Babcia Rose
Następnego dnia Miona wstała bardzo wcześnie. Właściwie jej zamiarem było jedynie udać się do łazienki i ponownie zatopić się w odmętach ciepłego łóżka, ale stwierdziła, że jest zbyt rozbudzona, by ponownie zasnąć. Zegar w jej pokoju wskazywał od kilkunastu minut godzinę piątą rano. Gdy zeszła do salonu, usłyszała odgłosy krzątania się w kuchni, co niezmiernie ją zdziwiło. Jednak jeszcze bardziej zdziwiły ją słowa mamy, która była ubrana już w dzienne ubranie:
- Co tak późno?!
Wytrzeszczyła swoje zaspane oczy na panią Granger, jakby zerwała się z księżyca.
- Co? – zapytała pomiędzy dwoma dużymi ziewami.
- Nie mówiłam ci, że jedziemy dziś do babci? – zapytała kobieta składając kanapki.
Miona pokręciła przecząco głową.
- No, to teraz już wiesz… Jeszcze pięć minut i miałam przyjść do twojego pokoju i cię obudzić! Siadaj i jedz.
Dziewczyna zajęła miejsce przy stole i zaczęła powolnie przeżuwać kęsy kanapki z serem i pomidorem, którą przygotowała jej mama.
- Będziesz musiała użyć magii, żeby się spakować, bo spóźnimy się na pociąg. O szóstej musimy wyjeżdżać, a tata jeszcze śpi!
Po tych słowach zniknęła na górze, prawdopodobnie kończąc pakowanie i budząc męża.
Hermiona skończyła śniadanie. Myjąc talerz, usłyszała, jak jej tata mówi:
- Kochanie, zamówiłaś już taksówkę?
Kątem oka zobaczyła, jak wkładał przez głowę swój ulubiony szary sweter.
- Ach, już, już! – powiedziała zaganiana kobieta i zniknęła z pola widzenia, by wykonać telefon.
Miona udała się szybkim krokiem do swojego pokoju. W kilka minut doprowadziła się do ładu. Wygrzebała z dna szafy nieużywaną od dawna torbę podróżną i machnęła różdżką. Ciepłe swetry, długie spodnie i wszelkie inne potrzebne jej rzeczy, idealnie poskładane, opadły na dno walizki. Zamknęła ją i zaczęła zgarniać rzeczy do podręcznej torebki. Rudy kocur zobaczył, co się święci, więc bez miauknięcia czy prychnięcia z nieukontentowania następującą sytuacją, ruszył swój zacny zadek i usadowił go w wiklinowej klatce. Tak przygotowana dziewczyna zeszła na dół. W przedpokoju czekali już na nią ubrani rodzice. Szybko wsunęła na nogi ciepłe buty i założyła kurtkę oraz zimowy zestaw. Wyszli z domu i, po zamknięciu go na cztery spusty, skierowali się do czekającej od chwili taksówki.
- Na dworzec, poprosimy – poleciła pani Jean, gdy wszyscy znaleźli się w samochodzie.
Dojechali na miejsce o wpół do siódmej. Pan Granger ruszył do kas i kupił bilety. Całą trójką udali się na odpowiedni peron. Wsiedli do pociągu. Zawsze w ten sposób jeździli do babci Hermiony. Pani Rose mieszkała daleko od nich, a długa podróż w samochodzie była męcząca, niewygodna i zbyt droga, by z niej korzystać.
Miona wyjęła z torby podręcznej mugolską książkę i zniknęła umysłem z wagonu. Od lektury oderwała się jedynie dwa razy w ciągu całej podróży: pierwszy, gdy mama podała jej kanapkę z jajkiem na drugie śniadanie i drugi, kiedy rodzice powiedzieli jej, że zaraz wysiadają.
Ubrała ponownie kurtkę i nawet się nie obejrzała, a siedziała już w taksówce, która dowiozła ją pod bramę niedużego domu. Na widok samochodu, starsza kobieta wybiegła na podwórze i otworzyła furtkę, by jej rodzina mogła spokojnie wejść. Była opatulona kożuchem, ale na jej nogach wciąż były kapcie.
- Hermionka! – wykrzyczała uradowana babcia na widok swojej jedynej i ukochanej wnuczki.
- Mamo! – skarciła ją Jean Granger – Zaziębisz się! Wracaj do środka, zaraz wejdziemy.
- Głupoty – żachnęła się starsza kobieta – Dajcie coś, pomogę wam.
Paul Granger momentalnie pokręcił głową, gdy teściowa próbowała wziąć od niego walizkę wnuczki.
- Dam radę sam.
Widząc sprzeciw zięcia, pani Rose zrezygnowała i podeszła do Hermiony. Uściskała ją ze wzruszeniem, co dziewczyna odwzajemniła serdecznie. Była jej jedyną i ukochaną babcią, a ona sama była jej jedyną i ukochaną wnuczką.
Miona podniosła wzrok, by po raz kolejny zobaczyć dom babci. Zastała go tak, jak go zapamiętała. Nie należał do dużych, ale idealnie spełniał wymagania jej rodziny. Był jednopiętrowy, ale posiadał poddasze, na którym znajdowała się pracownia krawiecka. Na parterze mieściła się kuchnia, mały salon, łazieneczka i pokój dla gości, który, podczas takich przyjazdów, zajmowali jej rodzice. Z kolei na piętrze można było znaleźć dwie sypialnie, nieco większa niż na dole łazienka i gabinet, czyli ulubione miejsce Hermiony w całym domu. Zawsze przesiadywała tam niemal całymi dniami wraz z babcią, wymyślając nowe projekty na piękne ubrania. Kiedy wspólnie akceptowały jakiś projekt, to po kilku miesiącach, kiedy Hermiona pojawiała się w tym magicznym domu po raz kolejny, widziała uszyte już ubranie.
- Chodź Mionka. Zostawisz swoje rzeczy i pokażę ci coś w gabinecie – powiedziała babcia, wyrywając ją z rozmyślań.
Paul Granger i Jean Granger ruszyli za nimi. Tata Hermiony zaniósł jej walizkę do sypialni, w której spała razem z Margaret. Miona ruszyła za nim. Kiedy tylko przekroczyła próg pokoju, ktoś rzucił się jej na szyję.
- Miona!
Margaret dopiero po kilku minutach puściła ją z mocnego uścisku. Dziewczyna uśmiechnęła się na widok starszej przyjaciółki. Wyglądała jak zwykle, czarne rurki, biała bluzka i ciemna kamizelka. Wszystko uszyte własnoręcznie. Na nosie miała swoje ukochane okulary w czarnych oprawkach. Długie, proste ciemnobrązowe włosy miała związane w luźny warkocz. W jej oczach śmigały radosne iskierki.
- Wypiękniałaś – powiedziała Hermiona uśmiechając się.
Margaret zarumieniła się. Nie chcąc pozostać dłużna odpowiedziała:
- Ty też. Widzę, że znów masz loki.
- Udało mi się je doprowadzić do ładu po roku spędzonym… - urwała przypominając sobie, że nie może powiedzieć Margaret wszystkiego, bo przecież nie jest czarownicą.
- Spędzonym…?
- No, w internacie. Tak skupiłam się na nauce, że nie miałam czasu zadbać o siebie – wymignęła się, po czym szybko zmieniła temat – Masz jakieś nowe projekty?
Dziewczyna pokiwała głową. Poszła do biurka po swój folder, a Hermiona wykorzystała ten czas, by wypuścić z klatki Krzywołapa i rzucić swoje rzeczy na zajmowanie przez nią łóżko.
- Gdzie ja to wrzuciłam…? - mruknęła pod nosem Margaret.
Miona rozejrzała się po pokoju. Nieco się zmienił od jej ostatniej wizyty. Był kwadratowy, a po lewej stronie od wejścia znajdowała się mała garderoba, której wcześniej nie było. Ściany niegdyś słonecznie żółte teraz były beżowe. Meble zmieniły swój kolor na ciemny orzech, a pościel na obu łóżkach była utrzymana w odcieniach beżu i czekolady. Okno pozbyło się staromodnych firanek, teraz zasłaniała je gustowna czerwona zasłonka. Biurko, ustawione niegdyś pod oknem, wypełniało teraz połowę przestrzeni naprzeciw łóżek. Czerwony fotel obrotowy idealnie pasował do czterech eleganckich folderów w tym samym kolorze. Hermiona była pewna, że są pozapełniane projektami ubrań, które najlepiej się sprzedawały. Były wypełnione po brzegi. A były to tylko projekty samej Margaret.
- Mam! – wykrzyknęła dziewczyna w okularach niemal jak Archimedes „eureka!”, podczas jednej ze swych kąpieli.
Podeszła do koleżanki i usiadła na swoim łóżku. Miona zrobiła to samo. Kiedy tylko młoda projektantka otworzyła zeszyt, westchnęła z zachwytu. Margaret speszyła się i szybko przekartkowała pierwsze strony.
- Mar, czemu nie chcesz ich pokazać?
- Są nieudane. Tu są fajne.
- Nieudane… A ja nienawidzę się uczyć – prychnęła dziewczyna, ale w końcu spojrzała na projekty podsunięte przez współlokatorkę – Faktycznie, są wspaniałe!
Na kartkach przed swoimi oczami widniało sześć rysunków niesamowitych sukienek. Od razu można było rozpoznać, że są idealne na imprezę. Krótkie do połowy uda lub jeszcze krótsze. Bombki, obcisłe, rozszerzane. Każda inna. Każda wyjątkowa.
- Dlaczego są czaro-białe? – zapytała Miona, gdy obudziła się z transu, w który wprowadziły ją projekty.
- Nie mam pomysłu na kolory. Liczyłam, że mi pomożesz.
Miona pokiwała ochoczo głową.
- Dziewczynki, chodźcie na obiad! – tym samym pani Rose przerwała jakiekolwiek zbieranie się do wcielenia w życie planu wybrania kolorystyki do tych niesamowitych sukienek.
- Co tak późno?!
Wytrzeszczyła swoje zaspane oczy na panią Granger, jakby zerwała się z księżyca.
- Co? – zapytała pomiędzy dwoma dużymi ziewami.
- Nie mówiłam ci, że jedziemy dziś do babci? – zapytała kobieta składając kanapki.
Miona pokręciła przecząco głową.
- No, to teraz już wiesz… Jeszcze pięć minut i miałam przyjść do twojego pokoju i cię obudzić! Siadaj i jedz.
Dziewczyna zajęła miejsce przy stole i zaczęła powolnie przeżuwać kęsy kanapki z serem i pomidorem, którą przygotowała jej mama.
- Będziesz musiała użyć magii, żeby się spakować, bo spóźnimy się na pociąg. O szóstej musimy wyjeżdżać, a tata jeszcze śpi!
Po tych słowach zniknęła na górze, prawdopodobnie kończąc pakowanie i budząc męża.
Hermiona skończyła śniadanie. Myjąc talerz, usłyszała, jak jej tata mówi:
- Kochanie, zamówiłaś już taksówkę?
Kątem oka zobaczyła, jak wkładał przez głowę swój ulubiony szary sweter.
- Ach, już, już! – powiedziała zaganiana kobieta i zniknęła z pola widzenia, by wykonać telefon.
Miona udała się szybkim krokiem do swojego pokoju. W kilka minut doprowadziła się do ładu. Wygrzebała z dna szafy nieużywaną od dawna torbę podróżną i machnęła różdżką. Ciepłe swetry, długie spodnie i wszelkie inne potrzebne jej rzeczy, idealnie poskładane, opadły na dno walizki. Zamknęła ją i zaczęła zgarniać rzeczy do podręcznej torebki. Rudy kocur zobaczył, co się święci, więc bez miauknięcia czy prychnięcia z nieukontentowania następującą sytuacją, ruszył swój zacny zadek i usadowił go w wiklinowej klatce. Tak przygotowana dziewczyna zeszła na dół. W przedpokoju czekali już na nią ubrani rodzice. Szybko wsunęła na nogi ciepłe buty i założyła kurtkę oraz zimowy zestaw. Wyszli z domu i, po zamknięciu go na cztery spusty, skierowali się do czekającej od chwili taksówki.
- Na dworzec, poprosimy – poleciła pani Jean, gdy wszyscy znaleźli się w samochodzie.
Dojechali na miejsce o wpół do siódmej. Pan Granger ruszył do kas i kupił bilety. Całą trójką udali się na odpowiedni peron. Wsiedli do pociągu. Zawsze w ten sposób jeździli do babci Hermiony. Pani Rose mieszkała daleko od nich, a długa podróż w samochodzie była męcząca, niewygodna i zbyt droga, by z niej korzystać.
Miona wyjęła z torby podręcznej mugolską książkę i zniknęła umysłem z wagonu. Od lektury oderwała się jedynie dwa razy w ciągu całej podróży: pierwszy, gdy mama podała jej kanapkę z jajkiem na drugie śniadanie i drugi, kiedy rodzice powiedzieli jej, że zaraz wysiadają.
Ubrała ponownie kurtkę i nawet się nie obejrzała, a siedziała już w taksówce, która dowiozła ją pod bramę niedużego domu. Na widok samochodu, starsza kobieta wybiegła na podwórze i otworzyła furtkę, by jej rodzina mogła spokojnie wejść. Była opatulona kożuchem, ale na jej nogach wciąż były kapcie.
- Hermionka! – wykrzyczała uradowana babcia na widok swojej jedynej i ukochanej wnuczki.
- Mamo! – skarciła ją Jean Granger – Zaziębisz się! Wracaj do środka, zaraz wejdziemy.
- Głupoty – żachnęła się starsza kobieta – Dajcie coś, pomogę wam.
Paul Granger momentalnie pokręcił głową, gdy teściowa próbowała wziąć od niego walizkę wnuczki.
- Dam radę sam.
Widząc sprzeciw zięcia, pani Rose zrezygnowała i podeszła do Hermiony. Uściskała ją ze wzruszeniem, co dziewczyna odwzajemniła serdecznie. Była jej jedyną i ukochaną babcią, a ona sama była jej jedyną i ukochaną wnuczką.
Miona podniosła wzrok, by po raz kolejny zobaczyć dom babci. Zastała go tak, jak go zapamiętała. Nie należał do dużych, ale idealnie spełniał wymagania jej rodziny. Był jednopiętrowy, ale posiadał poddasze, na którym znajdowała się pracownia krawiecka. Na parterze mieściła się kuchnia, mały salon, łazieneczka i pokój dla gości, który, podczas takich przyjazdów, zajmowali jej rodzice. Z kolei na piętrze można było znaleźć dwie sypialnie, nieco większa niż na dole łazienka i gabinet, czyli ulubione miejsce Hermiony w całym domu. Zawsze przesiadywała tam niemal całymi dniami wraz z babcią, wymyślając nowe projekty na piękne ubrania. Kiedy wspólnie akceptowały jakiś projekt, to po kilku miesiącach, kiedy Hermiona pojawiała się w tym magicznym domu po raz kolejny, widziała uszyte już ubranie.
- Chodź Mionka. Zostawisz swoje rzeczy i pokażę ci coś w gabinecie – powiedziała babcia, wyrywając ją z rozmyślań.
Paul Granger i Jean Granger ruszyli za nimi. Tata Hermiony zaniósł jej walizkę do sypialni, w której spała razem z Margaret. Miona ruszyła za nim. Kiedy tylko przekroczyła próg pokoju, ktoś rzucił się jej na szyję.
- Miona!
Margaret dopiero po kilku minutach puściła ją z mocnego uścisku. Dziewczyna uśmiechnęła się na widok starszej przyjaciółki. Wyglądała jak zwykle, czarne rurki, biała bluzka i ciemna kamizelka. Wszystko uszyte własnoręcznie. Na nosie miała swoje ukochane okulary w czarnych oprawkach. Długie, proste ciemnobrązowe włosy miała związane w luźny warkocz. W jej oczach śmigały radosne iskierki.
- Wypiękniałaś – powiedziała Hermiona uśmiechając się.
Margaret zarumieniła się. Nie chcąc pozostać dłużna odpowiedziała:
- Ty też. Widzę, że znów masz loki.
- Udało mi się je doprowadzić do ładu po roku spędzonym… - urwała przypominając sobie, że nie może powiedzieć Margaret wszystkiego, bo przecież nie jest czarownicą.
- Spędzonym…?
- No, w internacie. Tak skupiłam się na nauce, że nie miałam czasu zadbać o siebie – wymignęła się, po czym szybko zmieniła temat – Masz jakieś nowe projekty?
Dziewczyna pokiwała głową. Poszła do biurka po swój folder, a Hermiona wykorzystała ten czas, by wypuścić z klatki Krzywołapa i rzucić swoje rzeczy na zajmowanie przez nią łóżko.
- Gdzie ja to wrzuciłam…? - mruknęła pod nosem Margaret.
Miona rozejrzała się po pokoju. Nieco się zmienił od jej ostatniej wizyty. Był kwadratowy, a po lewej stronie od wejścia znajdowała się mała garderoba, której wcześniej nie było. Ściany niegdyś słonecznie żółte teraz były beżowe. Meble zmieniły swój kolor na ciemny orzech, a pościel na obu łóżkach była utrzymana w odcieniach beżu i czekolady. Okno pozbyło się staromodnych firanek, teraz zasłaniała je gustowna czerwona zasłonka. Biurko, ustawione niegdyś pod oknem, wypełniało teraz połowę przestrzeni naprzeciw łóżek. Czerwony fotel obrotowy idealnie pasował do czterech eleganckich folderów w tym samym kolorze. Hermiona była pewna, że są pozapełniane projektami ubrań, które najlepiej się sprzedawały. Były wypełnione po brzegi. A były to tylko projekty samej Margaret.
- Mam! – wykrzyknęła dziewczyna w okularach niemal jak Archimedes „eureka!”, podczas jednej ze swych kąpieli.
Podeszła do koleżanki i usiadła na swoim łóżku. Miona zrobiła to samo. Kiedy tylko młoda projektantka otworzyła zeszyt, westchnęła z zachwytu. Margaret speszyła się i szybko przekartkowała pierwsze strony.
- Mar, czemu nie chcesz ich pokazać?
- Są nieudane. Tu są fajne.
- Nieudane… A ja nienawidzę się uczyć – prychnęła dziewczyna, ale w końcu spojrzała na projekty podsunięte przez współlokatorkę – Faktycznie, są wspaniałe!
Na kartkach przed swoimi oczami widniało sześć rysunków niesamowitych sukienek. Od razu można było rozpoznać, że są idealne na imprezę. Krótkie do połowy uda lub jeszcze krótsze. Bombki, obcisłe, rozszerzane. Każda inna. Każda wyjątkowa.
- Dlaczego są czaro-białe? – zapytała Miona, gdy obudziła się z transu, w który wprowadziły ją projekty.
- Nie mam pomysłu na kolory. Liczyłam, że mi pomożesz.
Miona pokiwała ochoczo głową.
- Dziewczynki, chodźcie na obiad! – tym samym pani Rose przerwała jakiekolwiek zbieranie się do wcielenia w życie planu wybrania kolorystyki do tych niesamowitych sukienek.
***
- Mówiłam ci, że w mojej szkole są cztery równoległe klasy. Żeby być oryginalni, nazwali je domami. Każdy dom ma własną barwę. Ja jestem w czerwonym domie – zaczęła opowiadać Miona, wymyślając wiele faktów, by nie wprowadzać ją w pełny świat magii.
- Tak, pamiętam. Co tam u Rona, Harry’ego i Gin?
- Och, pamiętasz ich!
- No, jasne. Za każdym razem o nich opowiadasz – zaśmiała się – Co u nich? Nadal chodzisz z Rudzielcem?
- Nie, z Ronem to skończone. Na święta mieliśmy małą sprzeczkę, bo nie mógł zaakceptować tego, że spotykam się z kimś innym.
Margaret zachłysnęła się herbatą i wytrzeszczyła oczy na przyjaciółkę.
- Kto, kiedy, jak i gdzie?! OPOWIADAJ.
Miona streściła jej całą historię minionych miesięcy. Poprzekręcała kilka faktów, takich jak prawdziwe źródło pochodzenia prezentów od Draco i co znajdowało się w fiolkach na nich zawieszonych. Mimo tego wszystkiego młoda projektantka i tak była zachwycona.
- Farciara z ciebie. Ja jestem starą babą bez chłopaka.
- Przeprowadź się do Londynu – zażartowała Herm.
- Nie, nie zostawię twojej babci. Dopiero jak odejdzie z tego świata, wyprowadzę się z tego domu. Za dużo dla mnie zrobiła, żeby teraz ją odtrącać – odpowiedziała całkiem poważnie Margaret, upijając łyk herbaty z imbirem.
Miona naciągnęła swój sweter, by przykrył jej całe ręce. Uśmiechnęła się do przyjaciółki za te słowa. Dzięki niej była pewna, że babcia nie będzie samotna.
- Idziemy do pracowni? – zapytała w końcu Mar.
- Najpierw pójdę do babci. Miała zaprowadzić mnie do gabinetu. Chyba ma coś ciekawego w zanadrzu – powiedziała, puszczając oko do przyjaciółki.
Wzięła puste kubki po herbacie i zeszła na dół po nieco skrzypiących już schodach. Odłożyła naczynia do zmywarki i odnalazła babcię. Siedziała na swoim ulubionym fotelu i jednym okiem oglądała serial. Bardziej jednak skupiła się na ozdobnym szydełkowaniu czekoladową wełną beżowego koca. Dziewczyna uśmiechnęła się na ten widok. Podeszła bliżej babci i usiadła na sofie. Nie mówiła nic, bo wiedziała, że pani Rose nie lubi, gdy się jej przeszkadza. Kilka ruchów szydełkiem i koc był skończony. Kobieta złożyła go i zapakowała w eleganckie białe pudełko. Opakowanie z kolei obtoczyła szarym papierem i napisała na nim numer zamówienia oraz nazwisko klienta.
- Bardzo ładny.
- Wiem, Mionko. Siedziałam nad nim bardzo długo, ale wart był poświęconego czasu. Chodź, chciałam pokazać ci coś w gabinecie.
- Po to tu przyszłam – odpowiedziała dziewczyna z uśmiechem i weszła za babcią do gabinetu na piętrze.
Babcia podała jej jeden z folderów. Brunetka otworzyła i zobaczyła coś, czego nigdy by się nie spodziewała. Piękny projekt sukni ślubnej. Była w tak zwanym typie syrenki, czyli rozszerzana od kolan w dół, aż do ziemi. Tył był dłuższy niż przód, więc tiul tworzył podczas ruchu „ogon”. Dekolt w kształcie serca pozbawiony był ramiączek. Na projekcie można było znaleźć delikatne zaznaczenie na wzór do wyszycia kryształkami pod lewą piersią. Sukienka do pasa sprawiała wrażenie wykręcanej, by następnie dół stworzył kontrast, będąc puszczonym luźno.
- Babciu, jest piękna! – powiedziała z zachwytem.
- Długo męczyłam się z projektem, a panna młoda, która ją ode mnie zamówiła w pewnym momencie po prostu zrezygnowała.
- Szkoda… - westchnęła, a po chwili w jej głowie zrodził się idealny pomysł – Ile zajęłoby ci stworzenie takiej sukienki?
- Co najmniej trzy tygodnie…
- A ile, by kosztowała?
- Nie ważne. Powiem ci później – powiedziała i wybiegła z pokoju wraz z folderem.
Po drodze rzuciła zaklęcie dublujące na kartkę z projektem, upewniając się, że nikt tego nie zobaczy. Wpadła do swojej sypialni jak burza i wyrwała kartkę z zeszytu. Napisała króciutki list i szczelnie zapakowała go do koszulki foliowej, by się nie zniszczył. Załączyła do niego również kopię obrazka. Obudziła Krzywołapa i przywiązała liścik do jego obroży.
- Idź do Johna. Przypilnuj, żeby wysłał to do Pansy Parkinson. Masz nie wracać, póki nie wyśle listu, dobrze? – szepnęła do ucha kota.
Kot mruknął niezadowolony, że musi opuszczać dom po zmroku, ale zgodził się wykonać to zadanie. W końcu był jej kocim przyjacielem… John był jedynym czarodziejem w miasteczku. Znał Hermionę i jej rudego persa. Z wielką ochotą pomagał jej, gdy potrzebowała skontaktować się z kimś ze świata czarodziejów. Jedyne, czego chciał w zamian to, od czasu do czasu, zaproszenia ze strony jej babci do domu. Był bardzo samotny, ponieważ był kawalerem. Pani Rose znała go i bardzo lubiła, a poza tym postawiła sobie za punkt honoru, zeswatać go z Margaret.
- Co jest, Miona? Gdzie idzie Krzywołap? – zapytała jej starsza przyjaciółka.
- Ach, wiesz kocie wyprawy. Pewnie wróci za godzinkę czy dwie.
- Tak, pamiętam. Co tam u Rona, Harry’ego i Gin?
- Och, pamiętasz ich!
- No, jasne. Za każdym razem o nich opowiadasz – zaśmiała się – Co u nich? Nadal chodzisz z Rudzielcem?
- Nie, z Ronem to skończone. Na święta mieliśmy małą sprzeczkę, bo nie mógł zaakceptować tego, że spotykam się z kimś innym.
Margaret zachłysnęła się herbatą i wytrzeszczyła oczy na przyjaciółkę.
- Kto, kiedy, jak i gdzie?! OPOWIADAJ.
Miona streściła jej całą historię minionych miesięcy. Poprzekręcała kilka faktów, takich jak prawdziwe źródło pochodzenia prezentów od Draco i co znajdowało się w fiolkach na nich zawieszonych. Mimo tego wszystkiego młoda projektantka i tak była zachwycona.
- Farciara z ciebie. Ja jestem starą babą bez chłopaka.
- Przeprowadź się do Londynu – zażartowała Herm.
- Nie, nie zostawię twojej babci. Dopiero jak odejdzie z tego świata, wyprowadzę się z tego domu. Za dużo dla mnie zrobiła, żeby teraz ją odtrącać – odpowiedziała całkiem poważnie Margaret, upijając łyk herbaty z imbirem.
Miona naciągnęła swój sweter, by przykrył jej całe ręce. Uśmiechnęła się do przyjaciółki za te słowa. Dzięki niej była pewna, że babcia nie będzie samotna.
- Idziemy do pracowni? – zapytała w końcu Mar.
- Najpierw pójdę do babci. Miała zaprowadzić mnie do gabinetu. Chyba ma coś ciekawego w zanadrzu – powiedziała, puszczając oko do przyjaciółki.
Wzięła puste kubki po herbacie i zeszła na dół po nieco skrzypiących już schodach. Odłożyła naczynia do zmywarki i odnalazła babcię. Siedziała na swoim ulubionym fotelu i jednym okiem oglądała serial. Bardziej jednak skupiła się na ozdobnym szydełkowaniu czekoladową wełną beżowego koca. Dziewczyna uśmiechnęła się na ten widok. Podeszła bliżej babci i usiadła na sofie. Nie mówiła nic, bo wiedziała, że pani Rose nie lubi, gdy się jej przeszkadza. Kilka ruchów szydełkiem i koc był skończony. Kobieta złożyła go i zapakowała w eleganckie białe pudełko. Opakowanie z kolei obtoczyła szarym papierem i napisała na nim numer zamówienia oraz nazwisko klienta.
- Bardzo ładny.
- Wiem, Mionko. Siedziałam nad nim bardzo długo, ale wart był poświęconego czasu. Chodź, chciałam pokazać ci coś w gabinecie.
- Po to tu przyszłam – odpowiedziała dziewczyna z uśmiechem i weszła za babcią do gabinetu na piętrze.
Babcia podała jej jeden z folderów. Brunetka otworzyła i zobaczyła coś, czego nigdy by się nie spodziewała. Piękny projekt sukni ślubnej. Była w tak zwanym typie syrenki, czyli rozszerzana od kolan w dół, aż do ziemi. Tył był dłuższy niż przód, więc tiul tworzył podczas ruchu „ogon”. Dekolt w kształcie serca pozbawiony był ramiączek. Na projekcie można było znaleźć delikatne zaznaczenie na wzór do wyszycia kryształkami pod lewą piersią. Sukienka do pasa sprawiała wrażenie wykręcanej, by następnie dół stworzył kontrast, będąc puszczonym luźno.
- Babciu, jest piękna! – powiedziała z zachwytem.
- Długo męczyłam się z projektem, a panna młoda, która ją ode mnie zamówiła w pewnym momencie po prostu zrezygnowała.
- Szkoda… - westchnęła, a po chwili w jej głowie zrodził się idealny pomysł – Ile zajęłoby ci stworzenie takiej sukienki?
- Co najmniej trzy tygodnie…
- A ile, by kosztowała?
- Nie ważne. Powiem ci później – powiedziała i wybiegła z pokoju wraz z folderem.
Po drodze rzuciła zaklęcie dublujące na kartkę z projektem, upewniając się, że nikt tego nie zobaczy. Wpadła do swojej sypialni jak burza i wyrwała kartkę z zeszytu. Napisała króciutki list i szczelnie zapakowała go do koszulki foliowej, by się nie zniszczył. Załączyła do niego również kopię obrazka. Obudziła Krzywołapa i przywiązała liścik do jego obroży.
- Idź do Johna. Przypilnuj, żeby wysłał to do Pansy Parkinson. Masz nie wracać, póki nie wyśle listu, dobrze? – szepnęła do ucha kota.
Kot mruknął niezadowolony, że musi opuszczać dom po zmroku, ale zgodził się wykonać to zadanie. W końcu był jej kocim przyjacielem… John był jedynym czarodziejem w miasteczku. Znał Hermionę i jej rudego persa. Z wielką ochotą pomagał jej, gdy potrzebowała skontaktować się z kimś ze świata czarodziejów. Jedyne, czego chciał w zamian to, od czasu do czasu, zaproszenia ze strony jej babci do domu. Był bardzo samotny, ponieważ był kawalerem. Pani Rose znała go i bardzo lubiła, a poza tym postawiła sobie za punkt honoru, zeswatać go z Margaret.
- Co jest, Miona? Gdzie idzie Krzywołap? – zapytała jej starsza przyjaciółka.
- Ach, wiesz kocie wyprawy. Pewnie wróci za godzinkę czy dwie.
***
Następny dzień przebiegł dokładnie tak, jak Miona spodziewała się. Tryb życia babci sprowadzał się do pomocy w domu i przesiadywaniu nad starymi katalogami z modą, czyli odpowiednikiem Vouge dla pani Rose. Wspólne szukanie inspiracji zakończyło się powstaniem nowego projektu eleganckiej sukienki.
Po obiedzie Miona zamknęła się razem z Margaret i zajęły się dobieraniem materiałów do projektów, które stworzyła Mar. Jedna z najkrótszych sukienek, niemniej zakrywająca to, co powinna, miała zostać wykonana z czarnej skóry. Linia dekoltu i ramion była prosta, więc sukienka idealnie ukazywała dziewczęce barki. Po krótkiej naradzie postanowiły, że będzie miała długie rękawy i z tyłu złoty zameczek.
- Sukienka spodobałaby się Ginny – zaśmiała się Hermiona, tworząc ostatnie poprawki na projekcie.
- Kiedy ma urodziny? – zapytała nagle Mar.
- Co? Jedenastego sierpnia, a bo co?
- Zrobimy jej prezent. Tak czy siak planowałam coś uszyć w tym tygodniu, a mam sporo kasy na materiały.
- Możemy?! – zapytała Miona zaskoczona.
Prezent tego typu był dla Ginny idealny, bo sama nie miała zbyt dużo pieniędzy, by pozwolić sobie na tak niesamowitą sukienkę. Miona chciała się odwdzięczyć przyjaciółce za te wszystkie lata zrozumienia i więzi, która je łączyła.
- Raz się żyje, a dziewczynie się coś należy – zaśmiała się Margaret – Pobawię się w świętego Mikołaja.
- Jesteś wredna – zachichotała dziewczyna i uderzyła koleżankę folderem po ramieniu.
- Wredna, ale utalentowana! – dodała – Bierzemy się do szycia, moja Śnieżynko.
Po obiedzie Miona zamknęła się razem z Margaret i zajęły się dobieraniem materiałów do projektów, które stworzyła Mar. Jedna z najkrótszych sukienek, niemniej zakrywająca to, co powinna, miała zostać wykonana z czarnej skóry. Linia dekoltu i ramion była prosta, więc sukienka idealnie ukazywała dziewczęce barki. Po krótkiej naradzie postanowiły, że będzie miała długie rękawy i z tyłu złoty zameczek.
- Sukienka spodobałaby się Ginny – zaśmiała się Hermiona, tworząc ostatnie poprawki na projekcie.
- Kiedy ma urodziny? – zapytała nagle Mar.
- Co? Jedenastego sierpnia, a bo co?
- Zrobimy jej prezent. Tak czy siak planowałam coś uszyć w tym tygodniu, a mam sporo kasy na materiały.
- Możemy?! – zapytała Miona zaskoczona.
Prezent tego typu był dla Ginny idealny, bo sama nie miała zbyt dużo pieniędzy, by pozwolić sobie na tak niesamowitą sukienkę. Miona chciała się odwdzięczyć przyjaciółce za te wszystkie lata zrozumienia i więzi, która je łączyła.
- Raz się żyje, a dziewczynie się coś należy – zaśmiała się Margaret – Pobawię się w świętego Mikołaja.
- Jesteś wredna – zachichotała dziewczyna i uderzyła koleżankę folderem po ramieniu.
- Wredna, ale utalentowana! – dodała – Bierzemy się do szycia, moja Śnieżynko.
***
- Czyli spędzają razem ferie – mruknęła, żałując jednocześnie, że nie jest teraz na miejscu Ślizgonki.
Droga Mionko!
Sukienka jest przepiękna. Pokazałam ją moim rodzicom, byli zauroczeni. Dopiero gdy powiedzieli, że jest godna ich córki powiedziałam, że to projekt twojej babci. Pokręcili nieco nosem na wieść, że jest mugolską projektantką, ale przypomniałam im, jak bardzo zachwycali się nią kilka minut temu. Zgodzili się.
W kopercie jest jeszcze drugi list. Jest to zamówienie skierowane do twojej babci z opisem sukienki, której projekt mi przesłałaś. Poza tym jest czek. Nie znam się na mugolskich pieniądzach, ale sądzę, że tyle wystarczy. Wyjmij list do ciebie, a zamówienie i czek ponownie zaklej w kopercie i przerób zaklęciem adresata. Dodaj te mugolskie pierdółki i powiedz babci, że było w tych pudełkach, co trzymacie na dworze, gdzie mugole wrzucają listy.
Odeślij sowę na znak, że to zrobiłaś. Dziękuję ci bardzo za pomoc, nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła, kochanie!
Pansy
PS Draco mówi, że bardzo za tobą tęskni.
Uśmiechnęła się na widok końcówki. Słysząc, że drzwi od łazienki się otwierają, szybko wykonała polecenia zawarte w liście i wręcz wyrzuciła sowę za okno. W ostatniej chwili je zamknęła. Do pokoju weszła Margaret ubrana w ciepły szlafrok i z ręcznikiem na głowie.
- Łazienka wolna – oznajmiła.
- Spoko.
Dziewczyna porwała swoje rzeczy, a zamówienie dyskretnie schowała między nimi. Gdy nikt nie widział, zeszła po schodach i wyleciała na dwór, by wrzucić list do skrzynki. Podniosła chorągiewkę i zmarznięta wróciła do domu. Bezszelestnie wślizgnęła się do łazienki i wzięła długą, relaksującą kąpiel wiedząc, że w ciągu następnych pięciu dni będzie robić to samo, co do tej pory. Nie przeszkadzało jej to jednak, bo wiedziała coś, co bardzo ją ucieszyło. Draco bardzo za nią tęsknił.
~~~ OGŁOSZENIA PARAFIALNE ~~~
Dedyk po raz kolejny dla Venetii, ale i również dla joxi, która lubi męczyć mnie pytaniami o rozdział ;) Było babciowo, było Margaretowo i krawiecko i sukienkowo i przede wszystkim Hermionowo. Rozdział ma 6,5 strony z czego jestem zadowolona. Nie widziałam powodu na opisywanie całego tygodnia, bo dni u babci wyglądają niemal tak samo. Nudzilibyście się ;) W 20 rozdziale będzie sam Dracuś i, jak pewnie większość się domyśla, Pansy. Spokojnie, Draco ma ciekawszy tydzień od Miony :D BARDZO DZIĘKUJĘ WAM ZA WCZORAJSZE 1 013 WYŚWIETLEŃ <3
WAŻNY EDIT: Konkurs nieaktualny! Jedyne zgłoszenie zostanie nagrodzone wstępem do prologu :D
WAŻNY EDIT: Konkurs nieaktualny! Jedyne zgłoszenie zostanie nagrodzone wstępem do prologu :D
Rozdział świetny, szkoda że nie ma Draco ale będzie a następnym. Nie mogę się doczekać. No i ta końcówka listu, super ;D
OdpowiedzUsuńAWHHHHHHH <3 Jeju uroczy ten rozdział. Już polubiłam babcię Hermiony :) Awh no i dziękuje za dedykację <3
OdpowiedzUsuńJa już chce rozdział 21 i rzyganie tęczą :D Dzięki za dedykację do Ciotki V. pasują babcine rozdziały :D inspirująca ta postać Margaret, planujesz coś jeszcze dla niej ?:> Życzę ci dużo weny i powodzenia!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Venetiia.
Świetny rozdział, nie mogę się doczekać następnego. Mogłabyś dodać jakieś zdjęcia tych sukienek, choć trochę podobnych do tych, które tu opisałaś? W moich myślach wyglądają przepięknie. Sama je wymyślałaś?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
D.D.
http://repellomugoletum.blogspot.com/
Sama wymyślałam sukienkę dla Ginny, a suknia ślubna Pansy to owoc grzebania w google grafice :D http://2.bp.blogspot.com/-fM_ld0dtUnY/UQd6JphnIAI/AAAAAAAABqw/esNN52czIGk/s1600/elegancka-suknia-slubna-syrena-koronkowa-2013-w-kszta%C5%82cie-serca.jpg Tak mniej więcej wygląda sukienka dla przyszłej pani Nott ;D Sukienkę Ginny zostawię waszej wyobraźni ;)
UsuńGenialny :) A te projekty piękne :) Końcówka listu awww :) czekam niecierpliwie na kolejny :) pozdrowionka :)
OdpowiedzUsuńRozdział jest wspaniały, już się nie mogę doczekać co tam się dzieje u Dracona, coś czuje,. że będzie ciekawie :)
OdpowiedzUsuńhttp://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/
Super rozdział.
OdpowiedzUsuńMiło mi się czytało, nie powiem :)
OdpowiedzUsuńChociaż o wiele bardziej preferuję rozdziały, gdzie wystepuje i draco, i hermiona.
buziak!
Rozdział jak to zwykle genialny ! :)
OdpowiedzUsuńWedlug mnie bardzo przyjemnie i milo czytalo sie ten rozdzial. Ogromnie polubilam zarowno Margaret jak i babcie Rose.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdzial! :)
Bardzo mi się podoba twój styl pisania
OdpowiedzUsuńPolubiłam tą Margaret , jest sympatyczna . Babcia Rose też , jak taka prawdziwa babcia , niech jeszcze wpycha jej jedzenie . Pozdrawiam i życzę weny :) .
OdpowiedzUsuńhahaha zapomniałam o aspekcie jedzenia xD
UsuńBardzo fajny rozdział, zresztą jak każdy ! ;) Jestem ciekawa kolejnego rozdziału, w końcu będzie on o Draco ;D
OdpowiedzUsuńWiesz, mówisz że 21 rozdział to niespodzianka, więc ja mam nadzieję, że tą niespodzianką będą oświadczyny Draco. I mam nadzieję, że Hermiona się zgodzi, bo chyba nie przeżyję jak powie nie.
Świetny blog, świetnie piszesz, świetny wygląd bloga, świetne rozdział, po prostu wszystko jest idealne xd
pozdrawiam.
Dziękuję :) A czy coś wskazuje na to, że Mionka powie nie? ;)
UsuńWłaściwie to nie. I mam nadzieję, że tak bedzie ;d
UsuńHm, coz tu dlugo mowic, zakochalam sie.
OdpowiedzUsuńgenialne, czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńTrafiłam tu przez Stowarzyszenie. A właściwie trafiałam tu wiele razy. Najczęściej kiedy widziałam, że dodałaś nowy rozdział. :) Zawsze pobieżnie przelatywałam wzrokiem tekst. Od razu odniosłam wrażenie, że masz niesamowity styl, duży zasób słów, a także wielką wyobraźnię. Jednakże pomimo moich wrażeń (byłam i nadal jestem zauroczona twoim opowiadaniem) ani razu nie przeczytałam rozdziału od deski do deski. Dziś to zrobiłam. Ale nie tylko to. :D
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam całe opowiadanie i jak już pisałam, jestem pod gigantycznym wrażeniem. Uważam, że masz ogromny talent. :** W niektórych przypadkach kiedy się czyta kilka, a nawet wszystkie rozdziały jakiegoś opowiadania, człowiek czuje specyfikę, klimat tej historii. Nie ma wiele blogów, w których w jednym rozdziale da się odczuć ten charakter danej opowieści. Znam tylko kilka, nielicznych. Jednak w twoim, w każdym zdaniu, w każdym słowie doświadcza się tej magii. I nie mówię tu o magii z Harry'ego Pottera. Nie ważne o czym byś pisała, w twoim opowiadaniu byłaby ta specyficzna magia, która wprawia czytelnika w zadowolenie. :D Ale muszę się przyznać, że jeszcze nigdy tak nikomu nie zazdrościłam zdolności pisarskich, jak Tobie. :P Jak naszło mnie to uczucie, gdzieś przy 8 rozdziale, tak nie opuszczało do końca. :D
Mam ogromną nadzieję, że pomiędzy Draconem i Hermioną wszystko się w końcu ułoży. Mam jakieś nieodparte wrażenie, że za niedługo nagle wszystko się zepsuje. Może to tylko moje przeczucia. :)
Zaskoczyłaś mnie pozytywnie, łącząc ze sobą Blaise'a i Tracey oraz Pansy i Theodora. Na większości blogów Ginny jest z Blaisem. Nie mam nic do tego połączenia, w moim opowiadaniu oni również będą razem (xD), jednak zawsze to jest jakaś odmiana.
Fabuła toczy się w doskonałym, wyważonym, naturalnym tempie i to mi się bardzo podoba. :D Czasami leci za wolno, a czasami za szybko. Tu jest idealnie.
Z natury jestem bardzo czepliwa, jeśli można tak w ogóle powiedzieć. xD Wymagająca, uparta, a także mam trudny charakter i jestem wyjątkowo zmienna, dlatego nie mówię o wielu rzeczach w kategoriach: doskonałe, perfekcyjne. A jednak twoje opowiadanie takie jest. Po prostu idealne. :3
Życzę Ci dużo wytrwałości i żebyś cały czas doskonaliła swoje umiejętności. :D
Pozdrawiam, Twoja nowa czytelniczka. :**
Ojej, dziękuję bardzo *u* Wyszczerz radości nie opuszcza mojej mordki :D
UsuńJuż jutro nowy rozdział, bo moje kochane potworki [czyt. czytelnicy] dobiły do 20 komentarzy. Tym razem czeka was rozdział z niemal samymi Ślizgonami i dużą ilością Draco :)
Genialnie !
OdpowiedzUsuńNajbardziej spodobała mi się końcówka i chyba każdy wie dlaczego :) Z niecierpliwością czekam na rozdział 20 :P
OdpowiedzUsuńSuper ! Bosko !
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam Twoje opowiadanie niemal jednym tchem. Jest świetne. Jedno z najlepszych jakie czytałam. Już kiedyś czytałam prolog i pierwszy rozdział. I zupełnie nie wiem jak to się stało, że nie przeczytałam dalej. o.O Teraz żałuję. Ale odnalazłam go ponownie dzięki aska Venetii :D
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału, jest cudowny! Myślę, że chyba bardzo polubię Margaret. Kojarzy mi się z taką osobą pełną życia, z wysokim kokiem, okularami kujonkami i czerwonymi ustami :D
Ale i tak moją ulubioną pozostanie Krzywołapek - kot filozof ♥
Życzę weny i czekam na następny. ;*
Chiyo.
*asku
OdpowiedzUsuńYay! Nie mogłam się doczekać nowego rozdziału więc cieszę się że już jest! Jak zwykle cudo, trochę tylko nudnawo, oczekiwałam więcej akcji ale i tak mi się podoba. Ciekawe jak Draco spędza ferie, zobaczymy w nastepnym. :D
OdpowiedzUsuńDotarłam na twojego bloga dzisiaj o 16 popołudniu i już skończyłam 19 rozdziałów. Piszesz świetnie i ciekawie. Mam nadzieję, że Draco w końcu się oświadczy Hermionie, że nie długo będzie ślub Pansy i Notta, że Zabini oświadcyz się Davis i Harry i Ginny wezmą ślub :D
OdpowiedzUsuńZapraszam także na mojego bloga o Dramione. Piszę go już nie cały rok :)
http://dramione-in-love.blogspot.com/
Pozdrawiam i życzę weny ;*
O rany...
OdpowiedzUsuńDopiero teraz zdałam sobie sprawę, że pomyliłam kolejność rozdziałów, które miałam u Ciebie przeczytać... xD
Najpierw przeczytałam rozdział 20 a dopiero teraz 19, a w poprzednim komentarzu(w rozdziale 20) napisałam, że się nie mogę doczekać jak będzie wyglądała sukienka dla Pansy xD
Wybacz za moją omyłkę i mam nadzieję, że się nie gniewasz :)
Co do rozdziału... wyszedł naprawdę rewelacyjnie :D Bardzo mi się spodobała postać Margaret. Mam nadzieję, że będzie jeszcze o niej mowa w opowiadaniu ;)
Babcia Hermiony wydaję się naprawdę miłą kobietą, też ta postać jest udana =]
Mam nadzieję, że następny, następny będzie niebawem :D xD
Jeszcze raz przepraszam za omyłkę i mam nadzieję, że nie wprowadzi Cię w błąd xD
Ah... Jaki czasem ze mnie nieogar xD
Pozdrawiam ! :-*
~ Pure - Blood Princess
Przypomniała mi się piosenka "już mi niosą suknię z welonem..." :D
OdpowiedzUsuń-------
clover.
http://hgranger-dmalfoy.blogspot.com/
Szkoda, że nie spędzają ferii razem. Hermiona ma bardzo fajną babcię ;)
OdpowiedzUsuń