"Raz kolejny kochaliśmy, nie dotrwawszy do końca"
Obiad jedli w błyskawicznym tempie i niemal w milczeniu. Hermiona nerwowo zerkała na swojego ojca, którego wzrok usilnie próbował dorwać Draco. Dziewczyna miała wrażenie, że gdyby nie czujne spojrzenie matki, Paul Granger rzuciłby się na niego za niestaranne jedzenie steka bądź dziwne nabijanie ogórków z sałatki na widelec. Kiedy ostatnia osoba odłożyła sztućce, pani Granger zerwała się z siedzenia i zaprosiła wszystkich do salonu na kawę. Dyskretnie spojrzała na Hermionę dając jej znak, że to ona przejmuje na chwilę obecną dowodzenie i wszystkie szkody w mieniu wywołane bójką obu panów będą jej winą. Kobieta skierowała się do kuchni, zostawiając córkę z ojcem i Draco.
- Siadajcie – powiedział Paul Granger, wskazując swoją ręką na kanapę.
Sam usiadł na swoim ulubionym fotelu i westchnął. Hermiona mruknęła coś pod nosem, po czym zaczęła stukać kolanem o kolano jak mała dziewczynka. Draco nie był wcale bardziej rozluźniony od niej.
- Także tego… - wydukał chłopak.
- Jak się poznaliście? – zapytał w końcu pan Granger, choć przyszło mu to z niemałym trudem.
Hermiona spojrzała na Draco, dając mu do zrozumienia, żeby to on odpowiedział na to pytanie. W końcu nie nad nią wisiała groźba śmierci z rąk dentysty.
- Więc… Więc znamy się ze szkoły. Należałem do Slytherinu, Hermiona do Gryffindoru, co jest oczywiste, i… Cóż, po wojnie nasze drogi jakoś się spotkały. Dużo zależało od polepszenia moich relacji z Harrym Potterem… - zaczął Draco, ale kiedy zdążył się rozkręcić, ojciec Hermiony przerwał mu w niezbyt grzeczny sposób.
- Polepszenia… Czy powiedziałeś, że należałeś do Slytherinu?
- Tak…
- Mógłbyś powtórzyć swoje imię?
- Draco. Draco Malfoy.
W tym momencie Paul Granger wstał nagle z fotela i udał się do kuchni. Draco natomiast spojrzał na Hermionę lekko zdziwiony i wystraszony reakcją jej ojca.
- Powiedziałem coś nie tak?
- Obawiam się, że niestety tak… – powiedziała Hermiona, zakładając niesforny kosmyk włosów za ucho i lekko podnosząc się, by sprawdzić, czy spokojnie może kontynuować swoją wypowiedź – Trzeba było od razu przyznać, że jesteś moim narzeczonym, a nie bawić się w przyjaciół i chowanie pierścionka.
- Wygląda na to, że najbliższe noce spędzę na kanapie, przyjaciółko – mruknął chłopak i bez żadnej zapowiedzi pocałował Hermionę w szyję.
Ta odskoczyła od niego z piskiem, nie spodziewając się tego gestu. Na domiar złego do pokoju ponownie wszedł starszy mężczyzna, tym razem z żoną. Kobieta położyła tacę z kawą na stole i uśmiechnęła się do córki. Zajęła miejsce na drugim fotelu. Draco zmieszał się nieco obawiając się, że mogli zauważyć chwilowy przejaw czułości wobec dziewczyny. Zaplótł palce w koszyczek i zaczął bawić się nerwowo kciukami, uciekając wzrokiem w stronę zdjęć rodzinnych Grangerów.
- A więc, Draco… Mogę ci tak mówić? – zaczęła Jean Granger.
- Oczywiście.
- Widzę, że po wojnie wszyscy się zmieniliście. Byłam ciekawa, z kim Hermiona spędza tak dużo czasu w szkole. Cóż Ron skarżył się, że ich kontakty nieco się osłabiły…
- Tak, posprzeczaliśmy się trochę z tego powodu, ale teraz wszystko wróciło do normy – powiedział chłopak, lekko się rozluźniając – Teraz Hermiona ma dwóch, niekłócących się przyjaciół.
- Cieszę się, że doszliście do wspólnego porozumienia.
Paul siedział niewzruszony na fotelu z lekko naburmuszoną miną. Jedynie palce wbijające się w oparcie fotela zdradzały, jak bardzo dość ma dzisiejszego dnia.
- Co zdecydowałeś robić się po Hogwarcie? Znalazłeś już pracę, mieszkanie, kobietę życia? – zapytała znów matka dziewczyny, ignorując pełne wyrzutu spojrzenie Hermiony.
- Mamo! – jęknęła zażenowana – Myślę, że są to prywatne sprawy Dracona, a my rozmawiamy, a nie prowadzimy przesłuchanie – prychnęła zirytowana.
- Nie, nie. Nie szkodzi. Cóż, pracy na razie szukam… Myślałem nad zawodem magomedyka lub też pracy w ministerstwie. Póki co, nie potrafię się na ten temat wypowiedzieć. Mam również posiadłość w górach, w Lake District. Co do kobiety życia… Powiedzmy, że mam już pewne plany – odpowiedział z czarującym uśmiechem.
- Niektórzy zupełnie się nie zmieniają, prawda, Malfoy?
Trzy pary oczu spojrzały na głowę rodziny. Hermiona błagała w duchu, żeby to, co przed chwilą usłyszała, było jedynie przesłyszeniem.
- Przepraszam? – Draco lekko zmarszczył brwi.
Chłopak momentalnie przeistoczył się w urażonego rycerza, któremu ktoś rzucił rękawicę. W tym momencie jego dziewczyna ponownie błagała, tym razem o to, żeby rękawica nie została przez niego przyjęta.
- Przeprosiny przyjęte – powiedział jadowicie Paul.
Draco zerwał się na równe nogi. W tym samym momencie w powietrze wyskoczyła Hermiona. Złapała go za rękę chcąc, żeby nieco się uspokoił.
- Pokażę ci pokój gościnny – powiedziała i pociągnęła go w stronę schodów.
Chłopak po drodze złapał walizki. Chwilę później słychać było jedynie odgłosy butów uderzających o drewniane schody.
- Siadajcie – powiedział Paul Granger, wskazując swoją ręką na kanapę.
Sam usiadł na swoim ulubionym fotelu i westchnął. Hermiona mruknęła coś pod nosem, po czym zaczęła stukać kolanem o kolano jak mała dziewczynka. Draco nie był wcale bardziej rozluźniony od niej.
- Także tego… - wydukał chłopak.
- Jak się poznaliście? – zapytał w końcu pan Granger, choć przyszło mu to z niemałym trudem.
Hermiona spojrzała na Draco, dając mu do zrozumienia, żeby to on odpowiedział na to pytanie. W końcu nie nad nią wisiała groźba śmierci z rąk dentysty.
- Więc… Więc znamy się ze szkoły. Należałem do Slytherinu, Hermiona do Gryffindoru, co jest oczywiste, i… Cóż, po wojnie nasze drogi jakoś się spotkały. Dużo zależało od polepszenia moich relacji z Harrym Potterem… - zaczął Draco, ale kiedy zdążył się rozkręcić, ojciec Hermiony przerwał mu w niezbyt grzeczny sposób.
- Polepszenia… Czy powiedziałeś, że należałeś do Slytherinu?
- Tak…
- Mógłbyś powtórzyć swoje imię?
- Draco. Draco Malfoy.
W tym momencie Paul Granger wstał nagle z fotela i udał się do kuchni. Draco natomiast spojrzał na Hermionę lekko zdziwiony i wystraszony reakcją jej ojca.
- Powiedziałem coś nie tak?
- Obawiam się, że niestety tak… – powiedziała Hermiona, zakładając niesforny kosmyk włosów za ucho i lekko podnosząc się, by sprawdzić, czy spokojnie może kontynuować swoją wypowiedź – Trzeba było od razu przyznać, że jesteś moim narzeczonym, a nie bawić się w przyjaciół i chowanie pierścionka.
- Wygląda na to, że najbliższe noce spędzę na kanapie, przyjaciółko – mruknął chłopak i bez żadnej zapowiedzi pocałował Hermionę w szyję.
Ta odskoczyła od niego z piskiem, nie spodziewając się tego gestu. Na domiar złego do pokoju ponownie wszedł starszy mężczyzna, tym razem z żoną. Kobieta położyła tacę z kawą na stole i uśmiechnęła się do córki. Zajęła miejsce na drugim fotelu. Draco zmieszał się nieco obawiając się, że mogli zauważyć chwilowy przejaw czułości wobec dziewczyny. Zaplótł palce w koszyczek i zaczął bawić się nerwowo kciukami, uciekając wzrokiem w stronę zdjęć rodzinnych Grangerów.
- A więc, Draco… Mogę ci tak mówić? – zaczęła Jean Granger.
- Oczywiście.
- Widzę, że po wojnie wszyscy się zmieniliście. Byłam ciekawa, z kim Hermiona spędza tak dużo czasu w szkole. Cóż Ron skarżył się, że ich kontakty nieco się osłabiły…
- Tak, posprzeczaliśmy się trochę z tego powodu, ale teraz wszystko wróciło do normy – powiedział chłopak, lekko się rozluźniając – Teraz Hermiona ma dwóch, niekłócących się przyjaciół.
- Cieszę się, że doszliście do wspólnego porozumienia.
Paul siedział niewzruszony na fotelu z lekko naburmuszoną miną. Jedynie palce wbijające się w oparcie fotela zdradzały, jak bardzo dość ma dzisiejszego dnia.
- Co zdecydowałeś robić się po Hogwarcie? Znalazłeś już pracę, mieszkanie, kobietę życia? – zapytała znów matka dziewczyny, ignorując pełne wyrzutu spojrzenie Hermiony.
- Mamo! – jęknęła zażenowana – Myślę, że są to prywatne sprawy Dracona, a my rozmawiamy, a nie prowadzimy przesłuchanie – prychnęła zirytowana.
- Nie, nie. Nie szkodzi. Cóż, pracy na razie szukam… Myślałem nad zawodem magomedyka lub też pracy w ministerstwie. Póki co, nie potrafię się na ten temat wypowiedzieć. Mam również posiadłość w górach, w Lake District. Co do kobiety życia… Powiedzmy, że mam już pewne plany – odpowiedział z czarującym uśmiechem.
- Niektórzy zupełnie się nie zmieniają, prawda, Malfoy?
Trzy pary oczu spojrzały na głowę rodziny. Hermiona błagała w duchu, żeby to, co przed chwilą usłyszała, było jedynie przesłyszeniem.
- Przepraszam? – Draco lekko zmarszczył brwi.
Chłopak momentalnie przeistoczył się w urażonego rycerza, któremu ktoś rzucił rękawicę. W tym momencie jego dziewczyna ponownie błagała, tym razem o to, żeby rękawica nie została przez niego przyjęta.
- Przeprosiny przyjęte – powiedział jadowicie Paul.
Draco zerwał się na równe nogi. W tym samym momencie w powietrze wyskoczyła Hermiona. Złapała go za rękę chcąc, żeby nieco się uspokoił.
- Pokażę ci pokój gościnny – powiedziała i pociągnęła go w stronę schodów.
Chłopak po drodze złapał walizki. Chwilę później słychać było jedynie odgłosy butów uderzających o drewniane schody.
***
- Możesz mi wytłumaczyć, dlaczego twój ojczulek mnie tak nie znosi?! – warknął, kiedy zamknęła za nimi drzwi.
Hermiona zrezygnowana, usiadła na łóżku z cichym westchnięciem.
- Och, Draco… To normalne. Czego się spodziewałeś? Parady i pokazu fajerwerków na twoją cześć, bo wreszcie zabierasz córkę od rodziców?
- Nie. Ludzkiego traktowania.
Dziewczyna wywróciła oczami.
- Moja mama stara się przyjąć cię ciepło. To, że jest ciekawa, przez co trochę jej to nie wychodzi, to druga sprawa – prychnęła.
- A tatuś?
- Tata jest zazdrosny, jak każdy ojciec o córkę. Założę się, że jak my będziemy mieli córkę, a ta któregoś dnia przyprowadzi do nas jej narzeczonego albo chłopaka, będziesz reagował tak samo.
- To jest jakieś piekło.
- To jest mój dom rodzinny. Piekło, przypuszczam, będzie u ciebie.
- Nie przypuszczaj, a przygotuj się na nie. Ojciec nas chyba zabije.
- Trzeba było wysłać im po prostu zaproszenie na ślub.
- Wylać na nich kubeł zimnej wody? Och tak, z pewnością to ukoi mojego rozgorączkowanego ojca – zironizował.
- Z teoretycznego punktu widzenia zimna woda ochła…
- TO BYŁA PRZENOŚNIA, HERMIONO! – krzyknął, powoli tracąc nad sobą panowanie – Trzeba było zostać w domu…
- Tak czy inaczej, kiedyś musiałeś tu przyjechać. Na pewno kiedyś się polubicie.
- Jakoś w to wątpię.
Dziewczyna spojrzała na Draco z lekkim smutkiem i bez słowa wyszła z pokoju. Zeszła po schodach i skierowała się do kuchni. Stał tam jej ojciec, który dopiero teraz sięgnął po kawę, przygotowaną przez jego żona.
- Dlaczego byłeś dla niego taki zgryźliwy? – zapytała.
- Po co go tu przyprowadziłaś? – odbił piłeczkę.
- Bo jest dla mnie kimś ważnym. Chciałam żebyście go poznali.
- To znaczy?
Hermiona mruknęła coś pod nosem wściekła jak naprawdę rzadko. Sięgnęła do kieszeni jeansów i wyciągnęła pierścionek z brylantem. Wcisnęła go w dłoń ojcu.
- Tak ważnym – powiedziała i wyszła.
Hermiona zrezygnowana, usiadła na łóżku z cichym westchnięciem.
- Och, Draco… To normalne. Czego się spodziewałeś? Parady i pokazu fajerwerków na twoją cześć, bo wreszcie zabierasz córkę od rodziców?
- Nie. Ludzkiego traktowania.
Dziewczyna wywróciła oczami.
- Moja mama stara się przyjąć cię ciepło. To, że jest ciekawa, przez co trochę jej to nie wychodzi, to druga sprawa – prychnęła.
- A tatuś?
- Tata jest zazdrosny, jak każdy ojciec o córkę. Założę się, że jak my będziemy mieli córkę, a ta któregoś dnia przyprowadzi do nas jej narzeczonego albo chłopaka, będziesz reagował tak samo.
- To jest jakieś piekło.
- To jest mój dom rodzinny. Piekło, przypuszczam, będzie u ciebie.
- Nie przypuszczaj, a przygotuj się na nie. Ojciec nas chyba zabije.
- Trzeba było wysłać im po prostu zaproszenie na ślub.
- Wylać na nich kubeł zimnej wody? Och tak, z pewnością to ukoi mojego rozgorączkowanego ojca – zironizował.
- Z teoretycznego punktu widzenia zimna woda ochła…
- TO BYŁA PRZENOŚNIA, HERMIONO! – krzyknął, powoli tracąc nad sobą panowanie – Trzeba było zostać w domu…
- Tak czy inaczej, kiedyś musiałeś tu przyjechać. Na pewno kiedyś się polubicie.
- Jakoś w to wątpię.
Dziewczyna spojrzała na Draco z lekkim smutkiem i bez słowa wyszła z pokoju. Zeszła po schodach i skierowała się do kuchni. Stał tam jej ojciec, który dopiero teraz sięgnął po kawę, przygotowaną przez jego żona.
- Dlaczego byłeś dla niego taki zgryźliwy? – zapytała.
- Po co go tu przyprowadziłaś? – odbił piłeczkę.
- Bo jest dla mnie kimś ważnym. Chciałam żebyście go poznali.
- To znaczy?
Hermiona mruknęła coś pod nosem wściekła jak naprawdę rzadko. Sięgnęła do kieszeni jeansów i wyciągnęła pierścionek z brylantem. Wcisnęła go w dłoń ojcu.
- Tak ważnym – powiedziała i wyszła.
***
Tonks wylegiwała się na kanapie w salonie domu przyszłych państwa Potterów. Pan Potter znajdował się niedaleko, w półleżącej pozycji oglądając telewizję. Przyszła pani Potter nakrywała stół. Pomagał jej pan Zabini, który był jedynym elementem psującym kompozycję idealnej pary z własnym psem.
- Harry, chodź. Gotowe – zawołała Ruda.
Nigdy nie była dobrą kucharką. Od małej dziewczynki, czas wolała spędzać na podwórku bawiąc się z braćmi niż w domu pomagać mamie. Jedynym daniem, które wyniosła z domu, to zupa ogonowa. Właściwie nie wiedziała, dlaczego akurat ten przepis zapadł jej w pamięci, skoro nienawidziła tego dania.
Blaise był jej całkowitym przeciwieństwem. Jego matka bardziej przejmowała się swoimi romansami i majątkiem niż własnym synem, więc potrzeba jedzenia ciepłych posiłków zmusiła go do gotowania już od najmłodszych lat. Z czasem polubił przebywanie w kuchni, a dobrze przygotowane danie było dla niego o wiele cenniejsze niż najdroższe dzieła sztuki.
- Kaczka w sosie śliwkowym. Mam nadzieję, że będzie smakować – powiedział nakładając na talerze.
Ginny delektowała się daniem tak samo jak Blaise. Podziwiała go za tak wielkie samozaparcie i chęć do tworzenia czegoś, czym może dzielić się z innymi. Harry natomiast dźgał kaczkę jakby postać, którą przyjmowała na jego talerzu była jeszcze opierzona i żywa.
- Co jest Potter? Nie smakuje? – zapytał Zabini, uśmiechając się do przyjaciela.
- Powiedzmy, że jestem umiarkowanym fanem ptaków.
- Mi bardzo smakuje – wtrąciła Ruda – Jak zrobiłeś ten sos?
- Cały jego sekret tkwi w połączeniu śliwek z cukrem palmowym. To on dodaje tej specyficznej słodkości. Cynamon też jest ważną partią sosu.
Chłopak zaczął tłumaczyć przyjaciółce całą procedurę przygotowywania tego dania, a ta wpatrywała się w niego jak w obrazek. Harry obserwował tę scenkę z niezbyt zadowoloną miną. Kiedy Blaise złapał Ginny za rękę, żywo gestykulując, Potter nie wytrzymał, podniósł się energicznie, przesuwając głośno krzesło. Zwrócił tym uwagę przyjaciela, dziewczyny i nawet wybudzonego ze snu psa.
- Idę na spacer – powiedział i złapał za smycz.
Gwizdnął na Tonks i oboje wyszli z domu. Blaise spojrzał na Ginny lekko zakłopotany. Ta wbiła wzrok w talerz i ponownie zaczęła jeść. Po chwili jednak rzuciła sztućcami o stół i zaczęła ciężko oddychać. Z jej oczu poleciały pierwsze łzy.
- Przepraszam Ginny. Powinienem wynieść się do Lake District na te kilka dni. Pomiędzy tobą a Harrym nie jest dobrze, a ja tylko pogarszam sytuację.
- Przepraszam cię, ale chyba pójdę na chwilę do siebie – powiedziała i wstała od stołu.
Ruszyła w kierunku schodów, ale rozmyśliła się. Zawróciła i podeszła do chłopaka. Nachyliła się nad nim i pocałowała go w policzek.
- Dziękuję za pyszny obiad.
- Harry, chodź. Gotowe – zawołała Ruda.
Nigdy nie była dobrą kucharką. Od małej dziewczynki, czas wolała spędzać na podwórku bawiąc się z braćmi niż w domu pomagać mamie. Jedynym daniem, które wyniosła z domu, to zupa ogonowa. Właściwie nie wiedziała, dlaczego akurat ten przepis zapadł jej w pamięci, skoro nienawidziła tego dania.
Blaise był jej całkowitym przeciwieństwem. Jego matka bardziej przejmowała się swoimi romansami i majątkiem niż własnym synem, więc potrzeba jedzenia ciepłych posiłków zmusiła go do gotowania już od najmłodszych lat. Z czasem polubił przebywanie w kuchni, a dobrze przygotowane danie było dla niego o wiele cenniejsze niż najdroższe dzieła sztuki.
- Kaczka w sosie śliwkowym. Mam nadzieję, że będzie smakować – powiedział nakładając na talerze.
Ginny delektowała się daniem tak samo jak Blaise. Podziwiała go za tak wielkie samozaparcie i chęć do tworzenia czegoś, czym może dzielić się z innymi. Harry natomiast dźgał kaczkę jakby postać, którą przyjmowała na jego talerzu była jeszcze opierzona i żywa.
- Co jest Potter? Nie smakuje? – zapytał Zabini, uśmiechając się do przyjaciela.
- Powiedzmy, że jestem umiarkowanym fanem ptaków.
- Mi bardzo smakuje – wtrąciła Ruda – Jak zrobiłeś ten sos?
- Cały jego sekret tkwi w połączeniu śliwek z cukrem palmowym. To on dodaje tej specyficznej słodkości. Cynamon też jest ważną partią sosu.
Chłopak zaczął tłumaczyć przyjaciółce całą procedurę przygotowywania tego dania, a ta wpatrywała się w niego jak w obrazek. Harry obserwował tę scenkę z niezbyt zadowoloną miną. Kiedy Blaise złapał Ginny za rękę, żywo gestykulując, Potter nie wytrzymał, podniósł się energicznie, przesuwając głośno krzesło. Zwrócił tym uwagę przyjaciela, dziewczyny i nawet wybudzonego ze snu psa.
- Idę na spacer – powiedział i złapał za smycz.
Gwizdnął na Tonks i oboje wyszli z domu. Blaise spojrzał na Ginny lekko zakłopotany. Ta wbiła wzrok w talerz i ponownie zaczęła jeść. Po chwili jednak rzuciła sztućcami o stół i zaczęła ciężko oddychać. Z jej oczu poleciały pierwsze łzy.
- Przepraszam Ginny. Powinienem wynieść się do Lake District na te kilka dni. Pomiędzy tobą a Harrym nie jest dobrze, a ja tylko pogarszam sytuację.
- Przepraszam cię, ale chyba pójdę na chwilę do siebie – powiedziała i wstała od stołu.
Ruszyła w kierunku schodów, ale rozmyśliła się. Zawróciła i podeszła do chłopaka. Nachyliła się nad nim i pocałowała go w policzek.
- Dziękuję za pyszny obiad.
***
Hermiona leżała w swoim ciepłym łóżku przykryta po nos. Było jej niesamowicie zimno, choć nie wiedziała, z jakiego powodu. Początkowo spała przy otwartym oknie i stwierdziła, że to może być wynikiem tego chłodu w pokoju. Kiedy okno zostało zamknięte, a pokój odzyskał swoją dawną temperaturę, nie rozumiała, dlaczego nadal jest jej tak zimno. Dopiero później przyszło jej do głowy, że po raz pierwszy od bardzo dawna śpi, a raczej spać powinna, sama. Jej ciało przyzwyczaiło się już do miłego ciepła, którym dzielił się z nią Malfoy. Po kilkunastu minut rozważania za i przeciw, wstała i przeszła dwa pokoje dalej, gdzie spał Draco. Był rozwalony na całej szerokości łóżka, co tylko dodawało mu uroku. Hermiona, z niemałym trudem, przesunęła go nieco i wślizgnęła się na wolne miejsce. Ułożyła się wygodnie, kładąc głowę na torsie chłopaka. Jego bliskość pozwoliła jej od razu zasnąć, a noc przeleciała spokojnie.
Rano obudziła się wtulona w poduszkę, którą zabrała ze sobą z pokoju. Podniosła się, a jej oczom ukazał się jej osobisty Bóg, leżący na brzuchu i wpatrujący się w nią uważnie. Miał cudownie zmierzwione włosy i szeroki uśmiech na twarzy. Widocznie, kiedy zauważył, że Hermiona się przebudza, przerwał ubieranie się, bo miał na sobie tylko ciemnoniebieskie jeansy.
- Dzień dobry – mruknął słodko.
- Długo mnie obserwujesz? – zapytała i przeciągnęła się.
- Mniej więcej od piętnastu minut. Było ci zimno, dlatego przyszłaś?
- Tak. Skąd wiedziałeś?
- Miałem to samo – zaśmiał się – Ale w przeciwieństwie do ciebie mam własne sposoby, żeby się rozgrzać.
Hermiona spojrzała na niego podejrzliwie.
- Jesteś zboczony.
- A czy ja powiedziałem coś zboczonego? To ty masz nieczyste myśli, Granger – zaczął się śmiać w niebogłosy – Czy wymiana kołdry na grubszą, jest czymś zboczonym?
- Nie – odpowiedziała i zarumieniła się uroczo.
Przybliżył się i pocałował ją, wplatając palce w jej włosy. Ona objęła go ramionami, dając się porwać tej cudownej chwili. Kochała jego bliskość, te chwile tylko dla nich. W końcu puścił ją, spojrzał w jej piękne oczy i uśmiechnął się delikatnie, kiedy zalśniły w nich błyszczące iskierki.
- Wiesz, że cię kocham, prawda? – zapytała.
Draco nie odpowiedział. Wciąż z uśmiechem wpatrywał się w jej oczy. Po chwili milczenia, powiedział:
- Dobra, Hermiś. Wstajemy. Wyglądasz jak pudel przed ondulacją. Trzeba rozczesać tę szopę.
Złapała za najbliższą poduszkę i zdzieliła go nią po głowie.
- Tak, wiem, że mnie kochasz! Ja też cię kocham! – powiedział, broniąc się przed kolejnymi ciosami zadawanymi przez dziewczynę.
- Znacznie lepiej – zachichotała i wstała z łóżka.
Rano obudziła się wtulona w poduszkę, którą zabrała ze sobą z pokoju. Podniosła się, a jej oczom ukazał się jej osobisty Bóg, leżący na brzuchu i wpatrujący się w nią uważnie. Miał cudownie zmierzwione włosy i szeroki uśmiech na twarzy. Widocznie, kiedy zauważył, że Hermiona się przebudza, przerwał ubieranie się, bo miał na sobie tylko ciemnoniebieskie jeansy.
- Dzień dobry – mruknął słodko.
- Długo mnie obserwujesz? – zapytała i przeciągnęła się.
- Mniej więcej od piętnastu minut. Było ci zimno, dlatego przyszłaś?
- Tak. Skąd wiedziałeś?
- Miałem to samo – zaśmiał się – Ale w przeciwieństwie do ciebie mam własne sposoby, żeby się rozgrzać.
Hermiona spojrzała na niego podejrzliwie.
- Jesteś zboczony.
- A czy ja powiedziałem coś zboczonego? To ty masz nieczyste myśli, Granger – zaczął się śmiać w niebogłosy – Czy wymiana kołdry na grubszą, jest czymś zboczonym?
- Nie – odpowiedziała i zarumieniła się uroczo.
Przybliżył się i pocałował ją, wplatając palce w jej włosy. Ona objęła go ramionami, dając się porwać tej cudownej chwili. Kochała jego bliskość, te chwile tylko dla nich. W końcu puścił ją, spojrzał w jej piękne oczy i uśmiechnął się delikatnie, kiedy zalśniły w nich błyszczące iskierki.
- Wiesz, że cię kocham, prawda? – zapytała.
Draco nie odpowiedział. Wciąż z uśmiechem wpatrywał się w jej oczy. Po chwili milczenia, powiedział:
- Dobra, Hermiś. Wstajemy. Wyglądasz jak pudel przed ondulacją. Trzeba rozczesać tę szopę.
Złapała za najbliższą poduszkę i zdzieliła go nią po głowie.
- Tak, wiem, że mnie kochasz! Ja też cię kocham! – powiedział, broniąc się przed kolejnymi ciosami zadawanymi przez dziewczynę.
- Znacznie lepiej – zachichotała i wstała z łóżka.
***
- Dolina Godryka przypomina mi nieco Hogsmeade. Czuję się tu tak, jakbym miał za chwilę znaleźć się w Hogwarcie i uczyć się eliksirów – powiedział Blaise.
Spacerowali razem z Ginny po okolicy od śniadania. Dochodziła dwunasta, a ludzie powoli pojawiali się na ulicach. Zahaczyli o bar należący do starej czarownicy, chcąc zjeść porcję lodów z alkoholem. W środku spotkali Syriusza, który czytając Proroka Codziennego, zajadał się amerykańską wersją naleśników. Na stoliku miał również czarną kawę, która już dawno wystygła.
- Tak zdradzać własne państwo, jedząc wytwór amerykanów? Nieładnie Syriuszu – zażartował chłopak – Możemy się dosiąść?
Syriusz podniósł wzrok znad gazety i uśmiechnął się.
- Ginny, Blaise. Oczywiście, siadajcie.
Ruda zajęła miejsce na wolnym krześle, a Diabeł zadeklarował się, że pójdzie złożyć zamówienie. Kiedy chłopak odszedł, mina Syriusza straciła przyjemny wyraz.
- Ginny, dlaczego non stop widuję cię z Blaisem? – zapytał ostro, nie siląc się na zachowanie jakiejkolwiek uprzejmości w głosie.
- Przeżywam trudny okres z Harrym, a Blaise…
- Myślisz, że przebywanie z Zabinim wszystko załatwi między tobą a Harrym, tak?
- Syriuszu, przyjaźnię się z nim, więc dlaczego nie mamy spędzać razem czasu?
- Spójrz na serdeczny palec lewej dłoni i powtórz to pytanie.
Przerwali tę wymianę zdań, ponieważ do stolika wrócił Blaise, trzymając dwa pucharki lodów śmietankowych z ajerkoniakiem. Syriusz pożegnał się i odniósł talerz na ladę. Przed wyjściem spojrzał na Ginny, chcąc, by nie zapomniała o ich rozmowie. Dziewczyna lekko zmieszana wlepiła wzrok w lody i zaczęła je dłubać aż do chwili, kiedy ojciec chrzestny Harry’ego nie opuścił lokalu.
- O czym rozmawialiście? – zapytał, zatapiając łyżkę w śmietankowej masie.
- Typowa pogaduszka. Co tam u nas, co u niego. I tak dalej – odpowiedziała, ale bez większego przekonania w głosie.
- I co? Tak po prostu powiedziałaś, że się kłócicie?
Nie odpowiedziała. On złapał ją za rękę i pogładził delikatnie kciukiem wierzch jej dłoni. Spojrzała na niego smutnymi oczami. Uśmiechnął się, starając ją jakoś pocieszyć. Mimo to Ginny powróciła do dłubania w lodach.
- Wcinaj – powiedział, próbując ją zachęcić.
Po kilku minutach smutku, zły humor po prostu uleciał, a Ruda zaczęła pałaszować prawie całkowicie roztopione lody. Płynną resztkę dokładnie wymieszała z alkoholem i wypiła duszkiem. Kiedy opuściła pucharek, spojrzała na Zabiniego z uśmiechem na twarzy. Ten roześmiał się na cały bar, zwracając na siebie uwagę dwóch pozostałych przebywających w nim osób.
- A co to jakaś moda na wąsy, Wiewióro? – zapytał, ocierając łzy rozweselenia.
Gin złapała za metalowy stojak na serwetki i przejrzała się w nim. Nad ustami widniał szlaczek utworzony z lodów śmietankowych z ajerkoniakiem, tworząc lodowe wąsy. Również się roześmiała. Sięgnęła po serwetkę w tym samym czasie co Blaise. Odsunęła rękę.
- Daj, wytrę ci te wąsy.
Przejechał delikatnie serwetką po jej twarzy. Ponownie zerknęła w prowizoryczne lusterko. Po chwili przybrała pobłażliwą minę i spojrzała na chłopaka z politowaniem.
- Serio? Czy ja ci przypominam Hitlera, żeby dorabiać mi takie wąsy?
- Gdyby cię przefarbować i zmienić fryzurę… - zaczął gdybać, po czym się roześmiał.
Dziewczyna parsknęła śmiechem i wstała, by odnieść puste pucharki do okienka zwrotu naczyń. Blaise zaczekał na nią przy drzwiach, a następnie puścił ją pierwszą. Postanowili powoli wracać do domu, żeby nie zmuszać Harry’ego do samodzielnych eksperymentów w kuchni. Oboje uznali, że w najlepszym razie skończyłoby się to pożarem domu.
Po kilkunastu minutach spaceru znaleźli się pod domem Harry’ego. Ginny zaczęła wchodzić po schodkach na malutkie wzniesienie, by otworzyć drzwi, ale Zabini złapał ją za rękę. Odwróciła się nieco zdziwiona jego zachowaniem. Pociągnął ją w stronę bramki prowadzącej do ogrodu od zewnętrznej strony domu. Znaleźli się na tyłach domu. Chłopak wciąż nie puszczał jej ręki. W końcu schowali się w gęstych krzewach należących do posesji. Blaise przyparł ją do siatki, której nieprzyjemne wbijanie się w plecy czułaby zapewne, gdyby nie niebezpiecznie szybkie kołatanie serca. Rude włosy zmierzwiły się całkowicie, zaczepiając się o druty siatki. W końcu stało się to, czego bardzo chciała i czekała na to bardzo długo, choć nie potrafiła się do tego przyznać przed samą sobą.
Usta jej i Blaise’a połączyły się po raz pierwszy. Chłopak całował zupełnie inaczej niż Harry. Był delikatny i czuły, ale jednocześnie pełen miłości, której Ruda do tej pory nie posmakowała. Ten pocałunek był najlepszym w jej całym życiu. Pozwoliła poddać się duszą i ciałem tej cudownej chwili zapomnienia. Czuła się tak idealnie, że spoglądała wtedy na swoje życie w zupełnie innych barwach. Dopiero wtedy poznała jego słodką stronę.
- Blaise? Czemu tulisz się do krzewu? – zapytał głupkowato Harry.
Dziewczyna wróciła do realnego świata. Odepchnęła od siebie Blaise’a i spojrzała na Pottera. Stał jak słup soli, wciąż nie rozumiejąc tego, co przed chwilą zobaczył.
- Ginny? – powiedział, wciąż nie wierząc własnym oczom.
Ruda spuściła wzrok. Blaise oparł się o siatkę, powoli biorąc głęboki wdech. Harry wpatrywał się w dziewczynę, chcąc zrozumieć, co się wydarzyło. Oczekiwał jakichś wyjaśnień, chciał, żeby ktokolwiek powiedział mu, co właśnie się stało. W końcu jednak przez warstwę zdumienia do jego świadomości dotarła brutalna prawda.
- Dlaczego…? – zapytał łamiącym się głosem.
Cisza, która zapadła po jego słowach ciążyła całej trójce. Z każdą sekundą stawała się coraz gorsza do zniesienia. Z oczu Ginny powoli zaczęły płynąć łzy, które swój początek miały w poczuciu winy, że czuła się lepiej w ramionach Zabiniego niż Pottera.
- Harry, mogę na słowo? – zapytał Blaise, nie mogąc patrzeć na płaczącą dziewczynę.
- Tak, to chyba dobry pomysł – odpowiedział, wciąż wpatrując się w Rudą i czekając na jakiekolwiek słowo z jej ust.
Weszli do domu przez taras zostawiając Ginny w ogrodzie samą. Blaise zamknął drzwi. Oboje przeszli do kuchni. Zabini wszedł pierwszy. Kiedy odwracał się, żeby spojrzeć na Harry’ego, ten wymierzył mu cios w twarz. Zdezorientowany chłopak zatoczył się lekko, ale podniósł głowę i spojrzał chłopakowi swojej wymarzonej dziewczyny w oczy.
- Śmiało. Uderz jeszcze raz. Zasłużyłem. Tylko proszę. Nie rób nic Ginny. To moja wina.
Harry ponownie wymierzył mu cios, a chłopak, tak ja za pierwszym razem, chwilę później spojrzał mu w oczy i powiedział:
- Tylko wiesz co? Nie żałuję tego. Zależy mi na niej, Potter. I z niej nie zrezygnuję.
- To mamy kłopot – wysyczał Harry – Bo ja też nie.
Spacerowali razem z Ginny po okolicy od śniadania. Dochodziła dwunasta, a ludzie powoli pojawiali się na ulicach. Zahaczyli o bar należący do starej czarownicy, chcąc zjeść porcję lodów z alkoholem. W środku spotkali Syriusza, który czytając Proroka Codziennego, zajadał się amerykańską wersją naleśników. Na stoliku miał również czarną kawę, która już dawno wystygła.
- Tak zdradzać własne państwo, jedząc wytwór amerykanów? Nieładnie Syriuszu – zażartował chłopak – Możemy się dosiąść?
Syriusz podniósł wzrok znad gazety i uśmiechnął się.
- Ginny, Blaise. Oczywiście, siadajcie.
Ruda zajęła miejsce na wolnym krześle, a Diabeł zadeklarował się, że pójdzie złożyć zamówienie. Kiedy chłopak odszedł, mina Syriusza straciła przyjemny wyraz.
- Ginny, dlaczego non stop widuję cię z Blaisem? – zapytał ostro, nie siląc się na zachowanie jakiejkolwiek uprzejmości w głosie.
- Przeżywam trudny okres z Harrym, a Blaise…
- Myślisz, że przebywanie z Zabinim wszystko załatwi między tobą a Harrym, tak?
- Syriuszu, przyjaźnię się z nim, więc dlaczego nie mamy spędzać razem czasu?
- Spójrz na serdeczny palec lewej dłoni i powtórz to pytanie.
Przerwali tę wymianę zdań, ponieważ do stolika wrócił Blaise, trzymając dwa pucharki lodów śmietankowych z ajerkoniakiem. Syriusz pożegnał się i odniósł talerz na ladę. Przed wyjściem spojrzał na Ginny, chcąc, by nie zapomniała o ich rozmowie. Dziewczyna lekko zmieszana wlepiła wzrok w lody i zaczęła je dłubać aż do chwili, kiedy ojciec chrzestny Harry’ego nie opuścił lokalu.
- O czym rozmawialiście? – zapytał, zatapiając łyżkę w śmietankowej masie.
- Typowa pogaduszka. Co tam u nas, co u niego. I tak dalej – odpowiedziała, ale bez większego przekonania w głosie.
- I co? Tak po prostu powiedziałaś, że się kłócicie?
Nie odpowiedziała. On złapał ją za rękę i pogładził delikatnie kciukiem wierzch jej dłoni. Spojrzała na niego smutnymi oczami. Uśmiechnął się, starając ją jakoś pocieszyć. Mimo to Ginny powróciła do dłubania w lodach.
- Wcinaj – powiedział, próbując ją zachęcić.
Po kilku minutach smutku, zły humor po prostu uleciał, a Ruda zaczęła pałaszować prawie całkowicie roztopione lody. Płynną resztkę dokładnie wymieszała z alkoholem i wypiła duszkiem. Kiedy opuściła pucharek, spojrzała na Zabiniego z uśmiechem na twarzy. Ten roześmiał się na cały bar, zwracając na siebie uwagę dwóch pozostałych przebywających w nim osób.
- A co to jakaś moda na wąsy, Wiewióro? – zapytał, ocierając łzy rozweselenia.
Gin złapała za metalowy stojak na serwetki i przejrzała się w nim. Nad ustami widniał szlaczek utworzony z lodów śmietankowych z ajerkoniakiem, tworząc lodowe wąsy. Również się roześmiała. Sięgnęła po serwetkę w tym samym czasie co Blaise. Odsunęła rękę.
- Daj, wytrę ci te wąsy.
Przejechał delikatnie serwetką po jej twarzy. Ponownie zerknęła w prowizoryczne lusterko. Po chwili przybrała pobłażliwą minę i spojrzała na chłopaka z politowaniem.
- Serio? Czy ja ci przypominam Hitlera, żeby dorabiać mi takie wąsy?
- Gdyby cię przefarbować i zmienić fryzurę… - zaczął gdybać, po czym się roześmiał.
Dziewczyna parsknęła śmiechem i wstała, by odnieść puste pucharki do okienka zwrotu naczyń. Blaise zaczekał na nią przy drzwiach, a następnie puścił ją pierwszą. Postanowili powoli wracać do domu, żeby nie zmuszać Harry’ego do samodzielnych eksperymentów w kuchni. Oboje uznali, że w najlepszym razie skończyłoby się to pożarem domu.
Po kilkunastu minutach spaceru znaleźli się pod domem Harry’ego. Ginny zaczęła wchodzić po schodkach na malutkie wzniesienie, by otworzyć drzwi, ale Zabini złapał ją za rękę. Odwróciła się nieco zdziwiona jego zachowaniem. Pociągnął ją w stronę bramki prowadzącej do ogrodu od zewnętrznej strony domu. Znaleźli się na tyłach domu. Chłopak wciąż nie puszczał jej ręki. W końcu schowali się w gęstych krzewach należących do posesji. Blaise przyparł ją do siatki, której nieprzyjemne wbijanie się w plecy czułaby zapewne, gdyby nie niebezpiecznie szybkie kołatanie serca. Rude włosy zmierzwiły się całkowicie, zaczepiając się o druty siatki. W końcu stało się to, czego bardzo chciała i czekała na to bardzo długo, choć nie potrafiła się do tego przyznać przed samą sobą.
Usta jej i Blaise’a połączyły się po raz pierwszy. Chłopak całował zupełnie inaczej niż Harry. Był delikatny i czuły, ale jednocześnie pełen miłości, której Ruda do tej pory nie posmakowała. Ten pocałunek był najlepszym w jej całym życiu. Pozwoliła poddać się duszą i ciałem tej cudownej chwili zapomnienia. Czuła się tak idealnie, że spoglądała wtedy na swoje życie w zupełnie innych barwach. Dopiero wtedy poznała jego słodką stronę.
- Blaise? Czemu tulisz się do krzewu? – zapytał głupkowato Harry.
Dziewczyna wróciła do realnego świata. Odepchnęła od siebie Blaise’a i spojrzała na Pottera. Stał jak słup soli, wciąż nie rozumiejąc tego, co przed chwilą zobaczył.
- Ginny? – powiedział, wciąż nie wierząc własnym oczom.
Ruda spuściła wzrok. Blaise oparł się o siatkę, powoli biorąc głęboki wdech. Harry wpatrywał się w dziewczynę, chcąc zrozumieć, co się wydarzyło. Oczekiwał jakichś wyjaśnień, chciał, żeby ktokolwiek powiedział mu, co właśnie się stało. W końcu jednak przez warstwę zdumienia do jego świadomości dotarła brutalna prawda.
- Dlaczego…? – zapytał łamiącym się głosem.
Cisza, która zapadła po jego słowach ciążyła całej trójce. Z każdą sekundą stawała się coraz gorsza do zniesienia. Z oczu Ginny powoli zaczęły płynąć łzy, które swój początek miały w poczuciu winy, że czuła się lepiej w ramionach Zabiniego niż Pottera.
- Harry, mogę na słowo? – zapytał Blaise, nie mogąc patrzeć na płaczącą dziewczynę.
- Tak, to chyba dobry pomysł – odpowiedział, wciąż wpatrując się w Rudą i czekając na jakiekolwiek słowo z jej ust.
Weszli do domu przez taras zostawiając Ginny w ogrodzie samą. Blaise zamknął drzwi. Oboje przeszli do kuchni. Zabini wszedł pierwszy. Kiedy odwracał się, żeby spojrzeć na Harry’ego, ten wymierzył mu cios w twarz. Zdezorientowany chłopak zatoczył się lekko, ale podniósł głowę i spojrzał chłopakowi swojej wymarzonej dziewczyny w oczy.
- Śmiało. Uderz jeszcze raz. Zasłużyłem. Tylko proszę. Nie rób nic Ginny. To moja wina.
Harry ponownie wymierzył mu cios, a chłopak, tak ja za pierwszym razem, chwilę później spojrzał mu w oczy i powiedział:
- Tylko wiesz co? Nie żałuję tego. Zależy mi na niej, Potter. I z niej nie zrezygnuję.
- To mamy kłopot – wysyczał Harry – Bo ja też nie.
~~~ OGŁOSZENIA PARAFIALNE ~~~
Nutka do rozdziału: Blueneck- Lilitu
Dedykacja dla: wszystkich nawróconych, z szczególnym uwzględnieniem mojej kochanej Loci.
Och, jak ja jestem z tego rozdziału cholernie zadowolona. O masakra. Weźcie. 7,5 strony w Wordzie to mój sukces. Podoba mi się też ten regularny przeskok Dramione, Blinny, Dramione, Blinny <3 Z opisu, który walnęłam z okazji schadzki pod siatką jestem jeszcze bardziej zadowolona :D I wiecie co, żal mi trochę Harry'ego :c To tyle chyba w tych ogłoszeniach. I przepraszam Was, że tak długo czekaliście, ale kończył mi się trymestr i było wyciąganie ocen :c
Nieogarniętym o co chodzi w dedykacji polecam lekturę "Barack Obama też pisze dramione, czyli rozprawa o przerośniętym ego".