środa, 20 listopada 2013

Rozdział 37

"Raz kolejny kochaliśmy, nie dotrwawszy do końca"

Obiad jedli w błyskawicznym tempie i niemal w milczeniu. Hermiona nerwowo zerkała na swojego ojca, którego wzrok usilnie próbował dorwać Draco. Dziewczyna miała wrażenie, że gdyby nie czujne spojrzenie matki, Paul Granger rzuciłby się na niego za niestaranne jedzenie steka bądź dziwne nabijanie ogórków z sałatki na widelec. Kiedy ostatnia osoba odłożyła sztućce, pani Granger zerwała się z siedzenia i zaprosiła wszystkich do salonu na kawę. Dyskretnie spojrzała na Hermionę dając jej znak, że to ona przejmuje na chwilę obecną dowodzenie i wszystkie szkody w mieniu wywołane bójką obu panów będą jej winą. Kobieta skierowała się do kuchni, zostawiając córkę z ojcem i Draco.
- Siadajcie – powiedział Paul Granger, wskazując swoją ręką na kanapę.
Sam usiadł na swoim ulubionym fotelu i westchnął. Hermiona mruknęła coś pod nosem, po czym zaczęła stukać kolanem o kolano jak mała dziewczynka. Draco nie był wcale bardziej rozluźniony od niej.
- Także tego… - wydukał chłopak.
- Jak się poznaliście? – zapytał w końcu pan Granger, choć przyszło mu to z niemałym trudem.
Hermiona spojrzała na Draco, dając mu do zrozumienia, żeby to on odpowiedział na to pytanie. W końcu nie nad nią wisiała groźba śmierci z rąk dentysty.
- Więc… Więc znamy się ze szkoły. Należałem do Slytherinu, Hermiona do Gryffindoru, co jest oczywiste, i… Cóż, po wojnie nasze drogi jakoś się spotkały. Dużo zależało od polepszenia moich relacji z Harrym Potterem… - zaczął Draco, ale kiedy zdążył się rozkręcić, ojciec Hermiony przerwał mu w niezbyt grzeczny sposób.
- Polepszenia… Czy powiedziałeś, że należałeś do Slytherinu?
- Tak…
- Mógłbyś powtórzyć swoje imię?
- Draco. Draco Malfoy.
W tym momencie Paul Granger wstał nagle z fotela i udał się do kuchni. Draco natomiast spojrzał na Hermionę lekko zdziwiony i wystraszony reakcją jej ojca.
- Powiedziałem coś nie tak?
- Obawiam się, że niestety tak… – powiedziała Hermiona, zakładając niesforny kosmyk włosów za ucho i lekko podnosząc się, by sprawdzić, czy spokojnie może kontynuować swoją wypowiedź – Trzeba było od razu przyznać, że jesteś moim narzeczonym, a nie bawić się w przyjaciół i chowanie pierścionka.
- Wygląda na to, że najbliższe noce spędzę na kanapie, przyjaciółko – mruknął chłopak i bez żadnej zapowiedzi pocałował Hermionę w szyję.
Ta odskoczyła od niego z piskiem, nie spodziewając się tego gestu. Na domiar złego do pokoju ponownie wszedł starszy mężczyzna, tym razem z żoną. Kobieta położyła tacę z kawą na stole i uśmiechnęła się do córki. Zajęła miejsce na drugim fotelu. Draco zmieszał się nieco obawiając się, że mogli zauważyć chwilowy przejaw czułości wobec dziewczyny. Zaplótł palce w koszyczek i zaczął bawić się nerwowo kciukami, uciekając wzrokiem w stronę zdjęć rodzinnych Grangerów.
- A więc, Draco… Mogę ci tak mówić? – zaczęła Jean Granger.
- Oczywiście.
- Widzę, że po wojnie wszyscy się zmieniliście. Byłam ciekawa, z kim Hermiona spędza tak dużo czasu w szkole. Cóż Ron skarżył się, że ich kontakty nieco się osłabiły…
- Tak, posprzeczaliśmy się trochę z tego powodu, ale teraz wszystko wróciło do normy – powiedział chłopak, lekko się rozluźniając – Teraz Hermiona ma dwóch, niekłócących się przyjaciół.
- Cieszę się, że doszliście do wspólnego porozumienia.
Paul siedział niewzruszony na fotelu z lekko naburmuszoną miną. Jedynie palce wbijające się w oparcie fotela zdradzały, jak bardzo dość ma dzisiejszego dnia.
- Co zdecydowałeś robić się po Hogwarcie? Znalazłeś już pracę, mieszkanie, kobietę życia? – zapytała znów matka dziewczyny, ignorując pełne wyrzutu spojrzenie Hermiony.
- Mamo! – jęknęła zażenowana – Myślę, że są to prywatne sprawy Dracona, a my rozmawiamy, a nie prowadzimy przesłuchanie – prychnęła zirytowana.
- Nie, nie. Nie szkodzi. Cóż, pracy na razie szukam… Myślałem nad zawodem magomedyka lub też pracy w ministerstwie. Póki co, nie potrafię się na ten temat wypowiedzieć. Mam również posiadłość w górach, w Lake District. Co do kobiety życia… Powiedzmy, że mam już pewne plany – odpowiedział z czarującym uśmiechem.
- Niektórzy zupełnie się nie zmieniają, prawda, Malfoy?
Trzy pary oczu spojrzały na głowę rodziny. Hermiona błagała w duchu, żeby to, co przed chwilą usłyszała, było jedynie przesłyszeniem.
- Przepraszam? – Draco lekko zmarszczył brwi.
Chłopak momentalnie przeistoczył się w urażonego rycerza, któremu ktoś rzucił rękawicę. W tym momencie jego dziewczyna ponownie błagała, tym razem o to, żeby rękawica nie została przez niego przyjęta.
- Przeprosiny przyjęte – powiedział jadowicie Paul.
Draco zerwał się na równe nogi. W tym samym momencie w powietrze wyskoczyła Hermiona. Złapała go za rękę chcąc, żeby nieco się uspokoił.
- Pokażę ci pokój gościnny – powiedziała i pociągnęła go w stronę schodów.
Chłopak po drodze złapał walizki. Chwilę później słychać było jedynie odgłosy butów uderzających o drewniane schody.

***

- Możesz mi wytłumaczyć, dlaczego twój ojczulek mnie tak nie znosi?! – warknął, kiedy zamknęła za nimi drzwi.
Hermiona zrezygnowana, usiadła na łóżku z cichym westchnięciem.
- Och, Draco… To normalne. Czego się spodziewałeś? Parady i pokazu fajerwerków na twoją cześć, bo wreszcie zabierasz córkę od rodziców?
- Nie. Ludzkiego traktowania.
Dziewczyna wywróciła oczami.
- Moja mama stara się przyjąć cię ciepło. To, że jest ciekawa, przez co trochę jej to nie wychodzi, to druga sprawa – prychnęła.
- A tatuś?
- Tata jest zazdrosny, jak każdy ojciec o córkę. Założę się, że jak my będziemy mieli córkę, a ta któregoś dnia przyprowadzi do nas jej narzeczonego albo chłopaka, będziesz reagował tak samo.
- To jest jakieś piekło.
- To jest mój dom rodzinny. Piekło, przypuszczam, będzie u ciebie.
- Nie przypuszczaj, a przygotuj się na nie. Ojciec nas chyba zabije.
- Trzeba było wysłać im po prostu zaproszenie na ślub.
- Wylać na nich kubeł zimnej wody? Och tak, z pewnością to ukoi mojego rozgorączkowanego ojca – zironizował.
- Z teoretycznego punktu widzenia zimna woda ochła…
- TO BYŁA PRZENOŚNIA, HERMIONO! – krzyknął, powoli tracąc nad sobą panowanie – Trzeba było zostać w domu…
- Tak czy inaczej, kiedyś musiałeś tu przyjechać. Na pewno kiedyś się polubicie.
- Jakoś w to wątpię.
Dziewczyna spojrzała na Draco z lekkim smutkiem i bez słowa wyszła z pokoju. Zeszła po schodach i skierowała się do kuchni. Stał tam jej ojciec, który dopiero teraz sięgnął po kawę, przygotowaną przez jego żona.
- Dlaczego byłeś dla niego taki zgryźliwy? – zapytała.
- Po co go tu przyprowadziłaś? – odbił piłeczkę.
- Bo jest dla mnie kimś ważnym. Chciałam żebyście go poznali.
- To znaczy?
Hermiona mruknęła coś pod nosem wściekła jak naprawdę rzadko. Sięgnęła do kieszeni jeansów i wyciągnęła pierścionek z brylantem. Wcisnęła go w dłoń ojcu.
- Tak ważnym – powiedziała i wyszła.

***

Tonks wylegiwała się na kanapie w salonie domu przyszłych państwa Potterów. Pan Potter znajdował się niedaleko, w półleżącej pozycji oglądając telewizję. Przyszła pani Potter nakrywała stół. Pomagał jej pan Zabini, który był jedynym elementem psującym kompozycję idealnej pary z własnym psem.
- Harry, chodź. Gotowe – zawołała Ruda.
Nigdy nie była dobrą kucharką. Od małej dziewczynki, czas wolała spędzać na podwórku bawiąc się z braćmi niż w domu pomagać mamie. Jedynym daniem, które wyniosła z domu, to zupa ogonowa. Właściwie nie wiedziała, dlaczego akurat ten przepis zapadł jej w pamięci, skoro nienawidziła tego dania.
Blaise był jej całkowitym przeciwieństwem. Jego matka bardziej przejmowała się swoimi romansami i majątkiem niż własnym synem, więc potrzeba jedzenia ciepłych posiłków zmusiła go do gotowania już od najmłodszych lat. Z czasem polubił przebywanie w kuchni, a dobrze przygotowane danie było dla niego o wiele cenniejsze niż najdroższe dzieła sztuki.
- Kaczka w sosie śliwkowym. Mam nadzieję, że będzie smakować – powiedział nakładając na talerze.
Ginny delektowała się daniem tak samo jak Blaise. Podziwiała go za tak wielkie samozaparcie i chęć do tworzenia czegoś, czym może dzielić się z innymi. Harry natomiast dźgał kaczkę jakby postać, którą przyjmowała na jego talerzu była jeszcze opierzona i żywa.
- Co jest Potter? Nie smakuje? – zapytał Zabini, uśmiechając się do przyjaciela.
- Powiedzmy, że jestem umiarkowanym fanem ptaków.
- Mi bardzo smakuje – wtrąciła Ruda – Jak zrobiłeś ten sos?
- Cały jego sekret tkwi w połączeniu śliwek z cukrem palmowym. To on dodaje tej specyficznej słodkości. Cynamon też jest ważną partią sosu.
Chłopak zaczął tłumaczyć przyjaciółce całą procedurę przygotowywania tego dania, a ta wpatrywała się w niego jak w obrazek. Harry obserwował tę scenkę z niezbyt zadowoloną miną. Kiedy Blaise złapał Ginny za rękę, żywo gestykulując, Potter nie wytrzymał, podniósł się energicznie, przesuwając głośno krzesło. Zwrócił tym uwagę przyjaciela, dziewczyny i nawet wybudzonego ze snu psa.
- Idę na spacer – powiedział i złapał za smycz.
Gwizdnął na Tonks i oboje wyszli z domu. Blaise spojrzał na Ginny lekko zakłopotany. Ta wbiła wzrok w talerz i ponownie zaczęła jeść. Po chwili jednak rzuciła sztućcami o stół i zaczęła ciężko oddychać. Z jej oczu poleciały pierwsze łzy.
- Przepraszam Ginny. Powinienem wynieść się do Lake District na te kilka dni. Pomiędzy tobą a Harrym nie jest dobrze, a ja tylko pogarszam sytuację.
- Przepraszam cię, ale chyba pójdę na chwilę do siebie – powiedziała i wstała od stołu.
Ruszyła w kierunku schodów, ale rozmyśliła się. Zawróciła i podeszła do chłopaka. Nachyliła się nad nim i pocałowała go w policzek.
- Dziękuję za pyszny obiad.

***

Hermiona leżała w swoim ciepłym łóżku przykryta po nos. Było jej niesamowicie zimno, choć nie wiedziała, z jakiego powodu. Początkowo spała przy otwartym oknie i stwierdziła, że to może być wynikiem tego chłodu w pokoju. Kiedy okno zostało zamknięte, a pokój odzyskał swoją dawną temperaturę, nie rozumiała, dlaczego nadal jest jej tak zimno. Dopiero później przyszło jej do głowy, że po raz pierwszy od bardzo dawna śpi, a raczej spać powinna, sama. Jej ciało przyzwyczaiło się już do miłego ciepła, którym dzielił się z nią Malfoy. Po kilkunastu minut rozważania za i przeciw, wstała i przeszła dwa pokoje dalej, gdzie spał Draco. Był rozwalony na całej szerokości łóżka, co tylko dodawało mu uroku. Hermiona, z niemałym trudem, przesunęła go nieco i wślizgnęła się na wolne miejsce. Ułożyła się wygodnie, kładąc głowę na torsie chłopaka. Jego bliskość pozwoliła jej od razu zasnąć, a noc przeleciała spokojnie.
Rano obudziła się wtulona w poduszkę, którą zabrała ze sobą z pokoju. Podniosła się, a jej oczom ukazał się jej osobisty Bóg, leżący na brzuchu i wpatrujący się w nią uważnie. Miał cudownie zmierzwione włosy i szeroki uśmiech na twarzy. Widocznie, kiedy zauważył, że Hermiona się przebudza, przerwał ubieranie się, bo miał na sobie tylko ciemnoniebieskie jeansy.
- Dzień dobry – mruknął słodko.
- Długo mnie obserwujesz? – zapytała i przeciągnęła się.
- Mniej więcej od piętnastu minut. Było ci zimno, dlatego przyszłaś?
- Tak. Skąd wiedziałeś?
- Miałem to samo – zaśmiał się – Ale w przeciwieństwie do ciebie mam własne sposoby, żeby się rozgrzać.
Hermiona spojrzała na niego podejrzliwie.
- Jesteś zboczony.
- A czy ja powiedziałem coś zboczonego? To ty masz nieczyste myśli, Granger – zaczął się śmiać w niebogłosy – Czy wymiana kołdry na grubszą, jest czymś zboczonym?
- Nie – odpowiedziała i zarumieniła się uroczo.
Przybliżył się i pocałował ją, wplatając palce w jej włosy. Ona objęła go ramionami, dając się porwać tej cudownej chwili. Kochała jego bliskość, te chwile tylko dla nich. W końcu puścił ją, spojrzał w jej piękne oczy i uśmiechnął się delikatnie, kiedy zalśniły w nich błyszczące iskierki.
- Wiesz, że cię kocham, prawda? – zapytała.
Draco nie odpowiedział. Wciąż z uśmiechem wpatrywał się w jej oczy. Po chwili milczenia, powiedział:
- Dobra, Hermiś. Wstajemy. Wyglądasz jak pudel przed ondulacją. Trzeba rozczesać tę szopę.
Złapała za najbliższą poduszkę i zdzieliła go nią po głowie.
- Tak, wiem, że mnie kochasz! Ja też cię kocham! – powiedział, broniąc się przed kolejnymi ciosami zadawanymi przez dziewczynę.
- Znacznie lepiej – zachichotała i wstała z łóżka.

***

- Dolina Godryka przypomina mi nieco Hogsmeade. Czuję się tu tak, jakbym miał za chwilę znaleźć się w Hogwarcie i uczyć się eliksirów – powiedział Blaise.
Spacerowali razem z Ginny po okolicy od śniadania. Dochodziła dwunasta, a ludzie powoli pojawiali się na ulicach. Zahaczyli o bar należący do starej czarownicy, chcąc zjeść porcję lodów z alkoholem. W środku spotkali Syriusza, który czytając Proroka Codziennego, zajadał się amerykańską wersją naleśników. Na stoliku miał również czarną kawę, która już dawno wystygła.
- Tak zdradzać własne państwo, jedząc wytwór amerykanów? Nieładnie Syriuszu – zażartował chłopak – Możemy się dosiąść?
Syriusz podniósł wzrok znad gazety i uśmiechnął się.
- Ginny, Blaise. Oczywiście, siadajcie.
Ruda zajęła miejsce na wolnym krześle, a Diabeł zadeklarował się, że pójdzie złożyć zamówienie. Kiedy chłopak odszedł, mina Syriusza straciła przyjemny wyraz.
- Ginny, dlaczego non stop widuję cię z Blaisem? – zapytał ostro, nie siląc się na zachowanie jakiejkolwiek uprzejmości w głosie.
- Przeżywam trudny okres z Harrym, a Blaise…
- Myślisz, że przebywanie z Zabinim wszystko załatwi między tobą a Harrym, tak?
- Syriuszu, przyjaźnię się z nim, więc dlaczego nie mamy spędzać razem czasu?
- Spójrz na serdeczny palec lewej dłoni i powtórz to pytanie.
Przerwali tę wymianę zdań, ponieważ do stolika wrócił Blaise, trzymając dwa pucharki lodów śmietankowych z ajerkoniakiem. Syriusz pożegnał się i odniósł talerz na ladę. Przed wyjściem spojrzał na Ginny, chcąc, by nie zapomniała o ich rozmowie. Dziewczyna lekko zmieszana wlepiła wzrok w lody i zaczęła je dłubać aż do chwili, kiedy ojciec chrzestny Harry’ego nie opuścił lokalu.
- O czym rozmawialiście? – zapytał, zatapiając łyżkę w śmietankowej masie.
- Typowa pogaduszka. Co tam u nas, co u niego. I tak dalej – odpowiedziała, ale bez większego przekonania w głosie.
- I co? Tak po prostu powiedziałaś, że się kłócicie?
Nie odpowiedziała. On złapał ją za rękę i pogładził delikatnie kciukiem wierzch jej dłoni. Spojrzała na niego smutnymi oczami. Uśmiechnął się, starając ją jakoś pocieszyć. Mimo to Ginny powróciła do dłubania w lodach.
- Wcinaj – powiedział, próbując ją zachęcić.
Po kilku minutach smutku, zły humor po prostu uleciał, a Ruda zaczęła pałaszować prawie całkowicie roztopione lody. Płynną resztkę dokładnie wymieszała z alkoholem i wypiła duszkiem. Kiedy opuściła pucharek, spojrzała na Zabiniego z uśmiechem na twarzy. Ten roześmiał się na cały bar, zwracając na siebie uwagę dwóch pozostałych przebywających w nim osób.
- A co to jakaś moda na wąsy, Wiewióro? – zapytał, ocierając łzy rozweselenia.
Gin złapała za metalowy stojak na serwetki i przejrzała się w nim. Nad ustami widniał szlaczek utworzony z lodów śmietankowych z ajerkoniakiem, tworząc lodowe wąsy. Również się roześmiała. Sięgnęła po serwetkę w tym samym czasie co Blaise. Odsunęła rękę.
- Daj, wytrę ci te wąsy.
Przejechał delikatnie serwetką po jej twarzy. Ponownie zerknęła w prowizoryczne lusterko. Po chwili przybrała pobłażliwą minę i spojrzała na chłopaka z politowaniem.
- Serio? Czy ja ci przypominam Hitlera, żeby dorabiać mi takie wąsy?
- Gdyby cię przefarbować i zmienić fryzurę… - zaczął gdybać, po czym się roześmiał.
Dziewczyna parsknęła śmiechem i wstała, by odnieść puste pucharki do okienka zwrotu naczyń. Blaise zaczekał na nią przy drzwiach, a następnie puścił ją pierwszą. Postanowili powoli wracać do domu, żeby nie zmuszać Harry’ego do samodzielnych eksperymentów w kuchni. Oboje uznali, że w najlepszym razie skończyłoby się to pożarem domu.
Po kilkunastu minutach spaceru znaleźli się pod domem Harry’ego. Ginny zaczęła wchodzić po schodkach na malutkie wzniesienie, by otworzyć drzwi, ale Zabini złapał ją za rękę. Odwróciła się nieco zdziwiona jego zachowaniem. Pociągnął ją w stronę bramki prowadzącej do ogrodu od zewnętrznej strony domu. Znaleźli się na tyłach domu. Chłopak wciąż nie puszczał jej ręki. W końcu schowali się w gęstych krzewach należących do posesji. Blaise przyparł ją do siatki, której nieprzyjemne wbijanie się w plecy czułaby zapewne, gdyby nie niebezpiecznie szybkie kołatanie serca. Rude włosy zmierzwiły się całkowicie, zaczepiając się o druty siatki. W końcu stało się to, czego bardzo chciała i czekała na to bardzo długo, choć nie potrafiła się do tego przyznać przed samą sobą.
Usta jej i Blaise’a połączyły się po raz pierwszy. Chłopak całował zupełnie inaczej niż Harry. Był delikatny i czuły, ale jednocześnie pełen miłości, której Ruda do tej pory nie posmakowała. Ten pocałunek był najlepszym w jej całym życiu. Pozwoliła poddać się duszą i ciałem tej cudownej chwili zapomnienia. Czuła się tak idealnie, że spoglądała wtedy na swoje życie w zupełnie innych barwach. Dopiero wtedy poznała jego słodką stronę.
- Blaise? Czemu tulisz się do krzewu? – zapytał głupkowato Harry.
Dziewczyna wróciła do realnego świata. Odepchnęła od siebie Blaise’a i spojrzała na Pottera. Stał jak słup soli, wciąż nie rozumiejąc tego, co przed chwilą zobaczył.
- Ginny? – powiedział, wciąż nie wierząc własnym oczom.
Ruda spuściła wzrok. Blaise oparł się o siatkę, powoli biorąc głęboki wdech. Harry wpatrywał się w dziewczynę, chcąc zrozumieć, co się wydarzyło. Oczekiwał jakichś wyjaśnień, chciał, żeby ktokolwiek powiedział mu, co właśnie się stało. W końcu jednak przez warstwę zdumienia do jego świadomości dotarła brutalna prawda.
- Dlaczego…? – zapytał łamiącym się głosem.
Cisza, która zapadła po jego słowach ciążyła całej trójce. Z każdą sekundą stawała się coraz gorsza do zniesienia. Z oczu Ginny powoli zaczęły płynąć łzy, które swój początek miały w poczuciu winy, że czuła się lepiej w ramionach Zabiniego niż Pottera.
- Harry, mogę na słowo? – zapytał Blaise, nie mogąc patrzeć na płaczącą dziewczynę.
- Tak, to chyba dobry pomysł – odpowiedział, wciąż wpatrując się w Rudą i czekając na jakiekolwiek słowo z jej ust.
Weszli do domu przez taras zostawiając Ginny w ogrodzie samą. Blaise zamknął drzwi. Oboje przeszli do kuchni. Zabini wszedł pierwszy. Kiedy odwracał się, żeby spojrzeć na Harry’ego, ten wymierzył mu cios w twarz. Zdezorientowany chłopak zatoczył się lekko, ale podniósł głowę i spojrzał chłopakowi swojej wymarzonej dziewczyny w oczy.
- Śmiało. Uderz jeszcze raz. Zasłużyłem. Tylko proszę. Nie rób nic Ginny. To moja wina.
Harry ponownie wymierzył mu cios, a chłopak, tak ja za pierwszym razem, chwilę później spojrzał mu w oczy i powiedział:
- Tylko wiesz co? Nie żałuję tego. Zależy mi na niej, Potter. I z niej nie zrezygnuję.
- To mamy kłopot – wysyczał Harry – Bo ja też nie.


~~~ OGŁOSZENIA PARAFIALNE ~~~

Nutka do rozdziału: Blueneck- Lilitu
Dedykacja dla: wszystkich nawróconych, z szczególnym uwzględnieniem mojej kochanej Loci.

Och, jak ja jestem z tego rozdziału cholernie zadowolona. O masakra. Weźcie. 7,5 strony w Wordzie to mój sukces. Podoba mi się też ten regularny przeskok Dramione, Blinny, Dramione, Blinny <3 Z opisu, który walnęłam z okazji schadzki pod siatką jestem jeszcze bardziej zadowolona :D I wiecie co, żal mi trochę Harry'ego :c To tyle chyba w tych ogłoszeniach. I przepraszam Was, że tak długo czekaliście, ale kończył mi się trymestr i było wyciąganie ocen :c
Nieogarniętym o co chodzi w dedykacji polecam lekturę "Barack Obama też pisze dramione, czyli rozprawa o przerośniętym ego".

środa, 6 listopada 2013

Rozdział 36

Jeżeli posiadasz psa albo jesteś miłośnikiem tych zwierząt - daj like'a fanpage'owi Psia Rada: Encyklopedia o psach! Dzięki!

Znów w Londynie

Nie minęło kilka dni, a u progu domu Hermiony i Draco pojawił się Blaise. Nie wyglądał dobrze i był mocno podłamany. W liście zawarł tylko część prawdy. O reszcie chciał powiadomić przyjaciół osobiście. Pewnego lipcowego popołudnia do przyszłych państwa Malfoy’ów wpadli Ginny z Harrym. Kolacja, którą mieli wspólnie zjeść była idealną okazją na ogłoszenie całej prawdy.
- Tracey wyjechała dzisiaj rano – zaczął.
Wszystkie oczy przy stole były wlepione w Zabiniego. Nikt się nie odzywał, bo wiedzieli, że rozstanie ze swoją dziewczyną bardzo przeżył.
- Wyjechała nie za pracą czy lepszym życiem. Ona kogoś tam ma. Nie wiem, kto to jest, ale wiem, że poznała go w zeszłe wakacje. Przez cały rok utrzymywali ze sobą kontakt. Była u niego na Boże Narodzenie. Spotkali się też na jeden wieczór zaraz po rozpoczęciu ferii. Mocno się wtedy pokłócili. Ale to i tak bez znaczenia…
Westchnął głośno i zrobił długą pauzę.
- Ona… Ona była w ciąży. Nie wiedziała, czyje było to dziecko, czy moje czy jego. Postanowiła je usunąć. Przeżyła to bardzo, a kłótnia z tym chłopakiem… Ech, szkoda gadać.
Wszyscy byli nienaturalnie cicho. Nikt nie wiedział, co powiedzieć. W końcu Hermiona postanowiła zabrać głos.
- Nie martw się, Blaise… Może tak po prostu musiało być?
- Właśnie, stary. Tego kwiatu jest pół światu! – dodał Harry, za co oberwał w piszczel od przyjaciółki.
- Przynajmniej poznałeś prawdę – powiedziała łagodnie Ginny i spojrzała smutno na Blaise’a – Lepsze to niż kłamstwo, prawda?
Chłopak kiwnął głową, ale bez większego przekonania.

***

Po kolacji Hermiona i Harry zdecydowali się odwiedzić Syriusza. Ginny i Draco postanowili zostać razem z Blaisem. Omówili z nim wszystkie możliwe tematy, unikając słów „USA”, „Tracey” i „wyjazd”. Po półgodzinnej pogawędce Draco powiedział, że musi iść na górę rozważyć oferty pracy w ministerstwie.
Kiedy tylko chłopak zniknął na piętrze, Blaise odetchnął z ulgą. Usiadł na kanapie. Oparł łokcie o kolana i spuścił głowę lekko w dół. Wstydził się okazywać swoje uczucia w obecności przyjaciela, ale przy Ginny nie miał takich problemów.
Dziewczyna usiadła obok niego. Długo nie wiedziała, co zrobić i czy w ogóle powinna się odzywać. W końcu powiedziała:
- Nie przejmuj się. Życie toczy się dalej. Wiem, że Tracey wiele dla ciebie znaczyła, ale to już przeszłość. Bądź co bądź, jesteś teraz kawalerem i sądzę, że nie opędzisz się od dziewczyn.
Blaise zachichotał.
- Mówisz jak uczennica. A chwilę, bo ty jeszcze JESTEŚ uczennicą!
Ruda prychnęła.
- Wielka różnica. Jesteś zaledwie rok starszy, a Hogwart skończyłeś kilka tygodni temu.
- Widzisz? A Draco już roboty szuka.
Ginny uśmiechnęła się i złapała Blaise’a za rękę.
- Ginny?
- Hm?
- Dziękuję.
Dziewczyna spojrzała na Blaise’a ze zdziwieniem w oczach.
- Za co? – zapytała zdziwiona.
- Dzięki tobie wreszcie się dziś uśmiecham – powiedział cicho.

***

Późnym wieczorem, po prowizorycznej kolacji przygotowanej przez Ginny, cała trójka rzuciła się na kanapę i zaczęła błądzić po kanałach telewizyjnych. W końcu znaleźli jakiś ciekawy film sensacyjny. Oglądali go w skupieniu aż do powrotu Harry’ego i Hermiony.
- Co oglądacie? – zapytała Her, siadając na oparciu kanapy.
Cała trójka ją uciszyła. Dziewczyna postanowiła przyłączyć się do seansu i wydedukować, co działo się uprzednio. Harry stał niewzruszony. Uważnie obserwował Ginny, która siedziała pod cienkim kocem zaraz obok Blaise’a. Kiedy na ekranie pojawiła się brutalna scena, Ruda pisnęła i wtuliła się w chłopaka. Zabini był tym zaskoczony, ale objął ją i delikatnie poklepał po plecach, kiedy krwawe ujęcie się skończyło.
- Ginny, idziemy do domu.
Dziewczyna obróciła się i spojrzała na Harry’ego ze zdziwieniem. Posunęła się w lewo i zrobiła mu miejsce. Jednocześnie jeszcze bardziej wtuliła się w Blaise’a. Wybraniec nie był z tego faktu zadowolony.
- Idziemy.
- Chcę obejrzeć film do końca – powiedziała Ginny i założyła ręce na piersi, dając tym samym znak, że nie ma zamiaru ruszać się z kanapy.
- Możesz obejrzeć go dwa domy dalej.
- Ty możesz się przenieść dwa domy dalej, a ja obejrzę tutaj film. Z przyjaciółmi, którzy też chcą go oglądać.
Harry mruknął coś pod nosem i deportował się z trzaskiem. Hermiona spojrzała na Ginny i spytała:
- Nadal się kłócicie?
Dziewczyna pokiwała głową.
- Co się dzieje, Wiewióro? – zapytał zaciekawiony całą sprawą Zabini.
- Kryzys – zaśmiała się smutno – Harry ma jakieś problemy i się na mnie wydziera.
Naburmuszyła się chcąc ukryć ogromny smutek, który chowała w sobie od czasu pierwszej kłótni. Blaise, widząc to, przytulił ją i pocałował w czoło.
- Przejdzie mu. Zobaczysz – powiedział i posłał jej czuły uśmiech, który natychmiast odwzajemniła.

***

Następnego dnia Hermiona obudziła się wcześnie rano. Przewróciła się na drugi bok, chcąc przytulić Draco i tym samym wybudzić go ze snu. Ku jej zdziwieniu, leżała w łóżku sama. Złapała za cienki szlafroczek i włożyła go. Wsunęła nogi w japonki, w których chodziła rankiem. Powoli udała się do łazienki i zniknęła w niej na chwilę, żeby wykonać poranną toaletę. Spięła włosy w koczek i powoli zeszła do kuchni.
Zastała tam Draco jedzącego jajecznicę i czytającego gazetę. Nachyliła się nad nim i pocałowała go w policzek. Zerknęła na nagłówek czytanego przez niego artykułu. Poczuła jak całe ciało spina się pod wpływem informacji, którą dostarczył fragment tekstu.
- Skeeter chyba się nudzi – warknął równie zdenerwowany chłopak – Nie wiadomo, co obecnie dzieje się z panem Malfoy’em, lecz ostatnimi czasy był widywany w towarzystwie kilku arystokratek takich jak Pansy Parkinson, Tracey Davis czy Julietta Moore. Poza tymi dziewczętami, powodem jego zniknięcia mogła być też jakaś zakazana eskapada z przyjacielem rodziny, Blaisem Zabini i ich wspólną przyjaciółką tj. Ginny Weasley. Z tego grona wyklucza się jednak Harry’ego Pottera i Hermionę Granger. Pan Potter był bowiem widziany niedawno w jej towarzystwie w Dolinie Godryka. Razem spacerowali po ulicach, a następnie udali się do tego samego domu. Czyżby młoda panna Weasley była tak zakochana, że nie zauważyła kolejnego romansu swojego chłopaka? – zacytował, po czym warknął – Zauważać to ty nie możesz swojej wielkiej dupy jak nie założysz okularów.
Hermiona westchnęła. Widocznie artykuł o Myrthle Dungass aka Rita Skeeter nie przyniósł spodziewanego efektu. Owszem, dziennikarka dała sobie spokój w drążeniu tematu na temat związku Hermiony i Draco, ale nie odpuściła tematu samego chłopaka. Co gorsza, jej artykuły zaczęły uderzać również w Ginny.
W kuchni pojawił się Blaise. Nalał sobie wcześniej zaparzonej czarnej kawy do kubka i przywitał parę skinieniem głowy.
- Jak tam? – zapytał po paru łykach.
Draco podał mu gazetę. Blaise przejrzał artykuł Rity. Z każdym zdaniem robił się coraz bardziej zdenerwowany.
- Czy ona nie może znaleźć sobie lepszego zajęcia? Robienie na drutach, na przykład.
- Widocznie nie – powiedziała Hermiona.
Zapadła cisza. Wydanie Proroka Codziennego z tamtego lipcowego dnia dało wiele do myślenia szczególnie samemu Malfoy’owi. Gazeta niemal krzyczała do niego, że musi spotkać się z rodzicami, dać jakiś większy znak życia poza listem. Jednak najpierw musiał wymyślić jakąś dobrą wymówkę, która usprawiedliwiałaby jego nieobecność poza domem.
- Powinnam odwiedzić swoich rodziców.
Draco spojrzał na Hermionę z zadowoleniem.
- Czytasz mi w myślach, wiesz?

***

- Tak, mamo. Jestem u siebie w domu, tak jak ci mówiłam. Nie, nie jestem sama. Harry, Ginny i jeszcze dwójka naszych przyjaciół tutaj jest. Tak, dobrze się czuję. Mamo? Mamo, posłuchaj mnie. Mogłabym zatrzymać się u was na kilka dni? Nie, nic się nie stało. Z nikim się pokłóciłam. Tak, przyjechałabym jutro. Chcę kogoś wam przedstawić. Dowiesz się jak przyjadę. Dzięki. To pa! Ucałuj tatę. Pa!
Hermiona odłożyła słuchawkę. Weszła po schodach do pokoju, gdzie Draco pakował walizkę od dobrej godziny, nie wiedząc, co zabrać. Dziewczyna zaśmiała się widząc jego nieudolne starania. Pomogła mu, a następnie sama spakowała siebie. Z samego rana mieli deportować się na dworzec, a stamtąd wziąć taksówkę. Draco wolał pokonać tę odległość jedynie przy pomocy deportacji, ale Hermiona wybiła mu ten pomysł z głowy, ponieważ jej rodzina mieszkała w typowo mugolskiej okolicy.
Blaise zdecydował przenieść się na czas ich nieobecności do Potterów, ponieważ, jak stwierdził, nie chciał zostać sam w tak dużym domu. Zadeklarował również opiekę nad Krzywołapem, dla którego ta opcja nie była zbyt korzystna, ponieważ oznaczała konfrontację oko w oko z ogromnym psem Harry’ego, który niczym nie przypominał małego szczeniaczka z Gwiazdki ’99 roku.
Draco i Hermiona zjedli kolację, którą razem przygotowali. Był to pierwszy tak romantyczny wieczór we dwoje. Cieszyli się swoją obecnością przez cały czas. W nocy usnęli niemal jednocześnie w swoich objęciach.
Rano ich uszy podrażnił budzik z metalowymi blaszkami. Draco zerwał się z łóżka jak oparzony, nigdy wcześniej nie korzystał z tego typu urządzenia.
- Już wiem, dlaczego mugole zachowują się jak wariaci. Gdyby codziennie budziło mnie takie ustrojstwo, też bym zdziczał.
- Przesadzasz – powiedziała łagodnie i pocałowała go.
Zjedli śniadanie i przebrali się, a następnie deportowali się na rzadko uczęszczaną uliczkę tuż przy dworcu Kings Cross w Londynie. Hermiona spojrzała na budynek z rozmarzeniem i wróciła myślami do ostatniego roku szkolnego w Hogwarcie.
Draco złapał taksówkę. Weszli do wnętrza czarnego samochodu zostawiając walizki kierowcy, który spakował je do bagażnika. Hermiona podała dokładny adres, a kierowca ruszył ulicami Londynu zmierzając do spokojnej dzielnicy zwanej London Borough of Brent.

***

Pogoda była idealna na urządzenie grilla na dworze. Tak też postanowili zrobić państwo Granger. Jean Granger wysłała męża z samego rana po świeże steki, sama z kolei zajęła się przygotowywaniem warzyw i napojów. Domyślała się, że Hermiona będzie chciała przedstawić im kogoś dla niej ważnego, dlatego też chciała zadbać, żeby ich pierwszy wspólny obiad wypadł idealnie. Naturalnie Paul Granger nie miał zielonego pojęcia o wszystkim. Był poinformowany jedynie o przyjeździe córki na kilka dni. Ta informacja bardzo go ucieszyła, więc bez zbędnego marudzenia udał się na zakupy. Kiedy wrócił pomógł żonie w przygotowywaniu obiadu oraz rozkładaniu stołu w ogródku. Narzucił na niego czerwono-biały obrus w kratę. W komplecie ze stołem były również drewniane pomalowane białą farbą krzesła, na których poukładał poduchy obite materiałem, z którego był wykonany obrus. Pani domu nakryła do stołu i dopięła wszystko na ostatni guzik. Dodatki i mięso czekało tylko na przyjazd córki z tajemniczym gościem.
Tymczasem tajemniczy gość ze swoją partnerką dojeżdżali już pod jej stary adres zamieszkania. Kiedy samochód się zatrzymał, zapłacili i odebrali od kierowcy bagaże. Taksówka odjechała tak szybko, jak szybko się pojawiła. Hermiona weszła po trzech stopniach na podwyższenie umożliwiające dojście do drzwi. Już chciała wcisnąć dzwonek, kiedy Draco zatrzymał jej rękę.
- Błagam, daj mi chwilę.
Popatrzyła na niego pytająco.
- Przecież nie będę cię obściskiwał w twoim domu, skoro twoi rodzice nie wiedzą nawet o naszych planach.
Uśmiechnęła się do niego szeroko i zarzuciła ręce na szyję. Chłopak wplótł palce w jej włosy i zaczął ją gorąco całować. W końcu musieli wyrobić normę na co najmniej trzy dni. Tak bardzo poddali się chwili, że Draco niechcący popchnął dziewczynę na ścianę, w którą wmontowany był dzwonek. Ku ich przerażeniu za ścianą rozległ się niemal alarm. Para oderwała się od siebie natychmiast. Hermiona zaczęła ścierać swoją szminkę z ust i policzków chłopaka, chichocząc przy tym niemiłosiernie.
- Jesteś okrutna, wiesz?
- Wiem.
I dokładnie w tym momencie drzwi otworzyły się, a oczom Draco po raz pierwszy ukazała się jego przyszła teściowa. Była ubrana na sportowo, ale schludnie. Swoje brązowe włosy, które Hermiona ewidentnie odziedziczyła po niej, spięła w luźny kucyk.
- Cześć kochanie! – powitała radośnie córkę – Wejdźcie, proszę.
Kiedy wpakowali się do przedpokoju, Hermiona wskazała na chłopaka i przedstawiła go. Draco ujął dłoń pani Granger i ucałował ją szarmancko.
- Enchanté – przywitał ją po francusku, co jeszcze bardziej zaciekawiło matkę Hermiony.
Po chwili w przedpokoju pojawił się Paul Granger, który ze zdziwieniem spojrzał na, stojącego obok jego jedynej córki, mężczyznę. Żeby załagodzić niezbyt ciekawą sytuację, Hermiona rzuciła się w ramiona ojca i przytuliła go. Ten ucałował ją w czoło. Dopiero wtedy zwrócił się w stronę nieznajomego.
- A pan to?
- Tato, to Draco. Jest moim…
- Bliskim przyjacielem – dokończył za nią chłopak i podszedł do ojca Hermiony.
Podali sobie rękę. Draco starał się za wszelką cenę wyglądać na pewnego siebie, ale w głębi duszy był zestresowany i spięty jak jeszcze nigdy. Niezmiernie zależało mu na dobrych relacjach z Grangerami, bo miałby wtedy pewność, że chociaż Hermiona zachowa normalną rodzinę po ich małżeństwie.
Paul Granger zmierzył go niepewnym wzrokiem, ale żona spojrzała na niego ostrzegawczo, ponieważ wyczuła, że ich gość zwyczajnie się boi, chociaż stara się tego po sobie nie pokazywać. Można to było nazwać spaczeniem zawodowym psychologa albo zwykłą matczyną intuicją.
- Zapraszam was na obiad. Przygotowaliśmy grilla.

 Draco przestawił walizki, żeby nie stały w przejściu, a następnie ruszył za Grangerami. Idąc przez ich dom nawet się nie rozglądał, bo w jego mózgu coś podpowiadało mu, że to dopiero początek gry o Hermionę.

~~~ OGŁOSZENIA PARAFIALNE ~~~

Ten rozdział dedykuję dla Księżniczki Czystej Krwi.
Pisanie 36-tki nauczyło mnie, że nie mogę planować rozdziałów. Początek był pisany wg wcześniej zaplanowanego schematu. Wyszło drętwo. Od czwartego fragmentu pisałam to co mi przyszło do głowy i jest super. Podoba mi się ten rozdział mimo tego marnego początku. Jego kolejnym plusem jest długość - ponad 5,5 stron w Wordzie :) Mam nadzieję, że Wam się podoba i nie będziecie narzekać tak jak ja :D Powoli postaram się wrócić do częstego dodawania rozdziałów. Po 20 powinnam znów mieć lżej.
Buziaczki potworki.
Wasza,
E.

sobota, 2 listopada 2013

Miniaturka

Jeżeli posiadasz psa albo jesteś miłośnikiem tych zwierząt - daj like'a fanpage'owi Psia Rada: Encyklopedia o psach!

Wspomnienie

Rudowłosa dziewczyna korzystała z ostatnich centymetrów świecy i czytała książkę. Teoretycznie powinna bawić się teraz z Wielkiej Sali z innymi, ale nie miała ochoty. Kłótnia, którą zakończyła na kilka minut przed balem sprawiła, że ukryła się w Pokoju Wspólnym i płakała. Co chwilę łzy spływały jej po policzkach i kapały na kartki książki. Rozmyte litery coraz bardziej utrudniały jej czytanie.
Świeca zgasła. Całe pomieszczenie oświetlał jedynie blask dogasającego już ognia w kominku. Po kilku minutach zapadła kompletna ciemność. Podkuliła nogi i objęła kolana ramionami. Już nie przejmowała się, że zniszczy sukienkę. Po prostu płakała cichutko nie zwracając uwagi na nic. Jej szloch odbijał się przerażająco od ścian, a chwilowe pauzy były jeszcze bardziej upiorne.
- Jesteś tu? – usłyszała męski głos.
Nie odpowiedziała, przestała płakać. Nastała cisza. Żadne z nich się nie odezwało. Słyszeli jedynie jak zimny październikowy wiatr uderza o okna. Wyciągnął różdżkę i oświetlił jej twarz. Zmrużyła oczy.
- Zostaw mnie samą, Potter – wyrzuciła z siebie w końcu.
Chłopak mimo to nie miał zamiaru odpuścić. Podszedł bliżej i kucnął przy fotelu, na którym siedziała. Chciał ująć jej dłoń, ale szybko zabrała ją z zasięgu jego rąk.
- Zostaw mnie w spokoju.
- Evans, nie złość się. Przecież wiesz, że ja niespecjalnie…
Prychnęła i zerwała się z fotela. Odeszła od niego kilka kroków i skupiła swój wzrok na ciemności rozpościerającej się za oknem. Zamiast roztaczającego się z niego krajobrazu widziała jedynie swoje zapłakane odbicie.
- Ty zawsze robisz coś niespecjalnie.
Westchnął. W jego interesie leżało tylko i wyłącznie gnębienie tego przygłupa, Snape’a. Skąd miał wiedzieć, że Evans przyłapie go na gorącym uczynku?
- Nawet nie na ciebie jestem zła.
James otworzył szerzej oczy. Czy on dobrze usłyszał?
- To co się stało, Evans?
Odwróciła się do chłopaka i wróciła na fotel. Usiadła na jego skraju, a James podniósł się i stanął naprzeciw niej.
- Nazwał mnie szlamą. Nic niewartą szlamą.
Nastała cisza. James zacisnął dłonie w pięści, modląc się, żeby nie wylecieć z Wierzy Gryffindora i nie rozpocząć poszukiwań tego głąba tylko po to, żeby sprać go na kwaśne jabłko i wyrzucić wszystkie jego książki o eliksirach do jeziora na przekąskę dla wszystkich zwierzątek w nim mieszkających.
- James?
Ocknął się momentalnie. Poczuł przyjemne łaskotanie w brzuchu i uśmiechnął się mimowolnie. Po raz pierwszy zwróciła się do niego po imieniu.
- Tak, Lily?
Nie wiedział, dlaczego cieszył się jak głupi, kiedy wypowiadał jej imię. Może miał wrażenie, że przechodzą na kolejny etap? W końcu dopiero od niedawna zaczęła mu się zwierzać.
- Dlaczego tak znęcacie się nad Severusem?
Poczuł, że zbiera mu się na wymioty. Po tym jak ją bezczelnie obraził, nadal chciała drążyć idiotyczny temat Smarkerusa.
- Bo jest Ślizgonem – odpowiedział krótko.
- Tylko dlatego?
James westchnął. Jak miał jej wytłumaczyć, że jej żałosny przyjaciel był ostatnią osobą, która zasługiwała na przebywanie z nią tak długo. Snape był osobą, która marnowała tylko tlen.
- Zakorzeniona nienawiść. Nie potrafię ci tego wytłumaczyć – uciął temat.
- Aha – skomentowała krótko.
Nastała krótka cisza, którą przerwały podniesione głosy dobiegające z korytarza. Głowy obu Gryfonów zwróciły się w stronę wejścia. Chwilę później do pomieszczenia wpadł roześmiany Syriusz i jego partnerka na Noc Duchów.
- Idź Izzy! Będę tu czekać! – niemal wykrzyczał w stronę dziewczyny, która stała tuż obok niego.
James pomyślał, że są to skutki zbyt głośnej muzyki. Kiedy jednak dziewczyna zaczęła się oddalać, a Syriusz wymierzył jej solidnego klapsa w pośladki, zrozumiał, że to skutki picia alkoholu, który widocznie udało mu się przemycić.
- O, Roguś – Syriusz zauważył przyjaciela dopiero po kilku minutach – I pani Potter.
James zacisnął szczękę i zamknął oczy, czekając na wybuch Evans. Długo nie musiał czekać.
- Nie nazywaj mnie tak! – warknęła – I wynoś się! Rozmawiamy!
Syriusz roześmiał się. Oparł się o framugę drzwi i przeczesał dłonią opadające na czoło włosy.
- Spokojnie, Evans. Zaraz was zostawię. O ile mi wiadomo, to dormitorium chłopaków będzie puste jeszcze przez godzinę, więc się pospieszcie, bo widzę, że wszystkie części garderoby nadal macie na sobie.
- Jesteś odrażający – wycedziła.
- Dobra, Łapa, zabieraj się – powiedział w końcu James.
Partnerka Syriusza wróciła z dormitorium i stanęła obok niego.
- Już, już. Chodź Izzy, oni chcą być teraz sami. Wiesz, wybierają imię dla swojego przyszłego dziecka – powiedział i posłał szydzący uśmiech w stronę Lily.
Gdy tylko drzwi od Pokoju Wspólnego zamknęły się z trzaskiem, dziewczyna wrzasnęła ze wściekłości.
- Dlaczego przyjaźnisz się z tym bęcwałem?!
- Dlaczego przyjaźnisz się z Snapem? – odpowiedział pytaniem na pytanie, siląc się na spokojny ton głosu.
- Znamy się od dziecka – powiedziała, kiedy zapanowała nad sobą .
- Znamy się od dziecka – powtórzył jej słowa.
Ponownie nastała cisza.
- A jak byś je nazwała? – zapytał nagle James.
- Kogo?
- Swoje dziecko.
Lily wybuchnęła śmiechem. To pytanie było tak absurdalne, że aż śmieszne. Podniosła wzrok, żeby zobaczyć, czy Potter nie żartuje, ale jego wyraz twarzy wyrażał, że mówił śmiertelnie poważnie.
- Dla dziewczynki… Jak byłam mała i bawiłam się z moją siostrą w rodzinę… Miałyśmy taką lalkę z blond loczkami. Czasem ja byłam mamą, a ona tatą i odwrotnie. Mówiłyśmy, że nazywa się Sophie.
- Ładnie – przyznał i uśmiechnął się delikatnie.
- Ale od kiedy rozpoczęłam naukę w Hogwarcie, chciałabym nazwać córkę Minerwa albo Rowena. Bardzo podoba też mi się Helena.
- Zakochałaś się w Ravenclawie?
- Nie, po prostu Szara Dama mnie intryguje, a jej matka budzi podziw. Chciałabym, żeby moja córka była silna jak one.
- A Minerwa?
- McGonagall. Uwielbiam ją. A ty jak nazwałbyś swoje dziecko? Syna, na przykład.
- Harry.
- James… - zaczęła, ale chłopak jej przeszkodził.
- Potter.
Lily przez ułamek sekundy rozważała czy nie uderzyć go w twarz, ale w końcu poddała się chwili. Oboje zaczęli śmiać się głośno jak szaleni. Żadne z nich nie przypuszczało, że dokładnie cztery lata później będą leżeć w domu bez ducha, umierając za swojego syna, a ich ostatnim wspomnieniem będzie właśnie to, z pamiętnej nocy 31 października 1977 roku.


~~~ OGŁOSZENIA PARAFIALNE ~~~


Miałam wrzucić 31 października, ale byłam wykończona. Jest dzień później. O. właściwie 2 dni później. Rozdział już niedługo.
Na Stowarzyszeniu DHL pojawił się wywiad ze mną - zapraszam do czytania i komentowania.