ MUFFINEK!
Wszyscy popatrzyli na solenizanta jakby urwał się z choinki. On jednak nie zważał na spojrzenia innych. Postawił butlę w rogu i podbiegł do Pansy i Blaise’a.
- Babeczki zniknęły!
- MIAŁEŚ ICH PILNOWAĆ, IDIOTO! – wrzasnęła Pansy.
- LONGBOTTOM ROZPIERNICZYŁ FONTANNĘ! MIAŁEM STAĆ I SIĘ GAPIĆ JAK NISZCZY JĄ JESZCZE BARDZIEJ?!
- TAK!
- ZAMKNĄĆ RYJE! – uciszył ich dobitnie Blaise – Idziemy szukać tej z iksem!
Wszyscy, którzy trzymali w rękach babeczki zastygli w miejscu jakby nie wiedzieli co mają robić. W tym czasie Blaise, Draco i Pansy latali jak idioci po całym Pokoju Wspólnym i podnosili każdą rękę z muffinką do góry. W końcu Blaise wrzasnął do Draco z drugiego końca pomieszczenia:
- MAM! NA SKRZYDŁO!
Draco złapał babeczkę w rękę i podbiegł do Hermiony. Pansy rzuciła mu bukiet z szafirków. Ostatnie pięć metrów przejechał na kolanach prosto pod jej nogi.
- Ja wiem, że nie chciałaś publicznych oświadczyn. Ja wiem. Miało być naprawdę pięknie. Pansy upiekła te cholerne muffinki, o które wcześniej było całe dochodzenie jaki smak lubisz, Blaise przygotował nam piękny piknik nad jeziorkiem, ale… Ta muffinka jest zdobyczna!
Hermiona zaczęła śmiać się przez łzy wzruszenia.
- Uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? – zapytał w końcu.
Wtedy Hermiona rozkleiła się na dobre i pokiwała głową na tak. Draco wstał i wziął ją w ramiona. Zawirowali kilka razy w powietrzu zanim odstawił ją na ziemię.
- Ugryź.
- Co? – zapytała wciąż lekko oszołomiona całą tą sprawa.
- Ugryź muffinkę.
Wykonała jego prośbę. Kiedy tylko przełknęła pierwszy kęs czekoladowej babeczki i spojrzała na nią ponownie zauważyła w środku piękny, błyszczący brylant osadzony w pierścionku z białego złota.

~~~ OGŁOSZENIA PARAFIALNE ~~~

NORMALNIE NA OSTATNI GWIZDEK! To się nazywa wyczucie czasu!
Dedykacja dla: Mrs Joffrey, Puchona, Cholery M. i Pearlisi <3
Dla tych co nie śledzą aska - zmotywujcie Cholerę M. pod tym rozdziałem, żeby założyła bloga z Drinny. Będziecie czytać, prawda? :)