To dziś
- To było prostsze niż odebranie dziecku lizaka – zaśmiała się Astoria, wyciągając kartkę z pełną listą pomysłów Alexa.
- Następnym razem trzymaj ją w kieszeniach, a nie w staniku. Pieniądze też tam przetrzymujesz? – zapytał, odbierając od niej listę.
- Możesz się przekonać – powiedziała zaczepnie.
Hermiona wiedziała, że to czas wkroczyć do akcji. Podeszła bliżej Dracona i złapała go na ramię. Zgromiła Ślizgonkę wzrokiem, co dziewczyna skomentowała jedynie cynicznym śmiechem.
- A ty możesz już iść – warknęła Gryfonka.
Astoria ponownie parsknęła śmiechem, ale wyszła z dormitorium Hermiony. Kiedy zamknęły się za nią drzwi Draco, wlepił rozmarzone spojrzenie w swoją dziewczynę. Miona natomiast wciąż była poddenerwowana i zamiast zareagować na to z radością wydarła się:
- Czego?!
Draco nie wytrzymał i zaczął śmiać się jak głupi. Zanim się opanował, złość całkowicie opuściła dziewczynę. Pod koniec nawet zaczęła śmiać się razem z nim. W końcu uciszył ją krótkim pocałunkiem.
- Jesteś taka słodka, kiedy jesteś zazdrosna – wymruczał.
- Ja nie je…
- Jesteś, jesteś, lwico.
Wywróciła oczami. Zaczęła powoli ogarniać bałagan znajdujący się w pokoju. Wolała, kiedy wszystko było na swoim miejscu. Podniosła kilka książek z ziemi, które zapewne zrzucił Krzywołap i poukładała je w szafce i na półkach. Przygotowała również torbę na wtorkowe zajęcia.
- Skoro jesteśmy już przy temacie balu – zaczął Draco – Idziemy razem… Jako para, prawda?
- Nie. Idę z Ronem – powiedziała, schylając się do jednej z szuflad.
- Co?! Chyba cię…! – zaczął, ale dziewczyna uciszyła go swoim perlistym śmiechem.
- Jesteś taki słodki, kiedy jesteś zazdrosny – powiedziała, odwracając się – Czemu zadajesz głupie pytania, Draco?
Parsknął śmiechem. Podeszła go jego własnym sposobem.
- Nie pomyliłaś czasem domów, panno Granger? – zapytał tonem jakiego używała opiekunka Gryffindoru.
- Ależ nie, panie Malfoy – zachichotała.
Podszedł do niej powoli i objął ją w talii. Wtuliła się w niego i zamknęła oczy. Nie sądziła, że jej życie potoczy się w takim tempie i takim kierunku. Gdyby ktokolwiek powiedział jej rok temu, że będzie chodzić z Księciem Slytherinu, wyśmiałaby go. Czasami jednak bywa tak, że los płata nam figle i rozdziela lub łączy nas z osobami, których najmniej oczekujemy.
- Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie – powiedział cicho.
Na te słowa fala gorąca przeszła po jej ciele. Nie wiedziała, dlaczego tak na nią działa. Byli w sobie zakochani już od trzech miesięcy. A wciąż tak samo reagowała na jego dotyk, zapach i głos. Mogłaby być w jego ramionach na zawsze.
- Ja też, Draco. Ja też…
- Następnym razem trzymaj ją w kieszeniach, a nie w staniku. Pieniądze też tam przetrzymujesz? – zapytał, odbierając od niej listę.
- Możesz się przekonać – powiedziała zaczepnie.
Hermiona wiedziała, że to czas wkroczyć do akcji. Podeszła bliżej Dracona i złapała go na ramię. Zgromiła Ślizgonkę wzrokiem, co dziewczyna skomentowała jedynie cynicznym śmiechem.
- A ty możesz już iść – warknęła Gryfonka.
Astoria ponownie parsknęła śmiechem, ale wyszła z dormitorium Hermiony. Kiedy zamknęły się za nią drzwi Draco, wlepił rozmarzone spojrzenie w swoją dziewczynę. Miona natomiast wciąż była poddenerwowana i zamiast zareagować na to z radością wydarła się:
- Czego?!
Draco nie wytrzymał i zaczął śmiać się jak głupi. Zanim się opanował, złość całkowicie opuściła dziewczynę. Pod koniec nawet zaczęła śmiać się razem z nim. W końcu uciszył ją krótkim pocałunkiem.
- Jesteś taka słodka, kiedy jesteś zazdrosna – wymruczał.
- Ja nie je…
- Jesteś, jesteś, lwico.
Wywróciła oczami. Zaczęła powoli ogarniać bałagan znajdujący się w pokoju. Wolała, kiedy wszystko było na swoim miejscu. Podniosła kilka książek z ziemi, które zapewne zrzucił Krzywołap i poukładała je w szafce i na półkach. Przygotowała również torbę na wtorkowe zajęcia.
- Skoro jesteśmy już przy temacie balu – zaczął Draco – Idziemy razem… Jako para, prawda?
- Nie. Idę z Ronem – powiedziała, schylając się do jednej z szuflad.
- Co?! Chyba cię…! – zaczął, ale dziewczyna uciszyła go swoim perlistym śmiechem.
- Jesteś taki słodki, kiedy jesteś zazdrosny – powiedziała, odwracając się – Czemu zadajesz głupie pytania, Draco?
Parsknął śmiechem. Podeszła go jego własnym sposobem.
- Nie pomyliłaś czasem domów, panno Granger? – zapytał tonem jakiego używała opiekunka Gryffindoru.
- Ależ nie, panie Malfoy – zachichotała.
Podszedł do niej powoli i objął ją w talii. Wtuliła się w niego i zamknęła oczy. Nie sądziła, że jej życie potoczy się w takim tempie i takim kierunku. Gdyby ktokolwiek powiedział jej rok temu, że będzie chodzić z Księciem Slytherinu, wyśmiałaby go. Czasami jednak bywa tak, że los płata nam figle i rozdziela lub łączy nas z osobami, których najmniej oczekujemy.
- Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie – powiedział cicho.
Na te słowa fala gorąca przeszła po jej ciele. Nie wiedziała, dlaczego tak na nią działa. Byli w sobie zakochani już od trzech miesięcy. A wciąż tak samo reagowała na jego dotyk, zapach i głos. Mogłaby być w jego ramionach na zawsze.
- Ja też, Draco. Ja też…
***
Brunetka szła po korytarzu z listą wypełnioną pomysłami. Została przyjęta przez uczniów z wielką aprobatą, a była to zasługa jej chłopaka. Gdyby nie znaczne korekty, zostałaby wyśmiana przez pół szkoły. Była ciekawa, czy Alex był takim kretynem, że nie zauważył podmienienia list. Jeżeli nie przyszedł mu ten fakt do głowy, to prawdopodobnie stracił przywilej bycia Prefektem Naczelnym. Cóż… Wystylizowanie Wielkiej Sali na klub go-go był lekką przesadą…
- Panno Granger!
Obróciła się. Szła za nią dyrektorka. Na jej twarzy malował się cień złości. Aha, Alex był takim kretynem. Kiedy kobieta w końcu znalazła się w odpowiedniej odległości do rozmowy, poprosiła o listę. Mruczała coś chwilę pod nosem.
- Nie powiem, żeby te pomysły były przeze mnie oczekiwane, panno Granger – powiedziała lekko zniesmaczona – Ale ponieważ pomysły pana Browna były… Cóż, nieodpowiednie… Nie zostaje mi nic innego, jak przystać na pani propozycję.
- Dziękuję, pani dyrektor. Gdybym przyniosła pani pierwszą wersję moich pomysłów, byłaby pani zadowolona, ale uczniowie już mniej… Do widzenia – powiedziała i zaczynała odchodzić, ale McGonagall zatrzymała ją.
- Panno Granger… Myślę, że pan Malfoy rzeczywiście bardziej nadaje się do takich rzeczy – powiedziała i uśmiechnęła się lekko.
Hermiona zarumieniła się. Skinęła głową dyrektorce i ruszyła w stronę biblioteki, by się pouczyć.
- Panno Granger!
Obróciła się. Szła za nią dyrektorka. Na jej twarzy malował się cień złości. Aha, Alex był takim kretynem. Kiedy kobieta w końcu znalazła się w odpowiedniej odległości do rozmowy, poprosiła o listę. Mruczała coś chwilę pod nosem.
- Nie powiem, żeby te pomysły były przeze mnie oczekiwane, panno Granger – powiedziała lekko zniesmaczona – Ale ponieważ pomysły pana Browna były… Cóż, nieodpowiednie… Nie zostaje mi nic innego, jak przystać na pani propozycję.
- Dziękuję, pani dyrektor. Gdybym przyniosła pani pierwszą wersję moich pomysłów, byłaby pani zadowolona, ale uczniowie już mniej… Do widzenia – powiedziała i zaczynała odchodzić, ale McGonagall zatrzymała ją.
- Panno Granger… Myślę, że pan Malfoy rzeczywiście bardziej nadaje się do takich rzeczy – powiedziała i uśmiechnęła się lekko.
Hermiona zarumieniła się. Skinęła głową dyrektorce i ruszyła w stronę biblioteki, by się pouczyć.
***
Cały kwiecień był wariactwem. Bieganie, szukanie, czarowanie. Hermiona zamiast skupiać się na nauce i zbliżających się OWTM-ach, załatwiała najróżniejsze rzeczy związane z balem. Nie była jednak sama. Z pomocą przyszli jej najbliżsi przyjaciele. Harry i Ron załatwiali kwestie związane z muzyką na ten szczególny wieczór. Pansy i Luna zajęły się masową produkcją plakatów. Tracey i Julie szukały propozycji dekoracji sali. Blaise, Nott i Draco przyjęli na swoje barki sprawę barku, który tylko oficjalnie miał być wypełniony jedynie soczkiem dyniowym. Natomiast Ginny i Hermiona załatwiały wszystko inne, czyli wbrew pozorom, wcale nie tak mało spraw.
Była tylko jedna jedyna chwila na wytchnienie. Sobota, ósmy kwietnia. Po śniadaniu każdy, jak zwykle, czekał na pocztę. Hermiona, Ginny, Tracey, Luna, Pansy i Julie wypatrywały sów. Kiedy wleciała ich ostatnia partia, zawiedzione spuściły głowę. Gryfonka zagłębiła się w lekturze Proroka Codziennego. Aż podskoczyła, kiedy coś spadło przed nią z niemiłosiernym hukiem. Pudełko. Po chwili to samo stało się przy stole Krukonów. Następnie ponownie Gryfoni. Na sam koniec Ślizgoni również zostali uraczeni hukiem. Na dodatek podwójny. Dziewczyny popatrzyły po sobie. Wiedziały, co to oznaczało. Żadna z nich nie miała zamiaru otwierać pudełka przy wszystkich. Z szerokimi uśmiechami opuściły Wielką Salę i udały się do swoich dormitoriów.
Była tylko jedna jedyna chwila na wytchnienie. Sobota, ósmy kwietnia. Po śniadaniu każdy, jak zwykle, czekał na pocztę. Hermiona, Ginny, Tracey, Luna, Pansy i Julie wypatrywały sów. Kiedy wleciała ich ostatnia partia, zawiedzione spuściły głowę. Gryfonka zagłębiła się w lekturze Proroka Codziennego. Aż podskoczyła, kiedy coś spadło przed nią z niemiłosiernym hukiem. Pudełko. Po chwili to samo stało się przy stole Krukonów. Następnie ponownie Gryfoni. Na sam koniec Ślizgoni również zostali uraczeni hukiem. Na dodatek podwójny. Dziewczyny popatrzyły po sobie. Wiedziały, co to oznaczało. Żadna z nich nie miała zamiaru otwierać pudełka przy wszystkich. Z szerokimi uśmiechami opuściły Wielką Salę i udały się do swoich dormitoriów.
***
Trzydziesty kwietnia. Ostatni dzień przed balem. Hermiona była tak wykończona, że nawet nie cieszyła się z faktu, że jutro zobaczy efekty swojej ciężkiej pracy. Padła na sofę i cieszyła się ostatnią niedzielą kwietnia. Złapała za podręcznik do transmutacji i zagłębiła się w jego treści. Nie trwało to jednak długo, ponieważ ktoś wybitnie upodobał sobie wieczorne pory do pukania w jej drzwi. Tym kimś była Ginny. Kiedy zauważyła, że Hermiona trzyma w ręku podręcznik, wyrwała jej go. Spotkało się to z protestem kasztanowłosej.
- Oddawaj!
- Dziewczyno… Dzisiejszego dnia każdy żyje już imprezą. A ty co? Podręcznik. Serio? – jęknęła Ruda – Nawet się nie przygotowujesz.
- A do czego? Wszystko mam gotowe.
- Yhm, jasne. Sukienka i buty, prawda? – zapytała Ruda, wymownie unosząc brew.
Hermiona przytaknęła.
- A dodatki, makijaż, fryzura? Masz zamiar przygotowywać się na żywioł?
- A co to za filozofia – żachnęła się brunetka.
Ruda wywróciła oczami.
- Czasami zastanawiam się, czy ty naprawdę myślisz.
Miona zgromiła ją wzrokiem.
- Mówię serio. Nie przyszło ci do głowy, że to jest niezwykła okazja?
- Bal Zwycięzców. Owszem, będziemy wspominać Bitwę…
- A kto lubi niezwykłe okazje…?
- Nie rozumiem, do czego zmierzasz.
- Smok! Nie wpadło ci naprawdę do głowy, że wykorzysta ostatnią okazję, żeby ci się oświadczyć?! Nawet Blaise mówił ci, że musi to zrobić jeszcze W SZKOLE! Myśl, Miona! Od czasu do czasu naprawdę warto.
Hermiona zamilkła. Nie wpadła na to. Myślała, że Draco ma zamiar zrobić to po cichu. Chociaż z drugiej strony, to Malfoy. Bez wielkiej pompy się nie obejdzie.
- Masz zamiar tak stać jak posąg, czy może pozwolisz mi coś z tobą zrobić? – zapytała Ruda, zakładając ręce na piersiach.
Hermiona popatrzyła na nią wilkiem, przez co Ginny roześmiała się radośnie.
- Oddawaj!
- Dziewczyno… Dzisiejszego dnia każdy żyje już imprezą. A ty co? Podręcznik. Serio? – jęknęła Ruda – Nawet się nie przygotowujesz.
- A do czego? Wszystko mam gotowe.
- Yhm, jasne. Sukienka i buty, prawda? – zapytała Ruda, wymownie unosząc brew.
Hermiona przytaknęła.
- A dodatki, makijaż, fryzura? Masz zamiar przygotowywać się na żywioł?
- A co to za filozofia – żachnęła się brunetka.
Ruda wywróciła oczami.
- Czasami zastanawiam się, czy ty naprawdę myślisz.
Miona zgromiła ją wzrokiem.
- Mówię serio. Nie przyszło ci do głowy, że to jest niezwykła okazja?
- Bal Zwycięzców. Owszem, będziemy wspominać Bitwę…
- A kto lubi niezwykłe okazje…?
- Nie rozumiem, do czego zmierzasz.
- Smok! Nie wpadło ci naprawdę do głowy, że wykorzysta ostatnią okazję, żeby ci się oświadczyć?! Nawet Blaise mówił ci, że musi to zrobić jeszcze W SZKOLE! Myśl, Miona! Od czasu do czasu naprawdę warto.
Hermiona zamilkła. Nie wpadła na to. Myślała, że Draco ma zamiar zrobić to po cichu. Chociaż z drugiej strony, to Malfoy. Bez wielkiej pompy się nie obejdzie.
- Masz zamiar tak stać jak posąg, czy może pozwolisz mi coś z tobą zrobić? – zapytała Ruda, zakładając ręce na piersiach.
Hermiona popatrzyła na nią wilkiem, przez co Ginny roześmiała się radośnie.
***
Pansy leżała na sofie, opierając swoją głowę na kolanach Teodora. Łaskawie pozwalała, by głaskał ją po włosach. Całkiem nie tak daleko siedzieli Tracey i Blaise, który trzymał swoją dziewczynę na kolanach. Te dwie słodkie sceny obserwował Draco, opierając się o jeden z kątów Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Palił papierosa. Nie wiedział, czemu stoi jak ten idiota i nie odwiedzi swojej dziewczyny. Jedną z myśli, która go usprawiedliwiała, był fakt, że jutro wszystko się zmieni. Jego rodzina wyprze się ich, zamieszkają z Hermioną w jej domku w Dolinie Godryka, pozna jej rodziców… Nie pozwalał, by czarne chmury, w postaci ostrych artykułów Rity Skeeter, dotarły do jego świadomości. Już widział te jej głupie nagłówki na pierwszej stronie Proroka Codziennego.
- Co taki ponury nastrój, Smoku? – zapytała nagle Tracey.
- Smoczek przygotowuje się mentalnie – odpowiedział Blaise, zanim Draco zdążył otworzyć usta.
Czwórka przyjaciół Malfoy’a zaśmiała się. Wtedy chłopak nie wytrzymał i warknął na nich:
- Chciałbym zauważyć, że w przeciwieństwie do was, mam przesrane. Śmiejcie się, śmiejcie, was się nikt nie uczepi.
Gwałtownie ruszył w stronę dormitorium. Nikt go nie zatrzymał. Po jego słowach zdali sobie sprawę, że jego sytuacja nie jest dokładnie taka różowa, jak każdy uważał. Dla miłości dziewczyny musiał poświęcić rodzinę, a raczej matkę, którą kochał. Wszedł do pokoju i głośno zatrzasnął drzwi. Zgasił papierosa w popielniczce i ruszył do barku. Nalał sobie nieco Ognistej Whisky i opróżnił zawartość szklanki jednym haustem.
Usiadł na swoim łóżku i przejechał palcami po rzeźbionej ramie łóżka. Węże. Slytherin. Zawsze był Ślizgonem. Musiał być Ślizgonem. Rodowa tradycja. Zamknął oczy i wyobraził sobie, jak wyglądałoby jego życie, gdyby miał normalną rodzinę. Taką jak Hermiona albo Ruda. Z kochającymi rodzicami, czekającymi z utęsknieniem na powrót do domu. Rodzinę, która przede wszystkim chciałaby, był szczęśliwy.
Schylił się i wyjął z szafki nocnej czerwone pudełeczko. Otworzył je i jeszcze raz dokładnie obejrzał pierścionek wbity w aksamitną poduszeczkę. Cieszył się, że go kupił. Nie chciał dawać Hermionie pierścionka należącego do jego babki. Kupując własny chciał pokazać, że odrywa się od rodzinnej tradycji. Babciny pierścionek z szmaragdem zostawi sobie na inną okazję.
Białe złoto było idealnie wypolerowane, a prawie dwukaratowy brylant, osadzony w prostym koszyczku na bazie pierścionka, błyszczał w świetle lampy. Podziwiał go jeszcze przez chwilę i zatrzasnął pudełeczko. Ponownie schował je do szuflady. Ułożył się wygodnie na łóżku i zamknął oczy. Chciał pozbyć się wszelkich złych myśli, a następny dzień wykorzystać jak najlepiej.
- Co taki ponury nastrój, Smoku? – zapytała nagle Tracey.
- Smoczek przygotowuje się mentalnie – odpowiedział Blaise, zanim Draco zdążył otworzyć usta.
Czwórka przyjaciół Malfoy’a zaśmiała się. Wtedy chłopak nie wytrzymał i warknął na nich:
- Chciałbym zauważyć, że w przeciwieństwie do was, mam przesrane. Śmiejcie się, śmiejcie, was się nikt nie uczepi.
Gwałtownie ruszył w stronę dormitorium. Nikt go nie zatrzymał. Po jego słowach zdali sobie sprawę, że jego sytuacja nie jest dokładnie taka różowa, jak każdy uważał. Dla miłości dziewczyny musiał poświęcić rodzinę, a raczej matkę, którą kochał. Wszedł do pokoju i głośno zatrzasnął drzwi. Zgasił papierosa w popielniczce i ruszył do barku. Nalał sobie nieco Ognistej Whisky i opróżnił zawartość szklanki jednym haustem.
Usiadł na swoim łóżku i przejechał palcami po rzeźbionej ramie łóżka. Węże. Slytherin. Zawsze był Ślizgonem. Musiał być Ślizgonem. Rodowa tradycja. Zamknął oczy i wyobraził sobie, jak wyglądałoby jego życie, gdyby miał normalną rodzinę. Taką jak Hermiona albo Ruda. Z kochającymi rodzicami, czekającymi z utęsknieniem na powrót do domu. Rodzinę, która przede wszystkim chciałaby, był szczęśliwy.
Schylił się i wyjął z szafki nocnej czerwone pudełeczko. Otworzył je i jeszcze raz dokładnie obejrzał pierścionek wbity w aksamitną poduszeczkę. Cieszył się, że go kupił. Nie chciał dawać Hermionie pierścionka należącego do jego babki. Kupując własny chciał pokazać, że odrywa się od rodzinnej tradycji. Babciny pierścionek z szmaragdem zostawi sobie na inną okazję.
Białe złoto było idealnie wypolerowane, a prawie dwukaratowy brylant, osadzony w prostym koszyczku na bazie pierścionka, błyszczał w świetle lampy. Podziwiał go jeszcze przez chwilę i zatrzasnął pudełeczko. Ponownie schował je do szuflady. Ułożył się wygodnie na łóżku i zamknął oczy. Chciał pozbyć się wszelkich złych myśli, a następny dzień wykorzystać jak najlepiej.
***
Hermiona wiedziała, że ten wieczór miał być wyjątkowy. W nocy z niedzieli na poniedziałek ani przez moment nie myślała o egzaminach końcowych. Całą uwagę skupiła na przyszłości. Nie na karierze zawodowej. Na przyszłości z nim. To było już pewne. Mimo że żadne z nich otwarcie się do tego nie przyznało. Wiedziała, że jutro złoży mu deklarację. Bała się tej chwili. Ona, Gryfonka, bała się prostego pytania. Przewróciła się na drugi bok, żeby jakoś się ułożyć i w końcu zasnąć. Nie mogła nawet zamknąć oczu.
Bała się, że po tym, co zamierza zrobić Draco, jego rodzina odwróci się od niego. To właściwie było pewne. Wiedziała, jak bardzo kocha swoją matkę i nie chciała mu jej odbierać. Gdyby mogła, nie chciałaby stawiać go w sytuacji „twoja matka albo ja”. Gdyby mogła, nie kazałaby mu wybierać. Niestety ta wola leżała tylko po ich stronie. Malfoy’owie raczej nie byli ludźmi skłonnymi do współpracy. W szczególności, gdy chodziło o dobro rodu i zachowanie czystości krwi.
Nie bała się natomiast reakcji jej rodziców. Wiedziała, że przyjmą ich ciepło, a Draco całkowicie oczaruje jej matkę i zdobędzie zaufanie ojca. Na początku będą w szoku. Nikt normalny nie spodziewa się raczej, że kiedyś jego córka wyjdzie za największego wroga. Takie rzeczy nie zdarzają się codziennie. I to właśnie było piękne.
„Jutro będzie piękne. Jutro będzie straszne. Jutro… Dlaczego już nie może być to jutro?” – myślała wciąż.
Powieki stawały się coraz cięższe i cięższe, aż w końcu opadły. Ciekawość przestała walczyć ze snem. Odpłynęła w krainę sennych marzeń.
Była na balu. Weszła niepostrzeżenie. Każdy bawił się w najlepsze. Chciała ukryć się gdzieś w kącie i nie poinformować nikogo o swojej obecności. Niestety nie udawało się jej to. Jej kreacja przyciągała wiele spojrzeń. Kiedy przechodziła, tłum rozstępował się przed nią. W końcu znalazła się na środku sali. Nie wiedząc dlaczego, zaczęła wirować i śmiać się jak mała dziewczynka. Kręciła się w kółko i w kółko, aż zakręciło się jej w głowie. Miała wrażenie, że zaraz upadnie. Zanim jednak zachwiała się i wylądowała z hukiem na podłodze ktoś zdążył ją złapać. Dobrze znała te ramiona, ten zapach. Odwróciła głowę i spojrzała w przepiękne niebieskie tęczówki. Jego usta zbliżały się do niej coraz bardziej. Przymknęła powieki. Delikatnie musnął jej wargi, a ona otworzyła oczy.
Nie znajdowała się już w ramionach Malfoy’a. Leżała w swoim łóżku przykryta po szyję, a zegar stojący na jej prywatnym kominku wskazywał ósma. Na początku chciała się zerwać na równe nogi i pędzić na śniadanie, żeby następnie zdążyć na zajęcia, ale w końcu do jej świadomości dotarło, że wszelkie lekcje zostały odwołane i dziś, i jutro i pojutrze. Mruknęła jak kotka i zakopała się pod koce ponownie, by zasnąć jeszcze na chociaż godzinkę.
Bała się, że po tym, co zamierza zrobić Draco, jego rodzina odwróci się od niego. To właściwie było pewne. Wiedziała, jak bardzo kocha swoją matkę i nie chciała mu jej odbierać. Gdyby mogła, nie chciałaby stawiać go w sytuacji „twoja matka albo ja”. Gdyby mogła, nie kazałaby mu wybierać. Niestety ta wola leżała tylko po ich stronie. Malfoy’owie raczej nie byli ludźmi skłonnymi do współpracy. W szczególności, gdy chodziło o dobro rodu i zachowanie czystości krwi.
Nie bała się natomiast reakcji jej rodziców. Wiedziała, że przyjmą ich ciepło, a Draco całkowicie oczaruje jej matkę i zdobędzie zaufanie ojca. Na początku będą w szoku. Nikt normalny nie spodziewa się raczej, że kiedyś jego córka wyjdzie za największego wroga. Takie rzeczy nie zdarzają się codziennie. I to właśnie było piękne.
„Jutro będzie piękne. Jutro będzie straszne. Jutro… Dlaczego już nie może być to jutro?” – myślała wciąż.
Powieki stawały się coraz cięższe i cięższe, aż w końcu opadły. Ciekawość przestała walczyć ze snem. Odpłynęła w krainę sennych marzeń.
Była na balu. Weszła niepostrzeżenie. Każdy bawił się w najlepsze. Chciała ukryć się gdzieś w kącie i nie poinformować nikogo o swojej obecności. Niestety nie udawało się jej to. Jej kreacja przyciągała wiele spojrzeń. Kiedy przechodziła, tłum rozstępował się przed nią. W końcu znalazła się na środku sali. Nie wiedząc dlaczego, zaczęła wirować i śmiać się jak mała dziewczynka. Kręciła się w kółko i w kółko, aż zakręciło się jej w głowie. Miała wrażenie, że zaraz upadnie. Zanim jednak zachwiała się i wylądowała z hukiem na podłodze ktoś zdążył ją złapać. Dobrze znała te ramiona, ten zapach. Odwróciła głowę i spojrzała w przepiękne niebieskie tęczówki. Jego usta zbliżały się do niej coraz bardziej. Przymknęła powieki. Delikatnie musnął jej wargi, a ona otworzyła oczy.
Nie znajdowała się już w ramionach Malfoy’a. Leżała w swoim łóżku przykryta po szyję, a zegar stojący na jej prywatnym kominku wskazywał ósma. Na początku chciała się zerwać na równe nogi i pędzić na śniadanie, żeby następnie zdążyć na zajęcia, ale w końcu do jej świadomości dotarło, że wszelkie lekcje zostały odwołane i dziś, i jutro i pojutrze. Mruknęła jak kotka i zakopała się pod koce ponownie, by zasnąć jeszcze na chociaż godzinkę.
***
Szedł ulicą Pokątną. Spokojnym krokiem przechadzał się po brukowej kostce i oglądał witryny sklepów. Nic go nie zaciekawiło. Przystanął jeden jedyny raz. Przed Gringottem. Nie, żeby podziwiać monumentalną budowlę, ale żeby podejść do starszej czarownicy i obejrzeć wszystkie gatunki kwiatów, które sprzedawała. Irysy, gerbery, róże… Ale on wypatrzył inny gatunek. Piękne kwiaty o wdzięcznej nazwie – szafirki. Kupił bukiecik składający się z siedmiu takich kwiatów. Kobieta związała je fioletową wstążką i podała mu bukiet. Zapłacił jej dziesięć galeonów i odwrócił się, by ruszyć dalej.
Stała w sklepie Madame Malkin i przymierzała białą suknię. Śmiała się do lustra, kiedy rudowłosa przyjaciółka próbowała założyć jej na głowę srebrną tiarę i zaczepiony o nią welon. Była taka piękna. Podszedł do niej i wręczył jej bukiet. Obdarzyła go promiennym uśmiechem.
Obudził się spokojnie. Zegar wskazywał wpół do dziewiątej. Podniósł się do pozycji siedzącej i przejechał otwartą dłonią po zaspanej twarzy.
- To dziś – powiedział sam do siebie i uśmiechnął się delikatnie pod nosem.
Stała w sklepie Madame Malkin i przymierzała białą suknię. Śmiała się do lustra, kiedy rudowłosa przyjaciółka próbowała założyć jej na głowę srebrną tiarę i zaczepiony o nią welon. Była taka piękna. Podszedł do niej i wręczył jej bukiet. Obdarzyła go promiennym uśmiechem.
Obudził się spokojnie. Zegar wskazywał wpół do dziewiątej. Podniósł się do pozycji siedzącej i przejechał otwartą dłonią po zaspanej twarzy.
- To dziś – powiedział sam do siebie i uśmiechnął się delikatnie pod nosem.
~~~ OGŁOSZENIA PARAFIALNE ~~~
Dla Loci.
Za to, że dała mi wiarę, że ma sens to wszystko dalej ciągnąć.