Zgody, kłótnie i inne paranoje
Hermiona stała przez moment
próbując zrozumieć całą zaistniałą sytuację, ale wyczuła, że najlepiej zrobi,
jeżeli nie będzie się wtrącać. Położyła smycz na stoliku w salonie i bez słowa
wyminęła zapłakaną Ginny, która ocierała łzy. Weszła po schodach na górę i
uchyliła drzwi sypialni, którą zajmowała z Draco. Chłopak siedział na łóżku,
tyłem do wejścia.
- Wstałeś już? To dobrze, bo
chciałabym wyciągnąć cię na spacer. Jest genialna po…
- Dlaczego mi nie ufasz?
Hermiona potrząsnęła głową
zaskoczona. Podeszła do niego i usiadła na łóżku. Położyła rękę na jego
ramieniu. Nie strzepnął jej, ale nie zareagował też w żaden inny sposób.
- Co się stało?
Dopiero po tych słowach zwrócił
swoje szare oczy w kierunku dziewczyny. Ujrzał na jej twarzy zaniepokojenie, a
także troskę. Jednak to nic nie zmieniało. Wciąż czuł się oszukany.
- Myślałem, że mnie kochasz, że
ci na mnie zależy.
- Ale zależy mi! – zaczęła się
tłumaczyć – Co się stało? Powiedz mi!
- Harry mi nie ufa. Ron też. I ty
również. Dlaczego tylko Ginny nie widzi we mnie „tego złego”?
Hermiona wypuściła powoli
powietrze z płuc.
- Kłócili się o nas, tak? Ginny
powiedziała coś za dużo, zgaduję. Co dokładnie?
- Że boisz się ślubu. I chcesz
być ze mną tylko dlatego, że ona cię do tego namówiła. Może to i lepiej, że
Potter nie widzi nas razem? Tylko, że problem leży po twojej stronie.
- Jaki problem, Draco?! Gins
musiała wpaść w histerię i zaczęła wygadywać niestworzone rzeczy. Zapewniam
cię, że…
- Hermiono? – przerwał jej.
- Tak?
- Czy ty naprawdę boisz się tego
ślubu?
Wzięła głęboki wdech i zamknęła
oczy. Powoli wypuściła powietrze. Nie chciała się denerwować. Wiedziała, że
jeżeli pozwoli sobie na okazywanie jakiegokolwiek przejawu złości, ich rozmowa
przerodzi się w kłótnię.
- Tak, boję się. Boję się, co
powiedzą moi rodzice. Boję się, jak sobie poradzimy. Boję się nagonki w
mediach. Boję się Skeeter. Boję się twoich rodziców – tu przerwała na chwilę –
Ale do cholery, Draco! Czy ty się nie boisz? Jesteś absolutnie pewien, że
wszystko pójdzie po naszej myśli?
- Nie.
- Właśnie.
Nastała cisza. Długa i irytująca.
Mimo to żadne z nich nie miało zamiaru przerywania jej. W końcu Hermiona wstała
z łóżka i wyszła z pokoju bez słowa, zostawiając narzeczonego z własnymi
myślami.
***
Malfoy Manor świeciło pustkami.
Jedyna osoba, która była w tym domu, stała przy jednym z ogromnych okien w
salonie. Jej jasne włosy opadały kaskadami na ramiona. Bladoniebieskie oczy
były utkwione w jednym punkcie. Nerwowo pstrykała długimi paznokciami. Narcyza
Malfoy nie mogła zrozumieć, dlaczego jej syn nie dawał znaku życia od
zakończenia szkoły. Minęły jedynie trzy dni, to fakt, a ojciec Dracona uważał,
że popada w paranoję, ale ona czuła, że coś jest nie tak. Miała wrażenie, że
jej syn coś ukrywa. Od trzech dni ta kwestia nie dawała jej spokoju.
- Narcyzo…
Stanowczy, ale łagodny głos
wyrwał ją z zadumy. Odwróciła się i spojrzała na twarz swojego męża.
- Lucjuszu, sądzę, że coś jest
nie tak. Gdyby zatrzymał się u przyjaciół, dałby nam znać. Ale… Nie odezwał się
do teraz. Może coś przed nami ukrywa albo, nie daj Boże, coś mu się stało?
- Narcyzo… Dracon ma dwadzieścia
lat. Pozwól mu dorosnąć. Jestem pewien, że zjawi się tu za kilka dni.
Kobieta machnęła ręką w geście
rezygnacji i ponownie odwróciła się do okna. Zaczęła nerwowo stukać paznokciami
w podbródek. Miała nadzieję, że jej syn szybko się odnajdzie.
***
Od zakończenia roku w Hogwarcie
minął tydzień. Ginny i Harry nie mieli zamiaru godzić się od czasu wybuchu
kłótni na temat przyszłego ślubu ich przyjaciół. Draco i Hermiona w końcu
zamieszkali razem. Mimo radości wywołanej wspólnym gniazdkiem, nie byli w
stanie ze sobą rozmawiać dłużej niż pół godziny. Wzajemne towarzystwo zaczęło im
przeszkadzać. Pierwszą noc w nowym domu, Draco postanowił spędzić w pokoju
gościnnym. Tak samo jak i pięć następnych.
Dopiero w sobotę rano, ósmego
dnia po zakończeniu szkoły, Hermiona postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Draco
siedział w salonie i jednym okiem oglądał mugolskie wiadomości, a drugim
przeglądał numer Proroka Codziennego. Dziewczyna zaparzyła dwie kawy z mocno
spienionym mlekiem. Dodała dwie łyżeczki brązowego cukru i zaniosła je do
pokoju, w którym siedział jej narzeczony. Podała mu kubek i usiadła obok niego
na sofie.
- Dzięki – powiedział, upijając
pierwszy łyk.
- Powiedz mi Draco, co jest z
nami nie tak?
- To znaczy?
Upiła łyk gorącej kawy.
- Przez cały rok marzyliśmy tylko
o tym. Jesteśmy razem w domu. Mieszkamy w dzielnicy obok przyjaciół. Większość
osób życzy nam dobrze. Powinniśmy skakać ze szczęścia, cieszyć z takiego stanu
rzeczy, ale nam wychodzi tylko kłótnia. Dlaczego? Chodzisz przybity od czasu
tego poranka u Harry’ego i Ginny. Myślałam, że wytłumaczyliśmy sobie wszystko.
- To nawet nie o to chodzi,
Hermiono – Boże, jak ona nie lubiła, kiedy zwracał się do niej pełnym imieniem –
Zrozumiałem wszystko, co mi wtedy powiedziałaś. Zrozumiałem twoje obawy, lęki.
Przybity jestem już od znacznie dłuższego czasu. Wiesz właściwie, kiedy zdałem
sobie sprawę, w co się pakuję? Już w Lake District. Zyskując ciebie i nowe
życie, muszę całkowicie odciąć się od tego starego. Tracę matkę. Nawet nie
wiesz, jakie to dla mnie ciężkie przeżycie.
- Ale staram się ciebie
zrozumieć. Uwierz mi, chcę dla ciebie jak najlepiej. Jeżeli tylko mogę ci jakoś
pomóc, postaram się to zrobić.
Odłożył kawę na stolik
telewizyjny. Ona zrobiła to samo.
- Po prostu mnie przytul, Her –
powiedział łamiącym się głosem.
- Och, Draco…
Momentalnie wtuliła się w
chłopaka. Objął ją ramieniem i mocno zaciskając oczy pocałował ją we włosy.
Oboje odetchnęli z ulgą.
- Przepraszam cię.
- Ja ciebie też.
Siedzieli tak wtuleni w siebie
może pół godziny, a może więcej… Ważne było to, że w takim momencie jak tamten
czas był dla nich bez znaczenia.
***
Lipiec rozpoczął się piękną
pogodą i wysokimi temperaturami. Draco i Hermiona zaczęli cieszyć się wspólnym
życiem i takimi błahostkami jak wspólne spacery. Czasami napotykali Harry’ego i
Tonks albo Ginny. Nigdy razem. Dziewczyna wiedziała, że para nadal nie
pogodziła się po sprzeczce, co więcej, zaczęli się kłócić o sprawy związane
również z nimi i ich przyszłością. Pewnego wieczoru Hermiona stwierdziła, że
warto porozmawiać o tym wszystkim z przyjaciółką. Chciała jej jakoś pomóc, nie
mogła znieść widoku jej smutnej twarzy.
- Wychodzę. Wrócę gdzieś za
godzinę – poinformowała Draco.
On tylko kiwnął głową i
uśmiechnął się do niej na pożegnanie.
Dziewczyna dokładnie znała trasę,
którą chodzi Ginny. W końcu, tak jak się spodziewała, zauważyła ją na głównej
ulicy. Zanim zdążyła do niej podbiec, Ruda skręciła w stronę cmentarza. Uklękła
przy jednym z grobów. Klęczała przy grobie rodziców Harry’ego i wyciągnęła
różdżkę. Przy nagrobku pojawiły się świeże, czerwone róże i niewielki znicz.
Ginny zaczęła płakać. Przeżegnała się i otarła łzy kapiące po jej policzkach.
- Nigdy tego nie robiłam. Nie…
Nie rozmawiałam z umarłymi – mówiła, powstrzymując szloch – Ale w końcu zawsze
jest ten pierwszy raz, prawda? – zaśmiała się histerycznie i pociągnęła nosem.
- Chcę się zwrócić głównie do
pani, pani Potter. Harry jest naprawdę świetnym chłopakiem… Ba, chłopakiem.
Mężczyzną. Byłaby pani dumna z syna. Kochałam go tak długo…
Ponownie przerwała na chwilę.
Była bardzo podminowana.
- Dlaczego przestało nam się
układać? Harry jest podejrzliwy. Zaczęło się wszystko od kłótni o Draco. Potem
poleciało z górki. Dom, dzieci, praca, ślub. Wszystkie te tematy omówiliśmy… A
raczej wykrzyczeliśmy sobie w twarz. Ja naprawdę go kocham… Ale nie wiem, czy… Czy
to ma jakikolwiek sens.
Rozpłakała się. Jej szloch biegł
echem po całym cmentarzu. Minęło kilka minut, zanim się opanowała.
- Nie chcę, żeby pani miała mnie
za nieodpowiednią osobę dla Harry’ego. Postaram się, jak mogę. Mam nadzieję, że
będziemy razem szczęśliwi. Amen.
Wstała i otrzepała kolana. Kiedy
wyszła z terenu cmentarza zauważyła Hermionę. Ta z kolei, nie miała zamiaru
udawać, że nic nie słyszała. Wyciągnęła tylko ręce i powiedziała:
- Ginny…
Przyjaciółka wpadła jej w ramiona
i zaczęła płakać jeszcze głośniej i obficiej niż wcześniej. Hermiona gładziła
ją po włosach, próbując jakoś ją uspokoić. Natomiast Ginny powtarzała tylko,
jakby w amoku:
- Niech on tylko przestanie
krzyczeć…
***
Pierwszy tydzień lipca przyniósł
do Londynu upały i bezchmurne niebo, dając wszystkim sporą dawkę optymizmu, energii
i wakacyjnego luzu. W jednym z apartamentów w samym sercu miasta ten optymizm
został dostarczony nadprogramowo. Wesoła atmosfera panowała tam już od ostatnich
dni czerwca. Mieszkanie Blaise’a i Tracey musiało tętnić życiem przy takich
właścicielach.
Para dogadywała się idealnie.
Kiedy tylko pojawiała się jakaś sporna kwestia, jedno z nich ustępowało i
zgadzało się z opinią drugiego. Nie znaczyło to jednak, że nie mieli własnego
zdania. W wielu sprawach mieli odmienne zdanie, które nawzajem respektowali.
Czasami dochodziło do kulturalnej wymiany argumentów. Oboje lubili takie
dyskusje, bo dzięki nim dowiadywali się o sobie coraz więcej.
Jednak była to tylko pozorna
harmonia, bo jedna ze stron ukrywała tajemnicę, która mogła im zaszkodzić.
Miała na zawsze zdecydować, czy ich związek przetrwa próbę, czy rozstaną się. Na
razie nic nie wskazywało na to, aby ta kwestia została poruszona. Jedna ze
stron skrupulatnie zatajała tę sprawę. Jednak sumienie zaczynało ją dręczyć…
Tracey Davis czesała włosy w
łazience. Było kilka minut po dziewiątej. Blaise jeszcze leżał w łóżku, ale nie
spał. Jego dziewczyna obudziła go, zanim opuściła ciepło kołdry. Chłopak
wyglądał przez okno i zachwycał się panoramą Londynu o tej porze dnia. Wieżowce
i apartamentowce miały swój urok. Oboje z Tracey uwielbiali takie miasta.
- Blaise? – głos dziewczyny
dobiegał z korytarza pomiędzy sypialnią a łazienką.
- Hm?
- Chciałabym z tobą porozmawiać.
To ważne.
***
Hermiona, mimo protestów Ginny i
Draco, postanowiła porozmawiać z Harrym. Postarała się zrozumieć całkowicie
jego sytuację i powiedziała mu też, jak mógłby spróbować dogadać się z
narzeczoną. Po dość długiej wymianie zdań, na odchodnym, przeprosił Hermionę za
to, że chciał wtrącać się do jej życia. Ona tylko uśmiechnęła się do niego
ciepło i powiedziała:
- Nie masz za co przepraszać.
Razem weszli do domku Hermiony.
Draco i Ginny siedzieli na sofie i o czymś rozmawiali. Krzywołap drzemał na
fotelu lekkim snem, który został zakłócony chwilę później, jak Harry spuścił
Tonks ze smyczy. Ogromny wilczarz szczeknął, kot wybudził się i był w tak
potężnym szoku, że podrapał psa po psyku. Ten tylko zaskomlał i nagle usiadł z
głuchym hukiem, przekrzywiając łeb w geście zdziwienia tym kocim powitaniem.
Dziewczyna zauważyła, że Draco
trzyma w ręku jakiś kawałek papieru. Jej rudowłosa przyjaciółka z kolei
przyglądała się eleganckiej kopercie. W jej głowie zaświtała odpowiedź. Rodzice
Draco napisali do niego.
- W końcu musiało to się stać –
stwierdziła Hermiona – Pewnie niedługo się domyślą. A jeżeli nie, dowiedzą się,
kiedy otrzymają zaproszenie na ślub.
- Rok trzymać ich w niepewności?
Nie… Napiszę do ni… Do matki. Ona zasługuje na to, żeby wiedzieć.
Hermiona pokiwała głową na znak,
że rozumie i akceptuje tą decyzję. Draco podszedł do biurka przy oknie. Sięgnął
po kartkę i napisał na niej :
„Nic mi nie jest. Nie martwcie
się. Wkrótce się z Wami skontaktuję. Draco”.
Wrzucił ją do jednej z kopert,
zapieczętował i przywołał Georgię. Przywiązał list do jej nogi i uchylił okno.
Sowa wzbiła się w powietrze i skierowała się w kierunku dworu Malfoy’ów.
Chłopak już miał zamykać okno, kiedy zauważył na niebie jeszcze jednego ptaka.
Ze zdziwieniem rozpoznał, że jest to nowa sowa Blaise’a, którą dostał od matki
przed zakończeniem roku. Wpuścił ptaka do domu i odebrał od niego
korespondencję.
Hermiona, widząc to, weszła do
kuchni i napełniła jedną z miseczek wodą. Podeszła do biurka i napoiła
puszczyka. Draco otworzył kopertę i wyjął z niej list.
- Coś ciekawego? – zapytała Her,
głaszcząc sowę po głowie.
Chłopak bez słowa ją wyminął i
ciężkim westchnięciem opadł na sofę. Ginny momentalnie zainteresowała się treścią
tej kartki. Sięgnęła po nią przez całą szerokość stołu i przeleciała po niej
wzrokiem. List był krótszy niż się spodziewała, ale wystarczająco dosadny. Otworzyła
szerzej oczy ze zdumienia.
- Coś się stało? – zapytał Harry.
- Nawet więcej niż myślisz –
powiedziała Ruda – Tracey wyjeżdża do Stanów.
~~~ OGŁOSZENIA PARAFIALNE ~~~
Kocham skrócone lekcje. Wtedy już o 13 jestem w domku i mam dużo czasu. Kocham kończyć o 13.30. Wtedy o 15 jestem w domku i mam dużo czasu. Słowem, kocham jak mam dużo czasu. Rozdział powstawał na przełomie poniedziałku i wtorku. Jestem z niego bardzo zadowolona, bo dużo miesza. I wiecie co? Zmieniłam całkowicie koncepcję zakończenia. Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie <3
Rozdział dedykuję Księżniczce Czystej Krwi (z którą bardzo milusio się gada :3), Mrs. Jofferey (która upierała się, żeby nie czytać we wtorek 3 stron, które napisałam - chciała przeczytać je na blogu) i Sheireen (której robię szablon - RODZI SIĘ W BÓLACH, ALE JEST PIĘKNY!).
Daty publikacji kolejnego Wam nie podam, bowiem teraz zaczyna się prawdziwy zapierdziel. Od przyszłego tygodnia do 30 października właściwie mam baaaardzo dużo nauki, bo konkursy przedmiotowe i inne. Więc tego... Do zobaczenia, mam nadzieję, że jeszcze przed listopadem.