sobota, 29 czerwca 2013

Rozdział 13

Krawat, Patronus i kłopoty

Hedwiga zastukała w okno swoim dziobem. Harry wpuścił ją do środka. Nie wyglądała najlepiej. Jej pazury były zakrwawione, dziób również, ale to nie była jej krew. Chłopak uznał, że musiała polować po drodze.
- A gdybyś zgubiła list, głuptasie? – zapytał, głaszcząc ją po śnieżnobiałych piórach.
Sowa uszczypnęła go w palec pieszczotliwie. Hedwiga zawsze była przy nim. Harry cierpliwie znosił jej fochy i humory, bo była jego prawdziwą przyjaciółką. Miał nadzieję, że wkrótce zaakceptuje Tonks, która zarówno dla Hedwigi jak i Krzywołapa była zbyt bezpośrednia. Całkiem spory wilczarz irlandzki wspiął się przednimi łapami na szafkę i wcisnął głowę pomiędzy tułów a rękę Harry’ego. Z bezmyślnym wzrokiem i wywieszonym jęzorem zaczął gapić się na sowę, która przyglądała się mu z pogardą.
- O wilku mowa – skwitował czarnowłosy chłopak – No, Tonks, zmykaj. Muszę odebrać list od Hedwigi.
Pies odbił się przednimi kończynami i zrobił piruet, by zgrabnie wylądować tyłem do właściciela. Tonks wskoczyła na łóżko Harry’ego i zwinęła się w kłębek. Tymczasem chłopak dobrał się do listu, a samicę puchacza śnieżnego odesłał do sowiarni. Koperta była brudna, miała brązowe plamy. Była zaadresowana do Maryi Moore. Pomyślał, że być może matka Julie nie miała możliwości zmiany koperty na nową, więc użyła tej córki. Wyszedł z listem do Salonu licząc, że spotka tam jeszcze Julie. Nie mylił się. Dziewczyna siedziała na sofie przy komiku i obserwowała tańczące płomienie.
- To do ciebie – powiedział.
Podskoczyła ze strachu, bo chłopak zaszedł ją od tyłu. Odebrała od niego kopertę i podziękowała mu. Wstała i weszła po schodach do dormitorium. Usiadła na swoim łóżku i zaczęła czytać list. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Wszystko zaczynało się układać! Schowała list w szufladzie swojej szafki nocnej i zbiegła ponownie do Salonu licząc, że zastanie tam Hermionę.

***

Jego zimne palce drażniły rozpaloną do granic możliwości dziewczynę. Jego język tańczył w jej ustach tango. Jego oddech był jedynym źródłem powietrza. Oderwał się od niej. Brunetka z jękiem rozczarowania opadła na puste łóżko.
- Dlaczego mi to robisz?
- Bo nie chcę się spieszyć.
- Znalazł się romantyk – zaśmiała się dziewczyna zapinając guziki swojej koszuli.
- A żebyś wiedziała. Chcę zrobić wszystko tak jak należy. Nie zachowuj się jak połowa dziewczyn z mojego domu – powiedział Draco, siadając na krawędzi łóżka – Chcesz się ze mną przespać, a nie usłyszałaś z moich ust, że cię kocham.
- A kochasz? – zapytała Miona, podnosząc się i na czworakach podchodząc do chłopaka, by w końcu usiąść po turecku za nim i oprzeć swoją głowę na jego ramieniu.
- Dowiesz się wkrótce. A teraz zmykaj, zaraz cisza nocna.
Hermiona ześlizgnęła się zgrabnie z łóżka i porwała z ziemi swoje jeansy. Ubrała je i zaczęła zbierać z podłogi resztę swoich rzeczy. Obok gryfońskiego krawatu leżał również ten ślizgoński, należący do Draco.
- Mogę go pożyczyć? – zaśmiała się, machając jak lassem zielono-srebrnym paskiem.
- Nie – powiedział z uśmiechem, ale stanowczo odbierając jej przedmiot – Zachowujesz się jak pijana.
- A kto ci powiedział, że nie jestem pijana? – zapytała i cmoknęła go w usta.
- Zbyt dobrze cię znam.
Wybuchnęła śmiechem.
- „Zbyt”, „dobrze”, „cię” i „znam” brzmi bardzo zabawnie w twoich ustach, wiesz?
Wywrócił oczami.
- Trzymaj, głupolu – powiedział podając jej zielony krawat.
Hermiona zaklaskała w ręce i założyła go na szyję. Bezrękawnik, gryfoński krawat i trampki wzięła w dłoń, a na ramię zarzuciła swoją torbę. Wyślizgnęła się z dormitorium chłopaka, uprzednio zatrzymując się w drzwiach i rzucając mu ciepłe:
- Dobranoc.
Pokój Wspólny Ślizgonów był pusty. Większość uczniów pewnie włóczyła się jeszcze po korytarzu, korzystając z ostatnich minut przed nocą. Dziewczyna prześlizgnęła się jakoś na schody prowadzące do Wieży Gryffindora. Było jej okrutnie zimno w nogi, ale to była jej decyzja, by nie ubierać butów. Cały dzień zachowywała się jak wariatka, wszystko przez lekcję zaklęć. Przez formę Patronusa Dracona. Może i było to dziecinne z jej strony, ale co tam. Cieszyła się jak głupia i nikt jej tego humoru nie odbierze. Weszła do Salonu. W przeciwieństwie do wychowanków Slytherinu, Gryfoni byli już w Pokoju Wspólnym i rozmawiali. Harry siedział na sofie, a na nim okrakiem siedziała Ginny, szepcząc mu coś do ucha i co chwilę całując go. Kiedy jednak Ruda zauważyła przyjaciółkę, zerwała się z nóg chłopaka i podbiegła do niej.
- Mogę do cholery wiedzieć, skąd masz ślizgoński krawat? – powiedziała, uśmiechając się od ucha do ucha. Nikt nie musiał jej tłumaczyć, skąd, ale Ginny lubiła droczyć się z Mioną.
- Spędziłam właśnie godzinę w dormitorium Draco… - powiedziała, rumieniąc się.
- O czym tak żywo dyskutowaliście, że masz na sobie jego krawat, a buty i sweter trzymasz w ręce? – zaśmiał się Harry.
Hermiona stała się wtedy czerwona jak burak. Ginny szturchnęła Wybrańca w ramię, wciąż uśmiechając się, a potem oboje wzięli Mionę pod rękę i zaprowadzili na kanapę. Usiadła pomiędzy nimi.
- Muszę wam opowiadać? – jęknęła.
- Musisz – odpowiedzieli równocześnie Ginny i Harry.
- Mogę wam powiedzieć, dlaczego zachowuję się jak wariatka. Więcej ode mnie nie usłyszycie, bo wierzę w waszą możliwość logicznego myślenia.
- Słuchamy, więc.
- Patronusem Draco jest wydra.
- I co w związku z tym? – zapytał Wybraniec.
- Harry, a pamiętasz, co stało się z Patronusem Tonks?
- No, zmienił postać… Z fretki w wilka.
- A Lupin był…?
- Wilkołakiem.
- JEJ PATRONUS ZMIENIŁ FORMĘ, BO ZAKOCHAŁA SIĘ W REMUSIE, NIE ROZUMIESZ? – wybuchnęła w końcu Miona.
Harry’ego olśniło, a Ginny, o ile to jeszcze możliwe, zaczęła uśmiechać się jeszcze bardziej.
- Czyli twierdzisz, że Draco…
- Oj, zamknij się. Każdy wie, o co chodzi.
Wtedy podeszła do nich Julie z równie dużym uśmiechem na twarzy, jak siedząca na kanapie trójka przyjaciół.
- Nie mogę wyjść za Draco! – wypaliła w końcu Julie.
- Jak to? – wytrzeszczyła oczy Hermiona.
- Jestem półkrwi! Mój ojciec był mugolem! Dlatego tiara nie umieściła mnie w Slytherinie!
Na twarzy trójki Gryfonów wymalowało się istne zdumienie.
- Skąd to wiesz?
- List matki. Niestety ojciec zdążył zobaczyć, co napisała… Ale uciekły. Inaczej ten list nie trafiłby do mnie.
Zrobiła krótką pauzę i wyciągnęła do Miony rękę. Dziewczyna nie zrozumiała na początku, o co chodzi, a w końcu złapała rękę Julie i pozwoliła, by ta pociągnęła ją w stronę dormitorium, które zajmowała razem z Ginny. Podała jej list napisany ręką matki. Hermiona uśmiechnęła się pod nosem.
- Musisz to wysłać do Malfoy’ów. Wtedy szybko zerwą zaręczyny – powiedziała.
- Chcę to uzgodnić z Draco. A właśnie, to jest chyba twoje – dodała wyciągając z pudełka biżuterię z jednorożca.
Podała ją Hermionie, a ona pogładziła delikatny warkocz.
- Na pewno chcesz mi to oddać? On ci to dał.
- Ale był przeznaczony dla ciebie. Popatrz.
Wyjęła różdżkę i zapaliła jej koniec. Zbliżyła do fiolki, a wtedy oczom obu dziewczyn ukazał się ciemny tekst napisany kursywą.
- Her Draco?
- Skrót od twojego imienia, albo po prostu „jej Draco”.
Miona rozpromieniła się. Schowała naszyjnik do kieszeni. Ruszyła w stronę drzwi. Kiedy je otwierała, usłyszała za sobą głos Julie:
- Ładnie ci w zielonym.
Hermiona zaśmiała się.

***

Hermiona weszła do swojego dormitorium i pierwsze, co rzuciło jej się w oczy, to rudy kot siedzący tuż przed drzwiami. Jego brązowe ślepia wpatrywały się we właścicielkę.
- Krzywołap, rusz się, bo zmienię cię w stojak to biżuterii.
Kot prawdopodobnie zrozumiał, o co chodzi, bo zszedł jej z drogi i wskoczył na kanapę. Dziewczyna sięgnęła po różdżkę i rozpaliła kominek. Złapała kartkę papieru i transmutowała go w czarny, kamienny stojak na kolię. Wyjęła z kieszeni naszyjnik od Draco i włożyła go niego. Krzywołap miauknął.
- Co jest kocie? Naszyjnik?
Pers nie odpowiedział. No, bo niby jak. Wskoczył na biurko i przejechał ogonem po kolii.
- Piękny prawda? Od Draco.
Rozległo się pukanie do drzwi. Miona przeszła przez pokój i otworzyła je. Ginny przebrała się już w piżamę i była gotowa do snu.
- Mogę wejść?
- Jasne.
Ruda przekroczyła próg i przeszła do salonu. Usiadła na fotelu. Po chwili na jej kolana wskoczył Krzywołap. Zaczęła go głaskać. Miona usiadła na kanapie i spojrzała na przyjaciółkę. Była dziwna… Nie zachowywała się normalnie.
- Coś się stało?
- Już wiesz?
- O czym? – zapytała Miona zbita z tropu.
- O Draco.
Na twarz Hermiony wstąpiło przerażenie. Co, jak, co, ale tak samo jak Harry, Draco miał wielki talent do pakowania się w kłopoty. Wypuściła powoli powietrze z płuc.
- Co z nim?
- Chcą go wywalić.
Hermiona zachłysnęła się powietrzem.
- C-co?!
- A najgorsze…
- Co jest najgorsze…? – bała się zapytać już o cokolwiek.
- Że Harry’ego razem z nim.

~~~ OGŁOSZENIA PARAFIALNE ~~~

Rozdział średniej długości, ba dum tss. Tak sobie pomyślałam, że poprosiłabym was o wypowiedzenie się na temat właśnie długości postów. Krótszych pisać nie będę, bo miałabym wyrzuty sumienia, ale dłuższe mogę się postarać. Kto jest za a kto przeciw i dlaczego ;)
Kocham kończyć w takich momentach, bo wiem, że przestajecie mnie lubić ^^ ASK ME.

piątek, 28 czerwca 2013

Rozdział 12

Wszystko będzie dobrze

Marya Moore siedziała w fotelu w pokoju córki. Ogromne panoramiczne okna umożliwiały jej obserwację tego, co dzieje się w sercu Londynu. Stolica Wielkiej Brytanii nawet w nocy była tętniąca życiem. W ciągłym pędzie zwykli ludzie nie dostrzegliby pięknej sowy śnieżnej nad swoimi głowami. Hedwiga miała dostarczyć list jak najszybciej i tylko do rąk matki Julie. Gdy zobaczyła kobietę o długich prostych kasztanowych włosach, siedzącą i wyczekującą jakichś wieści, przyspieszyła lot. W końcu zaczęła pukać dziobem delikatnie w szybę. Marya uchyliła okno tak, by sowa spokojnie wleciała do środka. Odwiązała list z jej nóżki i wzięła w ręce kopertę. Otworzyła ją i wyjęła pergamin złożony na cztery części. Zaczęła czytać.
„Kochana matko,
Ojciec wysłał za mną skrzata. Wormflower nie spuszcza mnie z oka. Nie mogę zachowywać się normalnie z powodu jej obecności. O wszystkim donosi ojcu. Ani Draco, ani ja nie chcemy tego ślubu. Ja, bo go nie znam i chciałabym wyjść za mąż z miłości, a nie z przymusu i z powodu presji rodziny. On, bo jest szczęśliwe zakochany. Nie chcę mu tego odbierać. Dziewczyna, którą kocha jest z mojego domu. Gryfonka. Nie umiem jej spojrzeć w oczy. Nie chcę, by przeze mnie musieli się rozstać. Wiem, że twoje zdanie nic nie wnosi w wolę ojca, ale proszę… Proszę, wyślij mi w odpowiedzi wszystko, co mogłoby zaszkodzić temu małżeństwu. Wszystko. Gdybyś bała się o życie, zabierz Marthę i ukryjcie się u dziadków. Nie wydadzą was, przecież wiesz.
Uważaj na siebie,
Julie.”
Kobieta przeleciała list wzrokiem po raz trzeci. Wyjęła pergamin i zaczęła szybko pisać. Gdy kończyła list, do pokoju wpadł pijany mężczyzna. Jego czarne włosy opadały mu na twarz. Zatoczył się bliżej żony i powiedział:
- KOBIETO! DO KOGO PISZESZ?
Jego wzrok przewertował treść pisanego przez Maryę listu, a biedna kobieta trzęsła się ze strachu. Kiedy dotarło do niego, co właśnie przeczytał wpadł w furię. Wyjął swój sztylet i jednym ruchem rozciął żonie policzek. Krew zleciała na pergamin. Biała sowa śnieżna, widząc tą scenę zleciała z szafy i zaczęła dziobać i drapać pazurami twarz mężczyzny. Ogłupiła go na chwilę, a pani Moore wykorzystała ją do włożenia listu w kopertę i dobycia różdżki.
- Petrificus Totalus!
William Moore padł jak długi na ziemię, a atakująca sowa podleciała na biurko. Marya uwiązała u jej nogi list i wypuściła ją przez okno. Gdy Hedwiga odlatywała, słyszała jedynie nagłe odgłosy wyrzucania rzeczy z szafy. Uciekała. Nareszcie.

***

Ginny szła korytarzem wraz z Luną, aby przed lekcjami mogły jeszcze porozmawiać. Dziewczyna całe szczęście wróciła do swojego normalnego stanu. Po wypłakaniu się i wyżaleniu przyjaciółce znów zaczęła wesoło rozmawiać o narglach i innych stworzeniach. Cieszyła się nawet ze zbliżającej się lekcji zaklęć, która rozpoczyna nowy semestr. Mieli zaliczać Patronusa. Ruda również cieszyła się na tę lekcję, ponieważ od letniego semestru miała uczęszczać na większość zajęć z Harrym. Co prawda, oficjalnie była uczennicą szóstego roku, a Harry siódmego, ale kilkunastu wybranych uczniów miało mieszane zajęcia ze starszym rocznikiem. Ona i Luna były takimi wyjątkami.
Wspinając się po schodach na Wieżę Gryffindora, obie wpadły na Neville’a, który dosłownie zbiegał na dół. Widać było po nim, że zaspał na śniadanie i musiał lecieć, by zdążyć cokolwiek zjeść. Kiedy jednak zobaczył, na kogo wpadł, uśmiechnął się tylko i pomógł wstać Lunie, a potem Ginny, które wpadły do wnęki z witrażowym oknem.
- Przepraszam was. Idziecie do Salonu? – zapytał.
- Nie Neville. Miałyśmy właśnie zamiar wspiąć się na górę, a potem zjechać po poręczy – zaśmiała się Ruda ironicznie.
Chłopak uśmiechnął się głupio. Wiewiórka nie winiła go za żadne idiotyczne zachowanie, kiedy przebywał w towarzystwie Luny, ponieważ nawet głupi zauważyłby, że jest w niej zakochany do szaleństwa. Jedynym wyjątkiem była sama panna Lovegood, która albo nie widziała, albo nie chciała widzieć uczucia, którym Neville ją darzy.
- Przygotowany? – zapytała, swoim rozmarzonym głosem Luna.
Longbottom zgłupiał.
- Na co?
- Na zaklęcia, głupolu – zaśmiała się serdecznie.
Neville chciał zapaść się pod ziemię, a Ginny musiała odwrócić twarz, żeby nie roześmiać się razem z przyjaciółką. Chłopak był różowy na twarzy. Spojrzał na Lunę. Tak pięknie wyglądała, gdy się śmiała. Jej srebrno-niebieskie oczy lśniły wtedy jak najszlachetniejsze szafiry. Piękne blond włosy opadały jej beztrosko na twarz niczym złote wstążki. Luna była infantylna, to fakt, ale w tej całej swojej zdziecinniałości i marzycielskim postrzeganiu świata, była piękną i inteligentną kobietą. I Neville to widział.
- Neville… Jesteś tam jeszcze?
Chłopak otrząsnął się i tuż przed sobą zobaczył roześmiane szafirki panny Lovegood.
- Jeszcze jestem. Chodźcie, zaraz są lekcje.
Luna zachichotała i wspięła się na palce, by wyrównać się wzrokiem z chłopakiem. Nie była od niego dużo niższa, ale stopień pogłębiał tą różnicę. Cmoknęła go w usta, a on skamieniał. Ginny uśmiechnęła się pod nosem. Luna złapała Neville za rękę i powiedziała:
- Idziemy? Zaraz są lekcje.
Specjalnie używając jego słów, wymusiła, by obudził się z dziwnego transu, w który wpadł po tym słodkim buziaku.
- Wy idźcie. Ja zapomniałam, że umówiłam się z Harrym przed lekcjami – wytłumaczyła Ginny, a dla podkreślenia swoich słów, zeszła kilka schodów w dół.
Luna posłała jej promienny uśmiech i ruszyła z Nevillem po schodach. Ruda wiedziała, że wreszcie wszystko zaczyna się układać. Nie tylko u Hermiony i Draco. Ale u każdego. Wszystko dobrze się skończy. Wiedziała również, że przeczucie ją nie zawiedzie.
Przerwała swoje przemyślenia i zaczęła schodzić po schodach w lekkich podskokach. A co, niech każdy wie, jaka jest szczęśliwa.

***

Pierwszą lekcją, którą Hermiona miała dziś w planie, były zaklęcia. Mieli zdawać zaklęcie Patronusa. Oczywiście Flitwick wiedział, że jest to magia na tyle zaawansowana, i że nie każdy sobie z nią poradzi. Brał jednak pod uwagę fakt, że prawie dwa lata temu odbyła się Bitwa o Hogwart, a w jej trakcie większość uczniów nauczyła się więcej niż w ciągu całych sześciu lat nauki w szkole. Mimo to opiekun Ravenclawu postanowił być łagodny. Hermiona stała tuż za nauczycielem, gdy otwierał drzwi. Obok niej stali Harry i Ron. Draco zniknął jej z oczu zaraz po zajściu w Sali Trofeów. Zgrzyt zamka wyrwał ją z rozmyślań, gdzie też może podziewać się Ślizgon. Weszła do klasy, a swoją torbę położyła przy ścianie. W jej ślady poszli wszyscy inni, którzy przybyli na lekcje. Nauczyciel machnięciem różdżki usunął wszelkie ławki i krzesła.
- Jak mówiłem przed świętami, dziś będziemy zaliczać zaklęcie Patronusa. Uprzedzam tych wszystkich, którzy boją się, że tego nie zdadzą – jest to zaliczenie na dodatkową ocenę. To zaklęcie wychodzi znacznie ponad zakres standardowej wiedzy nie tylko ucznia, ale i przeciętnego czarodzieja. Niemniej jednak, byłbym bardzo zadowolony, gdyby udało się to większości z was. Jako pierwszego zapraszam do siebie pana Pottera.
Harry śmiało wyszedł na środek klasy i wypowiedział formułę zaklęcia. Oczom wszystkich ukazał się błękitny jeleń naturalnych rozmiarów. Przeszedł się majestatycznie po klasie i zniknął.
- Brawo, panie Potter. Nie mam żadnych zastrzeżeń. Właśnie zdobył pan dla swojego domu dwadzieścia punktów.
Wybraniec uśmiechnął się do nauczyciela i powrócił do grupy.
- Kto teraz? Może pani Lovegood?
- Profesorze, zdaje mi się, że widziałam wysoko uniesioną rękę, pana Notta – powiedziała Luna uśmiechając się wrednie w stronę byłego chłopaka.
- O, pan Nott… Zapraszam, więc.
Chłopak wyszedł z tłumu. Kiedy przechodził koło dziewczyny, zatrzymała go ręką.
- Najpierw amulet, panie Nott. Zapomniał mi go pan zwrócić.
Teodor zdjął z szyi wisiorek, który od niej otrzymał i wcisnął w jej delikatną rękę.
- A trzymaj sobie tą cholerną rzodkiewkę. I tak nic ci nie da, bo głąbigroszki nie istnieją.
- Istnieją, idioto. To kwiaty. A amulet chroni przed gnębiwtryskami.
Chłopak już miał coś odwarknąć, gdy Flitwick chrząknął jednoznacznie. Wściekły wyszedł na środek sali i niemal krzyknął zaklęcie. Mimo to z jego różdżki wyleciały jedynie strzępki niebieskawego dymu.
- Cóż, panie Nott… Nie mogę dać Slytherinowi nic powyżej trzech punktów.
Teodor był nawet zadowolony, że za to, co mu wyszło otrzymał w ogóle jakieś punkty. Powrócił do grupy. Wtedy przyszła kolej Luny. Stanęła przed Flitwickiem z uśmiechem na twarzy, a w jej głowie szumiała jakaś piosenka, którą śpiewała często z ojcem. Po chwili jednak oczyściła umysł ze zbędnych informacji i skupiła się na najszczęśliwszym wspomnieniu. Wypowiedziała formułę. Z jej różdżki wyleciał królik. Zaczął wesoło skakać wokół niej. Wtedy z trzaskiem otworzyły się drzwi do klasy. Królik zniknął, a oczy wszystkich znajdujących się w pomieszczeniu zwróciły się w osobę, która do nich dołączyła. Blondyn w zielonym krawacie mruknął:
- Przepraszam – i dołączył do uczniów.
Hermiona uśmiechnęła się na jego widok. Mimowolnie poprawiła sobie włosy.
- Nie musisz nic ze sobą robić. I tak wyglądasz ślicznie – usłyszała szept tuż przy swoim uchu.
Aż podskoczyła. Zamiast jednak blond czupryny, ujrzała kątem oka Krukona o ciemnych włosach. Był to drugi Prefekt Naczelny Hogwartu.
- Alex… - zaśmiała się dziewczyna.
On, bez słowa, pocałował jej kasztanowe włosy. Przez jej ciało przeszedł dreszcz. Zdziwiła się zachowaniem chłopaka. Nigdy nie przejawiał w stosunku do niej żadnych nadzwyczajnych uczuć. Był dla niej po prostu miły. Poczuła, że odsuwa się od niej. A raczej ktoś go odsuwa.
- Odwal się od niej – warknął Alexander Brown.
- Z wzajemnością – odparował Draco, zbliżając się do Hermiony.
Ręka Malfoya złapała jej dłoń, a ona uśmiechnęła się wciąż patrząc na kolejne osoby, które wychodziły, by zaliczyć zaklęcia. Jack Russel Terier Rona biegał radośnie po klasie, gdy opiekun Ravenclawu poprosił do siebie Hermionę. Puściła zimne palce chłopaka i wyszła na środek klasy. Uniosła wysoko różdżkę i wypowiedziała zaklęcie.
- Expecto Patronum.
Z jej różdżki wyleciały niebieskie i srebrne stróżki dymu, które w końcu uformowały wydrę w tych samych kolorach. Wesoło pląsała się wokół dziewczyny, jakby tańczyła w wodzie. Wszyscy obserwowali tą scenę z uwagą. Na twarz młodego arystokraty wdarł się delikatny uśmiech. Nie z powodu działania Patronusa, ale z powodu samej czarownicy, która go wytworzyła. Hermiona tańczyła z wydrą przez trzy minuty, aż Flitwick poprosił, by nie przemęczała się tym zaklęciem. Różdżka dziewczyny przestała strzelać delikatnymi wstążkami chmury, a zwierzę zniknęło.
- To może teraz… Pan Malfoy?
Chłopak zachwiał się niepewnie, ale wyszedł na środek klasy. Gdy mijał Hermionę pozwolił musnąć jej dłoń swoją, powodując tym samym uśmiech na twarzy dziewczyny. Uniósł swoją różdżkę i zamknął oczy, żeby się skoncentrować.
- Expecto Patronum!
Nic jednak się nie wydarzyło.
- No trudno, może kiedy indziej, panie Malfoy – powiedział nauczyciel, ale chłopak przerwał mu.
- Proszę dać mi jeszcze jedną szansę.
- No, dobrze – mruknął profesor Flitwick po chwili namysłu.
Draco nabrał powietrza w płuca i zamknął oczy. Powoli zaczął wypuszczać powietrze z klatki piersiowej. Skupił się na niej. Na jej oczach. Na jej włosach. Na tym, jak pięknie się uśmiecha.
- Expecto Patronum – niemal wyszeptał.
Z końca jego dziesięciocalowej różdżki, wykonanej z głogu, wystrzeliły trzy ogromne niby wstęgi z dymu, które po kilku sekundach uformowały zwierzę. Nie było one duże i wcale nie pasowało do typowego Ślizgona. Z ust jednej z dziewczyn wydarło się westchnienie. Była to Hermiona. Jako jedyna wiedziała, co oznacza taka, a nie inna postać Patronusa Dracona. On naprawdę ją kochał.
Mała błękitna wydra była tego niemal żywym przykładem.

~~~ OGŁOSZENIA PARAFIALNE ~~~

Darkest nights turn into dawns,
Golden lights are chords for songs of love,
something death cannot erase
~ Ministry of Magic - A Phoenix Lament

Zarzuciłam sobie cytatem, a co :D Jak pewnie wszyscy zauważyli zmienił się wygląd bloga. Obecnym jestem po prostu zauroczona. Czegoś takiego szukałam. Dodałam również muzykę, przy której z reguły tworzę rozdziały. Wypowiedzcie się tutaj o tych zmianach.
Co do rozdziału. Doczekaliście się wreszcie Patronusa Draco chociaż wiem, że i tak sporo z was wiedziała, że będzie miał taką formę ;) Sytuacja z Julie wyjaśni się niedługo, ale jako że jestem zła i okrutna wprowadzam nam takiego pewnego pana, który namiesza w fabule, a zwie się on Alexander Brown. Taki Krukon kochany.
Przy okazji, wszystkiego dobrego z okazji wakacji, które dzisiaj się oficjalnie rozpoczęły :D
PS Nadal jestem chora, więc teoretycznie siedzę przez cały dzień przed komputerem i mogę pisać, ale albo brak weny albo śpię, więc... xD W zakładce "Rozdziały" znajdziecie powód, dla którego wena mi wróciła :) Ask: ask.fm/CallMeExpecto

środa, 26 czerwca 2013

Rozdział 11

Przeprosiny


Rano Hermionę obudziła wielka kupa rudego futra na głowie. Owa kupa futra zaczęła miauczeć jej do ucha, czerpiąc z tego wielką radość. Rudy sadysta. Zrzuciła kota z twarzy, powodując na jego pyszczku wielkie oburzenie. Jak ona śmiała? Był wszak zacnym przedstawicielem kociej rasy, gatunku czczonego w Starożytnym Egipcie! A ona, co? Nic sobie z tego nie robi. Krzywołap prychnął i wskoczył na fotel w salonie. Z pogardą obserwował, jak jego właścicielka zwleka się z łóżka i klnie na niego, gdy zobaczyła, że obudził ją o szóstej. No, a co! Woda z miętą sama się nie zrobi! Sardynki w sosie pomidorowym zresztą też nie. Odczytała myśli pupila i sięgnęła do pojemnika, gdzie trzymała karmę. Wsypała suche kulki do jednej z jego misek, a drugą uzupełniła wodą z dzbanka, który stał na biurku.
- Smacznego, Krzywołapku – powiedziała, głaszcząc kota po rudej głowie.
Kot popatrzył na nią jak na idiotkę. Na znak protestu wspiął się na biurko i usiadł na listach, które dopiero zauważyła dziewczyna.
- Spadaj, wredne stworzenie – powiedziała, udając takie samo oburzenie, jakie malowało się w oczach persa – Muszę to przeczytać.
Kot przez dwie minuty jakby rozważał opcje za i przeciw. W końcu, z wielką łaską, przesunął swój zacny tyłek dwa kocie kroki dalej, udostępniając tym samym listy. Dziewczyna sięgnęła po koperty i spojrzała, kto do niej napisał. Jeden list był od Draco, drugi od Julietty. Uśmiech zniknął z twarzy brunetki. Nie miała nawet zamiaru ich czytać. Podeszła do kominka i wrzuciła obie koperty w ogień. Patrzyła na palący się papier dopóki nie został z nich popiół.
- Popatrz jak ładnie się paliły, Krzywołapku.
Kot prychnął zdegustowany. No jasne! Po co szanować czyjąś pracę. Co z tego, że ktoś siedział nad takim listem kilka godzin, a ona wyrzuca pracę do kominka. Panna Granger nas zaskakuje. Dziewczyna otworzyła dużą szafę i wyjęła z niej jeden z trzech zestawów do mundurka. Przebrała się, a następnie weszła do łazienki i szybko wykonała poranną toaletę. Wyciągnęła również swoje kosmetyki i zrobiła szybki makijaż. Było wpół do siódmej. Cisza nocna skończyła się wraz z wybiciem szóstej. Postanowiła się przejść. Przeszła przez Pokój Wspólny. Nikogo tam nie zastała. No, jasne. Kto normalny zrywa się z łóżka przed świtem? Nikt, chyba, że ma wrednego kota. Zeszła po schodach i zaczęła krążyć w okolicach Wielkiej Sali. Była już otwarta, ale śniadanie jeszcze się nie zaczęło. Mogła jedynie zasiąść przy stole Gryfonów i napić się gorącej herbaty z cytryną, która przyjemnie ją rozgrzała. Owszem, w zamku było ciepło, ale nie ma to jak ciepły napój z samego rana. Miona bawiła się pustym pucharkiem, który wciąż ogrzewał jej zimne ręce, gdy w Sali pojawił się ktoś jeszcze. Dziewczyna odwróciła głowę. Draco Malfoy również wstał dzisiaj wcześniej. Na jej widok rozpromienił się i podszedł do stołu, przy którym siedziała. Zanim zdążyła go zdrowo opieprzyć za jego zachowanie, czyli za nic właściwie, pochylił się nad nią i złożył na jej ustach soczysty pocałunek. Cała złość na niego momentalnie odleciała jak hipogryf na wolności. Objęła go zarzucając ręce na jego umięśnione ramiona, zmuszając go tym samym, by usiadł obok niej. Otworzyła usta, by mogli pogłębić pocałunek. Zachichotała, gdy język chłopaka zaczął wplatać się w jej własny. W końcu puścił ją jednak i oparł swoje czoło o jej i zapytał cicho:
- Przeczytałaś list? Wiem, że wysłałem go późno, ale musiałaś wiedzieć.
Hermionie zrobiło się zwyczajnie głupio. Spuściła wzrok, unikając jego pięknych błękitnych oczu.
- Dlaczego? – chłopak domyślił się, że tego nie zrobiła.
- Był też list od Julietty – odpowiedziała wymijająco.
- Julie do ciebie napisała?
Odsunęła się od niego gwałtownie.
- Teraz już Julie? – prychnęła i nalała sobie herbaty do pucharu.
- Muszę ją jakoś nazywać – odpowiedział z lekkim zdenerwowaniem w głosie.
Wywróciła oczami.
- No, jasne. Przecież mnie możesz nazywać Granger, ale ona będzie dla ciebie twoją Julie.
- Miona, przestań proszę – powiedział stanowczo – Nie przeczytałaś listu, więc proszę zrób to. 
- Nic z tego. Spaliłam go.
- CO ZROBIŁAŚ?!
- Spaliłam. Nie chciałam czytać nic, co było od ciebie.
Draco wstał i szybkim krokiem ruszył do wyjścia. Dziewczyna zerwała się i pobiegła za nim.
- Draco, przepraszam!
Zatrzymał się. Użyła jego imienia. Drugi raz. Odwrócił się do niej. Mimo jej przeprosin nadal czuł się urażony. Spojrzał w jej orzechowe oczy.
- Zastanów się dwa razy zanim coś powiesz. Czasami to naprawdę może zaboleć. Szczególnie kogoś, komu na tobie zależy.
Wyszedł z Wielkiej Sali przybity, a Hermiona patrząc jak odchodzi czuła nienawiść do samej siebie, że jest tak beznadziejnie głupia i rani wszystkich w około. Powinna porozmawiać z Moore. Nie muszą się nawzajem kochać. Wystarczy, żeby nie chciały wydrapać sobie nawzajem oczu.

***

Ogromny zegar wybił godzinę siódmą, tym samym budząc Julie i jej kota. Lumos przeciągnęła się leniwie i zeskoczyła z łóżka. Dziewczyna również opuściła wygodny materac i udała się w stronę łazienki. Gdy nacisnęła klamkę zobaczyła, że drzwi są zamknięte. Rozejrzała się po pokoju. Łóżko Parvati było pościelone, a Ginny miała rozwaloną pościel. Stwierdziła, więc, że Ruda zajmuje łazienkę. Julie wygrzebała z szafy mundurek i gryfoński krawat. Przyjrzała się im. Musiała powiedzieć, że nawet jej się podobały. Nie były tak wygodne i ładne jak te w Beauxbatons, ale jak na mundurek szkolny nie było powodu do narzekania. Wyjęła z szafki również swoje figi, pomijając stanik. Nie miała zamiaru zachowywać się jak grzeczna uczennica i nie mieć nic z życia tylko dlatego, że za kilka miesięcy wychodzi za mąż. Nikt nie zabroni jej bawić się na boku. Przecież nie jest jeszcze mężatką. Dopiero za kilka miesięcy wszystko się zmieni. Drzwi od łazienki otworzyły się szeroko.
- Cześć Julie. Poczekać na ciebie?
- Gdybyś mogła.
- Masz pięknego kota – dodała Ruda, biorąc Lumos na ręce.
- Dzięki. Też twierdzę, że jest śliczna.
- Kotka?
- Mhm. Dobra idę do łazienki, bo spóźnimy się na śniadanie.
Julie wzięła szybki i gorący prysznic. Rozczesała swoje długie blond włosy i wysuszyła je, by stały się z powrotem mocno falowane. Stała przed lustrem obserwując swoje nagie odbicie. Na jej młodym ciele było wiele blizn, które przypominały jej baty otrzymane od ojca. Odwróciła się i zobaczyła, że czerwone pręgi zmieniły kolor na fioletowy. Dotknęła siniaków. Nie zapowiadało się na ich szybkie zniknięcie, więc sięgnęła po maść i wtarła ją w plecy. Gdy wszystko się wchłonęło, posmarowała całe ciało malinowym masłem nawilżającym. Jej skóra wydzielała teraz piękny zapach tych owoców. Ubrała się, zapinając białą koszulę pod szyję. W końcu zdecydowała się ją rozpiąć i wyeksponować swój dekolt. Ubrała czarne szpilki i sięgnęła po różdżkę. Przy jej pomocy błyskawicznie uplotła prosty warkocz wodospad. Beauxbatons jednak się do czegoś w życiu przydaje. Sięgnęła do kosmetyczki i nałożyła wyrównujący fluid, trochę pudru i róż na policzki. Znalazła czarny tusz do rzęs, by je podkreślić. Pomalowała swoje usta czerwoną szminką i błyszczykiem, by nadać im połysku. Poperfumowała się wodą toaletową o zapachu owoców leśnych. Spojrzała na swoje dłonie. Pomalowała paznokcie bezbarwnym lakierem i nałożyła sygnet z szmaragdem, który otrzymała od ojca. Transmutowała kamień w rubin. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Tak przygotowana spokojnie mogła opuścić dormitorium.
Gdy Ginny zobaczyła Moore dosłownie odjęło jej mowę. Patrzyła na nią jak na obrazek z wytrzeszczonymi oczyma. Kotka na jej ramionach zeskoczyła i otarła się o nogę właścicielki.
- Jezu kochany – wydusiła w końcu dziewczyna – Nie zbliżaj się do Harry’ego, bo nie chciałabym siedzieć w Azkabanie za zabójstwo z premedytacją.
Obie dziewczyny zaśmiały się i ruszyły w stronę Wielkiej Sali. Była już pełna uczniów mimo tego, że śniadanie rozpoczęło się piętnaście minut temu. Ginny zajęła miejsce koło Hermiony, a w jej ślady poszła Julie. Spojrzała na brunetkę, która była w wyjątkowo podłym humorze. Miała szczerą nadzieję, że nie z jej powodu.
- Julie.
- Miona.
Obie dziewczyny odezwały się równocześnie.
- Ty pierwsza – zachęciła ją Julie.
- Przepraszam. Zachowuję się jak idiotka, a to nie twoja wina, że…
- Wiem – przerwała jej w obawie o to, że skrzat powtórzy wszystko jej ojcu – Ja również cię przepraszam. Zostańmy koleżankami.
Miona uśmiechnęła się niepewnie i kiwnęła głową. Wtedy na śniadanie wszedł Ślizgon, o którego biła się połowa żeńskiej części Hogwartu. Malfoy przeleciał wzrokiem stół Gryfonów. Gdy odnalazł Hermionę omal nie upadł na ziemię z wrażenia. Przed dobre trzy minuty stał i gapił się w jedno miejsce z otwartymi ustami ze zdziwienia.
- Chodź Draco, bo patrzą na ciebie jak na normalnego inaczej – pogoniła go Pansy.
Usiedli przy stole Ślizgonów. Minutę później każdy usłyszał burzliwą kłótnię, która toczyła się przed Wielką Salą. Uważni mogli usłyszeć słowa w niej wypowiadane.
- TY WREDNY SUKINSYNU! – wydzierała się dziewczyna – TY CHOLERNY DUPKU!
- Luna uspokój się!
Aha, czyli Luna odczytała wiadomość od Hermiony. Właśnie w tej chwili rozprawia się ze swoim byłym chłopakiem.
- NIE CHCĘ CIĘ WIDZIEĆ NA OCZY!
Wtedy Krukonka wbiegła do Sali. Nikt nigdy nie widział jej tak wyprowadzonej z równowagi. Wyglądała jak rozwścieczona kobra, która zaraz miała zacząć pluć jadem na każdego, kto spojrzy na nią krzywo. W połowie stołu należącego do Ravenclawu zatrzymała się i odwróciła się. Zaczęła biec w stronę Ślizgonów. Odnalazła Pansy i chwyciła ją za szatę. Podniosła ją i uderzyła ją z liścia w twarz.
- TY WREDNA, PLUGAWA DZI…
- Niech pani dokończy, panno Lovegood – zimny głos McGonnagal przerwał Krukonce.
- Dziewczyno… - dopowiedziała, zwieszając głowę.
- Cieszę się, że nie powiedziałaś niczego gorszego. Odejmuję Ravenclawowi dwadzieścia punktów za tak karygodne zachowanie. Proszę zasiąść przy stole i spożyć śniadanie.
Luna podeszła do stołu zajmowanego przez Krukonów i klęła pod nosem. Była niesamowicie wściekła. Natomiast przy stole Ślizgonów zarówno Nott jak i Pansy siedzieli jakby niewzruszeni całą tą sytuacją. Trzymali się za ręce. Hermiona przyglądała się całej sytuacji z obrzydzeniem do nowej pary i współczuciem dla Luny. Umówiła się z Ginny, że przed lekcjami pójdą z nią pogadać. Gdy zabrała się za picie herbaty, poczuła na sobie czyjś przeszywający wzrok. Odwróciła głowę. Draco Malfoy siedział i patrzył na nią zasmuconymi niebieskimi oczami. Chciała podejść i go przeprosić, ale nie potrafiła. Nie wiedziała, co ma powiedzieć, by wytłumaczyć swoje idiotyczne zachowanie.

***

- Luna, nie był widocznie ciebie wart i tyle. Teraz wiesz, że Nott to jedna wielka kupa gnoju i tyle – powiedziała Ginny, głaszcząc przyjaciółkę po włosach.
Luna szlochała głośno i wtulała się w bezrękawnik Rudej. Hermiona siedziała obok nich, od czasu do czasu klepiąc blondynkę pocieszająco po ramieniu.
- Przy… najmniej… Mionie… się… udało… - wychlipała.
Brunetka spojrzała na nią ze zdziwieniem.
- No… z… Draco…
Dziewczyna westchnęła głęboko, a Ginny spojrzała na nią zaniepokojona. Mimo to Hermiona pozostała niewzruszona. Teraz ważniejsza była Luna niż ona.
- Draco Malfoy jest zaręczony. Z tą nową Gryfonką.
- Tą z pięknym naszyjnikiem? Julie?
- Tak.
Hermiona posmutniała. Ten naszyjnik był jedyną rzeczą, którą otrzymała od niego. Jako jedyna rzecz przypominał jej, że komuś na niej zależy nie jak na siostrze, lecz jak na kobiecie. Teraz należał on do Julietty i nie powinna z tego powodu rozpaczać. Skoro tak się stało, widocznie miało się stać. Nikt nie powiedział, że droga, którą obrała, będzie łatwa i przyjemna. 
- Miona.
Dziewczyna podniosła wzrok.
- Chodź ze mną na chwilę, proszę.
Wyciągnął rękę do dziewczyny. Chwyciła ją. Ruszyli korytarzem, aż znaleźli się w Sali Trofeów. Zamknęli za sobą drzwi.
- Draco, przepra…
Chłopak nie czekając, pocałował ją tak jak przed śniadaniem. Na wybaczenie. Po to, by wiedziała, że mu na niej zależy. Po to, by o nim nie zapomniała.

~~~ OGŁOSZENIA PARAFIALNE ~~~

Zgodnie z umową wstawiam rozdział 11 i od razu wyprzedzam wasze pytania - NIE wstawię dziś rozdziału 12. Doczekacie się go najwcześniej jutro około tej godziny lub później. Dla miłośników Freda i Harry'ego mam dobrą wiadomość. Zaczynałam swoją karierę od Fremione w kwietniu, ale dopiero Dramione okazało się trafem w dziesiątkę. Teraz postanowiłam kontynuować swoją przygodę z pairingami i zapowiadam, że będę pisać również Fremione i Hinny pod adresami: http://her-fred.blogspot.com/ oraz http://his-ginny.blogspot.com/. Może nie teraz, ale w wakacje postaram się to rozkręcić. Do przeczytania w 12 rozdziale :) Zapraszam na mojego aska: http://ask.fm/CallMeExpecto

wtorek, 25 czerwca 2013

Rozdział 10

Listy

Harry i Ron siedzieli sami w dormitorium, a wraz z nimi suczka Harry’ego. Seamus. Neville i Dean zostali jeszcze w Pokoju Wspólnym, wymieniając wrażenia z sylwestra. Chłopaki grali w Szachy Czarodziejów i rozmawiali o ich najlepszej przyjaciółce. Hermiona nie trzymała się dobrze. Wiedzieli, ile kosztuje ją samo widzenie Julietty w Pokoju Wspólnym Gryfonów.
- Malfoy to ma jednak przesrane z tym swoim arystokratycznym pochodzeniem – powiedział Ron, przestawiając swój pion na następne pole.
- Draco to ma przesrane z tym cholernym małżeństwem – dopowiedział Harry, bijąc swoją wieżą pion Rona – Gdyby nie Moore, pewnie on i Hermiona byliby razem. W sumie nawet do siebie pasują.
- Ja tam nie narzekam. Nie mógłbym żyć z świadomością, że ten gnój dostawia się do Hermi. On i Julie pasują do siebie. Tak samo bogaci, tak samo zasranie idealni.
- Przeginasz Ron. Może ona wcale nie jest taka zła? Czy dlatego, że jest piękna, nie może być inteligentna?
- Bo jest blondynką – zaśmiał się przyjaciel.
- Idziesz po stereotypach, stary. Przy okazji, przekażę Fleur, że jest pustą lalą.
- Oj, wiesz, że nie miałem nic złego na myśli. Poza tym Fleur jest inna…
- Bo Fleur to ćwierć wila i żona Billa? O Boże, nawet się zrymowało – zaśmiał się Harry.
Ron również się roześmiał.
- Ale tak na poważnie. Trzeba zająć się Mioną. Nie może nam się dziewczynka wykończyć. Jak znajdzie sobie jakieś zajęcie, to łatwiej zapomni.
- Też prawda. Z przykrością muszę stwierdzić, że czytanie niestety odpada – powiedział Rudzielec.
- Dlaczego?
- Hermiona i tak przeczytała już wszystkie książki w bibliotece.
Oboje zaśmiali się i powrócili do gry, odkładając na bok temat przyjaciółki. Tonks westchnęła cicho. Eh, ci faceci…

***

- Chciała mnie pani widzieć, pani profesor? – zapytała Hermiona, otwierając drzwi do gabinetu dyrektora.
- Owszem, panno Granger. Siadaj.
Gryfonka zajęła wskazane jej miejsce.
- Jako Prefekt Naczelna ma pani za obowiązek pilnować porządku w szkole, rozdawać punkty oraz odejmować je, a także wiele innych spraw. W ciągu najbliższych kilku dni będzie miała pani dodatkowe zadanie.
- Jakie?
- Będzie pani oprowadzać po szkole i zapoznawać z naszym systemem pannę Moore.
Żołądek Hermiony zrobił podwójne salto i zaplątał się w jelita. Pięknie. O niczym innym nie mogła marzyć tylko o spędzaniu więcej czasu z tą jędzą.
- A drugi Prefekt Naczelny? Nie mógłby tego zrobić za mnie? – zapytała, choć wiedziała, że naraża się dyrektorce.
- Pan Brown? Oczywiście będzie wykonywał to zadanie razem z panią. Chcemy, aby nowa uczennica poczuła się w Hogwarcie jak w domu. Zrozumiała to pani? – w jej głosie pojawił się chłód.
- Owszem, pani profesor.
- Możesz już iść.
Hermiona wstała z fotela i udała się w stronę wyjścia. Idąc przez szkołę rozmyślała nad tym, co będzie musiała znosić w obliczu zarozumiałej Gryfonki. Zapewne, przy pierwszej lepszej okazji zacznie mówić jej o tym, jaki Malfoy jest niesamowity i na pewno, to wiedziała na sto procent, zarzuci tekstem w stylu: „Draco wspominał mi o tobie”. Dziewczyna cała się buzowała. Postanowiła nie przechodzić przez Pokój Wspólny. Do swojego dormitorium weszła prywatnym wejściem. Wypowiedziała hasło, a obraz uchylił się przed nią. Czym prędzej weszła do łazienki i odkręciła wszystkie kureki z ciepłą wodą. Musiała wziąć długą gorącą kąpiel. Rudy kot leżał na jednym z foteli w jej małym salonie i wygrzewał się przy kominku. Z zaniepokojeniem obserwował właścicielkę. Hermiona poczuła na sobie wzrok zwierzęcia. Podeszła do persa i pogłaskała go po głowie.
- Spokojnie, Krzywołapku. Nie planuję samobójstwa. Prędzej morderstwo.
Kot nastroszył się. Pięknie, panno Granger. Umiesz wystraszyć nawet własnego kota. Dziewczyna weszła do swojej sypialni i wyciągnęła z niej świeżo wypraną, czerwoną nocną koszulkę. Na jej widok myśli pognały w stronę Malfoy’a, który pewnie w tej chwili rozmyśla nad swoją narzeczoną. Ruszyła wolnym krokiem w stronę łazienki. Wanna była pełna. Dodała do niej kilka kropel olejku lawendowego. Powinna to zrobić w trakcie nalewania wody, ale zupełnie o tym zapomniała. Zdjęła ubrania i położyła je na szkarłatnym dywaniku tuż przy wannie. Spięła swoje loki brązową spinką i weszła do środka. Pod wpływem nagłego kontaktu z ciepłą wodą jej kończyny zdrętwiały lekko. Hermiona oparła swoją głowę o krawędź wanny i zamknęła oczy. Pozwoliła, by olejek ukoił jej nerwy i zrelaksował jej ciało. Jednak nawet piękny zapach lawendy nie był w stanie wyrzucić z jej myśli Ślizgona.

***

Draco Malfoy leżał już w swoim łóżku. Położył się bardzo wcześnie jak na niego. Był przykryty delikatnym prześcieradłem i gapił się w zielony baldachim swojego łóżka. Po raz tysięczny z rzędu powtarzał sobie w myślach, że jest głęboko w dupie. Po ukończeniu szkoły ożeni się z przerażoną ojcem Julie, a Hermiona zniknie z jego życia na zawsze. Chrzanił koniec szkoły. Najbardziej bolał go fakt, że nie może wykorzystać tych ostatnich dni, by być z Hermioną. On już teraz musiał wszystkim pokazywać jak bardzo jest zakochany w Moore, której prawie nie znał.
Juliette Malfoy. Jak to dziwnie brzmi. Musiał jednak przyznać, że mimo początkowej niechęci do narzeczonej, zaczął się do niej przekonywać. Wykonywała tylko rozkazy ojca-tyrana. Gdyby udało jej się to wszystko odkręcić, każde z nich mogłoby pójść własną drogą.
- Marzenie ściętej głowy, Draco – mruknął do siebie.

***

Juliette siedziała przy biurku w dormitorium, które zajmowała razem z Ginny Weasley i Parvati Patil. Przy blasku świecy pisała długi list do matki. Musiała się dowiedzieć wszystkiego. Każda informacja od niej mogła się przysłużyć dziewczynie. Musiała wiedzieć jak najwięcej. Gdy skończyła, przejrzała list jeszcze raz.
- Mogę pożyczyć twoją sowę, Ginny? – zapytała.
- Świstoświnka jest u Luny. Musiałam wysłać jej wiadomość. Harry może pożyczyć ci Hedwigę – powiedziała Ruda – Idź do niego. Gdyby nie chciał ci pomóc, powołaj się na mnie.
Julie uśmiechnęła się do niej i wyszła z dormitorium. Przeszła do dormitorium chłopców i znalazła pokój, który zajmował między innymi Wybraniec. Zapukała grzecznie.
- Wlazł – usłyszała.
Uchyliła drzwi. Harry Potter wraz z Ronem Weasley’em siedzieli na jednym z łóżek i grali w, nie wiadomo już, którą z rzędu, partię Szachów Czarodziejów. U nóg łóżka leżał piaskowy wilczar irlandzki, który od razu podniósł głowę na widok nowoprzybyłej.
- Witaj Juliette. Co cię tu sprowadza? – ton Wybrańca był niesamowicie zimny. Najwyraźniej nie chciał jej widzieć.
- Mogłabym pożyczyć twoją sowę, by wysłać list do matki?
- Przykro mi, ale moja sowa nie będzie dostarczać twoich listów.
- Ginny mi powiedziała, że mogę liczyć na twoją pomoc.
- Ginny ci powiedziała? – zapytał, unosząc brew.
- Proszę. To bardzo ważne.
- No, dobrze. Klatka Hedwigi stoi na oknie – powiedział po chwili zastanowienia.
- Dziękuję.
Dziewczyna otworzyła klatkę, a sowa śnieżna wyleciała z niej i usiadła na parapecie. Julie przywiązała do jej nóżki list i podała jej adres. Zanim ją wypuściła dodała:
- Ten list ma dostać się tylko w ręce mojej matki, zrozumiałaś?
Sowa uszczypnęła ją delikatnie w palec, dając do zrozumienia, że zna swoje zadanie. Wyleciała z trzepotem skrzydeł przez otwarte okno.
- Jeszcze raz dziękuję.
Gdy wychodziła zatrzymał ją głos Pottera:
- Julie… Proszę oszczędź Hermionie wstydu i nie upokarzaj, dobrze?
Dziewczyna kiwnęła głową i wyszła. W drodze do dormitorium zastanawiała się, czemu miałaby to robić. Wtedy w jej głowie zaświtały słowa Ginny, która mówiła coś o relacji Dracona z Granger. Idealnie. Każdy uważał ją za złą, a ona nie mogła tego odkręcić i zaprzeczyć oskarżeniom. Mogła jedynie przytakiwać i utwierdzać wszystkich w przekonaniu, że jest wredną suką.
Odtworzyła drzwi do dormitorium. Ginevra leżała już w łóżku. Parvati Patil również już spała. Julie wzięła więc swój nocny strój i przebrała się w łazience, biorąc wcześniej kąpiel i wykonując wieczorną toaletę.
Idąc do łóżka zmaterializował się przed nią skrzat ubrany w łachmany.
- Witaj Wormflower – powiedziała Julie, wymijając sługę i kierując się w stronę łóżka.
- Panna Moore jest zadowolona z Hogwartu? Wormflower widziała, że panna Moore zaprzyjaźniła się już nie tylko z panem Zabini, panną Parkinson i oczywiście panem Malfoy’em, ale i również młodą panną Weasley! Pan będzie zadowolony!
- Wormflower, mam do ciebie pytanie.
- Słucham panienki.
- Dlaczego mnie szpiegujesz?
Skrzat zawahał się.
- Ja wykonuję rozkazy.
- To czemu nie wykonasz moich i nie zaprzestaniesz swoich działań?
- Nie mogę powiedzieć, pan zabronił.
I zniknęła z głośnym trzaskiem. Dla Julie oznaczało to spokój aż do świtu. Wormflower udała się do mieszkania na spoczynek. To samo miała zrobić dziewczyna. Gdyby nie godzina policyjna, skorzystałaby z tego czasu i opowiedziała każdemu swoją historię. A tak musiała działać w konspiracji przed własną służbą i wyrodnym ojcem. Pozostawało jej jedynie czekać. Czekać na list od matki, którego tak bardzo potrzebowała.

***

Draco wciąż nie mógł zasnąć. Gdy jego przyjaciel, Blaise, wszedł do pokoju udawał, że już dawno jest  objęciach Morfeusza. Teraz, gdy czarnoskóry chłopak sam pogrążył się we śnie, Draco postanowił wstać z łóżka. Wyciągnął duży kawałek pergaminu, pióro i kałamarz. Zapalił świecę przy biurku, usiadł przy nim i zamoczył końcówkę pióra w atramencie. Wtedy w głowie pojawiła się pustka i kompletny brak pojęcia, o czym mógłby napisać. Po kilkunastu minutach bezczynnego gapienia się w pergamin zaczął.
„Droga Hermiono,
Jest bardzo późno, wiem, i z góry przepraszam Cię, że nie daję Ci spać. W związku z ostatnimi wydarzeniami musiałem jednak napisać ten list. Powinienem powiedzieć Ci to w twarz, ale nie potrafię i nie mogę. 
Przepraszam cię.
Za wszystko, co kiedykolwiek zrobiłem, robię czy będę robić. Te kilka dni spędzonych wspólnie w domu Harry’ego pozwoliły mi zrozumieć, że jesteś dla mnie kimś więcej niż tylko dobrą koleżanką czy nawet przyjaciółką. Zauważyłem, że chcę cię chronić, osłaniać Cię i zawsze służyć ci ramieniem, w które mogłabyś płakać. Jesteś jedyną dziewczyną, która w ciągu całego życia sprawiła, że oszalałem. Doprowadziłaś mnie do tego stanu. Jesteś wyjątkowa. Dziękuję ci za to, że jesteś i naprawdę szczerzę żałuję tego, jak potoczyła się cała ta historia. Oddałbym wszystko, by właśnie w tej chwili być przy tobie i nie patrząc na konsekwencję mieć cię w swoich ramionach. Mówić ci, jaka jesteś piękna i ile dla mnie znaczysz. Mówić ci jak bardzo mi na tobie zależy…
Juliette nie jest taka zła jak się wydaje. Jest zastraszana przez ojca i…”
Urwał i spojrzał na to, co do tej pory napisał. Skreślił dwa ostatnie zdania, ale i to nie wystarczyło, by dać upust złości, która się w nim kłębiła.
- Co za gówno! – warknął i zmiął pergamin – Najpierw piszę, co do niej czuję, by zacząć temat Julie? Pięknie, Draco. Jesteś tak samo głupi jak Miona inteligentna.
Zabini poruszył się na łóżku, ale Draco nie zrobił sobie z tego nic i zaczął pisać ponownie.
„Droga Hermiono…”

~~~ OGŁOSZENIA PARAFIALNE ~~~

Z dumą prezentuję wam drugi rozdział w ciągu tego dnia. Ba dum tss. Może nie należy on do super długich, ale jestem z niego cholernie zadowolona. Zapraszam do czytania i komentowania. Jeżeli uwiniecie się z 10 komentarzami do jutra, do 15 to około 16 wstawiam 11 rozdział. Jeżeli nie, rozdział 11 ujrzycie około 22. Bardzo mi zależy na komentarzach, bo wtedy wiem, że piszę dla was, a nie w eter :) Pozdrawiam i zapraszam na mojego aska, który zionie pustkami: http://ask.fm/CallMeExpecto

Rozdział 9

Tiara Przydziału

Draco Malfoy ruszył do wagonu Ślizgonów. W ręku trzymał podłużne pudełeczko zawiązane czerwoną wstęgą. Szybkim krokiem podszedł do przyjaciół i przyszłej żony, podając Julie opakowanie.
- Prezent. Wybacz moje karygodne zachowanie. Więcej się to nie powtórzy – powiedział, całując jej dłoń.
- Przyjmuję przeprosiny.
Chłopak usiadł obok niej, smutnym wzrokiem przyglądając się, jak rozpakowuje prezent. Gdy tylko uniosła wieczko, jej oczom ukazał się piękny naszyjnik z fiolką i grubym warkoczem z włosia z ogona jednorożca. Piękny naszyjnik… Przeznaczony dla innej.
Julie aż odebrało mowę. Wyjęła delikatnie biżuterię i zaczęła ją dokładnie oglądać. Od razu rozpoznała materiały, z których została wykonana ozdoba.
- Jest piękny. Dziękuję – powiedziała w końcu.
Malfoy odebrał od niej biżuterię, a gdy Moore podniosła do góry swoje blond włosy, nałożył jej naszyjnik. Prezentował się pięknie na tle czarnej sukienki, którą miała na sobie dziewczyna. Całą scenę obserwowali Pansy i Blaise, którzy zachodzili w głowę, skąd Draco wytrzasnął takie cudo. Może kolejna pamiątka rodowa?
- Gdzie go kupiłeś? – zapytała blondynka.
- Nigdzie. Sam go zrobiłem – powiedział Draco wypranym z emocji głosem.
Wtedy na stoliku zmaterializował się skrzat. 
- Ojej, panicz Malfoy podarował panience Moore pierwszy prezent! Jaka będzie to radosna nowina! – zaskrzeczał i zniknął.
Wtedy Julie odetchnęła z ulgą i zaczęła mówić:
- Draco, przepraszam cię za wszystko. Ja…
- Ale o co chodzi? – przerwał jej.
- Nie przerywaj mi, bo mamy najwyżej minutę. Pomysł małżeństwa nie wypłynął ode mnie. Mój ojciec zmusił mnie do tego. Mówił coś o jakimś dawnym długu do spłacenia. Twoja rodzina spłaci go, gdy się pobierzemy. Oczywiście wszystko zostało zrobione za naszymi plecami. Mój ojciec wysyła skrzata, by nas podglądał czy zachowujemy się tak jak powinniśmy. On ma moją młodszą siostrę i matkę! Powiedział, że jak się nie zgodzę to on je…
Rozpłakała się. Chłopak niewiele myśląc, przytulił ją do siebie. Wtedy usłyszeli cichy trzask. Nic nie pojawiło się jednak między nimi, czyli skrzat szpiegował ich tak, by nie widzieli, że on jest w ich obecności. Draco zaczął układać myśli. Po pierwsze, Julie wcale nie chciała tego małżeństwa. Po drugie, będą nieustannie infiltrowani ze strony jej rodziny. Po trzecie, jej ojciec jest psychopatą. Po czwarte, jak to wszystko złoży się do kupy, otrzymuje się prosty komunikat. Koniec z Granger.
- Pomóż mi, proszę – wyszeptała wprost do jego ucha.


***

Malfoy biegł korytarzem pociągu i zaglądał do każdego przedziału. Musiał go gdzieś znaleźć. Potter był mu najbardziej potrzebny na świecie. W końcu znalazł go w towarzystwie Ginny, Rona i jej… Hermiona zasnęła na kolanach Rudzielca. W sercu Dracona coś pękło. Mimo to chciał dalej porozmawiać z Potterem.
- Harry, mogę prosić cię na chwilę?
Czarnowłosy chłopak wstał i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
- O co chodzi?
Draco gestem ręki poprosił, by się przybliżył. Gdy Harry był dostatecznie blisko, zapytał go szeptem:
- Czy domowe skrzaty, niepracujące w kuchni, mogą przebywać na terenie Hogwartu?
- Tak.
Malfoy obrócił się nagle i uderzył pięścią w okno. 
- Kurwa!
Harry spojrzał na niego lekko zdziwiony.
- O co ci chodzi, Draco?
- O moją narzeczoną – mruknął smutno – Do zobaczenia.
Gdy wrócił do wagonu Ślizgonów, momentalnie zajął miejsce przy Julie. Przybliżył swoje usta do jej ucha i szepnął:
- Twój skrzat będzie nas śledził na terenie Hogwartu. Nie wiem, co robić.
Gdy skończył, dla zmylenia szpiega, pocałował ją w policzek. Wtedy ona obróciła swoją głowę do niego i oparła czoło o jego czoło. Zaczęła głęboko oddychać.
- Wormflower nie umie czytać. Możemy ją zmylić porozumiewając się listownie. Inaczej domyśli się, że coś nie gra – wyszeptała tak cicho, że tylko on mógł usłyszeć jej słowa. Dla pozostałych brzmiało to jak miłosne wyznanie.
Sztuka. Gra aktorska. Scena. To wszystko będzie obecne w jego życiu. Kiwnął delikatnie głową na znak, że zrozumiał jej słowa. 


***

Pociąg przybył na stację w Hogsmeade. Powozy już od dawna czekały. Hermiona wysiadła z pociągu trzymając wiklinową klatkę, w której spał Krzywołap i swój kufer. Wsiadła do pierwszego powozu z brzegu. Za nią uczyniła to Ginny, Harry i Ron. Neville i Luna zajęli miejsca w innym powozie. Odszukała wzrokiem Malfoy’a. Wtedy poczuła się, jakby ktoś wbił jej sztylet w serce. Draco szedł obejmując Juliettę ramieniem. Wraz z nimi szli Parkinson i Zabini.
- Nie ma co, szybko zapomniał – prychnęła oburzona.
Ginny uśmiechnęła się do niej smutno.
Powóz ruszył. Po dwudziestu minutach dojechali pod bramy zamku. Po wejściu w jego mury każdy z uczniów zdejmował szkolny płaszcz. Chwilowe zimno zniknęło, gdy Hermiona przeszła w stronę Wielkiej Sali. Każdy z uczniów był ubrany w czarne bądź inne ciemne spodnie, choć  z reguły wybierali jeansy, białą koszulę, czarny bezrękawnik z logo szkoły i krawat w kolorach domu, do którego przynależał. Jedynym wyjątkiem była Juliette Moore, która zamiast zasiadać przy jednym ze stołów, została poproszona osobiście przez dyrektora, by zająć miejsce na podwyższeniu, niedaleko mównicy. Gdy wszyscy zebrali się w Sali, Minerwa McGonagall z Tiarą Przydziału w ręku powiedziała:
- Przed wami siedzi nowa uczennica, Juliette Moore. Przybyła do Hogwartu na ostatnie pół roku nauki po ukończeniu Akademii Magii Beauxbatons. Mam nadzieję, że przyjmiecie ją ciepło.
Założyła brązową czapkę na głowę dziewczyny. Tiara Przydziału wnet przemówiła:
- Juliette… Od wieków twoja rodzina trafiała do Slytherinu. Jednak widzę, że masz predyspozycje i warunki do każdego z domów Hogwartu. Twoja odwaga pasuje do Gryffindoru, twoja lojalność do Hufflepuffu, twoja inteligencja do Ravenclawu, a spryt to cecha Slytherinu. Gdzie by cię tu przydzielić…
Tiara ostatni raz miała taki kłopot z przydzieleniem ucznia, gdy Harry Potter pierwszy raz przekroczył mury tego zamku.
- Jeżeli nie przydzielisz mnie do Slytherinu, mój ojciec się na mnie zemści – szepnęła cicho dziewczyna – Nie mogę zdradzić rodziny.
- O nie, kochana, twój ojciec jest dobrym człowiekiem. Nic ci się nie stanie – odpowiedziała Tiara cicho, by potem wrzasnąć na całe gardło – GRYFFINDOR!
Źrenice dziewczyny rozszerzyły się z przerażenia. Obok swojego ucha usłyszała trzask. Wormflower musiała się deportować do domu, by powiedzieć o wszystkim ojcu. Wszystko się zatrzymało. Dziewczyna nie zauważała tego, jak schodzi po schodach, by dołączyć do wiwatującego stołu Gryfonów. Usiadła i wbiła wzrok w ławę. Nawet nie zauważyła, że siedzi pomiędzy Nevillem Longbottomem a Ronem Weasley’em. Nie zdawała sobie również sprawy, że naprzeciwko niej siedzi Gryfonka o kręconych brązowych włosach i bacznie obserwuje ozdobę znajdującą się na jej szyi.


***

- JAK ONA ŚMIAŁA?! – warknęła Hermiona, siedząc w swoim dormitorium razem z Ginny.
- Nic nie wiedziała ani o naszyjniku, ani o twoich relacjach z D… - zaczęła Ruda, lecz przyjaciółka jej przerwała.
- NIC MNIE TO NIE OBCHODZI! WREDNA SUKA! ON JEST JEJ WART!
Weszła szybko do łazienki i poprawiła sobie makijaż. Poperfumowała się i szybkim krokiem ruszyła w stronę wyjścia.
- Gdzie idziesz? – zapytała Wiewiórka.
- Przejść się.
Hermiona wypadła z swojego dormitorium, a następnie z Pokoju Wspólnego Gryfonów. Przechodziła się korytarzami, aż nogi sprowadziły ją na sam dół. Była przy Wielkiej Sali, gdy usłyszała jakieś dźwięki zza rogu. Był to dziewczęcy chichot i odgłosy pocałunków. Wiedziała, że nie powinna podglądać, ale była w tak podłym humorze, że gdyby był to ktoś, kogo szczerze nie lubiła, odjęłaby tej osobie co najmniej kilkadziesiąt punktów. Cicho, na palcach, podeszła bliżej zagięcia ściany i wychyliła głowę. To, co zobaczyła, odebrało jej mowę i zdolność poruszania się. Namiętnie całującą się parą byli Teodor Nott i Pansy Parkinson. Gryfonka poczuła niesamowitą wściekłość na nich oboje. Przez tych idiotów Luna będzie cierpieć. Postanowiła się ujawnić, by nie pokazać Ślizgonom, że zostaną bezkarni.
- Jesteście niemożliwi. Ron miał rację, co do Ślizgonów. Zawsze byli, są i będą zdradzieckimi szujami. TAK DOBRZE SŁYSZAŁEŚ, NOTT! – dodała krzykiem, gdy chłopak ze zdziwioną miną popatrzył na Gryfonkę – JEŻELI MYŚLISZ, ŻE CI SIĘ UPIECZE, TO JESTEŚ W BŁĘDZIE, NĘDZNA ŚWINIO! LUNA DOWIE SIĘ O WSZYSTKIM!
Gdy skończyła na nich wrzeszczeć, wróciła prawie biegiem do swojego dormitorium, gdzie czekała na nią Ginny. Hermiona wyciągnęła z szuflady pergamin i naskrobała szybki list do Krukonki. Podała go Rudowłosej mówiąc:
- Wyślij to Lunie jak najszybciej. Musi się o tym dowiedzieć.
- Co się stało?
- Nott ją zdradza. Nie wiem, jak długo to trwa, ale razem z Pansy zaszli już daleko, więc można się domyślić, że długo.
Na twarzy Ginn malowała się wściekłość i smutek jednocześnie. Było jej niesamowicie żal Luny. Teodor okazał się zwykłym gnojem, a Pansy… To już lepiej nie mówić. Wyszła z pokoju ze zwitkiem papieru i ruszyła do swojego dormitorium, by posłać Świstoświnkę z pierwszym listem w tym roku.
Do pokoju weszła bardzo szybko, nie zwracając uwagi, co się w nim dzieje. Gdy mała sówka wyleciała przez otwarte okno w stronę Salonu Krukonów, Ginny zaczęła się rozglądać. Jej rzeczy były już na miejscu, więc postanowiła się rozpakować. Powoli wyjmowała ubrania z kufra i układała je w szafce. Kiedy chowała go pod łóżko, drzwi otworzyły się nagle, a w nich pojawiła się dziewczyna o blond włosach. Na jej szyi lśnił piękny, srebrny naszyjnik. W ręce trzymała kufer oraz klatkę z śnieżnobiałym kotem.
- Mogę? U was jest jedyne wolne miejsce.
Ginny wygięła brew w łuk, rozważając za i przeciw przyjęcia nowej Gryfonki.
- Skoro musisz – powiedziała w końcu z wielką niechęcią w głosie.
Juliette postawiła swój kufer na łóżku, które kiedyś zajmowała Lavender Brown. Z klatki wypuściła swojego kota, który usadowił się wygodnie na poduszce. Na jego szyi zalśniła czarna skórzana obróżka z srebrną blaszką, na której było wyryte imię kota – Lumos. Blondynka podeszła do współlokatorki i podała jej rękę.
- Julie.
- Ginny – powiedziała, ściskając jej dłoń – Dziewczyna Harry’ego, przyjaciółka Hermiony, siostra Rona i tak dalej i tak dalej. Znasz tu kogoś? – zapytała, by wyciągnąć od nowej jak najwięcej informacji.
- Jedynie Dracona, Blaise’a i Pansy. I to tylko z pociągu.
- O, kumpluję się z nimi. Draco był u Harry’ego w domu na Sylwestra. Dobrze się dogadywali z Hermioną – powiedziała niby obojętnym tonem, po czym dodała - Łady wisiorek.
- Dostałam od Draco. Mamy się pobrać.
- A, faktycznie! Hermiona powiedziała mi o liście. Zarówno ona jak i Draco byli wstrząśnięci. Dopiero co zaczynało im się układać – ostatnie zdanie wypowiedziała z takim naciskiem, jakby chciała dopowiedzieć „a to wszystko jest twoja wina”.
Julie wyjęła z kufra kawałek pergaminu i zaczęła skrobać po nim piórem. Gdy skończyła podała go Ginny.
- Przeczytaj.
Ruda wykonała polecenie. Jej wzrok szybko przeleciał tekst, w którym dziewczyna zawarła tą samą historię, którą Draco usłyszał w pociągu. Chciała jak najszybciej popędzić do pokoju Hermiony, by wszystko jej przekazać, ale Julie powstrzymała ją. Podała jej kolejny zwitek pergaminu, na którym napisała:
„Nie mów jej nic. Napiszę do niej list. Śledzi mnie skrzat. Nie może się niczego dowiedzieć”
Ginn skinęła głową na znak zrozumienia. Po chwili uśmiechnęła się do dziewczyny, rozumiejąc jej sytuację.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz – powiedziała Ruda.

~~~ OGŁOSZENIA PARAFIALNE ~~~

Rozdział nie jest zbyt długi, ale to foch z mojej strony za akcję z komentarzami ;c Jeżeli chcecie dać mi motywację na napisanie i wstawienie Rozdziału 10 przed dniem jutrzejszym (ostrzegam, że może to być równie dobrze 23:59) to zostawcie 10 komentarzy pod tym postem?
Jak zauważyliście sprawa wątku pobocznego Luna-Nott jest prawie rozwiązana. Hermiś oczywiście jest horrendalnie zazdrosna i sam fakt przynależenia Julie do Gryffindoru jest dla niej karygodny. Dracuś postanowił pomóc swojej fiancée i zaczyna bawić się w teatr. Powiem wam tyle - niedługo wszystko będzie dobrze czyli jeszcze bardziej pogmatwane <3 Następny rozdział rozpoczyna się w dormitorium Harry'ego. Jeżeli chcecie dowiedzieć się o czym tak namiętnie rozmawia z innymi chłopakami to zapraszam do komentowania :)

PS Jeżeli macie jakiekolwiek pytania zapraszam na mojego aska (http://ask.fm/CallMeExpecto).

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Rozdział 8

Juliette Moore

Nowy Rok to czas świętowania niemal we wszystkich domach na świecie. Nie każdy obchodzi go w tym samym czasie, ale to bez znaczenia. Mówi się, że rok, który dopiero się rozpoczyna przynosi nowe nadzieje, ale i również nowe obawy. Takie nastroje panowały również w rodzinie Moore’ów, która postanowiła przenieść się kilka miesięcy temu z Francji do rodzimej Anglii. Najstarsza córka, Juliette, ukończyła bowiem Akademię Beauxbatons z najwyższymi stopniami. Jej rodzice jednak odczuwali niedosyt w jej edukacji i postanowili przenieść ją na ostatni rok nauki do odbudowanego po wojnie Hogwartu. Jednak rozprawa ojca, dotycząca przynależności do grupy zwanej śmierciożercami, pokrzyżowała ich plany, więc dziewczyna miała przybyć do angielskiej szkoły na ostatnie pół roku, na początku stycznia.
Nic tak nie smuci jak widok płaczącej dziewczyny. Może jedynie widok płaczącej tak pięknej dziewczyny jak Julie. Siedziała skulona na fotelu i łkała cicho. Patrzyła przez panoramiczne okno na oświetlone w nocy centrum City of London. Nowoczesny wygląd apartamentu, w którym mieszkała, miał jednocześnie mocne ślizgońskie akcenty. Zielona atłasowa narzuta, na niskim futurystycznym łóżku lśniła w świetle, padającym z najróżniejszych w świecie lamp.
- Kochanie – usłyszała nagle.
Nie podnosła głowy. Wciąż siedziała skulona, twarz jak najszczelniej chowając w kolana. Zaciągnęła mocniej sweter, by ukryć swoje ręce. Chciała uciec od tego świata.
- Kochanie – powtórzyła jej matka, nachylając się nad nią.
- Nie chcę rozmawiać – syknęła.
Matka westchnęła.
- Ja naprawdę starałam się powstrzymać to wszystko. Ale ojciec…
- Co ojciec? – warknęła.
- Ojciec się uparł, mówił, że i tak musisz to zrobić.
- A ty, jako przykładna matka, broniłaś dzielnie swojego dziecka?
- Nie, zachowałam się jak przykładna żona, która nie sprzeciwia się woli męża.
- W którym wy wieku żyjecie?! XVII?!
- Nie, ale nasza rodzina jest tak stara, że…
- Że co? – przerwała niegrzecznie – Że musicie się stosować do zasad, które pasują do tamtych lat? Że musicie mnie zmuszać do małżeństwa? Ja go nie znam! Jak mogę myśleć o tym, żeby być z nim przez resztę życia?!
Jej krzyk przywołał do pokoju ojca. Odsunął matkę od córki tak gwałtownie, że upadła na ziemię. Złapał Juliettę za włosy i przygwoździł do kawałka ściany pomiędzy oknami panoramicznymi i warknął:
- Ty wredna, niewdzięczna suko! Jak możesz sprzeciwiać się woli głowy rodu?!
Wymierzył jej bolesny policzek. Wyjął zza pasa sztylet i docisnął zimną klingę do twarzy dziewczyny.
- Wchodzimy w układy z najbardziej wpływową rodziną czystej krwi w całej Anglii!
- Wchodzicie w układy z byłymi śmierciożercami – syknęła.
Ostrze wpijające się w policzek nie rozbiło na niej żadnego wrażenia. Za często je widziała, by mogła teraz wpadać w panikę. Furia w oczach ojca wzrosła.
- Czarny Pan zawsze był z nami i zawsze będzie – powiedział chłodno, ukazując swoją lewą rękę, gdzie znajdował się wypalony, choć już wyblakły to wciąż widoczny, tatuaż.
- Ponoć przeszedłeś na dobrą stronę, ojcze. Gdyby nie ten fakt, to siedziałbyś w Azkabanie.
- Oficjalnie. Jednakże wiem, że oni, tak samo jak ja, pamiętają o czasach świetności naszego Lorda.
- Jesteś szalony.
- A ty jesteś tylko głupią dziwką, która poślubi Dracona Malfoy’a i da mu się pieprzyć, choćby miałaby być to ostatnia rzecz, którą zrobi w życiu.
W drzwiach pokoju ukazała się śliczna dziewczynka w wieku sześciu lat przebrana w długą pelerynę i przydużą tiarę. W małej rączce ściskała mocno, wystruganą z drzewa cisowego, różdżkę do zabawy. William Moore puścił starszą córkę i uśmiechnął się do młodszej. Zachęcił, by do niego podeszła. Julie wiedziała, że chce ją skrzywdzić dla przykładu, więc za nim sześciolatka zbliżyła się z uśmiechem do ojca, przykryła ją własnym ciałem, rzucając się na kolana i przytulając ją mocno.
- Martha idź do mamy.
- Dobrze Julie.
Marya Moore, matka dziewczynek, podeszła, niemal czołgając się, do córek i chwyciła młodszą za rączkę. Wyprowadziła ją z pokoju. Juliette patrzyła, jak odchodzą. Z melancholii wyrwał jej kolejny policzek ojca.
- Jestem dla ciebie wyjątkowo łaskawy. Powinienem już dawno temu zabić ciebie na oczach matki i Marthy. Twoja siostra jeszcze wyrośnie na ludzi. Ciebie zniszczyła Francja, niewdzięczna szmato.
Jednym ruchem zerwał z niej górę ubrań. Półnaga dziewczyna okryła swoje piersi i zaczęła cicho płakać. Jej ojciec zdjął ciężki, skórzany pas i wymierzył cios. Juliette krzyknęła z bólu. Jeszcze jeden cios. Wrzasnęła. Ostatni bat i dziewczyna niemal straciła przytomność. Ojciec wyszedł z pokoju, zostawiając córkę zapłakaną i na wpół przytomną, z czerwonymi śladami na plecach po ciężkim pasie, którym wymierzył karę za jej własne poglądy.

***

Draco siedział w gabinecie na fotelu z twarzą ukrytą w dłoniach. Tego właśnie się obawiał. Będzie ją musiał opuścić mimo tego, że ani on, ani ona tego nie chcieli. Poślubi przyjaciółkę Tracey Davis, bo tego wymagało dobro rodu. To wszystko było żałosne. Juliette owszem była miła i ładna, ale chłopak nie znał jej dobrze. Poza tym nie wyobrażał sobie życia bez Hermiony. Usłyszał pukanie do drzwi.
Dziewczyna o kasztanowych włosach weszła do pokoju i położyła mu rękę na ramieniu. Strącił ją momentalnie. Teraz był pewien, że musi zapomnieć.
- Nie rozumiesz? To koniec. Zanim zdążyło się zacząć, już musiało się skończyć. Nic na to nie poradzisz.
Hermiona nie wiedziała, co powiedzieć. Usiadła na biurku Harry’ego i patrzyła zasmuconymi oczami na chłopaka. Będzie musiała o nim zapomnieć. Na początku stwierdziła, że będzie to całkiem łatwe – i tak nigdy go nie kochała. Po chwili jednak jej świadomość przywołała obraz sprzed kilku minut.
- Kiedy ja…
Nie mogła tego powiedzieć. Powinna zastosować się do tego, co podpowiadał jej rozum. Wrócą do starego trybu życia jako znajomi i nikt więcej. Pogładziła naszyjnik, który dostała od Dracona. Zatrzymała się na fiolce. Zawahała się. W końcu szybkim ruchem rozpięła zapięcie i podała naszyjnik chłopakowi.
- Daj to narzeczonej. Na pewno jej się spodoba – powiedziała i obróciła się, szybko wychodząc z pokoju.
Zamknęła za sobą drzwi i oparła się o nie. Po jej policzkach spływały ogromne łzy. Po drugiej stronie drzwi stał chłopak, opierając się dokładnie tak samo jak ona. W prawej ręce trzymał mocno naszyjnik i patrzył na wyryty na fiolce ledwo widoczny napis.

***

Peron był pełen ludzi. Piękny pociąg czekał i zachęcał swoim wyglądem uczniów do zajmowania miejsc. Wśród nich był Draco Malfoy. Na jego ramieniu spoczywała ręka matki, rozpromienionej od ucha do ucha. Niestety nie można było tego powiedzieć o jej synu. Jego przybita mina zdradzała wszystko, o czym wtedy myślał. Jego ojciec, widząc zachowanie Dracona, wyjął z płaszcza czarne pudełeczko i podał synowi.
- Oficjalnie oświadczysz się pannie Moore w lutym. Jej rodzina nalegała na Walentynki. Od teraz jesteście parą. Koniec z innymi dziewczynami. Pannie Moore należy się szacunek, jako twojej przyszłej żonie.
Chłopak kiwnął głową i schował pudełko z pierścionkiem. Należał do jego świętej pamięci babki. Tej samej babki, która urodziła ciotkę Bellę, jego matkę i Andromedę, której córka Tonks została zamordowana przez Bellatrix Lestrange. Miła rodzinka. Mordujmy się wszyscy nawzajem, bo przecież ród musi być najważniejszy.
- Proszę wsiadać!
Chłopak złapał za kufer i klatkę z sową i bez pożegnania ruszył do pociągu. Idąc do przedziału Ślizgonów, minął Ginny Weasley. Nie powiedziała nic, tylko popatrzyła na niego smutno. On nawet nie podniósł wzroku, przepuścił ją jedynie, by mogła przejść. Draco wrzucił swój kufer i klatkę na półki przy suficie pociągu. Usiadł na wygodnym, obitym zieloną skórą siedzeniu. Patrzył na peron. Po chwili zauważył dziewczynę ze zdjęcia, które przesłała mu matka. Na żywo była jeszcze piękniejsza. Juliette żegnała się właśnie z młodszą siostrą, Marthą, oraz matką. Ojca nie było na peronie. Z zamyślenia wyrwał go Blaise, który razem z Pansy zajęli miejsca naprzeciw niego.
- Witaj Smoku! – powitał go przyjaciel.
- Cześć Diable – mruknął, nie odrywając spojrzenia od blondynki, która znikała właśnie we wnętrzu pociągu.
- Jak minęły ci święta? – zapytał, podnosząc wymownie brew.
- Dobrze.
- A Hermiona?
- Jeszcze lepiej – mruknął – Pocałowałem ją.
Pansy uśmiechnęła się. To samo zrobił Blaise. Draco natomiast nie zmienił swojego wyrazu twarzy. 
- Wiedziałam, że coś się w końcu stanie!
- I stało się… - jego ton głosu był niemalże grobowy.
Do trójki przyjaciół zbliżyła się piękna, wysoka blondynka. Była ubrana w długą do kolan, prostą, czarną sukienkę z golfowym wykończeniem dekoltu i czarnym skórzanym pasem. Przyciemniane pończochy dodawały nieco koloru skórze dziewczyny. Na nogach miała natomiast proste czarne szpilki. Poruszała się z gracją. Gdy zatrzymała się przy Ślizgonach, odrzuciła swoje długie włosy do tyłu. Cała trójka wstała.
- Witaj, Draco. Jestem Juliette Moore. Pewnie już wiesz, że… - zaczęła, uwalniając powoli swój piękny głos.
- Wiem – przerwał jej chłopak, po czym zwrócił się do zbitych z tropu przyjaciół – To Julie. Moja przyszła fiancée.
- Ale jak to narzeczona? A Herm… - zaczęła Pansy, lecz Blaise kopnął ją dyskretnie w łydkę.
- Bardzo mi miło – powiedział, ujmując dłoń nowoprzybyłej i składając na niej delikatny pocałunek – Blaise Zabini, przyjaciel Draco.
Pansy natomiast skinęła głową:
- Pansy Parkinson.
- Zechcesz z nami usiąść? – zapytał chłodno Malfoy.
- Oczywiście.
Zajęła miejsce obok przyszłego partnera. Zgodnie z zaleceniami rodziny starała się być blisko niego. Draco ujął jej rękę, by zachować pozory. Wtedy pociąg ruszył. Chłopak po raz ostatni zobaczył rodziców. Na ich twarzach malował się triumfujący uśmiech, gdy zobaczyli syna z Moore. On natomiast był zdziwiony zachowaniem dziewczyny. Nigdy nie spotkał takiej, która zachowywała się, jakby miała lodowe serce. Juliette traktowała go jak równego sobie, lecz umiała okazać należny mu szacunek. W końcu to ona przyłącza się do rodziny Malfoy’ów, nie odwrotnie.
- Czego taka piękność szuka w pochmurnej Anglii? – zapytał w końcu Blaise.
- Po ukończeniu Beauxbatons moi rodzice postanowili, bym wyuczyła się tego, co w naszej Akademii nie było uczone. Chciałabym poznać więcej przydatnych zaklęć. U nas dominowały lekcje tańca, historii i savoir-vivre, ale mieliśmy również eliksiry, transmutację, zaklęcia… Lecz w bardzo okrojonym zakresie. Te ostatnie pół roku ma mnie przygotować do dalszego życia u boku Draco – wyjaśniła i złapała chłopaka za ramię, opierając swoją głowę na jego ramieniu.
- Gdzie chciałabyś trafić? – Pansy nie traktowała Julie jeszcze jak swojej.
- Do Slytherinu, oczywiście. Inne domy nie są warte...
Draco w końcu nie wytrzymał.
- Dziewczyno, do cholery! Nie ma już wojny. Wypowiadaj się tak, jak chcesz, a nie jak wypada w arystokratycznym gronie. Zachowaj sobie te gierki na spotkanie z moimi starymi – warknął.
Juliette wyprostowała się i spuściła głowę.
- Jak sobie życzysz.
Draco zerwał się z miejsca.
- Idę się przejść.
Młody Malfoy musiał przyznać, że gdyby dziewczyna nie zachowała się tak ulegle i miała więcej własnego zdania, mógłby się z nią zaprzyjaźnić. Nie wyobrażał sobie jednak z nią życia do końca swoich dni. Tak widział natomiast Hermio… Nie mógł myśleć o Gryfonce. Nie wiedział, gdzie iść, więc pozostał na korytarzu i patrzył przez okno na zmieniający się krajobraz.

***

Hermiona siedziała w przedziale z kolanami pod brodą. Nie odezwała się ani słowem od czasu wejścia do pociągu. Ginevra patrzyła na nią z zatroskaną miną, zajmując miejsce naprzeciw.
- Hermiś, nie możesz się zasmucać. Trzeba żyć dalej. To nie jego decyzja.
Po policzku dziewczyny spłynęła łza. Ostatnio była zdolna tylko do tego, do płaczu. Wyzwalał on emocje, które kryła w swoim sercu. O wiele za długo. Pierwszy, nagły ich upust przyszedł wraz pocałunkiem. Wszystko jednak nabrzmiało wraz z listem od Malfoy’ów. Nadmiar emocji zaczął kipieć jak mleko, zbyt długo podgrzewane sytuacją w jej otoczeniu. Uwalniał się z niej wraz ze łzami jak para wodna w gotującej się wodzie.
- On cię kocha.
Wtedy już nie wytrzymała i wybuchnęła głośnym płaczem. Właśnie to ją najbardziej bolało. Świadomość, że ją kocha, a ona kocha jego. Nagle poczuła na sobie czyjeś ramię. Nie była to jej przyjaciółka. Obejmował ją nie kto inny jak Ron.
- Idź – powiedziała tylko.
- Przepraszam cię. Zachowywałem się jak idiota. Zepsułem ci całą szansę.
- To nie ty. To ona ją zepsuła. Julie z Beauxbatons. Jest zabójczo piękna. Przy niej Draco na pewno zapomni o mnie. A ja nie zapomnę o nim…
Ron czuł się nieco niepewnie, gdy opowiadała mu o relacji, łączącej ją ze Ślizgonem, jednakże przytulił ją mocno, a ta wypłakała się w jego czerwony sweter. Po chwili do przedziału wszedł również Harry. Otwierając drzwi, Hermiona kątem oka zobaczyła jak Luna całuje się z Teodorem Nottem. Niemal tak namiętnie jak i ona z Malfoy’em…
- Hermiono, masz ochotę na sok dyniowy? – zapytał nieśmiało Wybraniec, wiedząc, że pocieszanie nie należy do jego najlepszych stron.
- Nie, Harry. Dziękuję.
Wszyscy usiedli obok niej i przypatrywali się jej w milczeniu. Ona natomiast ślepo śledziła zmieniający się szybko krajobraz za oknem.

~~~ OGŁOSZENIA PARAFIALNE ~~~

Rozdział nie należy ani do długich ani do krótkich. Myślę, że jest w sam raz. Przedstawiłam w nim głównie inną stronę Julie. Przy okazji chciałabym wytłumaczyć etymologię imion jej rodziny: Julia z Romea i Julii, siostra Martha - opiekunka Julii z tego samego dramatu, William - imię Szekspira, Marya - imię matki Szekspira. Julie będzie obecna już do końca historii. W związku z tym jutro updatuje zakładkę Bohaterowie. Jeżeli chcecie skorzystać z faktu, iż jutro zostaję w domu zapraszam do komentowania. Rozdział pojawi się jutro około godzin obiadowych jeżeli pod tym rozdziałem zostawicie 15 komentarzy do jutra, do południa. Mam nadzieję, że wszystkim się bardzo podoba.

Love,
Expecto

PS Jeżeli macie jakiekolwiek pytania zapraszam na mojego aska (http://ask.fm/CallMeExpecto).