niedziela, 29 września 2013

Rozdział 32

Kiedy egzamin się kończy...

Kiedy mosiężne drzwi zamknęły się za trójką uczniów, Hermiona miała wrażenie, że gorzej trafić nie mogła. Obecność Malfoy’a nie pozwalała jej się skupić. Ba, sama myśl o nim mąciła jej zdolności logicznego myślenia, a co dopiero świadomość, że stoi parę kroków od niej podczas najważniejszego egzaminu w jej życiu. Użalałaby się pewnie nad swoim losem długo, gdyby czarodziej, na oko, niewiele młodszy od Dumbledore’a przed śmiercią, podszedł do niej i poprosił, by ustawiła się na wskazanym przez niego miejscu.
- A więc, panno Granger, zacznijmy od podstaw. Obiecuję, że nie będzie trudno – powiedział, uśmiechając się, kiedy zauważył, jak bardzo dziewczyna się denerwuje – Na początek prosiłbym cię o przemianę tego kanarka – tu wyczarował niewielki stolik, na którym stała klatka z ptakiem – w pucharek na wodę. Zaczynamy.
Hermiona nie musiała się nawet zastanawiać. Dobyła różdżki i niewerbalnie zaczarowała kanarka. Na huśtawce w klatce zamiast bujającego się ptaszka można było ujrzeć srebrny puchar.
- Brawo – pochwalił ją egzaminator – Przejdźmy do czegoś trudniejszego. Niech rozbroi pani tego czarodzieja w sposób niewerbalny.
Czarodziejem okazał się zwykły manekin podobny do tych, których GD używało do ćwiczenia różnych zaklęć obronnych. Uśmiechnęła się pod nosem.
- Zaczynamy.
Dziewczyna wypowiedziała w myślach formułkę. Zaklęcie odbiło się od manekina. Nie mogło być tak łatwo. Ten egzamin miał sprawdzić jej zręczność. Zaczarowany kawałek drewna i płótna umiał się bronić. Z drewnianej różdżki wyleciała czerwona iskra światła. Hermiona bez zastanowienia odbiła zaklęcie. Ta zaczarowana decha nie tylko potrafiła odpierać atak. Umiała również sama atakować. Minęło dwanaście sekund od rozpoczęcia walki z manekinem. Po dwudziestu trzech trzymała już w ręku dwie różdżki.
Egzaminator klasnął dwa razy w dłonie w uznaniu jej niezwykłych zdolności. Posłała mu ciepły uśmiech. Kątem oka zerknęła w lewo. Draco był otoczony przez całkiem pokaźne stadko wróbli. Latało i ćwierkało radośnie. Na twarzy chłopaka malował się szeroki uśmiech.
Do jej świadomości dotarło jakieś chrząknięcie. Myśli o Draco chciały je odgonić, ale kiedy się powtórzyło dziewczyna się ocknęła.
- Panno Granger, możemy kontynuować?
Hermiona gwałtownie potrząsnęła głową, żeby powrócić trzeźwość swojego umysłu.
- Oczywiście. Przepraszam bardzo – powiedziała speszona.
- Ach, młodzi… - westchnął egzaminator – Niech skupi się pani na egzaminie. Chłopak może poczekać.
Zaczerwieniła się. Mimo początkowego wrażenia, że profesor się z niej naśmiewa i ma jej za złe chwilowe zagapienie, prawda okazała się zupełnie inna. Spokojnym głosem powiedział:
- To przedostatni punkt naszego egzaminu. Proszę, żebyś powiększyła ten stos przygotowany na ognisko i go podpaliła. Ostatnim punktem będzie coś od siebie, czym mnie zaskoczysz.
- Engorgio.
Kawałki drewna powiększyły się dwukrotnie.
- Incendio.
Z różdżki wystrzeliła iska ognia, która natychmiast rozpaliła ognisko.
- Idealnie. Teraz pro…
Jego słowa przerwał donośny ryk. Wszyscy gwałtownie obrócili głowę. Ich oczom ukazała się ogromna tentakula jadowita o wysokości pięciu słoni, stojących jeden na drugim. Jej wygląd wcale nie przypominał roślinki doniczkowej, ale straszną bestię rodem z mugolskiego horroru.
Draco nie zwlekał ani chwili. Rzucił się w stronę rozwścieczonej bestii i wrzasnął:
- Wingard Leviosa!
Ogromny wybuch rozerwał korzeń tentakuli wraz z doniczką na kawałki. Reszta rośliny zajęła się ogniem. Hermiona podbiegła do Draco i skierowała swoją różdżkę w stronę palącej się tentakuli. Rzuciła niewerbalne Aqua Eructo, tworząc wielką kulę wody, która ugasiła pożar. Woda opadła na posadzkę, a egzaminatorzy krzyknęli jednocześnie:
- Reducto.
Kiedy z rośliny został tylko proch, a ogromnej kuli wody tylko kałuża, Neville wstał z podłogi i roztrzęsionym głosem powiedział:
- Ona miała się powiększyć tylko trochę…
Draco i Hermiona wybuchnęli niekontrolowanym śmiechem. Po chwili dołączył do nich również Neville, a na samym końcu egzaminatorzy.
- Jak widać, każde z was zaskoczyło nas swoimi umiejętnościami – zaśmiał się profesor prowadzący Hermionę – Wyniki egzaminu poznacie w lipcu. Serdecznie dziękuję.
Ogromne drzwi otworzyły się ponownie, popychając grupkę siódmoklasistów do tyłu. Wszyscy mieli takie same przerażone miny. Patrzyli ze zdziwieniem na Draco, Hermionę i Neville’a. Niektórzy z nich starali się dostrzec, co takiego działo się w Wielkiej Sali, że ta trójka wychodzi z niej usmolona od stóp do głów i z podpalonymi, mokrymi szatami, ale mimo to z szerokimi uśmiechami na twarzy.
- Neville pobawił się w zielarza – powiedział Ślizgon, a cała trójka ponownie zaczęła zwijać się ze śmiechu.

***

- Była wysoka prawie pod sam sufit! – opowiadał Gryfon – Nie wiem, jak udało mi się ją tak powiększyć. Chciałem, żeby miała rozmiary labradora, nic większego.
Wszyscy siódmoklasiści z zaciekawieniem słuchali historii chłopaka o tym, co wydarzyło się w czasie egzaminu. Niektórzy się śmiali, a niektórzy żałowali, że nie mogli zobaczyć tego na żywo.
- Neville, weź ze sobą aparat na egzamin z eliksirów – rzucił kąśliwie Seamus, powodując jeszcze większą falę śmiechu – Zapewne dostarczysz niezłego materiału do zdjęć. W najgorszym wypadku wysadzisz tylko Wielką Salę w powietrze.
W Wieży Godryka Griffindora odbywała się właśnie impreza z okazji zakończenia pierwszego dnia egzaminów i akcji Neville’a z tentakulą. Jednak nie wszyscy Gryfoni chcieli uczestniczyć w zabawie. Niektórzy woleli się pouczyć, inni odpocząć, a jeszcze inni wymknąć się z zamku na spacer w świetle księżyca z pewnym przystojnym Ślizgonem…

***

- Nie wiedziałam, że lubisz ptaki – powiedziała, uśmiechając się.
Draco mocno trzymał jej rękę. Szli w bliżej nieokreślonym kierunku. Było już po 22, więc gdyby ktoś ich przyłapał, nie skończyłoby się to dobrze, ale oni zdawali się tym nie przejmować. Po prostu szli nie zważając na konsekwencje przyłapania ich poza zamkiem.
- Od czasu do czasu warto pouczyć się takich bezsensownych zaklęć – zaśmiał się.
- Avis wcale nie jest bezsensowne – oburzyła się Miona – Razem z Opugno dają całkiem ciekawe efekty. W szóstej klasie Ron musiał uciekać przed tymi efektami – zachichotała.
Zapadła cisza. Nie była niezręczna. Oboje cieszyli się swoim towarzystwem. Było im razem dobrze. Nawet, kiedy z ust tych dwojga nie padały żadne słowa.
- Niedługo mam urodziny – powiedział nagle Draco – Robimy ogromną imprezę w Salonie Ślizgonów. Przyjdziesz?
- Po ile bilety? – zachichotała Hermiona.
- Jak dla ciebie, to wstęp wolny. W końcu jesteś z prasy.
- Uważaj, bo jeszcze wykraczesz i stanę się drugą Ritą Skeeter.
- Nie staniesz się drugą Ritą Skeeter. Staniesz się pierwszą Hermioną Granger. Właściwie, to już nią jesteś.
Uśmiechnęła się delikatnie i cmoknęła go w policzek.

***

Egzaminy skończyły się tak szybko jak się zaczęły. Cały męczący tydzień przeleciał w mgnieniu oka. Wszyscy uczniowie poświęcili piątkowy wieczór na odpoczynek. Nikt nie zaglądał do książek, nikt nawet nie rozmawiał. Byli wykończeni.
Jedyną grupą uczniów, która nie próżnowała byli Ślizgoni. Jak jeden mąż wzięli się do prac przygotowawczych na imprezę Dracona. W Salonie pojawił się parkiet, a sofy przeniesiono w kąt. Wynaleziono również jakieś miejsce dla Fatalnych Jędz, których Draco zamówił specjalnie na tą okazję.
- Żyjesz tymi urodzinami, co? – zapytał Blaise, montując przy okazji kulę dyskotekową.
- A czym mam żyć? Ostatnie miesiące, ba, dni, wolności…
- Musisz coś wymyślić z tymi zaręczynami. Jak do końca roku tego nie zro…
- Tak, wiem. To moi rodzice rzucą się na mnie z pazurami i zaobrączkują z kimś pokroju Greengrass.
- Takie życie.
Draco westchnął.
- Urodziny to w sumie jedyna okazja… Ostatnia okazja.
- Łap Granger póki gorąca, jak to mówią – zaśmiał się Blaise – Takiej babeczki ze świecą szukać.
- Babeczki…? W których latach ty żyjesz, człowieku?
- W naszych, Dracusiu, w naszych.
- Babeczka, Jezu Chryste… - jęknął chłopak, po czym nagle ucichł – Chwila… Babeczka, mówisz?
- Kupić ci aparat słuchowy?
Ślizgon go nie słuchał. Zerwał się z miejsca i pobiegł w stronę dormitoriów.
- A ty gdzie?
- Do Pansy. Zawsze lubiła gotować.
Blaise przekrzywił głowę i wzruszył ramionami. Przyzwyczaił się do tego, że jego przyjaciel był nienormalny. Znali się od prawie 20 lat. Nie takie głupoty w życiu robili.

***

- Mam się bać, tak?
Hermiona siedziała w swoim dormitorium na łóżku, a przed nią stała Ginny z pudełkiem. Miała pokazać jej strój, który przygotowała dla nich na urodziny Smoka.
- Jeżeli boisz się mojego stylu, to chyba tak. Starałam się dobrać coś klasycznego i niezbyt… Normalnego?
- Czyli wyzywającego?
- No, tak. Najpierw pokażę ci moją.
Zniknęła w łazience. Wyszła po chwili ubrana w czarną sukienkę do połowy uda. Miała grube ramiączka ozdobione na grzbiecie złotymi ćwiekami. Od samej góry do linii dekoltu była wykonana z prześwitującego czarnego materiału. Reszta była bawełniana. Ginny ubrała do tego Loubutiny, które dostała od Hermiony na urodziny. Rude włosy idealnie komponowały się z czerwoną podeszwą butów.
- Niesamowite… Wyglądasz przyzwoicie! – powiedziała Hermiona, udając zdziwienie.
- Dzięki – odszczekała Ginny z przekąsem, marszcząc nos.
- Jesteś śliczna jak się złościsz – zachichotała.
- Dobra, dobra, pani Malfoy. Czas na ciebie. Rzeczy masz w łazience.
Dziewczyna wywróciła oczami i skierowała się do drzwi. Na blacie, tuż przy zlewie zauważyła dwa pudełka. Sukienka i buty, a jakże. Uchyliła wieczko jednego z nich. Znalazła w nim złote szpilki z okrytą stopą. Bardzo jej się spodobały. Miała nadzieję, że sukienka wywrze na niej takie samo wrażenie. I tym razem Ginny się nie pomyliła. Wybrała czarną sukienkę o prostym kroju bez ramiączek. Pod linią dekoltu wyszyte było zdobienie w kształcie klamry. Wsunęła sukienkę na siebie. Wyglądała pięknie. Kiedy wyszła z łazienki, Ruda uśmiechnęła się szeroko.
- Wiedziałam, że będziesz wyglądać bosko! Czułam to!
Hermiona zachichotała.
- A sprzedawca usilnie próbował mi wmówić jakąś cukierkową sukieneczkę! Wiedziałam, wiedziałam!
- Uważaj, Gins, bo dostaniesz słowotoku. Nie jest tak źle – powiedziała z przekąsem – W sylwestra to naprawdę mnie wystraszyłaś z tym strojem na urodziny Malfoy’a.
- Polecam się na przyszłość. Ginny Weasley.
Dziewczyna parsknęła śmiechem.
- Idź już spać, młoda, bo jak twój brat odkryje, że nie ma cię w łóżku to…
- To Julie go opieprzy, jak on mnie opieprzy – powiedziała i uśmiechnęła się promiennie – Dobranoc, mój Merlinie w sukience.
- Pa, Gins.
Hermiona weszła do łazienki i przebrała się w koszulkę nocną. Sukienkę wraz z butami ponownie zapakowała do pudełka i odłożyła na biurko. Wsunęła się pod ciepłą pościel. Miejsce u jej stóp zajął Krzywołap. Leżeli sobie tak we dwójkę. Hermiona nie mówiła nic, a Krzywołap nic nie miauczał. Za to w głowach tej zgranej dwójki toczyła się burza mózgów.
Dziewczyna rozmyślała o przyszłych zaręczynach, które prawdopodobnie miały nastąpić następnego dnia na imprezie urodzinowej Draco. Zastanawiała się czy znowu stchórzy. Wiedziała, że nie może tak postępować. To było głupie i niedojrzałe. Nie mogła pozwolić sobie na takie bezsensowne zachowanie. Stwierdziła, że będzie musiała być gotowa. Ona będzie gotowa.
Natomiast rudy pers rozmyślał, czy po ślubie będą go karmić podwójnie.

~~~ OGŁOSZENIA PARAFIALNE ~~~

Mam mokrą głowę i wstawiam uprzednio zabetowany rozdział. Ponoć wstawianie przecinków idzie mi coraz lepiej ^^
Nawet nie wiecie jak śmiesznie pisze się rozdziały na komputerze stacjonarnym :O Jezusicku. Całe Her Draco powstawało na laptopie, a tu taka niespodzianka xd
A o rozdziale - jest to PRZEDOSTATNI rozdział, którego akcja dzieje się w szkole. Pozostałe siedem będzie działo się poza nią :) A roboty będzie wiele, ślub Ginny, Pansy ;) Skupię się bardzo na przyszłej rodzince - Draco, Hermiś, Krzywołapek i Georgia. Tak, będzie happy end :) Nie będę zła, nie planuję zepsuć wam czytania tej opowieści xD
Dedykuję rozdzialik tajemniczemu Puchonowi i bardzo złej dziewczynie, której za cholerę nie da się zmusić, żeby zaczęła pisać swoje Drinny. A ja już jej szablon znalazłam, no :c O tej dziewczynie będzie jeszcze sporo, więc będę ją nazywać Cholera M.. Jak gdzieś w ogłoszeniach znajdziecie Cholerę M. to znak, że mówię o Cholerze M. i jej Drinny. Boże jestem bez sensu xd Idę spać, bo ta głupota z klawiatury rzuci mi się na mózg. Ups, za późno.

niedziela, 22 września 2013

Drabble, czyli challange accepted.

Moi drodzy ludkowie i kochane potworki,

Wcale nie tak dawno Wasza Expectuś odkryła formę pisemną, którą bardzo dużo ludzi pomija. Nie wiem czy specjalnie czy z niewiedzy, ale szczerze Wam powiem, że bardzo tego żałuję.

Forma ta zwie się Drabble i jest czymś ciekawym i niespotykanym. Celem pisania tego typu tekstu jest przede wszystkim sprawdzenie autora jak bardzo jest w stanie zaciekawić nas swoją twórczością. Drabble jest z reguły opisem: miejsca, sytuacji, przeżyć wewnętrznych. Dotyczy on najczęściej jakiegoś zamkniętego miejsca (np. sali, domu, szkoły).

Gdzie tu haczyk? Całość wygląda całkiem przyzwoicie i nawet zachęcająco, prawda? Otóż wszystko byłoby pięknie i bajkowo, gdyby nie limit słów jaki Drabble musi posiadać. Sto słów. Nie mniej, nie więcej, sto.

Co oczywiście z tym postanowiłam zrobić? Przetestować na sobie!



Zapraszam do przeczytania dwóch moich drabble na dobry początek :) Mam nadzieję, że przypadną Wam do gustu.

***

   Hogwart zawsze był miejscem, do którego chciało się wracać. Podróż pociągiem jest czymś, czego nienawidzę… Ten niesamowity zamek znikający ci sprzed oczu, kiedy siedzisz w powozie. Dlatego zawsze zajmowałem miejsce tyłem do kierunku jazdy. Żeby mieć sposobność widzieć, jak ta monumentalna budowla znika pomiędzy drzewami.
   Bolesnym momentem jest również odjazd pociągu. Świadomość, że żegnam się ze szkołą na dwa miesiące. Wracam do domu, którego nie kocham. Jednak nic tak nie boli jak świadomość, że nigdy już tu nie wrócę, nie zobaczę tych ogromnych sal i komnat. Że opuszczę mój wspaniały Hogwart. Mój drugi dom. Zamykam oczy i odjeżdżam na zawsze.

***

Kilka słów o tym Drabble. Jego tytuł jest również treścią. Hogwart. Myślę, że jest on wystarczający i pasujący do klimatu. Teoretycznie ten tekst jest uniwersalny (zdradza go jedynie forma męskoosobowa), ale kiedy go pisałam wcieliłam się w Harry'ego. Myślę, że takie mogły być jego odczucia, gdy w szóstej klasie na zawsze (jako uczeń) opuszczał mury tego zamku.

Zapraszam teraz do przeczytania drugiego tekstu tego typu.

***

   Nigdy nie wiedziałem co w tym miejscu jest szczególnego. Było tak podobne do mnie, a jednak bardzo różne. Ten cholerny zamek gdzieś w Wielkiej Brytanii. Skłamałbym mówiąc, że go nienawidzę, ale zrobiłbym to również mówiąc, że czułem jakikolwiek cień sympatii do tej wielkiej budowli.
   Nigdy nie miałem swojego miejsca na ziemi i zdążyłem do tego przywyknąć. Z biegiem lat przypadło mi to do gustu. Nie byłem związany jakimkolwiek sentymentem. Nie miałem poczucia winy, kiedy to miejsce rozpadało się na kawałeczki, a ja sam się do tego przyczyniałem. To miejsce musiało popaść w ruinę. To było mu pisane. Tak musiało być.

***

Och, popadam w samozachwyt. Nie wiem, które Drabble wyszło mi lepiej, ale jestem z siebie dumna. Tytuł drugiego tekstu to Nigdy. Użyłam tu tego samego zabiegu kosmetycznego jak w przypadku Hogwartu. Myślę, że każdy domyślił się z czyjej perspektywy był pisany ten tekst. Dla niedomyślnych powiem - Draco.

Dlaczego w ogóle sięgnęłam po tą formę? Nie tylko, żeby się sprawdzić i upewnić się w swoich przekonaniach dotyczących moich umiejętności, ale również z pewnej pięknej okazji, którą świętuje się tylko raz do roku.

Otóż mój (no, ewentualnie nasz) kochany i najwspanialszy aktor ma urodziny. Tom Felton, moje potworki, obchodził dnia dzisiejszego swoje dwudzieste szóste urodziny. Jak ten czas szybko leci :')

Miałam okazję oglądać w piątek z moją mamą Kamień Filozoficzny (wprowadzam ją w świat Pottera xd) i co chwilę piszczałam z zachwytu na widok małego Dana, Toma albo Emmy.

Więc cóż, jeszcze raz 100 lat dla naszego solenizanta i 100 słów w Drabble - Nigdy :)

Kocham Was,
E.

PS Rozdział pojawi się wtedy kiedy się pojawi, bo jestem póki co chora i mój mózg skupia się na sięganiu po chusteczki do nosa zamiast odrabianiu lekcji czy, co więcej, pisaniu Her Draco. Mam nadzieję jednak, że nie będzie to długo się ciągnąć :)

EDIT:

PPS Nie wiem, czy ktoś z was czyta Sny Zwycięzców Maurii SilverSpell (pod okiem Venetii Noks), ale właśnie na tym blogu pojawił się szablon wykonany przeze mnie :) Jak ktoś chce zerknąć i mnie pochwalić (hehe) to nie zabronię :D

PPPS Przypominam, że Stowarzyszenie DHL przywróciło Blog Miesiąca. Zgłosi mnie ktoś? :)

czwartek, 19 września 2013

Rozdział 31

OWTMy

Każdy wiedział, że ten dzień kiedyś nadejdzie. Nikt natomiast nie spodziewał się, że nastanie on tak szybko. Niestety, co się stało, to się nie odstanie. Wraz z wybiciem dzwonu, punktualnie o godzinie siódmej, oficjalnie rozpoczął się pierwszy dzień najważniejszych testów w życiu czarodzieja – OWTMów.
Blaise Zabini był chyba jedyną wyluzowaną osobą, podchodzącą do egzaminów. Bynajmniej nie było to spowodowane faktem, że zajmował ostatnie miejsce na liście, o nie. Taka była jego natura. Nerwy zostawił za sobą dzień wcześniej, kiedy siedząc nad książką od zaklęć, usilnie próbował wmówić sobie, że jakoś to zda. W poniedziałek obudził się z pełnym przekonaniem, że da radę. I tego też dnia zaczął zarażać wszystkich Ślizgonów optymizmem.
Jego całkowitym przeciwieństwem był Harry Potter. Od samego początku dnia nerwowo krzątał się po Wieży Gryffindora, a na przedegzaminowym śniadaniu nie był w stanie przełknąć prawie niczego.
- Kłapaj szczęką, kłapaj! – zachęcała go Ginny, wciskając do jego ust bułkę z jajkiem – Nie bój się tak tych egzaminów. Wszyscy przesadzają. Jak będziesz się tak stresować, to na pewno nie zdasz.
To tylko pogorszyło stan Pottera. Poruszył się niespokojnie na ławie i sięgnął po gorącą herbatę.
- Zobaczymy, jak będziesz ćwierkać za rok – powiedziała Hermiona, jednocześnie czytając swoje notatki, gryząc kanapkę z serem i popijając gorącą kawę – Specjalnie dla ciebie przyjedziemy tu jako absolwenci robić ci siarę przed twoim rocznikiem.
- Kupimy ci piękną sukienkę, przynoszącą szczęście, podobną do mojej szaty na Bal Bożonarodzeniowy w czwartej klasie – zażartował Ron, powodując, że Julie zaczęła chichotać.
Ginny spojrzała na niego wilkiem. Po kilku chwilach przy stole Gryfonów pojawiła się Luna. Usiadła na kolanach Neville’a i swoim rozmarzonym głosem powiedziała:
- Nie macie co się martwić. Zdacie śpiewająco. Jestem pewna.
- Obyś miała rację, Luna – powiedział Harry, który był blady jak ściana.
- Jeszcze się nie nauczyłeś, Potter, że z reguły powinno się słuchać mądrzejszych od siebie?
Hermiona odwróciła głowę w kierunku nowoprzybyłej osoby. Draco usiadł obok niej i cmoknął ją w policzek.
- W tym wypadku bardziej wierzyłby Hermionie – zarechotał Ron, czym zasłużył sobie kopniaka w piszczel od młodszej siostry.
- Nie obraża się kobiet, Weasley – powiedział nieco wyniośle Draco – Niektórzy mają to we krwi, ale niektórzy, widocznie, nigdy się tego nie nauczą.
Miona wywróciła oczami. Mimo wszelkich starań, które dołożyła, żeby ta dwójka była w stanie się zakolegować, poniosła klęskę. Widocznie nienawiść w obu panach była tak głęboko zakorzeniona, że nawet na drodze pokoju musieli sobie dogryzać.
Ponownie zatopiła wzrok w książce. Mniej więcej po wymienieniu w myślach wszelkich możliwych zaklęć, służących do obrony, poczuła, że Malfoy delikatnie gładzi ją po kolanie. Przeniosła wzrok z podręcznika na jego twarz. Uniosła brew i czekała aż coś powie.
- Nie musisz się już uczyć. I tak zdasz najlepiej z nas.
Po tych słowach pstryknął ją palcem w nos i uśmiechnął się czule. Nie potrafiła się mu oprzeć i również wygięła usta w delikatnym geście zadowolenia.
Tę uroczą chwilę przerwała McGonagall, wchodząc na mównicę. W Wielkiej Sali zapadła kompletna cisza.
- Drodzy siódmoklasiści! – rozpoczęła – Dokładnie za godzinę będziecie zdawać w tej sali egzamin teoretyczny z zaklęć. Trzy godziny później odbędzie się egzamin praktyczny. Oba testy będą przeprowadzone przez Magiczną Komisję Egzaminacyjną. Przypominam, że wszelkie przedmioty, mające na celu ułatwienie zdania tego typu egzaminów, tudzież wszystkie zaczarowane pióra, są zakazane, a każda próba ich użycia będzie natychmiast zauważona. Osoba, która podejmie się tej sabotażowej misji, zostanie zaproszona na egzamin za rok wraz z obecnymi szóstoklasistami. Ale przede wszystkim… Powodzenia. Nawet nie wyobrażacie sobie, że wiecie tak dużo, a egzamin pójdzie jak z płatka.
Tym zakończyła. Powolnym krokiem zeszła z podwyższenia i udała się do wyjścia z Wielkiej Sali. Było to równoważne z zakończeniem śniadania.
- Pozostaje tylko czekać – westchnął Neville, poprawiając nerwowo kołnierzyk koszuli.
- Longbottom, słyszałeś dyrektorkę, pójdzie ci lepiej niż sobie wyobrażasz. Babcia będzie dumna – rzucił Malfoy.
Hermiona spojrzała na niego z niedowierzaniem. Nie była w stanie pojąć, że w jego słowach nie kryła się żadna szczypta ironii czy zgryźliwości, ale zwykłe „dasz radę”.
- Nie uderzyłeś się czasem w głowę? – zapytała, kiedy wraz z Ślizgonem udali się wolnym krokiem na przedegzaminacyjny spacer.
- Nie, dlaczego?
- Przed chwilą wsparłeś Neville’a. NEVILLE’A!
- Skoro byłem w stanie zakochać się w Gryfonce, to dlaczego nie mogę wspierać Gryfona? – zapytał rozbawiony i objął Hermionę ramieniem.

***

Cztery kolumny uczniów stały naprzeciw drzwi Wielkiej Sali. Jedyną barierą był stary czarodziej w długiej, czarnej szacie. Trzymał wielki rulon i czytał jego zawartość na głos. Każdy słuchał uważnie, bo regulamin przebiegu OWTMów był omawiany tylko raz.
Po kilku minutach ciężkie drzwi uchyliły się, a uczniowie weszli do środka. Wnętrze zmieniło się diametralnie. Zniknęły długie stoły domów, zostały zastąpione równo poustawianymi ławkami i krzesłami. Na blatach biurek leżały karty odpowiedzi, kałamarze wypełnione czarnym atramentem, dwa pióra oraz dwukartkowy brudnopis. Gotowe egzaminy leżały na wielkim stole przeznaczonym dla egzaminatorów.
Harry nerwowo przełknął ślinę. Już raz przeżywał stres związany z SUMami, ale wiedział, że od OWTMów zależy cała jego przyszłość. Usiadł na krześle podpisanym jego imieniem i dosunął się do ławki. Ręce delikatnie mu się trzęsły, choć resztą siły woli próbował to powstrzymać. W końcu ochrzanił się w myślach, przypominając sobie, że nie bał się zginąć z rąk Voldemorta, a ma kłopoty, żeby wyskrobać kilka zdań na kartce.
Egzaminatorzy przy pomocy różdżek rozdali prace. Wyraźnie zaznaczyli, by ich nie otwierać dopóki tego nie oznajmią. Kilka rąk skierowało się w stronę ławy egzaminatorskiej. Po chwili, centralnie nad nią, pojawił się ogromny zegar zasłaniający niemal całe okna witrażowe. Co dziwniejsze, przepuszczał światło, więc w pomieszczeniu było jasno, a uczniowie mogli kontrolować czas.
Na kredowej karcie wielkości dorosłego wielbłąda wypisali godzinę rozpoczęcia egzaminu i godzinę zakończenia. Wszyscy spojrzeli na ogromny zegar. Jego wskazówki były coraz bliżej godziny dziewiątej. Jeszcze tylko kilka sekund…
- Możecie otworzyć swoje zestawy testowe. Czytajcie uważnie polecenia i skupcie się. Powodzenia.
Po tych słowach zapadła grobowa cisza, którą przerywało jedynie cichutkie tykanie zegara. Harry z przerażeniem spojrzał na swój zestaw pytań.
Opisz dokładne działanie zaklęcia Patronusa. Napisz jego formułę oraz sprecyzuj, do czego służy.
Chłopak uśmiechnął się pod nosem i pewnie chwycił za pióro, które zanurzył w kałamarzu.
McGonagall miała rację. Wszyscy zdamy, pomyślał.

***

Hermiona skrobała po pergaminie definicję zaklęcia Anapneo. Spojrzała na zegar. Zostało jej pół godziny. Zdziwiła się, kiedy okazało się, że skończyła przed czasem. Przeleciała wzrokiem odpowiedzi. Wiedziała, że napisała na tyle, ile potrafi i miała nadzieję, że zda zaklęcia na wybitny.
Rozsiadła się wygodniej i rozejrzała dyskretnie po klasie. Teoretycznie było to zabronione regulaminem, ale egzaminatorzy zauważyli, że złożyła swój test w lewym górnym rogu ławki, więc przymknęli na to oko.
Jej oczy błądziły po sali pełnej skupionych uczniów. Jako pierwszego znalazła Harry’ego. Kończył odpowiadać na jedno z ostatnich zadań. Mimo że mocno marszczył brwi, odszukała na jego ustach cień uśmiechu i zadowolenia z własnej pracy. Przeniosła wzrok na Rona. Nie wyglądał tak pewnie jak Harry, ale jak na kogoś, kto miał kłopoty z nauką, wydawało jej się, że całkiem dobrze sobie radzi. Nie tak daleko siedziała Pansy. Podobnie jak Hermiona, skończyła i bawiła się piórem.
Zauważyła go jako ostatniego. Pisał coś wolno na karcie odpowiedzi. Blond włosy opadały mu na czoło i lekko zakrywały stalowoniebieskie oczy.
Dziewczyna westchnęła. Ponownie zerknęła na zegar i otworzyła usta ze zdziwienia, kiedy zauważyła, że do końca pierwszego końcowego egzaminu w Hogwarcie zostało jedynie pięć minut.
- Dziękujemy bardzo. Proszę odłożyć pióra, a prace złożyć w lewym górnym rogu biurka – usłyszeli w końcu.
Minutę później kilkadziesiąt plików kartek wzbiło się w powietrze i wylądowało na stole egzaminatorskim poukładane w cztery równe stosy.
Uczniowie powoli zaczęli opuszczać Wielką Salę. Hermiona zaraz przy wyjściu wpadła na Ginny, która miała kilkuminutową przerwę. Ruda wyglądała na bardziej zdenerwowaną od przyjaciółki.
- Jak ci poszło? – zapytała drżącym głosem – Zdasz na wybitny?
Dziewczyna zaśmiała się i delikatnie poklepała Ginny po ramieniu.
- Zobaczymy w lipcu – powiedziała, szeroko się uśmiechając.
Na widok tej miny Wiewiórka lekko odetchnęła i nie czekając na bardziej szczegółową relację, poszła szukać innych.
- Cześć, kocico – usłyszała nagle zza pleców.
Gryfonka odwróciła się na pięcie i rzuciła się w ramiona Draco. Nie wiedziała, czemu tak cieszy się, że widzi go po pierwszym egzaminie. Ślizgon również zdziwił się taką reakcją, ale skłamałby mówiąc, że nie było to pozytywne zaskoczenie.
- Jak ci poszło? – zapytała.
- Colloportus. Serio? Trudniejszych przykładów nie znaleźli? – zapytał ironicznie.
Zachichotała. Złapał ją za rękę i pociągnął w stronę błoni. Było ciepło, w sam raz na wyjście, żeby dotlenić się po wysiłku umysłowym.
- Obiecasz mi coś? – zapytał nagle, kiedy schodzili po wzgórzu w kierunku jeziora.
Spojrzała na niego swoimi orzechowymi oczami.
- Co?
Zapadła cisza. Draco chciał coś powiedzieć, ale jednak zrezygnował. Jeszcze nie przyszła na to pora. Może później.
- Wsiądziesz kiedyś ze mną na miotłę? – nieumiejętnie zmienił temat.
Hermiona westchnęła cicho. Miała dziwne przeczucie, że nigdy nie dowie się, co chciał w tamtej chwili powiedzieć. Stwierdziła, że nie będzie naciskać.
- Jak mnie odpowiednio zmotywujesz – zachichotała, chcąc odpędzić od siebie czarne myśli.
- A zmotywuję cię do biegu informacją, że dokładnie za pięć minut mamy spotkać się pod Wielką Salą na egzamin praktyczny?
- Cholera jasna! – krzyknęła zaskoczona, że ten czas tak szybko minął.
Kiedy szybko oderwała się od chłopaka i zaczęła biec w kierunku szkoły, Draco Malfoy stwierdził, że powinien się schować zanim odkryje, że do egzaminu zostało prawie czterdzieści minut.

***

- Jak tam, Hermisiu? – zapytał Blaise, szturchając Gryfonkę w ramię – Nerwy?
- Nie, Zabisiu. Wszystko dobrze – odpowiedziała tonem, którego używa się w rozmowie z małymi dziećmi.
- Boże, jaka tu cukiernia. Zaraz się porzygam – jęknęła Pansy – Jak tam teoretyk, Granger?
- Całkiem nieźle, a u ciebie, Pan?
Ślizgonka uniosła kciuk w górę. Hermiona chciała coś jeszcze powiedzieć, ale przed wejściem pojawili się egzaminatorzy z listą nazwisk.
- Hanna Abbott, Millicenta Bulstrode, Tracey Davis proszone na salę.
I tak trzy uczennice zniknęły za ogromnymi drzwiami. Wywoływano tak każdego. Kiedy przyszła pora na Hermionę, dziewczyna poczuła się trochę jak pierwszego dnia w szkole, gdy wywołano ją do założenia Tiary Przydziału.
- Hermiona Granger, Neville Longbottom i Dracon Malfoy proszeni na salę.
Ślizgon mimo chęci parsknął cicho śmiechem i stwierdził, że ten egzamin będzie naprawdę ciekawy.


~~~ OGŁOSZENIA PARAFIALNE ~~~

Ten rozdział to krótka kupa, której nie dedykuję nikomu, bo nie chcę go urazić.

Dziękuję pozdrawiam.

niedziela, 8 września 2013

Rozdział 30

Zemsta, druhna i rozterki Malfoy'a

Egzaminy zbliżały się nieubłaganie. Chcąc nie chcąc, każdy musiał się do nich przygotowywać. Jak przypuszczała znaczna większość, Hermiona zapomniała o swojej zemście na wrednej dziennikarce Proroka Codziennego. Harry i Ron nie mogli zrozumieć, dlaczego nie chce bronić swojego dobrego imienia w trybie natychmiastowym i woli odkładać to na później. Kiedy pytali o zdanie Draco, on dyplomatycznie odpowiadał, że Miona wie, co robi. Jednak w głębi duszy sam był zdziwiony jej zachowaniem. Ciekawość wzięła w nim górę pewnego sobotniego popołudnia.
Szedł korytarzem, aż znalazł się przy wejściu do biblioteki. Przeszedł kilka kroków i znalazł ją pochłoniętą książką. Czytała ją tak, że spokojnie mógł dostrzec tytuł.
- „Media w świecie czarodziejów”? – przeczytał na głos, co sprawiło, że Hermiona aż podskoczyła ze strachu – Przespałem jakiś temat na historii magii?
- Pewnie nie jeden – powiedziała, kiedy udało jej się uspokoić.
Spojrzał na pergamin, leżący zaraz obok książki, którą czytała. Chciała zabrać mu go sprzed nosa, ale był szybszy. Porwał go w obie dłonie i przeczytał napisany na nim tekst.
- Myrtle Dungass, lat 49… Co to jest? – zapytał zdziwiony.
- Zbieram informacje – wyjaśniła.
Zaczęła zbierać pospiesznie swoje rzeczy i wrzucać je do torby. Odebrała kartkę zdziwionemu chłopakowi.
- Wygraliśmy plebiscyt w Proroku – wypalił nagle.
- Ta informacja zmieniła moje życie – odpowiedziała i zniknęła z biblioteki.
- Co ty kombinujesz, Granger? – zapytał sam siebie.

***

Rita Skeeter od zawsze była znana jako wredna i ostra dziennikarka, lubiąca wymyślać niesamowite historie, w które wierzyły z reguły stare babcie żyjące mentalnie w Austro-Węgrzech lub ludzie ze znacznie ograniczonymi możliwościami umysłowymi. Otrzymując Proroka Codziennego każdy spodziewał się jakiegoś jej artykułu na pierwszej stronie lub w jej stałej, felietonowej rubryczce. Niemałe zdziwienie wywołał fakt, że pierwszą stronę zajął artykuł o niej samej napisany przez…
- „Rita Skeeter – jaka jest naprawdę?” autorstwa Hermiony Granger?! – Ginny nie mogła wyjść z podziwu dla przyjaciółki – Napisałaś to? Sama samiuteńka?
Hermiona nie mogła opanować śmiechu. Nie tylko Ginny nie pojmowała tego, co zrobiła jej przyjaciółka. Harry, Ron i połowa Wielkiej Sali wpatrywali się, nie po raz pierwszy, w stół Gryfonów. Dziewczyna wcale nie czuła się skrępowana, wręcz przeciwnie. Z największą przyjemnością wzięła do ręki Proroka Codziennego, zapłaciła sowie i spojrzała na ogromne, niemal na całą stronę, zdjęcie dziewczyny o czarnych przetłuszczonych włosach i w grubych okularach i aparacie ortodontycznym na krzywych zębach.

Gdyby przejechać całą Wielką Brytanię i zapytać o Ritę Skeeter, każdy skojarzyłby ją od razu ze sławną dziennikarką Proroka Codziennego słynącą z ostrego pióra i częstej krytyki. Gdyby jednak przejechać całą Wielką Brytanię i zapytać o Myrthle Dungass, nikt nie miałby pojęcia o jej istnieniu. Nikt z wyjątkiem małej wsi w hrabstwie North Yorkshire Cawtown, liczącej 48 mieszkańców. Poza małą wsią rodzinną Rity Skeeter.

Nie tylko miejsce zamieszkania sławnej dziennikarki było tajemnicą. Rita Skeeter niemal od zawsze posługiwała się pseudonimem. Był on jednak na tyle dobry, że  uważano go za jej nazwisko. Rita ukryła wszystko przed światem publicznym. Dlaczego? Aby to zrozumieć, musimy cofnąć się aż do września 1962, kiedy dziewczynka imieniem Myrtle Dungass po raz pierwszy przekroczyła mury Hogwartu.

Ta skromna i nieśmiała uczennica została przydzielona do Ravenclawu, co szybko przyniosło potwierdzenie w ilości punktów, które zdobywała dla swojego domu. Mimo tak dobrych wyników, nie była lubiana w szkole, a inni uczniowie wyśmiewali się z jej wyglądu. Od dziecka nosiła grube okulary i miała krzywe zęby, które musiały ulec skorygowaniu w mugolski sposób, ponieważ nagła zmiana stanu uzębienia zdziwiłaby małą społeczność mugolskiej wsi, w której mieszkała dziewczynka.

Szkoła dobiegła końca, a Myrtle ukończyła ją z jednymi z najwyższych wyników wśród wszystkich uczniów. Nie było to więc zaskoczeniem, kiedy w Proroku Codziennym pojawił się pierwszy artykuł jej autorstwa. Dotyczył on wyników OWTMów dla rocznika 1962, czyli rocznika samej Myrtle. Artykuł przeszedł jednak bez echa w prasie, a rubryczka, którą tymczasowo otrzymała panna Dungass została jej odebrana.

Prorok Codzienny żył swoim życiem przez kolejne pięć lat, aż nastąpiła jego niesamowita (r)ewolucja. Do redakcji dołączyła atrakcyjna, dwudziestotrzyletnia blondynka o nazwisku Rita Skeeter. Zapanował wtedy prawdziwy szał i moda na tę gazetę, który wypromował Proroka, a jego popularność utrzymuje się do dnia dzisiejszego.

Nikt nie był w stanie domyślić się, że ta niesamowita dziennikarka znana z uszczypliwości i ostrego pióra była tą samą dziewczyną, której pod koniec roku 1969 odebrano pracę! Myrtle Dungass wykorzystała pięć lat przerwy, by pozbyć się czarnych przetłuszczonych włosów i zamienić wielkie bryle na eleganckie okulary. Powróciła odmieniona, z nowym wyglądem i nowym nazwiskiem.

Czy to właśnie sekret jej sukcesu? Zwolnienie i pięć lat przerwy dla samej siebie? Widocznie nasze porażki nie zawsze bywają wyłącznie porażkami. W każdych aspektach trzeba szukać pozytywów, tak jak zrobiła to panna Skeeter. Dzięki pozbawieniu jej jednej szansy dostrzegła dwie nowe – przemiana brzydkiego kaczątka w łabędzia i uzyskanie, prawdopodobnie, najdłużej utrzymującej się rubryki w najpopularniejszej gazecie Wielkiej Brytanii.

Hermiona Granger

- Teraz już jestem pewny, że dobrze zrobiłem wybierając ciebie – usłyszała rozbawiony głos obok swojego ucha.
Draco pocałował ją w policzek i usiadł przy stole Gryfonów na wolnym miejscu obok Hermiony.
- Grunt to inteligentna zemsta, która wcale nie jest wredna. Świetnie mi się to udało prawda? – Gryfonka nie kryła zadowolenia.
- A ty jak zwykle jesteś bardzo skromna – odpowiedział chłopak.
- Przeszkadza ci to? – wymruczała.
Pocałował ją i ugryzł ją w wargę.
- Błagam nie przy jedzeniu – jęknęła Ginny.
Hermiona obróciła się nagle do przyjaciółki i zmarszczyła brwi.
- Cieszę się, że przekładasz moje szczęście nad jedzenie bułki z dżemem, Gin. To naprawdę miłe z twojej strony.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem na tę uwagę.

***

Następnego dnia ukazał się kolejny artykuł Rity Skeeter. Tym razem dotyczył wydania nowej książki znanej autorki. Pod jej nazwiskiem znajdował się niewielki dopisek „Przepraszamy za brak wyników plebiscytu, jednakże otrzymaliśmy zbyt mało odpowiedzi”. Hermiona zaśmiała się cicho, kiedy tylko przeczytała to zdanie.
Dziennikarka postanowiła dać im spokój, a ona ponownie mogła wrócić do nauki. Drugi tydzień maja właśnie się kończył. Do egzaminu został tydzień i dwa dni weekendu. Piątek spędziła w bibliotece razem z Harrym i Ronem.
- Już dalej nie mogę – jęknął Ron kilka minut przed osiemnastą – Oczy mi się kleją.
- Ja też już zasypiam – stwierdził Harry i zamknął podręcznik od obrony przed czarną magią – Idziesz z nami do Wieży?
- Muszę jeszcze powtórzyć kilka tematów z eliksirów. Idźcie beze mnie. Będę za godzinkę – opowiedziała dziewczyna i założyła za ucho pukiel swoich brązowych loków, który wpadł jej niespodziewanie przed oczy.
Chłopaki pożegnali się z przyjaciółką i cicho opuścili bibliotekę. Jednak spokój Hermiony nie trwał długo, bo po kilku minutach dosiadła się do niej Pansy Parkinson.
- Mogę zająć ci chwilkę? – zapytała.
Gryfonka westchnęła i zniechęcona zamknęła podręcznik.
- Słucham cię.
- Chciałabym, żebyś została moją druhną – powiedziała Pansy.
Hermionę zaskoczyła ta prośba, ale było to jak najbardziej pozytywne zaskoczenie.
- Jeszcze OWTMów nie zdała, a już ślub planuje – zaśmiała się dziewczyna, po czym dodała – Oczywiście, że zostanę. Będzie to dla mnie zaszczyt.
- Nie chrzań mi tu nic o zaszczycie. W końcu to moją druhną będzie czarownica, która ocaliła świat – powiedziała, ucałowała Hermionę w policzek i odeszła w podskokach do stolika, który zajmowała wcześniej.

***

Ginny siedziała na kanapie w prywatnym dormitorium Hermiony i popijając piwo kremowe wpatrywała się w kominek zapełniony równo poukładanym stosem drewna.
- Co cię gryzie, Gin? – zapytała w końcu Hermiona, kończąc zmywać delikatny makijaż, który nosiła na co dzień.
- Smok.
Dziewczyna przekręciła głowę z zaciekawieniem, dlaczego przyjaciółka rozmyślała o jej chłopaku.
- Co z nim nie tak?
- Dlaczego ci się jeszcze nie oświadczył? – zapytała, wciąż wpatrując się w drewno.
Hermiona przygryzła wargę. Wolała unikać tego tematu, bo wiedziała, że Ginny nie będzie zadowolona z faktu, że, bądź co bądź, odrzuciła zaręczyny Dracona.
- Może chce to zrobić po zakończeniu szkoły?
- Nie, niemożliwe. Blaise powiedział mi, że musi to zrobić do zakończenia. Zawarł taką umowę z rodzicami. A Malfoy’owie są sprytni. Łatwo znajdą jakiś „obiekt” godny ich nazwiska.
Zapadło milczenie. Dziewczyna zaczęła bić się z myślami, nie wiedząc, czy warto mówić prawdę.
- On już mi się oświadczył – wydusiła w końcu.
Ginny odwróciła wzrok w stronę przyjaciółki i wytrzeszczyła oczy.
- I ty jeszcze nic nie mówisz?! Gratulacje!
- Nie, Gins, to nie tak…
Ruda ponownie zmarszczyła brwi.
- Ja… Powstrzymałam go przed tym. Nie chciałam, żeby to tak wyglądało. Nie przy wszystkich.
Wiewiórka wyglądała przez moment, jakby opuściły ją wszystkie siły. W końcu zebrała ich resztkę, żeby przywalić sobie z otwartej ręki w twarz w geście ogólnego zniesmaczenia głupotą ponoć najmądrzejszej czarownicy od czasów Merlina.
- Brawo Hermiono – powiedziała, a następnie wstała i zaczęła klaskać – Brawo! To było cholernie inteligentne posunięcie z twojej strony. A potem będzie płacz, bo Draco ponownie się zaręczy i co? I oczywiście Ginny pomóż! Jak mogłam być taka głupia! – ostatnie zdanie wypowiedziała, naśladując głos Hermiony.
- Mówisz takim tonem, jakbym co najmniej pozwoliła zamordować Elżbietę II, a nie, nie dopuściła do zaręczyn ze strony Draco.
- Sprawa podobnej wagi – powiedziała z ogromną powagą Ginny, powodując, że Hermiona wybuchnęła głośnym śmiechem.
Ruda zgromiła ją wzrokiem.
- No co? – zapytała wciąż rozbawiona – Ginny, robisz z igły widły. Wszystko będzie dobrze. Draco pojął decyzję. Chcemy to załatwić przed końcem roku, bo wyjdzie delikatniej niż zerwanie zaręczyn z kandydatką, która wypłynie od jego rodziców i ponowne zaręczyny ze mną. To wszystko środki ostrożności. Przypominam ci, że ma od tego jeszcze swoje urodziny.
Na wzmiankę o urodzinach Ruda lekko się rozchmurzyła. Nie miała jednak zamiaru dawać za wygraną. Szczerze chciała, żeby Hermiona miała wszystko, co najlepsze, włącznie z mężem.
- Naprawdę nie musisz się martwić – powiedziała i uśmiechnęła się łagodnie.
Dopiero wtedy umysł Ginny opuściły obawy. Nie miała żadnego wpływu na decyzję przyjaciółki. Miała tylko nadzieję, że była słuszna. Wstała z sofy i związała swoje włosy w kucyk. Podeszła do Hermiony i cmoknęła ją w policzek na dobranoc.
- Śpij dobrze – powiedziała i wyszła z pokoju.
Dziewczyna wsunęła się pod przykrycie i sięgnęła po podręcznik od eliksirów. Przerobiła jeszcze jeden dział, aż poczuła, że jej powieki stają się coraz cięższe i cięższe, aż prawie opadły. Odłożyła książkę i zgasiła zaklęciem światło. Po kilku sekundach w jej ramionach znalazł się puchaty kocur, a ona odpływała daleko w krainę snów.

***

Draco należał do skrytych osób i choć ograniczył to po wojnie, nadal nie odkrywał wszystkich kart. Wolał dokładnie analizować je przed snem.
Nie wiedział, która była godzina. Może dopiero kilka minut po dwudziestej drugiej, a może już grubo po trzeciej. Jako jedyny nie był w stanie zasnąć. Od kilku dni dręczyła go niesamowicie jedna złośliwa myśl. Nie okazywał tego po sobie, ale bardzo go martwiła.
Dlaczego nie chciała tych zaręczyn? Co zrobił nie tak, że Hermiona powstrzymała go właśnie wtedy, kiedy zebrał w sobie cały zapas odwagi i sięgał po pudełeczko ukryte w marynarce. Starał się, jak mógł. Chciał, by wszystko było wyjątkowe. Czy pierwszy bal z okazji drugiej rocznicy Bitwy o Hogwart nie był wyjątkowy?
Jego rozmyślania przerwało donośne chrapnięcie. Momentalnie zlokalizował jego źródło. Był to znak, że Blaise śpi w najlepsze, a w snach widzi swoją beztroską przyszłość z Tracey.
Tracey momentalnie ukierunkowała jego myśli z powrotem na Hermionę. Miał mało czasu, jeżeli chciał rozegrać to w miarę niebrutalny dla jego rodziców sposób.
Rodzice… Dlaczego zawsze wyrażał się o nich w liczbie mnogiej? Przecież zawsze chodziło o jego matkę. Nawet w tamtej chwili żywił urazę do ojca. Narcyza zawsze była dla niego prawdziwa. Zawsze bała się o swojego jedynego syna. Nie z powodu, że był dziedzicem ich majątku. Tylko dlatego, że był jej synem. To takie proste, prawda? Matczyna miłość nie kieruje się żadnymi określonymi normami. Po prostu jest.
Narcyza Malfoy zawsze będzie jedną z dwóch najważniejszych kobiet w jego życiu. Razem z Hermioną Granger. Dlatego nie chciał, by ich znajomość rozpoczęła się w sposób nieprzyjemny. Chciał, by miał poparcie, chociaż w swojej matce.
Nie chciał jej stracić. Nie chciał stracić ich obu.

~~~ OGŁOSZENIA PARAFIALNE ~~~

Rozdział z dedykacją dla dwóch wspaniałych dziewczyn - Pearl i Damy Kier. 
Dla Pearl, bo jest biedna z powodu nauczycieli, którzy nie mają życia (czaicie, że w środę ma próbną maturę, a jest w drugiej klasie?!)
Dla Damy Kier, bo to dzięki jej twórczości (właśnie skończyłam pierwszą część Echa Naszych Słów - serdecznie polecam) wzięłam się w garść i napisałam ten rozdział.
Baaardzo was przepraszam. Wiem, że długo nic się nie pojawiało. Miałam wyrzuty sumienia. Serio. Żeby nie było, że jestem bez serca. Ale otwierałam Worda i nic. Pustka. Dopiero dziś przyszedł mi pomysł. I co się stało? Komputer mi padł! Chodzi dopiero po interwencji taty (naprawiał go od 13 do 21). Także tego... Rozdział jest :D
Zauważyłam, że ciężko zaczyna pisać mi się o szkole, więc... Szkoły będzie maksymalnie 3-4 rozdziały. Prawdopodobnie 3. A potem już... Lećcie ptaszyny w przygotowywania do ślubów.
Wybaczcie za chaotyczne Ogłoszenia, ale taka już jestem. Chaotyczna.