wtorek, 18 czerwca 2013

Rozdział 2

Expecto Patronum

Na kolacji Gryfonka usiadła po prawej stronie od wejścia, tak by mogła obserwować spokojnie stół Ślizgonów. Powoli przeżuwając kęsy  wpatrywała się w trzy ostatnie miejsca od wyjścia, które zajmowali Draco, Blaise i Pansy. Zastanawiała się nad tym, co działo się w bibliotece. Reakcja była spontaniczna, co najbardziej ją zastanawiało.

- O czym tak rozmyślasz, Hermiś? – zapytała Ginny chichocząc. Właśnie kończyła swoje paszteciki z kurczakiem, ale o wiele ciekawsze od pasztecików było zachowanie jej przyjaciółki.
- A tak jakoś. Myślę o egzaminach.
- Gapiąc się nieustannie w stół Ślizgonów? Masz tam odpowiedzi, czy jak? – tym razem ruda już zaśmiała się.
Hermiona spojrzała na nią z wyrzutem.
- Opowiem ci coś, ale nie tutaj – powiedziała cicho dyskretnie wskazując głową na Rona.
Rudowłosa skinęła głową na znak, że zrozumiała i powróciła do konsumowania swoich pasztecików.

***

Draco rzucił się na łóżko niewiele myśląc. Był wykończony, mimo że dopiero przeminął weekend bez żadnych imprez. Jutro miał oddać wypracowanie na eliksiry, które na szczęście już skończył. Natomiast we wtorek musiał oddać pracę na zaklęcia, co już nie było takie oczywiste. Na śmierć o nim zapomniał.
- Nie martw się Smoku – powiedział Blaise – Też nie tknąłem tego cholerstwa.
Czarnoskóry chłopak również usiadł na łóżku. W pokoju brakowało jedynie Notta. Prawdopodobnie chłopak ponownie wymknął się gdzieś z Luną. Blaise wyciągnął z szuflady kawałek pergaminu i naskrobał coś na nim szybko.
- Mogę pożyczyć Georgię? Muszę coś wysłać.
- Jasne – mruknął Draco i wskazał na klatkę, w której siedziała płomykówka. Teoretycznie powinien ją wypuszczać do sowiarni, ale miał taką zasadę, że w weekend sowa była razem z nim.
Blaise zwinął pergamin w rulonik i przywiązał go do nóżki sowy. Gdy tylko wypuścił sowę przez okno usłyszał pytanie:
- Z kim tak piszesz?
- Nie twój interes – odpowiedział Diabeł niezbyt uprzejmie.
Draco zaśmiał się.
- A co ty taki drażliwy? Z Greengrass się umawiasz?
- Jasne, z obiema naraz.
- Diabełku, spokojnie. Nie chcesz – nie mów.
Blaise bez słowa wszedł do łazienki trzaskając drzwiami, by wziąć jak najdłuższy prysznic izolując się od świata.

***

Hermiona leżała w łóżku przewracając się z boku na bok słysząc wciąż głos w głowie powtarzający cicho i delikatnie, jakby szeptem: „Piołun. Brakuje ci piołunu”. Nawet tyle godzin później czuła obok siebie wyraźny zapach perfum blondyna. W końcu poddała się. Zerwała się z łóżka i weszła do łazienki. Spojrzała w lustro mówiąc do siebie:
- Popadasz w paranoję, Miona. Uspokój się i idź spać.
Przywołała Stworka. Poprosiła go o szklankę ciepłego mleka. Gdy skrzat zniknął, w duchu dziękowała Harry’emu za uprawnienie do korzystania z usług Stworka. Hermiona nie lubiła wysługiwać się innymi, ale nie było możliwości, by wyszła poza Pokój Wspólny w czasie trwania ciszy nocnej. To była sytuacja awaryjna. Po chwili skrzat aportował się w jej dormitorium z charakterystycznym trzaskiem. W rękach trzymał srebrną tacę, a na niej wypolerowany kielich, z którego unosiła się para od mleka dopiero co zdjętego z palnika oraz półmisek z ciasteczkami z czekoladą. Położył tacę na stoliku nieopodal kominka.
- Ciasteczka są od Mrużki, Madame Granger – powiedział kłaniając się nisko.
- Dziękuję ci Stworku. Poczęstuj się, jeśli chcesz.
- O, nie. Stworek już jadł, Madame. Stworek może odejść?
- Oczywiście. Dobranoc Stworku – powiedziała sięgając po ciasteczko.
Skrzat skłonił się i deportował z trzaskiem. Wyśmienite wypieki Mrużki w połączeniu z tłustym mlekiem uspokoiły dziewczynę. Powoli zaczęła czuć się senna. Gdy położyła się do łóżka, powieki opadły jej natychmiast.

***

- Panie Potter, proszę o zebranie wypracowań – powiedział Filius Flitwick rozpoczynając tym samym lekcję.
Harry przeszedł się po klasie. Mimo dużej ilości uczniów wypracowań było dziwnie mało. Widocznie większość uczniów żyła już Bożym Narodzeniem.
- Widzę, że będą piękne oceny – mruknął z niezadowoleniem nauczyciel – Rozumiem, że już w piątek większość z was wyjeżdża na święta, ale to nie zwalnia was z pracy na moich lekcjach. To samo tyczy się myślenia.
Nastała cisza. Tylko w tyle klasy ktoś żywo rozmawiał.
- I uważania, panie Malfoy – dodał profesor.
Chłopak odwrócił się przodem do ambony, ale z jego twarzy nie zniknął ironiczny uśmieszek, z którym zawsze się prezentował. Nadal rozmawiał z Pansy, śmiejąc się co po chwilę, ale robił to ciszej.
- Uważanie będzie dziś szczególnie ważne, ponieważ zamierzam z wami omówić na dzisiejszej lekcji zaklęcie Patronusa…
Po klasie przeleciał szmer zachwytu. To zaklęcie nie należało do łatwych, zawsze wzbudzało podziw innych. Na ustach członków GD pojawił się delikatny uśmiech. Każdy z nich opanował to zaklęcie już w piątej klasie, nawet w formie cielesnej. Jednak pobyt Umbrige w szkole spowodował coś dobrego.
- Pan Potter będzie moim asystentem. Ba, właściwie to on poprowadzi dzisiejszą lekcję. Na następnych zajęciach odbędą się praktyki, a po świętach zaliczenie.
- Patronus, jak pewnie wszyscy wiecie, to rodzaj pozytywnej siły, którą można używać jako ochrona przed dementorami lub posłańca z wiadomością, gdy nie mamy czasu na sowy. Można wyczarować dwie formy tego zaklęcia: cielesną lub w postaci chmury jasnego dymu. Cielesny Patronus jest indywidualny, lecz może się zmieniać pod wpływem silnych emocji jak na przykład zakochanie. Moim Patronusem jest jeleń. Jest to związane z Patronusem mojego ojca, który przybierał taki sam kształt. Nie dowiecie się jaką formę ma wasz dopóki tego nie sprawdzicie. Aby wyczarować Patronusa, potrzebujecie trzech rzeczy: skupienia, formułki – Expecto Patronum – oraz najważniejszej rzeczy szczęśliwego wspomnienia. Zanim jednak przejdę dalej, powtórzmy jeszcze raz formułę. EXPECTO PATRONUM.
Klasa powtórzyła chórem. Harry kazał powtórzyć im to jeszcze dwa razy, zanim przeszedł dalej.
- Teraz chciałbym wam pokazać w pełni cielesnego Patronusa. Następnie sami będziecie próbować rzucić to zaklęcie. Nie za pierwszym razem uda wam się wyczarować zwierzę, mgiełka to też dobry efekt jak na pierwszy raz.
Zamilkł. Klasa uczyniła to razem z nim. Zamknął oczy i przywołał najszczęśliwsze wspomnienie, które kiedykolwiek miał. Ponowne odnalezienie Syriusza po Bitwie.
- Expecto Patronum – wyszeptał, a z jego różdżki wystrzelił ogromny biały jeleń. Zaczął okrążać klasę wywołując zachwyt większości uczniów. Każdy poczuł się lepiej, a jego zmartwienia jakby zniknęły. Po chwili jednak to jeleń rozpłynął się w powietrzu, a uczucie błogości minęło.
- To, co czuliście to właśnie ta pozytywna siła, o której wam mówiłem. Jest ona ucieleśnieniem tego, czym żywi się dementor, ale z powodu braku jakichkolwiek lęków nie może jej zaatakować. Dlatego zawsze warto znać to zaklęcie – powiedział i uśmiechnął się do klasy – Teraz wasza kolej.
Hermiona, Ron, Neville, Luna i wszyscy członkowie Gwardii Dumbledora wykonali zadanie poprawnie za pierwszym podejściem. Wydra, terier, dwa króliki biegały beztrosko po sali motywując pozostałych do działania. Po piętnastu minutach z różdżek większości uczniów wypływała mgiełka. W mniejszości znajdował się Draco Malfoy, którego różdżka nie chciała uwolnić ani miligrama uspakajającej chmurki. Harry skinął na Hermionę, by poszła mu pomóc, ponieważ sam zajmował się jedną z Puchonek. Dziewczyna podeszła do Draco, który miał nieco przygaszoną minę. Patrzył z podziwem na Pansy, której Patronus zaczął przypominać jakiegoś bliżej nieokreślonego gada.
- Co jest, Malfoy? Czemu nie ćwiczysz? - zapytała
- Nie potrafię. Nie idzie mi.
- Skup się. Znajdź jakieś wspomnienie. Najlepsze jakie masz. Uda się, zobaczysz - powiedziała i uśmiechnęła się do niego.
Odwzajemnił uśmiech, choć z o wiele mniejszym entuzjazmem. Zamknął oczy i wypowiedział zaklęcie. Nic się nie wydarzyło.
"Służba u Voldemorta musiała mu naprawdę zaszkodzić. Chyba nigdy nie uda mu się wyczarować cielesnego Patronusa" - pomyślała Hermiona.
Położyła rękę na ramieniu chłopaka. Jego ciało przeszedł dreszcz. Sytuacja była podobna do tej z biblioteki, ale teraz to Miona czuła się głupio. I tym razem nie mogła wyjść z klasy szybkim krokiem jak on z biblioteki. Mimo tych myśli nie zsunęła ręki.
- Postaraj się, Draco. Wierzę w ciebie.
Chłopak uśmiechnął się do niej tym razem z pewnością w oczach. Zamknął je, by lepiej się skupić i wypowiedział zaklęcie. Z jego różdżki wyleciały strumienie białej mgły. Wyczarował niecielesnego Patronusa.
- Udało się! - powiedział zaskoczony - Naprawdę się udało!
Biała chmura zniknęła chwilę później. Spróbował kolejny raz. Ponownie Patronus wystrzelił z różdżki. Tym razem utrzymał się dłużej.
- Dziękuję ci, Granger.
- Sobie podziękuj. Sam go wyczarowałeś.
Wymienili uśmiechy. Dziewczyna odwróciła się, by wrócić do Luny, która wciąż utrzymywała swojego królika-Patronusa. Za nim skakał również królik Neville’a. Gdy zrobiła dwa kroki, usłyszała za sobą:
- Granger!
Odwróciła głowę.
- O co chodzi?
- Ten... Tego... W sumie to nie ważne - powiedział Draco i powrócił do ćwiczeń. Za sobą usłyszał cichy śmiech Pansy, który ucichł, gdy na nią spojrzał.
Patronus Ślizgonki był waranem, teraz widać było to dokładnie. Okrążał dziewczynę jak domowy piesek roztaczając wokół siebie aurę beztroski.
A w głowie Draco kręciło się tylko jedno pytanie. I wcale nie była to ciekawość o formę jego Patronusa. To była ciekawość, jak do cholery udało mu się wyczarować cokolwiek...

***

Piękna Ślizgonka siedziała na kolanach swojego przyjaciela, Teodora Notta, który czekał na swoją dziewczynę z Ravenclawu. Za dziesięć minut miała skończyć zaklęcia. Dziewczyna wstała nagle.
- Co jest? - zapytał Nott.
- Jak wyglądam? - zapytała poprawiając zielono-srebrny krawat z jedwabiu.
- Jak milion dolarów. Czyli jak zwykle. Ale chwila... Czekasz na Pansy. Czyżbyś zmieniła orientację, Davis?
Dziewczyna zaśmiała się. Teodor schlebiał jej jak zawsze. Nie lubiła swojego ciała, wciąż uważała, że jest za gruba, a z drugiej strony narzekała na wielkość swoich piersi. Była piękna. Tak, Tracey Davis przyćmiewała swoją urodą niejedną dziewczynę. Nawet w takim prostym ubraniu. Zimowy mundurek szkolny składał się z czarnych jeansów, białej koszuli, czarnego bezrękawnika z naszywką Hogwartu i obowiązkowo krawatu, którego kolor odpowiadał domowi. Dziewczyna wciąż otrzepywała się z nieistniejących kłębków kurzu na ubraniu. W końcu z braku lepszego pomysłu wyjęła z torby szczotkę i przeczesała nią długie do pasa, proste włosy. Na sam koniec użyła karmelowych perfum.
- To już z pewnością nie dla Pansy. A jednak nadal interesują cię chłopcy. Kto, jak i dlaczego? - zaczął wypytywać chłopak.
- Piszesz "Pamiętniki Ślizgona" czy coś w tym stylu? Nie twoja sprawa - zaśmiała się ukazując swoje białe i idealnie proste zęby.
- Powiedzmy, że tak. Pracuję właśnie nad powieścią autobiograficzną, w której opisuje swoje codzienne życie w tej budzie. Ale do tej powieści mam dostęp tylko Lunia. Nikt poza nią tego nie przeczyta.
- Bo weźmie cię za kretyna?
- Już mnie mają za kretyna. Przykro mi, ale nie mam zamiaru marnować czasu na idiotów, którzy oceniają moją Lunę nie znając jej.
Zajęcia z Flitwickiem skończyły się. Z klasy wypadła rozpromieniona Granger trzymając najlepszych przyjaciół za ramiona. Cała trójka ruszyła w stronę Pokoju Wspólnego Gryfonów. Za nimi wyszła grupka kilku Gryfonów, Puchonów i Krukonów komentujących pozytywnie lekcję z Harrym. Na ich końcu szedł Neville razem z Luną. Rozmawiali żywo o wspólnych zabawach ich Patronusów.
- Lunia! - Teodor rozpromienił się i podszedł do dziewczyny.
- Teo! - powiedziała całując go w policzek - Nosisz amulet przeciw gnębiwtryskom? Pełno ich tutaj, na lekcji nie mogłam się skupić.
- Oczywiście Gwiazdeczko - odpowiedział wyjmując spod koszuli coś, co wyglądało jak zasuszony plaster rzodkiewki na brązowym rzemyku.
- To ja... To ja sobie już tego... Już pójdę - wyjąkał Neville.
- Tak, idź już sobie Longbottom - powiedział Nott chłodnym tonem.
- To... Do zobaczenia Luna.
- Pa Neville! Pamiętaj, że za tydzień też ćwiczymy Patronusa w parze! - krzyknęła za odchodzącym Gryfonem.
Na te słowa chłopak odwrócił się i uśmiechnął się do panny Lovegood. Jednak gdy tylko ujrzał mordercze spojrzenie jej chłopaka, powrócił do podróży na siódme piętro zamku.

***

Draco wychodził z lekcji z uśmiechem na twarzy. Jego Patronus wciąż nie był w pełni wykształcony, ale cudem dla chłopaka było to, że wyczarował cokolwiek. Pansy wychodziła z klasy jako ostatnia rozmawiając z Blaisem. Oboje próbowali domyślić się, jaki kształt osiągnie czar Zabiniego. Obstawiali węża bądź jaszczurkę, chociaż Draco widział w nim tylko połamany kij. Luna wpadła w ramiona Teo, tym samym kończąc rozmowę z Nevillem. Oboje stanowili nietypową parę, ale Malfoy widział szczere uczucie płynące ze strony chłopaka. Dobrze widzieć, że przyjaciel jest szczęśliwy. Gdy próbował ominąć ociekającą lukrem parkę, wpadł na Tracey Davis, Ślizgonkę z siódmej klasy. Była wielką kokietką, ale nikt nie miał jej tego za złe, ponieważ umiała to wyważyć. Uwodziła chłopaków swoim wyglądem i osobowością, choć sama nie lepiła się do pierwszego lepszego. Była naprawdę porządną i szanowaną dziewczyną w Domu Węża.
Brunetka podeszła do Draco i cmoknęła go w policzek. Tak samo przywitała Pansy. Gdy podeszła do Blaise’a, stało się coś dziwnego. Chłopak złapał ją za rękę, przyciągnął do siebie i pocałował w usta. Dziewczyna zdziwiła się, ale nie przerwała pocałunku.
- Mówiłam! Mówiłam ci, że Blaise kogoś ma! – powiedziała rozradowana Pansy.
Tracey puściła chłopaka i spojrzała na przyjaciółkę z jeszcze większym zdziwieniem na twarzy.
- Ale… My nie jesteśmy razem.
Zabini złapał dziewczynę za ramię i odwrócił ją tak, by widziała jego twarz.
- Pansy wszystko zepsuła. Chciałem się dzisiaj o to zapytać. Ale skoro już wiesz… Jaka jest twoja odpowiedź?
Davis zamilkła. Wbiła wzrok w swoje trampki i trwała tak przez minutę. W końcu podniosła głowę i odsunęła się kilka kroków.
- Przepraszam, ale ja…
I odwróciła się puszczając się niemal biegiem w stronę lochów. Zabini patrzył jak ucieka, a gdy zniknęła za rogiem zaklął głośno i uderzył pięścią w ścianę. Na korytarzu huknęło głośno.
- Blaise… - zaczęła Pansy.
- Daj mi spokój – warknął i pobiegł za Tracey do Pokoju Wspólnego.
- Nie przejmuj się, Pansy. Blaise jest na ciebie wściekły, ale to minie – powiedziała Luna swoim rozmarzonym głosem.
Parkinson mruknęła tylko coś w odpowiedzi z niezadowoleniem.

***

Harry leżał na sofie w Wieży Gryffindora opierając swoją głowę na kolanach Ginny, która głaskała go delikatnie po włosach. W Pokoju Wspólnym Gryfonów w kominku ogień bawił się wesoło. Od czasu do czasu słychać było trzask palonego drewna.
Ron wyjątkowo siedział nad lekcjami. Wciąż nie odrobił pracy dla Slughorna, a ponieważ miał następnego dnia eliksiry, przysiadł nad książką i pisał.
- Sprawdzisz mi wypracowanie? – zapytał Hermionę, gdy jego pióro przestało zawzięcie skrobać po pergaminie.
Dziewczyna przejrzała tekst i nie dopatrzyła się żadnych błędów. Ron natomiast zapomniał o jednym składniku. Wskazując palcem na rubrykę „ingrediencje” powiedziała:
- Brakuje ci piołunu.
Po wypowiedzeniu tych trzech słów jej myśli pognały jak szalone do sytuacji z biblioteki, a z biblioteki na lekcję zaklęć. Ponownie czuła delikatny zapach jego perfum…
- Hermiona… Hermiona. MIONA! – krzyknął w końcu zniecierpliwiony Ron.
Dziewczyna otrząsnęła się.
- Mogę dostać z powrotem moje wypracowanie, Hermiś? – zapytał.
Podała mu kartkę bez słowa. Chłopak dopisał składnik i zaczął bacznie obserwować przyjaciółkę.
- Co się z tobą dzieje? – zapytał.
- Hermiś przypomniała sobie zaklęcia. Ze szczegółami. W końcu warto było – zastępowałem nauczyciela – zaśmiał się Harry puszczając do przyjaciółki oko.
O co mogło mu chodzić? Sam skierował ją do Malfoy’a jako kogoś do pomocy, ale nie mógł wiedzieć o... No, właśnie. O niczym. Chyba że Ginny opowiedziała mu swoją historię przepełnioną żartami na temat Miony i Ślizgona.
Ginny zachichotała.
- Czy to jest jakiś spisek?! – zapytał w końcu Rudzielec – Czemu nic nie wiem?!
- Nie ty jeden nic nie wiesz… – westchnęła Hermiona i ponownie zaczęła czytać wypracowanie przyjaciela.

~~~ OGŁOSZENIA PARAFIALNE ~~~

Wiem, że jestem wredną i kłamliwą mendą, ale nic na to nie poradzę ;_; Rozdział miał być dodany wczoraj, ale jestem leniwa i nie chciało mi się pisać. Nie, no nie jestem leniwa. SPECJALNIE DLA WAS WSTAŁAM W PONIEDZIAŁEK O 6, ŻEBY PISAĆ. A PONIEDZIAŁEK TO JEDYNY DZIEŃ KIEDY MOGĘ POSPAĆ DO 7:30! DOCEŃCIE TO :C

Piękny rozdział drugi powstawał przy piosence Hurts - Stay.

Jedna z moich koleżanek stwierdziła, że wszyscy w Hogwarcie będą wyglądać jak Gruba Dama przez moje częste opisy posiłków w tym fanfiction. Moja wina, że jestem wiecznie głodna? :O A poza tym, każdy jara się bułką cebulową Rona i pasztecikami z kurczakiem Ginny ^^

Następny rozdział jeszcze w tym tygodniu.

16 komentarzy:

  1. Strasznie mi się podoba Twój styl pisania :D
    Czyta się lekko ;)
    Luna i Teo? Cudowniee ♥
    Polubiłam Pansy jeszzcze bardziej dzięki Tobie :P
    Cała historia jest świetna i już nie mogę się doczekać następnych rozdziałów :3
    Nie przejmuj się, ja też jestem wiecznie głodna :D

    Pozdrawiam M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, dzięki, dzięki <3 Luna i Teo śmiesznie razem wyglądają, ale i tak ich uwielbiam xd Pansy będzie baaaaaaaaaaaaaaaaaaardzo odstawać od wrednego oryginału. Miło, że ją polubiłaś :D

      Usuń
  2. Ja uwielbiam czytać o Lunie i Teo :*
    Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału *_*
    ~Rue

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. huehuehue zabijecie mnie za następny, ale będzie beka :D

      Usuń
  3. Rozdział wspaniały!! Chcę więcej!!!!! :)
    Julia

    OdpowiedzUsuń
  4. Ogólnie jest fajnie, ale wykrywam błędy nie w tekście, ale opowieści.
    Z tego co pamiętam Ginny i Luna są o rok młodsze od Harry'ego i spółki. Poza tym zaklęcie patronusa jest trudne i dziwne, że większość uczniów załapało go w jedną lekcje. Poza tym, czemu Ron nie był z nimi na lekcji, tak samo jak Teodor? Chyba są na jednym roku.
    Mam nadzieje, że nie uznasz tych uwag za hejt, to tylko moje spostrzeżenia ;)
    Idę czytać dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że są młodsze o rok, ale kilka osób (mam nadzieję, że jest to napisane w tekście, a nie tylko ja tak pamiętam xd) z GD i uczniów walczących w Bitwie chodzi na lekcję przyszłego roku. Potem, za rok, przychodzą do szkoły jedynie, by pisać OWTMy :) Ron i Teo, czemu ich nie ma... Bo nie wszyscy uczniowie jednego roku mają razem lekcje ;) Akurat Ron, Teo i Tracey nie chodzą na Zaklęcia w tym samym czasie co reszta wymieniona w tym rozdziale :) Co do Patronusa - część miała z nim kłopot, ale może masz racje, że za mały kłopot :D

      Mam nadzieję, że wszystko wyjaśniłam ;)

      Usuń
  5. "Draco widział w nim tylko połamany kij" rozśmieszyłaś mnie tym zdaniem. :D
    Może Hermiona powinna udzielić Draco prywatnych korepetycji? ;)

    -----
    clover.
    http://hgranger-dmalfoy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Wspaniały :)
    Ja wiem, że oni będą razem xd

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja się zastanawiam, jakie było wspomnienie Draco? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie było wspomnienie, tylko aktualne wydarzenie, uczucie. Mam na myśli oczywiście obecność Miony. Mam rację? ;) <3
      Garielka

      Usuń
  8. Ciekawy jaki patronus będzie miał Draco :) Lubię twojego Notta i mam nadzieję, że nie skrzywdzi Luny.
    Biedny Diabełek 😔

    OdpowiedzUsuń