Kiedy egzamin się kończy...
Kiedy mosiężne drzwi zamknęły się za trójką uczniów, Hermiona miała wrażenie, że gorzej trafić nie mogła. Obecność Malfoy’a nie pozwalała jej się skupić. Ba, sama myśl o nim mąciła jej zdolności logicznego myślenia, a co dopiero świadomość, że stoi parę kroków od niej podczas najważniejszego egzaminu w jej życiu. Użalałaby się pewnie nad swoim losem długo, gdyby czarodziej, na oko, niewiele młodszy od Dumbledore’a przed śmiercią, podszedł do niej i poprosił, by ustawiła się na wskazanym przez niego miejscu.
- A więc, panno Granger, zacznijmy od podstaw. Obiecuję, że nie będzie trudno – powiedział, uśmiechając się, kiedy zauważył, jak bardzo dziewczyna się denerwuje – Na początek prosiłbym cię o przemianę tego kanarka – tu wyczarował niewielki stolik, na którym stała klatka z ptakiem – w pucharek na wodę. Zaczynamy.
Hermiona nie musiała się nawet zastanawiać. Dobyła różdżki i niewerbalnie zaczarowała kanarka. Na huśtawce w klatce zamiast bujającego się ptaszka można było ujrzeć srebrny puchar.
- Brawo – pochwalił ją egzaminator – Przejdźmy do czegoś trudniejszego. Niech rozbroi pani tego czarodzieja w sposób niewerbalny.
Czarodziejem okazał się zwykły manekin podobny do tych, których GD używało do ćwiczenia różnych zaklęć obronnych. Uśmiechnęła się pod nosem.
- Zaczynamy.
Dziewczyna wypowiedziała w myślach formułkę. Zaklęcie odbiło się od manekina. Nie mogło być tak łatwo. Ten egzamin miał sprawdzić jej zręczność. Zaczarowany kawałek drewna i płótna umiał się bronić. Z drewnianej różdżki wyleciała czerwona iskra światła. Hermiona bez zastanowienia odbiła zaklęcie. Ta zaczarowana decha nie tylko potrafiła odpierać atak. Umiała również sama atakować. Minęło dwanaście sekund od rozpoczęcia walki z manekinem. Po dwudziestu trzech trzymała już w ręku dwie różdżki.
Egzaminator klasnął dwa razy w dłonie w uznaniu jej niezwykłych zdolności. Posłała mu ciepły uśmiech. Kątem oka zerknęła w lewo. Draco był otoczony przez całkiem pokaźne stadko wróbli. Latało i ćwierkało radośnie. Na twarzy chłopaka malował się szeroki uśmiech.
Do jej świadomości dotarło jakieś chrząknięcie. Myśli o Draco chciały je odgonić, ale kiedy się powtórzyło dziewczyna się ocknęła.
- Panno Granger, możemy kontynuować?
Hermiona gwałtownie potrząsnęła głową, żeby powrócić trzeźwość swojego umysłu.
- Oczywiście. Przepraszam bardzo – powiedziała speszona.
- Ach, młodzi… - westchnął egzaminator – Niech skupi się pani na egzaminie. Chłopak może poczekać.
Zaczerwieniła się. Mimo początkowego wrażenia, że profesor się z niej naśmiewa i ma jej za złe chwilowe zagapienie, prawda okazała się zupełnie inna. Spokojnym głosem powiedział:
- To przedostatni punkt naszego egzaminu. Proszę, żebyś powiększyła ten stos przygotowany na ognisko i go podpaliła. Ostatnim punktem będzie coś od siebie, czym mnie zaskoczysz.
- Engorgio.
Kawałki drewna powiększyły się dwukrotnie.
- Incendio.
Z różdżki wystrzeliła iska ognia, która natychmiast rozpaliła ognisko.
- Idealnie. Teraz pro…
Jego słowa przerwał donośny ryk. Wszyscy gwałtownie obrócili głowę. Ich oczom ukazała się ogromna tentakula jadowita o wysokości pięciu słoni, stojących jeden na drugim. Jej wygląd wcale nie przypominał roślinki doniczkowej, ale straszną bestię rodem z mugolskiego horroru.
Draco nie zwlekał ani chwili. Rzucił się w stronę rozwścieczonej bestii i wrzasnął:
- Wingard Leviosa!
Ogromny wybuch rozerwał korzeń tentakuli wraz z doniczką na kawałki. Reszta rośliny zajęła się ogniem. Hermiona podbiegła do Draco i skierowała swoją różdżkę w stronę palącej się tentakuli. Rzuciła niewerbalne Aqua Eructo, tworząc wielką kulę wody, która ugasiła pożar. Woda opadła na posadzkę, a egzaminatorzy krzyknęli jednocześnie:
- Reducto.
Kiedy z rośliny został tylko proch, a ogromnej kuli wody tylko kałuża, Neville wstał z podłogi i roztrzęsionym głosem powiedział:
- Ona miała się powiększyć tylko trochę…
Draco i Hermiona wybuchnęli niekontrolowanym śmiechem. Po chwili dołączył do nich również Neville, a na samym końcu egzaminatorzy.
- Jak widać, każde z was zaskoczyło nas swoimi umiejętnościami – zaśmiał się profesor prowadzący Hermionę – Wyniki egzaminu poznacie w lipcu. Serdecznie dziękuję.
Ogromne drzwi otworzyły się ponownie, popychając grupkę siódmoklasistów do tyłu. Wszyscy mieli takie same przerażone miny. Patrzyli ze zdziwieniem na Draco, Hermionę i Neville’a. Niektórzy z nich starali się dostrzec, co takiego działo się w Wielkiej Sali, że ta trójka wychodzi z niej usmolona od stóp do głów i z podpalonymi, mokrymi szatami, ale mimo to z szerokimi uśmiechami na twarzy.
- Neville pobawił się w zielarza – powiedział Ślizgon, a cała trójka ponownie zaczęła zwijać się ze śmiechu.
***
- Była wysoka prawie pod sam sufit! – opowiadał Gryfon – Nie wiem, jak udało mi się ją tak powiększyć. Chciałem, żeby miała rozmiary labradora, nic większego.
Wszyscy siódmoklasiści z zaciekawieniem słuchali historii chłopaka o tym, co wydarzyło się w czasie egzaminu. Niektórzy się śmiali, a niektórzy żałowali, że nie mogli zobaczyć tego na żywo.
- Neville, weź ze sobą aparat na egzamin z eliksirów – rzucił kąśliwie Seamus, powodując jeszcze większą falę śmiechu – Zapewne dostarczysz niezłego materiału do zdjęć. W najgorszym wypadku wysadzisz tylko Wielką Salę w powietrze.
W Wieży Godryka Griffindora odbywała się właśnie impreza z okazji zakończenia pierwszego dnia egzaminów i akcji Neville’a z tentakulą. Jednak nie wszyscy Gryfoni chcieli uczestniczyć w zabawie. Niektórzy woleli się pouczyć, inni odpocząć, a jeszcze inni wymknąć się z zamku na spacer w świetle księżyca z pewnym przystojnym Ślizgonem…
***
- Nie wiedziałam, że lubisz ptaki – powiedziała, uśmiechając się.
Draco mocno trzymał jej rękę. Szli w bliżej nieokreślonym kierunku. Było już po 22, więc gdyby ktoś ich przyłapał, nie skończyłoby się to dobrze, ale oni zdawali się tym nie przejmować. Po prostu szli nie zważając na konsekwencje przyłapania ich poza zamkiem.
- Od czasu do czasu warto pouczyć się takich bezsensownych zaklęć – zaśmiał się.
- Avis wcale nie jest bezsensowne – oburzyła się Miona – Razem z Opugno dają całkiem ciekawe efekty. W szóstej klasie Ron musiał uciekać przed tymi efektami – zachichotała.
Zapadła cisza. Nie była niezręczna. Oboje cieszyli się swoim towarzystwem. Było im razem dobrze. Nawet, kiedy z ust tych dwojga nie padały żadne słowa.
- Niedługo mam urodziny – powiedział nagle Draco – Robimy ogromną imprezę w Salonie Ślizgonów. Przyjdziesz?
- Po ile bilety? – zachichotała Hermiona.
- Jak dla ciebie, to wstęp wolny. W końcu jesteś z prasy.
- Uważaj, bo jeszcze wykraczesz i stanę się drugą Ritą Skeeter.
- Nie staniesz się drugą Ritą Skeeter. Staniesz się pierwszą Hermioną Granger. Właściwie, to już nią jesteś.
Uśmiechnęła się delikatnie i cmoknęła go w policzek.
***
Egzaminy skończyły się tak szybko jak się zaczęły. Cały męczący tydzień przeleciał w mgnieniu oka. Wszyscy uczniowie poświęcili piątkowy wieczór na odpoczynek. Nikt nie zaglądał do książek, nikt nawet nie rozmawiał. Byli wykończeni.
Jedyną grupą uczniów, która nie próżnowała byli Ślizgoni. Jak jeden mąż wzięli się do prac przygotowawczych na imprezę Dracona. W Salonie pojawił się parkiet, a sofy przeniesiono w kąt. Wynaleziono również jakieś miejsce dla Fatalnych Jędz, których Draco zamówił specjalnie na tą okazję.
- Żyjesz tymi urodzinami, co? – zapytał Blaise, montując przy okazji kulę dyskotekową.
- A czym mam żyć? Ostatnie miesiące, ba, dni, wolności…
- Musisz coś wymyślić z tymi zaręczynami. Jak do końca roku tego nie zro…
- Tak, wiem. To moi rodzice rzucą się na mnie z pazurami i zaobrączkują z kimś pokroju Greengrass.
- Takie życie.
Draco westchnął.
- Urodziny to w sumie jedyna okazja… Ostatnia okazja.
- Łap Granger póki gorąca, jak to mówią – zaśmiał się Blaise – Takiej babeczki ze świecą szukać.
- Babeczki…? W których latach ty żyjesz, człowieku?
- W naszych, Dracusiu, w naszych.
- Babeczka, Jezu Chryste… - jęknął chłopak, po czym nagle ucichł – Chwila… Babeczka, mówisz?
- Kupić ci aparat słuchowy?
Ślizgon go nie słuchał. Zerwał się z miejsca i pobiegł w stronę dormitoriów.
- A ty gdzie?
- Do Pansy. Zawsze lubiła gotować.
Blaise przekrzywił głowę i wzruszył ramionami. Przyzwyczaił się do tego, że jego przyjaciel był nienormalny. Znali się od prawie 20 lat. Nie takie głupoty w życiu robili.
***
- Mam się bać, tak?
Hermiona siedziała w swoim dormitorium na łóżku, a przed nią stała Ginny z pudełkiem. Miała pokazać jej strój, który przygotowała dla nich na urodziny Smoka.
- Jeżeli boisz się mojego stylu, to chyba tak. Starałam się dobrać coś klasycznego i niezbyt… Normalnego?
- Czyli wyzywającego?
- No, tak. Najpierw pokażę ci moją.
Zniknęła w łazience. Wyszła po chwili ubrana w czarną sukienkę do połowy uda. Miała grube ramiączka ozdobione na grzbiecie złotymi ćwiekami. Od samej góry do linii dekoltu była wykonana z prześwitującego czarnego materiału. Reszta była bawełniana. Ginny ubrała do tego Loubutiny, które dostała od Hermiony na urodziny. Rude włosy idealnie komponowały się z czerwoną podeszwą butów.
- Niesamowite… Wyglądasz przyzwoicie! – powiedziała Hermiona, udając zdziwienie.
- Dzięki – odszczekała Ginny z przekąsem, marszcząc nos.
- Jesteś śliczna jak się złościsz – zachichotała.
- Dobra, dobra, pani Malfoy. Czas na ciebie. Rzeczy masz w łazience.
Dziewczyna wywróciła oczami i skierowała się do drzwi. Na blacie, tuż przy zlewie zauważyła dwa pudełka. Sukienka i buty, a jakże. Uchyliła wieczko jednego z nich. Znalazła w nim złote szpilki z okrytą stopą. Bardzo jej się spodobały. Miała nadzieję, że sukienka wywrze na niej takie samo wrażenie. I tym razem Ginny się nie pomyliła. Wybrała czarną sukienkę o prostym kroju bez ramiączek. Pod linią dekoltu wyszyte było zdobienie w kształcie klamry. Wsunęła sukienkę na siebie. Wyglądała pięknie. Kiedy wyszła z łazienki, Ruda uśmiechnęła się szeroko.
- Wiedziałam, że będziesz wyglądać bosko! Czułam to!
Hermiona zachichotała.
- A sprzedawca usilnie próbował mi wmówić jakąś cukierkową sukieneczkę! Wiedziałam, wiedziałam!
- Uważaj, Gins, bo dostaniesz słowotoku. Nie jest tak źle – powiedziała z przekąsem – W sylwestra to naprawdę mnie wystraszyłaś z tym strojem na urodziny Malfoy’a.
- Polecam się na przyszłość. Ginny Weasley.
Dziewczyna parsknęła śmiechem.
- Idź już spać, młoda, bo jak twój brat odkryje, że nie ma cię w łóżku to…
- To Julie go opieprzy, jak on mnie opieprzy – powiedziała i uśmiechnęła się promiennie – Dobranoc, mój Merlinie w sukience.
- Pa, Gins.
Hermiona weszła do łazienki i przebrała się w koszulkę nocną. Sukienkę wraz z butami ponownie zapakowała do pudełka i odłożyła na biurko. Wsunęła się pod ciepłą pościel. Miejsce u jej stóp zajął Krzywołap. Leżeli sobie tak we dwójkę. Hermiona nie mówiła nic, a Krzywołap nic nie miauczał. Za to w głowach tej zgranej dwójki toczyła się burza mózgów.
Dziewczyna rozmyślała o przyszłych zaręczynach, które prawdopodobnie miały nastąpić następnego dnia na imprezie urodzinowej Draco. Zastanawiała się czy znowu stchórzy. Wiedziała, że nie może tak postępować. To było głupie i niedojrzałe. Nie mogła pozwolić sobie na takie bezsensowne zachowanie. Stwierdziła, że będzie musiała być gotowa. Ona będzie gotowa.
Natomiast rudy pers rozmyślał, czy po ślubie będą go karmić podwójnie.
~~~ OGŁOSZENIA PARAFIALNE ~~~
Mam mokrą głowę i wstawiam uprzednio zabetowany rozdział. Ponoć wstawianie przecinków idzie mi coraz lepiej ^^
Nawet nie wiecie jak śmiesznie pisze się rozdziały na komputerze stacjonarnym :O Jezusicku. Całe Her Draco powstawało na laptopie, a tu taka niespodzianka xd
A o rozdziale - jest to PRZEDOSTATNI rozdział, którego akcja dzieje się w szkole. Pozostałe siedem będzie działo się poza nią :) A roboty będzie wiele, ślub Ginny, Pansy ;) Skupię się bardzo na przyszłej rodzince - Draco, Hermiś, Krzywołapek i Georgia. Tak, będzie happy end :) Nie będę zła, nie planuję zepsuć wam czytania tej opowieści xD
Dedykuję rozdzialik tajemniczemu Puchonowi i bardzo złej dziewczynie, której za cholerę nie da się zmusić, żeby zaczęła pisać swoje Drinny. A ja już jej szablon znalazłam, no :c O tej dziewczynie będzie jeszcze sporo, więc będę ją nazywać Cholera M.. Jak gdzieś w ogłoszeniach znajdziecie Cholerę M. to znak, że mówię o Cholerze M. i jej Drinny. Boże jestem bez sensu xd Idę spać, bo ta głupota z klawiatury rzuci mi się na mózg. Ups, za późno.