Krawat, Patronus i kłopoty
Hedwiga zastukała w okno swoim dziobem. Harry wpuścił ją do środka. Nie wyglądała najlepiej. Jej pazury były zakrwawione, dziób również, ale to nie była jej krew. Chłopak uznał, że musiała polować po drodze.
- A gdybyś zgubiła list, głuptasie? – zapytał, głaszcząc ją po śnieżnobiałych piórach.
Sowa uszczypnęła go w palec pieszczotliwie. Hedwiga zawsze była przy nim. Harry cierpliwie znosił jej fochy i humory, bo była jego prawdziwą przyjaciółką. Miał nadzieję, że wkrótce zaakceptuje Tonks, która zarówno dla Hedwigi jak i Krzywołapa była zbyt bezpośrednia. Całkiem spory wilczarz irlandzki wspiął się przednimi łapami na szafkę i wcisnął głowę pomiędzy tułów a rękę Harry’ego. Z bezmyślnym wzrokiem i wywieszonym jęzorem zaczął gapić się na sowę, która przyglądała się mu z pogardą.
- O wilku mowa – skwitował czarnowłosy chłopak – No, Tonks, zmykaj. Muszę odebrać list od Hedwigi.
Pies odbił się przednimi kończynami i zrobił piruet, by zgrabnie wylądować tyłem do właściciela. Tonks wskoczyła na łóżko Harry’ego i zwinęła się w kłębek. Tymczasem chłopak dobrał się do listu, a samicę puchacza śnieżnego odesłał do sowiarni. Koperta była brudna, miała brązowe plamy. Była zaadresowana do Maryi Moore. Pomyślał, że być może matka Julie nie miała możliwości zmiany koperty na nową, więc użyła tej córki. Wyszedł z listem do Salonu licząc, że spotka tam jeszcze Julie. Nie mylił się. Dziewczyna siedziała na sofie przy komiku i obserwowała tańczące płomienie.
- To do ciebie – powiedział.
Podskoczyła ze strachu, bo chłopak zaszedł ją od tyłu. Odebrała od niego kopertę i podziękowała mu. Wstała i weszła po schodach do dormitorium. Usiadła na swoim łóżku i zaczęła czytać list. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Wszystko zaczynało się układać! Schowała list w szufladzie swojej szafki nocnej i zbiegła ponownie do Salonu licząc, że zastanie tam Hermionę.
Jego zimne palce drażniły rozpaloną do granic możliwości dziewczynę. Jego język tańczył w jej ustach tango. Jego oddech był jedynym źródłem powietrza. Oderwał się od niej. Brunetka z jękiem rozczarowania opadła na puste łóżko.
- Dlaczego mi to robisz?
- Bo nie chcę się spieszyć.
- Znalazł się romantyk – zaśmiała się dziewczyna zapinając guziki swojej koszuli.
- A żebyś wiedziała. Chcę zrobić wszystko tak jak należy. Nie zachowuj się jak połowa dziewczyn z mojego domu – powiedział Draco, siadając na krawędzi łóżka – Chcesz się ze mną przespać, a nie usłyszałaś z moich ust, że cię kocham.
- A kochasz? – zapytała Miona, podnosząc się i na czworakach podchodząc do chłopaka, by w końcu usiąść po turecku za nim i oprzeć swoją głowę na jego ramieniu.
- Dowiesz się wkrótce. A teraz zmykaj, zaraz cisza nocna.
Hermiona ześlizgnęła się zgrabnie z łóżka i porwała z ziemi swoje jeansy. Ubrała je i zaczęła zbierać z podłogi resztę swoich rzeczy. Obok gryfońskiego krawatu leżał również ten ślizgoński, należący do Draco.
- Mogę go pożyczyć? – zaśmiała się, machając jak lassem zielono-srebrnym paskiem.
- Nie – powiedział z uśmiechem, ale stanowczo odbierając jej przedmiot – Zachowujesz się jak pijana.
- A kto ci powiedział, że nie jestem pijana? – zapytała i cmoknęła go w usta.
- Zbyt dobrze cię znam.
Wybuchnęła śmiechem.
- „Zbyt”, „dobrze”, „cię” i „znam” brzmi bardzo zabawnie w twoich ustach, wiesz?
Wywrócił oczami.
- Trzymaj, głupolu – powiedział podając jej zielony krawat.
Hermiona zaklaskała w ręce i założyła go na szyję. Bezrękawnik, gryfoński krawat i trampki wzięła w dłoń, a na ramię zarzuciła swoją torbę. Wyślizgnęła się z dormitorium chłopaka, uprzednio zatrzymując się w drzwiach i rzucając mu ciepłe:
- Dobranoc.
Pokój Wspólny Ślizgonów był pusty. Większość uczniów pewnie włóczyła się jeszcze po korytarzu, korzystając z ostatnich minut przed nocą. Dziewczyna prześlizgnęła się jakoś na schody prowadzące do Wieży Gryffindora. Było jej okrutnie zimno w nogi, ale to była jej decyzja, by nie ubierać butów. Cały dzień zachowywała się jak wariatka, wszystko przez lekcję zaklęć. Przez formę Patronusa Dracona. Może i było to dziecinne z jej strony, ale co tam. Cieszyła się jak głupia i nikt jej tego humoru nie odbierze. Weszła do Salonu. W przeciwieństwie do wychowanków Slytherinu, Gryfoni byli już w Pokoju Wspólnym i rozmawiali. Harry siedział na sofie, a na nim okrakiem siedziała Ginny, szepcząc mu coś do ucha i co chwilę całując go. Kiedy jednak Ruda zauważyła przyjaciółkę, zerwała się z nóg chłopaka i podbiegła do niej.
- Mogę do cholery wiedzieć, skąd masz ślizgoński krawat? – powiedziała, uśmiechając się od ucha do ucha. Nikt nie musiał jej tłumaczyć, skąd, ale Ginny lubiła droczyć się z Mioną.
- Spędziłam właśnie godzinę w dormitorium Draco… - powiedziała, rumieniąc się.
- O czym tak żywo dyskutowaliście, że masz na sobie jego krawat, a buty i sweter trzymasz w ręce? – zaśmiał się Harry.
Hermiona stała się wtedy czerwona jak burak. Ginny szturchnęła Wybrańca w ramię, wciąż uśmiechając się, a potem oboje wzięli Mionę pod rękę i zaprowadzili na kanapę. Usiadła pomiędzy nimi.
- Muszę wam opowiadać? – jęknęła.
- Musisz – odpowiedzieli równocześnie Ginny i Harry.
- Mogę wam powiedzieć, dlaczego zachowuję się jak wariatka. Więcej ode mnie nie usłyszycie, bo wierzę w waszą możliwość logicznego myślenia.
- Słuchamy, więc.
- Patronusem Draco jest wydra.
- I co w związku z tym? – zapytał Wybraniec.
- Harry, a pamiętasz, co stało się z Patronusem Tonks?
- No, zmienił postać… Z fretki w wilka.
- A Lupin był…?
- Wilkołakiem.
- JEJ PATRONUS ZMIENIŁ FORMĘ, BO ZAKOCHAŁA SIĘ W REMUSIE, NIE ROZUMIESZ? – wybuchnęła w końcu Miona.
Harry’ego olśniło, a Ginny, o ile to jeszcze możliwe, zaczęła uśmiechać się jeszcze bardziej.
- Czyli twierdzisz, że Draco…
- Oj, zamknij się. Każdy wie, o co chodzi.
Wtedy podeszła do nich Julie z równie dużym uśmiechem na twarzy, jak siedząca na kanapie trójka przyjaciół.
- Nie mogę wyjść za Draco! – wypaliła w końcu Julie.
- Jak to? – wytrzeszczyła oczy Hermiona.
- Jestem półkrwi! Mój ojciec był mugolem! Dlatego tiara nie umieściła mnie w Slytherinie!
Na twarzy trójki Gryfonów wymalowało się istne zdumienie.
- Skąd to wiesz?
- List matki. Niestety ojciec zdążył zobaczyć, co napisała… Ale uciekły. Inaczej ten list nie trafiłby do mnie.
Zrobiła krótką pauzę i wyciągnęła do Miony rękę. Dziewczyna nie zrozumiała na początku, o co chodzi, a w końcu złapała rękę Julie i pozwoliła, by ta pociągnęła ją w stronę dormitorium, które zajmowała razem z Ginny. Podała jej list napisany ręką matki. Hermiona uśmiechnęła się pod nosem.
- Musisz to wysłać do Malfoy’ów. Wtedy szybko zerwą zaręczyny – powiedziała.
- Chcę to uzgodnić z Draco. A właśnie, to jest chyba twoje – dodała wyciągając z pudełka biżuterię z jednorożca.
Podała ją Hermionie, a ona pogładziła delikatny warkocz.
- Na pewno chcesz mi to oddać? On ci to dał.
- Ale był przeznaczony dla ciebie. Popatrz.
Wyjęła różdżkę i zapaliła jej koniec. Zbliżyła do fiolki, a wtedy oczom obu dziewczyn ukazał się ciemny tekst napisany kursywą.
- Her Draco?
- Skrót od twojego imienia, albo po prostu „jej Draco”.
Miona rozpromieniła się. Schowała naszyjnik do kieszeni. Ruszyła w stronę drzwi. Kiedy je otwierała, usłyszała za sobą głos Julie:
- Ładnie ci w zielonym.
Hermiona zaśmiała się.
Hermiona weszła do swojego dormitorium i pierwsze, co rzuciło jej się w oczy, to rudy kot siedzący tuż przed drzwiami. Jego brązowe ślepia wpatrywały się we właścicielkę.
- Krzywołap, rusz się, bo zmienię cię w stojak to biżuterii.
Kot prawdopodobnie zrozumiał, o co chodzi, bo zszedł jej z drogi i wskoczył na kanapę. Dziewczyna sięgnęła po różdżkę i rozpaliła kominek. Złapała kartkę papieru i transmutowała go w czarny, kamienny stojak na kolię. Wyjęła z kieszeni naszyjnik od Draco i włożyła go niego. Krzywołap miauknął.
- Co jest kocie? Naszyjnik?
Pers nie odpowiedział. No, bo niby jak. Wskoczył na biurko i przejechał ogonem po kolii.
- Piękny prawda? Od Draco.
Rozległo się pukanie do drzwi. Miona przeszła przez pokój i otworzyła je. Ginny przebrała się już w piżamę i była gotowa do snu.
- Mogę wejść?
- Jasne.
Ruda przekroczyła próg i przeszła do salonu. Usiadła na fotelu. Po chwili na jej kolana wskoczył Krzywołap. Zaczęła go głaskać. Miona usiadła na kanapie i spojrzała na przyjaciółkę. Była dziwna… Nie zachowywała się normalnie.
- Coś się stało?
- Już wiesz?
- O czym? – zapytała Miona zbita z tropu.
- O Draco.
Na twarz Hermiony wstąpiło przerażenie. Co, jak, co, ale tak samo jak Harry, Draco miał wielki talent do pakowania się w kłopoty. Wypuściła powoli powietrze z płuc.
- Co z nim?
- Chcą go wywalić.
Hermiona zachłysnęła się powietrzem.
- C-co?!
- A najgorsze…
- Co jest najgorsze…? – bała się zapytać już o cokolwiek.
- Że Harry’ego razem z nim.
- A gdybyś zgubiła list, głuptasie? – zapytał, głaszcząc ją po śnieżnobiałych piórach.
Sowa uszczypnęła go w palec pieszczotliwie. Hedwiga zawsze była przy nim. Harry cierpliwie znosił jej fochy i humory, bo była jego prawdziwą przyjaciółką. Miał nadzieję, że wkrótce zaakceptuje Tonks, która zarówno dla Hedwigi jak i Krzywołapa była zbyt bezpośrednia. Całkiem spory wilczarz irlandzki wspiął się przednimi łapami na szafkę i wcisnął głowę pomiędzy tułów a rękę Harry’ego. Z bezmyślnym wzrokiem i wywieszonym jęzorem zaczął gapić się na sowę, która przyglądała się mu z pogardą.
- O wilku mowa – skwitował czarnowłosy chłopak – No, Tonks, zmykaj. Muszę odebrać list od Hedwigi.
Pies odbił się przednimi kończynami i zrobił piruet, by zgrabnie wylądować tyłem do właściciela. Tonks wskoczyła na łóżko Harry’ego i zwinęła się w kłębek. Tymczasem chłopak dobrał się do listu, a samicę puchacza śnieżnego odesłał do sowiarni. Koperta była brudna, miała brązowe plamy. Była zaadresowana do Maryi Moore. Pomyślał, że być może matka Julie nie miała możliwości zmiany koperty na nową, więc użyła tej córki. Wyszedł z listem do Salonu licząc, że spotka tam jeszcze Julie. Nie mylił się. Dziewczyna siedziała na sofie przy komiku i obserwowała tańczące płomienie.
- To do ciebie – powiedział.
Podskoczyła ze strachu, bo chłopak zaszedł ją od tyłu. Odebrała od niego kopertę i podziękowała mu. Wstała i weszła po schodach do dormitorium. Usiadła na swoim łóżku i zaczęła czytać list. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Wszystko zaczynało się układać! Schowała list w szufladzie swojej szafki nocnej i zbiegła ponownie do Salonu licząc, że zastanie tam Hermionę.
***
Jego zimne palce drażniły rozpaloną do granic możliwości dziewczynę. Jego język tańczył w jej ustach tango. Jego oddech był jedynym źródłem powietrza. Oderwał się od niej. Brunetka z jękiem rozczarowania opadła na puste łóżko.
- Dlaczego mi to robisz?
- Bo nie chcę się spieszyć.
- Znalazł się romantyk – zaśmiała się dziewczyna zapinając guziki swojej koszuli.
- A żebyś wiedziała. Chcę zrobić wszystko tak jak należy. Nie zachowuj się jak połowa dziewczyn z mojego domu – powiedział Draco, siadając na krawędzi łóżka – Chcesz się ze mną przespać, a nie usłyszałaś z moich ust, że cię kocham.
- A kochasz? – zapytała Miona, podnosząc się i na czworakach podchodząc do chłopaka, by w końcu usiąść po turecku za nim i oprzeć swoją głowę na jego ramieniu.
- Dowiesz się wkrótce. A teraz zmykaj, zaraz cisza nocna.
Hermiona ześlizgnęła się zgrabnie z łóżka i porwała z ziemi swoje jeansy. Ubrała je i zaczęła zbierać z podłogi resztę swoich rzeczy. Obok gryfońskiego krawatu leżał również ten ślizgoński, należący do Draco.
- Mogę go pożyczyć? – zaśmiała się, machając jak lassem zielono-srebrnym paskiem.
- Nie – powiedział z uśmiechem, ale stanowczo odbierając jej przedmiot – Zachowujesz się jak pijana.
- A kto ci powiedział, że nie jestem pijana? – zapytała i cmoknęła go w usta.
- Zbyt dobrze cię znam.
Wybuchnęła śmiechem.
- „Zbyt”, „dobrze”, „cię” i „znam” brzmi bardzo zabawnie w twoich ustach, wiesz?
Wywrócił oczami.
- Trzymaj, głupolu – powiedział podając jej zielony krawat.
Hermiona zaklaskała w ręce i założyła go na szyję. Bezrękawnik, gryfoński krawat i trampki wzięła w dłoń, a na ramię zarzuciła swoją torbę. Wyślizgnęła się z dormitorium chłopaka, uprzednio zatrzymując się w drzwiach i rzucając mu ciepłe:
- Dobranoc.
Pokój Wspólny Ślizgonów był pusty. Większość uczniów pewnie włóczyła się jeszcze po korytarzu, korzystając z ostatnich minut przed nocą. Dziewczyna prześlizgnęła się jakoś na schody prowadzące do Wieży Gryffindora. Było jej okrutnie zimno w nogi, ale to była jej decyzja, by nie ubierać butów. Cały dzień zachowywała się jak wariatka, wszystko przez lekcję zaklęć. Przez formę Patronusa Dracona. Może i było to dziecinne z jej strony, ale co tam. Cieszyła się jak głupia i nikt jej tego humoru nie odbierze. Weszła do Salonu. W przeciwieństwie do wychowanków Slytherinu, Gryfoni byli już w Pokoju Wspólnym i rozmawiali. Harry siedział na sofie, a na nim okrakiem siedziała Ginny, szepcząc mu coś do ucha i co chwilę całując go. Kiedy jednak Ruda zauważyła przyjaciółkę, zerwała się z nóg chłopaka i podbiegła do niej.
- Mogę do cholery wiedzieć, skąd masz ślizgoński krawat? – powiedziała, uśmiechając się od ucha do ucha. Nikt nie musiał jej tłumaczyć, skąd, ale Ginny lubiła droczyć się z Mioną.
- Spędziłam właśnie godzinę w dormitorium Draco… - powiedziała, rumieniąc się.
- O czym tak żywo dyskutowaliście, że masz na sobie jego krawat, a buty i sweter trzymasz w ręce? – zaśmiał się Harry.
Hermiona stała się wtedy czerwona jak burak. Ginny szturchnęła Wybrańca w ramię, wciąż uśmiechając się, a potem oboje wzięli Mionę pod rękę i zaprowadzili na kanapę. Usiadła pomiędzy nimi.
- Muszę wam opowiadać? – jęknęła.
- Musisz – odpowiedzieli równocześnie Ginny i Harry.
- Mogę wam powiedzieć, dlaczego zachowuję się jak wariatka. Więcej ode mnie nie usłyszycie, bo wierzę w waszą możliwość logicznego myślenia.
- Słuchamy, więc.
- Patronusem Draco jest wydra.
- I co w związku z tym? – zapytał Wybraniec.
- Harry, a pamiętasz, co stało się z Patronusem Tonks?
- No, zmienił postać… Z fretki w wilka.
- A Lupin był…?
- Wilkołakiem.
- JEJ PATRONUS ZMIENIŁ FORMĘ, BO ZAKOCHAŁA SIĘ W REMUSIE, NIE ROZUMIESZ? – wybuchnęła w końcu Miona.
Harry’ego olśniło, a Ginny, o ile to jeszcze możliwe, zaczęła uśmiechać się jeszcze bardziej.
- Czyli twierdzisz, że Draco…
- Oj, zamknij się. Każdy wie, o co chodzi.
Wtedy podeszła do nich Julie z równie dużym uśmiechem na twarzy, jak siedząca na kanapie trójka przyjaciół.
- Nie mogę wyjść za Draco! – wypaliła w końcu Julie.
- Jak to? – wytrzeszczyła oczy Hermiona.
- Jestem półkrwi! Mój ojciec był mugolem! Dlatego tiara nie umieściła mnie w Slytherinie!
Na twarzy trójki Gryfonów wymalowało się istne zdumienie.
- Skąd to wiesz?
- List matki. Niestety ojciec zdążył zobaczyć, co napisała… Ale uciekły. Inaczej ten list nie trafiłby do mnie.
Zrobiła krótką pauzę i wyciągnęła do Miony rękę. Dziewczyna nie zrozumiała na początku, o co chodzi, a w końcu złapała rękę Julie i pozwoliła, by ta pociągnęła ją w stronę dormitorium, które zajmowała razem z Ginny. Podała jej list napisany ręką matki. Hermiona uśmiechnęła się pod nosem.
- Musisz to wysłać do Malfoy’ów. Wtedy szybko zerwą zaręczyny – powiedziała.
- Chcę to uzgodnić z Draco. A właśnie, to jest chyba twoje – dodała wyciągając z pudełka biżuterię z jednorożca.
Podała ją Hermionie, a ona pogładziła delikatny warkocz.
- Na pewno chcesz mi to oddać? On ci to dał.
- Ale był przeznaczony dla ciebie. Popatrz.
Wyjęła różdżkę i zapaliła jej koniec. Zbliżyła do fiolki, a wtedy oczom obu dziewczyn ukazał się ciemny tekst napisany kursywą.
- Her Draco?
- Skrót od twojego imienia, albo po prostu „jej Draco”.
Miona rozpromieniła się. Schowała naszyjnik do kieszeni. Ruszyła w stronę drzwi. Kiedy je otwierała, usłyszała za sobą głos Julie:
- Ładnie ci w zielonym.
Hermiona zaśmiała się.
***
Hermiona weszła do swojego dormitorium i pierwsze, co rzuciło jej się w oczy, to rudy kot siedzący tuż przed drzwiami. Jego brązowe ślepia wpatrywały się we właścicielkę.
- Krzywołap, rusz się, bo zmienię cię w stojak to biżuterii.
Kot prawdopodobnie zrozumiał, o co chodzi, bo zszedł jej z drogi i wskoczył na kanapę. Dziewczyna sięgnęła po różdżkę i rozpaliła kominek. Złapała kartkę papieru i transmutowała go w czarny, kamienny stojak na kolię. Wyjęła z kieszeni naszyjnik od Draco i włożyła go niego. Krzywołap miauknął.
- Co jest kocie? Naszyjnik?
Pers nie odpowiedział. No, bo niby jak. Wskoczył na biurko i przejechał ogonem po kolii.
- Piękny prawda? Od Draco.
Rozległo się pukanie do drzwi. Miona przeszła przez pokój i otworzyła je. Ginny przebrała się już w piżamę i była gotowa do snu.
- Mogę wejść?
- Jasne.
Ruda przekroczyła próg i przeszła do salonu. Usiadła na fotelu. Po chwili na jej kolana wskoczył Krzywołap. Zaczęła go głaskać. Miona usiadła na kanapie i spojrzała na przyjaciółkę. Była dziwna… Nie zachowywała się normalnie.
- Coś się stało?
- Już wiesz?
- O czym? – zapytała Miona zbita z tropu.
- O Draco.
Na twarz Hermiony wstąpiło przerażenie. Co, jak, co, ale tak samo jak Harry, Draco miał wielki talent do pakowania się w kłopoty. Wypuściła powoli powietrze z płuc.
- Co z nim?
- Chcą go wywalić.
Hermiona zachłysnęła się powietrzem.
- C-co?!
- A najgorsze…
- Co jest najgorsze…? – bała się zapytać już o cokolwiek.
- Że Harry’ego razem z nim.
~~~ OGŁOSZENIA PARAFIALNE ~~~
Rozdział średniej długości, ba dum tss. Tak sobie pomyślałam, że poprosiłabym was o wypowiedzenie się na temat właśnie długości postów. Krótszych pisać nie będę, bo miałabym wyrzuty sumienia, ale dłuższe mogę się postarać. Kto jest za a kto przeciw i dlaczego ;)
Kocham kończyć w takich momentach, bo wiem, że przestajecie mnie lubić ^^ ASK ME.